W suterenie siedzi (bo na leżenie nie ma miejsca) kilkadziesiąt ściśniętych osób. Przeważnie ranni, leżą jeden na drugim, byle jak, nikt się nimi nie zajmuje. Bo cóż można im pomóc, jeżeli materiał sanitarny na sto kilkadziesiąt osób stanowi parę opatrunków osobistych, jeżeli nie ma lekarstw, zastrzyków, nie ma dla rannych opatrunków na zmianę, nie ma jedzenia ani picia. Z zupełną więc obojętnością słuchamy ich jęków i krzyków, jesteśmy wszystkie bezsilne, załamane, wykończone. [...]
Najgorsza jednak ze wszystkiego jest beznadziejność. Wszyscy wiemy już, że koniec jest tylko kwestią czasu. Wszyscy czekamy na śmierć i to oczekiwanie jest tak męczące.
Warszawa, 22 września
Pamiętniki żołnierzy baonu „Zośka” – Powstanie Warszawskie, Warszawa 1997.
Noce spędzamy w naszych schronach, tzn. w suterenach i piwnicach, ale w dzień rozchodzą się ludziska w świat. [...] Praga jest nadal pod obstrzałem. Od czasu do czasu gdzieś spadnie pocisk artyleryjski. Ktoś tam straci życie, ale pozostali wegetują dalej. Nikt nie zna dnia ani godziny.
Reperujemy chodnik przed domem. Zorganizowałam wynoszenie śmieci, które nas mało nie zatopiły. Wykopaliśmy duży dół z drugiej strony ulicy, pod parkanem odgradzającym tereny kolejowe. Kubełkami przenieśliśmy wszystko z drewnianego śmietnika na małym podwórku. Dół przykryliśmy ziemią. Gdy zajdzie potrzeba, będziemy kopać następne. Pilnuję sprawiedliwego podziału pracy. [...] Ustaliłam też nocne dyżury. Codziennie wywieszam w bramie kartę z dyżurami.
Warszawa, 22 września
Jadwiga Czajka, Pamiętnik mieszkanki Pragi, Warszawa 2006.