Wstałem jak zwykle pierwszy i za oknem ujrzałem niepokojący widok. Z bramy zaczął wysuwać się sznur specjalnego oddziału służby więziennej do tłumienia buntów. Byli w hełmach, mieli półtorametrowe pały. Otoczyli spacerniak wzdłuż płotu okalającego nasze baraki i stanęli z drugiej strony, między barakami a murem. Po chwili nowy dwuszereg pięćdziesięciu klawiszy wmaszerował do drugiego baraku, a jednostka ZOMO, około czterdziestu ludzi, zajęła salę widzeń. Do nas też weszli, gdyż słyszeliśmy tupot na korytarzu. Powiało grozą. Uspokoił nas okrzyk z dwójki: „Kipisz!”. Rzuciliśmy się chować nasze skarby. Słyszeliśmy stukot otwieranych drzwi do cel i gdy przyszli po nas, byliśmy gotowi. Wyprowadzono nas pojedynczo na korytarz, obszukano i zaprowadzono do świetlicy, gdzie spotkaliśmy resztę swego towarzystwa. Po godzinie zaczęto kolejno wypuszczać do cel. Wróciliśmy do siebie i zastaliśmy obraz nędzy i rozpaczy. Pościel na łóżkach powywracana razem z materacami, na podłodze nasze rzeczy osobiste, gazety, kartony, przeróżne drobiazgi — wszystko, co mogli wytrząsnąć. Okazało się w końcu, że zabrali nam grzałkę (duża strata), trochę kopert, przybory do stemplowania, ale stempli nie znaleźli.
Warszawa, ośrodek internowania w Białołęce, 27 kwietnia
Milicjant w opozycji, „Karta” nr 35/2002.