Pewnego dnia byliśmy tak wkurzeni, że postanowiliśmy tę masę narodu ruszyć. Czuliśmy, że ludzie z chęcią wyraziliby swoje niezadowolenie, ale każdy się jakoś bał. [...] Idziemy, serca nam biły jak dzwony, ale trudno, albo się uda, albo nie. Rozdawaliśmy ulotki. [...]
Cały czas domagałem się od ludzi, nawoływałem, żeby się nie bali: „Ludzie, przecież to nie ma sensu, tak się bać, jak będziemy się dalej bać, to nigdy ust nie otworzymy, nikt nigdy się nie dowie, co nam leży na sercu [...]”. No i zaczęliśmy spisywać. [...]
Wyszliśmy przed cechownię. Dopiero jak stanąłem na tym murku, gdzie jest krzyż, zobaczyłem, ile jest narodu. W pierwszej chwili się przeraziłem: „Co myśmy narobili...”. [...] To już była godzina 23.00, zjazd opóźniony, tu na nas ryczeli sztygarzy i nadsztygarzy, ale ludzie za nami byli: „Odpieprzcie się, my tu mamy swoje, ważniejsze sprawy. Wy się op... na dole, śpicie, pieniądze bierzecie z naszej pracy, to my sobie zrobimy dzisiaj wolne i ustalimy, co nas boli”. [...]
Mówię: „Chłopy, żeby nikt nie powiedział, że my tu chcemy strajkować, to ma być tylko forma protestu. Postoimy do pierwszej zmiany, jak chcecie, ustalimy, co jest ważne, co nie, idziemy do dyrektora, a wy do roboty”. – „Dobra”. Ale jak przyjechała pierwsza zmiana, zobaczyła ten tłum: „O co chodzi?”. Przeczytaliśmy im postulaty: „O chłopy, to my się już nie przebieramy, to my jesteśmy za tym!”.
Jastrzębie-Zdrój, 15/16 sierpnia „Manifest Lipcowy”
U podłoża strajku leży niewątpliwie kilka przyczyn. Po pierwsze — ogólna, rozchwiana sytuacja w kraju, pustki w sklepach, poczucie, że reforma gospodarcza nie przyniosła jakościowego skoku ekonomicznego, że zamiast być coraz lepiej — jest gorzej. [...] górnicy odczuwają wyraźne pogorszenie się swojej sytuacji materialnej na tle innych zawodów. Za płaszczyznę wynagradzania biorą średni zarobek, jaki można uzyskać w tzw. czarne dni — tj. od poniedziałku do piątku. Jako dowód gorszego położenia górników, jako element zagrożenia, odbierają pojawiające się głosy o konieczności restrukturyzacji gospodarki, rezygnacji z hołubienia przemysłu wydobywczego i ciężkiego. [...]
Kolejna przyczyna to feudalne stosunki na kopalniach. Fatalne traktowanie zwykłych górników przez nadzór, pomiatanie nimi, sobiepaństwo. arogancja. Stąd się wzięły postulaty o znacznej redukcji sztygarów i nad-sztygarów, kierowników i dyrektorów. Strajkujący myślą — skoro są to karbowi — to niech ich będzie jak najmniej. Nie będą za „darmo” zarabiać dziesiątek tysięcy złotych.
I wreszcie czwarta przyczyna wybuchu strajku (oczywiście z tych głównych): istniejące związki zawodowe zbyt słabo bronią pracowników przed wymienionymi już zagrożeniami: ekonomicznymi, prestiżowymi, przed złymi stosunkami międzyludzkimi. Stąd postulat powołania konkurencyjnych związków zawodowych. Wielu górników nie upiera się tu przy nazwie „Solidarność”. Chodzi o lepszy związek. Choć powiedzieć też trzeba, że „Solidarność” jako symbol odbierana jest jako panaceum na zagrożenie pierwsze — a więc ogólną sytuację w kraju. Z moich kontaktów wynika jednak, że przywiązanie do idei „Solidarności”— jako przeciwwagi dla — „czerwonej władzy” nie jest wielkie. Ale chyba rosnące.
Warszawa, 6 września
Polska 1986-1989. Koniec systemu. Materiały międzynarodowej konferencji Miedzeszyn, 21-23 października 1999, t. 3 „Dokumenty”, red. A. Dudek, A. Friszke, Warszawa 2002.