Większa część ludności polskiej straciła zaufanie do Rzeszy. Muszę niestety powiedzieć, że uczuć nie można zmienić w ciągu kilku dni… Mogę oświadczyć, że nastroje w szerokich kołach robotników śląskich idą w tym kierunku, że życzą sobie przyłączenia do przyszłego państwa polskiego, a ponieważ my mamy reprezentować te hasła, więc musicie panowie zrozumieć, że pod żadnym warunkiem nie możemy złożyć oświadczenia, iż dążeniom tym się przeciwstawiamy, gdyż w ten sposób podkopalibyśmy swoją egzystencję. Chciałbym jeszcze dodać, że chcemy uczynić wszystko, co w naszej mocy, aby aż do ostatecznego rozstrzygnięcia utrzymać spokój i porządek, nawet narażając się na niebezpieczeństwo zakrzyczenia. Tak zresztą w miarę sił czyniliśmy już do tej pory.
18 listopada
Tadeusz Jędruszczak, Polityka Polski w sprawie Górnego Śląska 1918–1922, Warszawa 1958.
25 milionów chłopa polskiego staje do pracy nad odbudową ojczyzny! Odpowiedzialność za losy narodu spada na nas chłopów, bo nas najwięcej. Wszyscy jesteśmy powołani do pracy, zarówno Polacy, jak i Polki! Utworzenie silnego rządu, co by strzegł granic kraju i ani jednej skiby polskiej nie oddał w obce ręce, podniósł przemysł, handel i rolnictwo, ugruntował prawdziwą oświatę powszechną i jednaką dla wszystkich dzieci matki ojczyzny, dał pracę i chleb, jej synom bezrolnym i małorolnym dostarczył gruntów, utwierdził pomyślność i szczęście wszystkich – oto cel nasz. Musimy to sami zrobić, nikt nam nie pomoże – widząc nasze starania, pobłogosławi naszym trudom!
Do stworzenia dobrego rządu potrzebny jest dobry sejm, a ten stworzymy, wybierając najlepszych ludzi, co nam Polskę zagospodarują, a my wszyscy im pomożemy życiem, mieniem i pracą.
[…]
Głos każdego Polaka i Polki powinien paść na listę Polskiego Stronnictwa Ludowego i każdy powinien popierać wszelkimi środkami pracę ludową, aby do sejmu weszli przedstawiciele ludu polskiego, tacy, którzy z niego wyszli, dla niego pracują i jego sprawy nie zdradzą. Sprawa ludu jest sprawą narodu, kto wrogiem ludu – ten wrogiem Polski.
Niech żyje niepodległa Ludowa Rzeczpospolita Polska z dostępem do morza!
Puławy, ok. 5 stycznia
Pisma ulotne stronnictw ludowych w Polsce 1895–1939, zebrali i opracowali Stanisław Kowalczyk, Aleksander Łuczak, Kraków 1971.
Motywy zmiany gabinetu były następujące:
Brak środków technicznych i brak możności wytworzenia ich w Polsce zmuszał w polityce zewnętrznej skierować wszystkie wysiłki w kierunku uzyskania od Ententy pomocy pieniężnej, aprowizacyjnej i uzyskania od niej broni.
Cel ten najłatwiej mógł być uzyskany przez ugodę z narodową demokracją.
W polityce wewnętrznej chodziło mi o to, by doprowadzić do sejmu bez zbyt ostrej formy walk wewnętrznych, które by mogły doprowadzić do krwi rozlewu.
Cel ten mógł być osiągnięty przez oparcie się na części lewicy (ludowcy – PPS), co wywołało podział całej lewicy społecznej na dwa obozy i osłabiło siłę jej uderzeń opozycyjnych.
Trudność polegała na utrzymaniu zgodności i równoległości tych dwóch linii, jednej wychylającej się z konieczności polityki zewnętrznej na prawo, drugiej wychylającej się w polityce wewnętrznej na lewo.
Trudności spiętrzyły się, gdy wbrew poprzednim przewidywaniom moim, że Niemcy dopiero w marcu poczną opuszczać swoje tereny okupacyjne Oberostu, ruch ewakuacyjny rozpoczął się o wiele wcześniej i niebezpieczeństwo wskutek tego inwazji bolszewickiej stało się jak najbardziej bliskie. Ustępujący ze Wschodu Niemcy nie są wcale rozbici i zdemoralizowani, owszem stanowią siłę, z którą trzeba się poważnie liczyć. Współdziałają oni z bolszewikami i Polskę czeka konieczność wojny z tym sojuszem niemiecko-bolszewickim, wojny, którą jedynie Polska w całej Europie musi wziąć realnie na swoje barki.
Wszystkie te fakty sprawiły, że kwestia pomocy Ententy stała się sprawą jak najbardziej palącą i stąd konieczność gabinetu Paderewskiego, przez którego, jak liczę, pomoc ta będzie mogła być uzyskana.
[...]
Katastrofalny brak amunicji, zwłaszcza niemieckiej, a przede wszystkim zupełna pustka kasy państwowej zmusiła mnie do przyśpieszenia decyzji w sprawie gabinetu fachowego. Dotychczasowy gabinet w sposób zupełnie nieopatrzny nie postarał się o możności techniczne wybijania nowych banknotów i w ostatniej chwili, gdy katastrofa finansowa już zawisła, przekonał się, że wybijanie monety może być uruchomione dopiero w połowie lutego. Poznańczycy, którzy mają w zanadrzu miliony, nie chcieli pieniędzy tych oddać do dyspozycji gabinetu Moraczewskiego.
Obecny gabinet fachowy ma przede wszystkim ułatwić uzyskanie pomocy od Ententy, która jak dotychczas obiecuje ją, ale w stopniu niedostatecznym. Po drugie, ma wybrnąć z sytuacji finansowej.
Warszawa, 17 stycznia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Żołnierze!
Pięćdziesiąt lat temu ojcowie nasi rozpoczęli walkę o niepodległość Ojczyzny. Szli nie w lśniących mundurach, lecz w łachmanach i boso, nie w przepychu techniki, lecz z strzelbami myśliwskimi i kosami na armaty i karabiny. Prowadzili wojnę rok cały, pozostając, jako żołnierze, niedoścignionym ideałem zapału, ofiarności i trwania w nierównej walce, w warunkach fizycznych jak najcięższych.
Przegrali wojnę i po ich klęsce niewola wciskać się poczęła do dusz polskich, czyniąc z Polaków nie niewolników z musu, lecz nieledwie z własnej chęci, szukających poprawy losu przez protekcję u swych panów rozbiorców i w ogóle obcych. Jako żołnierze i obrońcy Ojczyzny zostali w Polsce usunięci przez swych współczesnych gdzieś w kąt daleki jako rzecz, o której zapomnieć należy.
Dla nas, żołnierzy wolnej Polski, powstańcy 1863 r. są i pozostaną ostatnimi żołnierzami Polski walczącej o swą swobodę, pozostaną wzorem wielu cnót żołnierskich, które naśladować będziemy.
Dla uczczenia ich i upamiętnienia 1863 r. w szeregach armii polskiej wydałem rozkaz zaliczenia do szeregów wojska wszystkich weteranów 1863 r. z prawem noszenia munduru wojsk polskich w dni uroczyste. Witam ich tym rozkazem jako naszych Ojców i Kolegów.
Warszawa, 21 stycznia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Każde normalne państwo strzeże polityki zagranicznej i spraw armii zazdrośnie, jako monopolu państwowego. W państwach normalnych nikomu się nie śni prowadzić tych spraw poza państwem czy obok państwa. W państwach normalnych stronnictwo czy ludzie znają granicę, do której w tych dziedzinach mogą pójść, i ograniczają się do wpływania na czynniki państwowe, by poszły po ich linii, i nie ważą się poza [tę] granicę ani kroku zrobić.
Dotychczasowe stosunki natomiast w Polsce przypominają pod tym względem raczej – burdel niż szanujące się państwo. Nikt, kto posiada godność osobistą, znosić tego stanu nie może.
Aktorem tego palącego wstydem i hańbą widowiska, jakie daje światu dzisiejsza Polska, jestem albo ja, albo Komitet Paryski. Widowisko to uprawnia i daje piękną okazję wszystkim w Polsce do grania roli większych lub mniejszych pudli, służących na tylnych łapkach, gotowych zawsze lizać wszystkich i wszystko w imieniu Polski. Każda grupka, każdy Polaczek, zachęcony przykładem z góry, czuje się w obowiązku przed każdym oficerem obcym, przed każdym korespondentem zagranicznego pisemka meldować się i pokornie wyłuszczać swoje planiki w kwestiach polityki zagranicznej, jakie mu tylko do łba strzelą. [...]
Nic dziwnego, że każdy, kto się zetknie z Polską, musi odnieść wrażenie, że to jest targowisko niewolników, na którym każdego człowieka – czy to dlatego, że jest głupim, czy dlatego, że jest podłym, czy dlatego, że jest ambitnym – można kupić.
W takich warunkach wszystkie interesy Polski są tanie, bo przecież z każdym tańczącym i bijącym ogonem o ziemię pieskiem łatwo sobie dać radę.
Dotychczasowy ten system wydał też owoce odpowiednie.
Nikt się z Polską nie liczy i dlatego nad naszymi interesami, czy to w zaborze pruskim, czy na Spiszu i Orawie, czy na Śląsku, przechodzi się do porządku dziennego tak lekko i tak niefrasobliwie.
Warszawa, 22–26 stycznia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Z chwilą, gdy losy w ręce moje oddały ster odradzającego się państwa polskiego, postawiłem sobie, jako zasadniczy, podstawowy cel moich rządów, zwołanie Sejmu Ustawodawczego do Warszawy.
[...]
Zgodnie ze swym zasadniczym celem i głębokim przekonaniem, że w Polsce XX wieku źródłem praw może być jedynie Sejm, wybrany na podstawach demokratycznych – obu rządom, które do życia powołałem, stawiałem jako główny warunek, by uznawały siebie za rząd jedynie tymczasowy, a pracę swą za załatwienie tylko konieczności państwowych i nie regulowały zasadniczych spraw życia politycznego i społecznego za pomocą dekretów nie uświęconych uchwałą wybrańców narodu. Również zgodnie z tym celem całe wojsko polskie, któremu mam zaszczyt przewodzić, złożyło jednobrzmiące uroczyste ślubowanie, że się podda wszystkim prawom, wynikającym z uchwał i postanowień Sejmu, a osobiście razem z całym garnizonem warszawskim złożyłem to ślubowanie dnia 13 grudnia ubiegłego roku.
Pomimo wszystkich przeszkód udało mi się zasadniczy cel mych rządów osiągnąć i zebrać w Warszawie pierwszy Sejm Polski w warunkach spokojnych, nie przeszkadzających jego pracom.
Uważam, że po jego ukonstytuowaniu się rola moja jest skończona. Jestem szczęśliwy, że posłuszny swej żołnierskiej przysiędze i swemu przekonaniu – postawić mogę do dyspozycji Sejmowi swą władzę, którą dotąd w narodzie piastowałem.
Oświadczam niniejszym, że składam swój urząd Naczelnika Państwa w ręce Pana Marszałka Sejmu.
Warszawa, 20 lutego
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Głęboko wzruszony, dziękuję panom za ten zaszczyt i za tę uchwałę, którą panowie powierzacie mi znowu władzę, przed chwilą w ręce wasze złożoną. Uważam to sobie, panowie, za wielką nagrodę za ciężką, nieraz bardzo ciężką pracę całego mojego życia.
Nie mogę jednak ukryć, panowie, że postanowienie wasze stanęło w sprzeczności z moimi najserdeczniejszymi planami i zamiarami. Uważam, że ja z moją naturą czynną, z moim – przyznam się otwarcie do wady – uporem litewskim, z moją względnie małą ustępliwością w zawiłych, trudnych, a specjalnie drażliwych sprawach politycznych, mało się nadaję do spełnienia urzędu, który ma charakter przede wszystkim polityczny. Z chwilą więc, gdy udało mi się spełnić główne moje zadanie jako naczelnika rządu: zwołać Sejm – miałem zamiar wszystkie swoje siły i całą swoją energię poświęcić jedynie i wyłącznie sprawom tym, które uważałem dla siebie za najodpowiedniejsze – sprawom wojskowym.
Ale jako żołnierz, posłusznie staję wobec postanowienia waszego, którzy reprezentujecie tutaj całą Ojczyznę. Przyjmuję ten urząd, który wy swoim postanowieniem mnie oddajecie. Liczę, że przy tym zaufaniu ułatwicie mi ogromnie niesienie tego ciężaru, który na barki mi włożyliście.
A chcę wierzyć, moi panowie, że razem z Sejmem dokończę wykonania tego testamentu, który nam przez przodków, jęczących w niewoli, został przekazany. Stworzyliśmy Polskę wolną i niepodległą. Polska tęskni do ostatniego słowa – które w tym testamencie stoi – do Polski istotnie zjednoczonej.
Warszawa, 20 lutego
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Wysoki Sejmie!
Ze względu na stosunki zewnętrzne, ze względu na niesłychanie trudne położenie wewnętrzne, ze względu na zasługi pewnych osób zasiadających w obecnym rządzie, oświadczam, że stronnictwo nasze głosować będzie za wotum zaufania dla tego rządu. To jednak zupełnie nie zwalnia nas od rzeczowej i życzliwej krytyki postępowania obecnego rządu i od krytyki przeszłości. (Głosy: prosimy.)
Dzisiaj, niestety, w wielu wypadkach poddając refleksji i ocenie sposób postępowania poprzednich obcych, wrogich rządów i dzisiejszych, wielu ludzi przychodzi do tego przekonania: a jednak nic się nie zmieniło. Zmieniły się orzełki z dwugłowych na jednogłowe (Głos: bez korony!), bez korony i z koroną. Bardzo wielu z tych ludzi, którzy mieli i ciało, i duszę austriacką, albo duszę innego zaboru, z ludzi, którzy wysługiwali się obcym rządom, którzy nie tak dawno polowali na ordery, tytuły i pensję (Głosy: bardzo słusznie!), udawało przez dłuższy czas Polaków, Polaków niezwykle gorliwych, nie biorących niczego tak do serca jak przyszłość narodu, a jednak ci sami ludzie, dwa tygodnie przedtem, kiedy nie było jeszcze wiadomo czy Polska jako państwo powstanie, czy
Austria przestanie istnieć, zabraniali swoim podwładnym urzędnikom Polakom przemawiać po polsku, uważając to za zbrodnię. (Głosy na prawicy i w centrum: słuchajcie!) Jeżeli dzisiaj od tych ludzi, stojących na stanowiskach naczelnych i podrzędnych, zależeć ma regulowanie naszego życia i przyszłości, to musimy pod znakiem zapytania postawić naszą przyszłość, a co najmniej uporządkowanie naszych stosunków wewnętrznych. (Głosy: dużej miotły! Oczyścić!) Jeżeli ma się czyścić, to powinno się czyścić należycie. (Głosy: bardzo słusznie! Zacząć od góry! Od dołu! Od starostów!) Niektórzy panowie mówią, że powinno się zacząć od góry, inni, że od dołu, a inni jeszcze, że od starostów. Ja sądzę, że trzeba od razu zacząć od jednych, drugich i trzecich. Do kategorii tych urzędników należą oczywiście i ci wszyscy, których panowie wymienili. Nie mówię tego dla efektu, lub aby się wygadać, ale stwierdzam faktyczny i istotny stan rzeczy; ostrzegam, że w razie ich pozostawania wytworzyć się musi ferment niebezpieczny, który słabe podwaliny państwa wysoce naruszyć może. (Brawa).
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Chcemy mieć ładną wieś polską i do tego dążymy, ale wiemy doskonale, że zanim akcja w tym kierunku doprowadzi do jakiegokolwiek rezultatu, to znaczna część ludności z poza [sic!] grobu jedynie patrzeć na to będzie. Ponieważ chcemy budować dla żywych, a nie dla umarłych, dlatego musielibyśmy za taką pomoc techniczną od razu serdecznie podziękować. (Głosy: dziękujemy!) Żądamy pomocy zupełnie innej i stoimy na stanowisku, że jakkolwiek państwo nie może w tej chwili wydawać sum wysokich, jednak musimy powiedzieć jasno i otwarcie, co państwo może robić, a nie może ono robić nic innego, jak starać się utrzymać przyszłość i utrwalić byt tej ludności w chwili, kiedy ludność ta została zrujnowana.
Dlatego też nasze stanowisko jest takie, że odbudowa musi być przeprowadzona na koszt państwa, a nie na koszt zrujnowanych wojną. Rzeczą rządu jest wchodzić w międzynarodowe układy, to nie mogą jednak czekać właściciele zrujnowanych gospodarstw i zrujnowane rodziny, bo to wszystko należy do rządu, należy do całości. (Brawa).
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Jeżeli mamy mówić jeszcze o stosunkach wewnętrznych, to trudno nie zwrócić uwagi na fakty, które w oczy wpadają. Powiedziałem, że polityki zagranicznej tykać nie będę. Ale chciałbym powiedzieć o tym, co się wewnątrz kraju dzieje, to jest o stosunku naszych władz do rozmaitych cudzoziemców szkodliwych, którzy dotąd na ziemiach polskich mieszkają i nie tylko są przez władze polskie tolerowani, ale bardzo często uprzywilejowani. (Głosy na prawicy: słuchajcie, słuchajcie!) Do tego czasu ogromna większość posterunków dawniejszej żandarmerii, dzisiejszej straży ziemskiej, obsadzona jest przez Rusinów. (Głosy: hańba!) Kierownicze posterunku obsadzone ludźmi, którzy teraz mszczą się w sposób bezprzykładny na ludności. Są przeważnie Ukraińcy i na każdym kroku to okazują. Komendantami wyższymi czy powiatowymi, czy stojącymi nawet na wyższych stanowiskach, są bardzo często ci Austriacy, którzy się dzisiaj przedzierzgnęli i przyoblekli w skórę Polaków, ci sami, którzy gdyby się jutro utworzyło inne jakieś państwo, z lekkim sercem poszliby do niego na służbę. I tu rozpoczyna się ta orgia nadużyć, nadużyć, jakie były za czasów dawnych rządów, a nawet nadużyć spotęgowanych. I tu my się musimy zwrócić do kierownika tego działu, pana ministra spraw wewnętrznych, ażeby zwrócił baczną uwagę na to, by w chwili gdy się prowadzi wojnę, ludzi należących do obcej narodowości nie dopuszczał do wyższych urzędów, gdyż to szkodzi państwu niesłychanie. Trudne jest do pojęcia i tylko w Polsce możliwe, żeby cudzoziemcy mieli możność piastowania urzędów. (Głosy na prawicy: nawet w wojsku!)
W naszym kraju dużo wybitnych stanowisk i znacznych majątków posiadają także Czesi, i z chwilą, kiedy Czesi dokonali zdradzieckiego napadu na Śląsk, z chwilą, kiedy w sposób zbójecki to zrobili, z tą samą chwilą właśnie nastąpił niesłychany rozgardiasz. Panowie starostowie, komisarze i rozmaici inni urzędnicy nie wiedzieli, co z tym robić: czy Czechów aresztować, czy internować, czy też otoczyć jeszcze lepszą opieką. W rezultacie nic nie zrobili.
Mamy dowody, że Czesi jak dawniej postępują, jak dawniej majątki robią i kpią w żywe oczy z nieudolności Polaków, a my się temu przypatrujemy z największą niezaradnością. Nie w celach odwetu, ale dla prostej ostrożności ludzi tych powinniśmy usunąć, gdy są oni szpiegami i pracują dla własnego narodu w sposób jak najlepszy, przygotowują materiały, które niezawodnie nie wyjdą nam na korzyść. Np. rozmaici wielcy panowie trzymają u siebie tych cudzoziemców jako nadleśnych, rządców itp. Czyż Polaków nie ma, by te zadania spełniali? I to najsmutniejsze, że na to wszyscy patrzą, tak jakby to zupełnie nikogo nie obchodziło. Są to rzeczy szkodliwe, ale rzeczy dowodzące, że administracja tak się rozlazła, że trzeba będzie jakoś ją skupić, że trzeba będzie ludziom przypomnieć obowiązek, a tych, którzy obowiązków swych nie spełniają, po prostu napędzić. (Brawa i oklaski)
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
W ciężkim położeniu jest również kolejnictwo. Dzięki temu, że nasz wróg ustąpił tak szybko, zostało się trochę parku kolejowego, którym rozporządzamy. Jeśli do tej pory na wielu stacjach nie wprowadzono nawet biletów, jeśli urzędnicy – nie posądzam ich ale nie chciałbym, żeby mieli pokusy – wypisują sami bilety bez żadnej kontroli, nawet bez kalki na dowód, że bilet wydano, to nie wiadomo, czy pieniądze idą do kieszeni urzędników, czy do skarbu państwa. Również stwierdzić trzeba, że wysokość cen jazdy koleją, szczególnie w Królestwie Polskim, doszła do takiej niebywałej wysokości, że jeżdżą jedynie ci, którzy muszą, choćby to ich miało zrujnować, ludzie zaś, którzy by chcieli jechać nie dla przyjemności, lecz dla korzyści swojej i swojej rodziny, nie mogą kolei używać, bo jest za droga. Niejednokrotnie jest przepełnienie, ale bardzo często idą wagony próżne. Czy nie można by tych anormalnych stosunków uregulować?
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Gdy mówimy o poczcie, to się mówi o czymś, co określić trudno. (Wesołość). Poczta zaczyna się i kończy na skrzynce pocztowej i urzędniku, który siedzi w biurze, ale gdyby kto chciał nadać list lub telegram, może uczynić to ten tylko, komu na załatwieniu sprawy nie zależy. Dostajemy listy wysyłane przez pocztę polską. Ładna i przyjemna rzecz! Ale dostajemy listy z miejscowości oddalonej o parę mil - za parę tygodni. Jeśli wysyłamy jakiś telegram, to idzie taką samą droga, tak, że często ludzie pomagają sobie piechotą (wesołość), bo wiedzą, że to jest droga prędsza i pewniejsza. Czy to jest winą urzędników, czy całego aparatu, nie wiemy. Wiemy tylko, że istnieją anormalne stosunki, i to powinno być usunięte jak najprędzej. (Głosy: winien Arciszewski) Nie chcę odbywać sądu ani nad p. Arciszewskim, ani nad obecnym kierownikiem poczty. Chodzi mi o rzecz, a winowajcy niech sami to do siebie zastosują. (Brawa)
Wysyłanie listów i telegramów kosztuje. Dawniej mieliśmy kontrolę w postaci marek. Do dziś jednak rząd polski nie zdobył się na wprowadzenie marek (Głosy: ale marki już są). Chodzi nie o to, żeby były, ale żeby był z nich użytek. Poczta i telegraf kosztują, ale koszty te powinny się opłacać. W stosunkach austriackich opłacały się one, ale czy się obecnie opłacają, nie wiemy; to jednak wiemy, że wysyła się listy opłacone lecz bez marek i tylko od sumienności urzędnika zależy, czy te pieniądze da państwu czy weźmie sobie. Naszym życzeniem jest, by te nienormalne stosunki usunąć.
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Aparat aprowizacyjny pozostawia bardzo wiele do życzenia (Głosy: ale chłopi z głodu umierają. Nie ma tego aparatu!) Słyszałem, że jest, a nawet mogę podać jego adres. Mówię o aparacie, a nie o żywności, bo i przy aparacie można także z głodu umrzeć. Trzeba mieć wzgląd na stosunki, w jakich się żyje, ale to, co się dotąd robiło, nie może być ani pochwalane ani w dalszym ciągu cierpiane. Wiemy, że do dziś jeszcze są ludzie gromadzący olbrzymie zapasy żywności, zboża i innych produktów, ale dowiadujemy się o tym dopiero z odbytych rewizji i ze skutków tych rewizji. Jeżeli chcemy nabyć poszczególne artykuły, czy to zboże, czy cukier, czy inne, zawsze je dostaniemy, jednak nie od urzędu aprowizacyjnego, lecz od tych, którzy aprowizacji nie prowadzą. Dostanie się je po cenach wygórowanych, paskarskich, które rujnują tego, który musi te towary nabyć, ale częstokroć ostatni grosz na to wydaje. Brak kontroli, brak zastosowania środków zapobiegawczych musiał doprowadzić do tych anormalnych stosunków, które powinny być jak najprędzej usunięte.
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Polska na szczęście jest krajem, który posiada rozmaite materiały i minerały i to wszystko, co do życia jest potrzebne. Mamy obfitość węgla, ale mamy przy tym dziwne zjawisko, że węgiel jest w kopalniach, że mają go rozmaici handlarze, którzy biorą ceny paskarskie, a ludzie prywatni i instytucje tego węgla za żadną cenę dostać nie mogą. A tak jest szczególniej w Galicji. Szkoły tam stanęły. Młodzież rzucona na pastwę zdziczenia w czasie długiej wojny, teraz wskutek tej niezaradnej gospodarki znowu nie może się uczyć, i dalej dziczeje, bo szkoły musiano zamknąć z powodu braku opału. Sam dostałem listy w tej kwestii z rozmaitych okolic kraju, mówię tutaj o Galicji Zachodniej. Powinniśmy przeciw zastosować jakieś środki zaradcze, ludzie powinni poczuć rękę rządu, dotąd tego nie było, więc sądzę, że się to niezadługo poprawi.
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Obecnie żyjemy w czasach ciężkich. Jesteśmy krajem złupionym przez obcych, państwem, prowadzącym wojnę, a więc mającym olbrzymie zapotrzebowanie, mimo tego musimy myśleć i o przyszłości. Stan jest rozpaczliwy. Ziemie zostały wyniszczone, zrujnowane i wyjałowione, zbiory przeszłoroczne nie tylko były liche, ale w wielu powiatach przepadły. Jeżeli zawczasu nie pomyślimy o środkach ratowniczych, jeżeli wcześniej nie wystaramy się o nasiona zdrowe, zdatne do siewu, to ogromne połacie kraju będą nie zasiane. Tego ludność sama sobie nie zrobi, tego nie zrobią towarzystwa, które tam pracują i są bardzo często jednostronne, ale to musi zainicjować i przeprowadzić rząd. Nie można wymagać rzeczy niezniszczalnych, ale można żądać tego, co w tej chwili jest rzeczą konieczną - a więc wewnętrzny rozdział ziarna, unikając separatyzmu dzielnicowego, powinien być pierwszym zadaniem rządu, który powinien mieć co do tego przygotowany materiał, powinien się dowiedzieć, ile jest morgów do obsiania tego zboża, ażeby wiedzieć, co z resztą zrobić. Zaczynając gospodarzyć u siebie, powinniśmy gospodarzyć dobrze, a to, co się dotąd robiło, nie jest gospodarką planową, nie może być cierpiane i prolongowane. W tym wypadku zdaje mi się, że rząd spełniłby swój obowiązek w sposób odpowiedni spełniając te życzenia, które nie są życzeniami naszymi, ale ogółu.
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
W imieniu Klubu Ludowego PSL „Piastowców" mam zaszczyt złożyć następującą deklarację:
Wchodząc do pierwszego sejmu polskiego jako przedstawiciele warstwy ludowej, wyrażamy przede wszystkim naszą niewypowiedzianą radość, że nam opatrzność dała doczekać tej wielkiej chwili, jaką dziś przeżywamy, kiedy rozdarte przez mocarstwa zaborcze państwo polskie zrasta się w jedną nierozdzielną organiczną całość, a Sejm obecny jest wyrazem tego zjednoczenia. Brutalni i butni rozbiorcy państwa polskiego leżą dziś pokonani lub rozbici, a na gruzach ich potęgi powstaje wolna Polska. Zbrodni rozbioru państwa polskiego naród polski nigdy nie uznał, a pierwszy Sejm Polski wskrzeszonej Rzeczypospolitej stwierdza uroczyście, że wszystkie rozbiory Polski były gwałtem, dokonanym przez chciwych i podstępnych wrogów na osłabionym chwilowo państwie polskim, gwałtem, który zemścił się krwawo na nich samych i całej Europie. Składamy głęboki hołd cieniom i duchom naszych bohaterów, którzy od dnia rozdarcia naszego państwa aż po dzisiejszą chwilę o państwową niepodległość Polski walczyli. Ta niezmierna radość, jaka przepełnia serca i dusze całego narodu, jest uczuciem górującym ponad wszystko, nawet ponad troski i gorycz z powodu męczarni i krwi, z jakiej wyłania się zjednoczona Rzeczpospolita Polska.
Jesteśmy gotowi poświęcić wszystkie nasze siły, krew, pracę i trudy, aby powstająca Rzeczpospolita Polska, której podwaliny będziemy zakładać, była mocna, trwała, potężna i niezniszczalna. Rękojmią jej mocy będzie to, że będzie ona republiką ludową i państwem pracy bo innym nasze państwo być nie może. Wytężymy nasze siły przede wszystkim w tym kierunku, aby złączyć wszystkie dzielnice i ziemie polskie w jedną nierozdzielną całość państwową z własnym wybrzeżem morskim. Państwo Polskie musi mieć te granice, jakie mu zakreślił trud walki i kulturalnej pracy naszych przodków. Z ludami bratnimi chcemy postawić i utrzymać nasz stosunek jak równi z równymi i wolni z wolnymi. Cudzych ziem i ludów zabierać nie chcemy, ale swoich i na zagładę nie oddamy. Nie damy sobie wydrzeć ani Lwowa ze Wschodnią Galicją, ani Śląska z Cieszynem, ani Orawy i ziemi Spiskiej, ani ziem polskich dawnego zaboru pruskiego z Poznaniem i Gdańskiem, ani naszych ziem wschodnich z Wilnem, jako nieoddzielnych części naszego państwowego organizmu. Żadnych krzywdzących układów w sprawie naszego terytorium i naszego ludu nie uznamy.
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Żałować może należy, że nad sprawą poruszoną tym wnioskiem zaczynają się debaty w tej cokolwiek podnieconej atmosferze. Uważam jednak, że należy tu niejedno powiedzieć i wytknąć bez względu na to, czy się to komuś podobać będzie, czy nie. Jak naród polski w ogóle, tak armia polska w szczególności ma dziś bardzo ciężkie i trudne zadanie do spełnienia. Gdy naród polski z jednej strony jako całość ma wykazać swoją tężyznę, zdolność organizacyjną, polityczną i dyplomatyczną, tak z drugiej strony armia ma wykazać zdolność militarną, ma obronić granice Ojczyzny.
[...] A jeżeli żołnierz i armia mają spełnić swoje ciężkie zadanie, to przede wszystkim ten żołnierz musi być i syty i odziany, i uzbrojony. Do walki nie staje się ani z żołądkiem pustym ani z pustymi rękoma. Zaopatrzenie być musi i armia musi dostać takie wyposażenie, jakie jej się należy. Państwo jest ubogie, tego zaprzeczyć się nie da, ale powinno się na to zdobyć, by dać każdemu żołnierzowi wszystko, czego potrzebuje, aby mógł spełnić swoje obowiązki. Armia musi być źrenicą narodu, armia musi być z narodem związana i pomiędzy nią a społeczeństwem nie może panować jakikolwiek separatyzm.
[...]
Jeżeli armia ma spełnić swoje zadanie, a spełni je niezawodnie, to z drugiej strony armia nie może być zamkniętą kastą, lamusem, do którego składa się rozmaite graty, już niepotrzebne. Nie chcę wymieniać nazwisk, ale zwracam ogólną uwagę odpowiednim czynnikom na różne indywidua, które niedawno starały się gnębić żołnierza, dlatego że dla armii i dla państwa obcego w myśl ich wskazówek nie pracował, a które dzisiaj są przełożonymi tego żołnierza. Żołnierz musi wiedzieć, za co walczy, za co ginie, ale musi darzyć swojego dowódcę zaufaniem, a dowódca musi na to zaufanie zasłużyć.
Warszawa, 27 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
[...]
Zdajemy sobie sprawę z tego, że jeszcze nie jesteśmy w takim położeniu, ażebyśmy mogli z całym spokojem w przyszłość spoglądać. Wiemy, że ci sami sąsiedzi, którzy nas rozdarli, żyją, i jakkolwiek tu i ówdzie zostali osłabieni, i jakkolwiek dotychczasowa ich budowa została zwichnięta i nadłamana, to jednak rządy pozostały te same i została chęć zemsty i odwetu. Zemsta żyje i może się spotęgować, dlatego zrozumiałym jest, żeby się przeciwko temu o ile możności przygotować. Siły nasze dotychczasowe może jeszcze nie są w stanie temu zapobiec i dać sobie radę; o tyle może są za słabe, że do tego czasu jeszcze się nie ugruntowały.
[...]
Chciałbym żeby się te siły, które posiadamy nie wyzyskane, skonsolidowały i wzbudziły respekt u naszych sojuszników. Nie byłby to bowiem sojusz naturalny, gdyby kto do nas, bardzo życzliwy nawet, przychodził w roli opiekuna po to, żeby ochronić swym płaszczem biednego pupila. Ani honor, ani interes narodu tego nie dyktują, i musiałoby to wyjść na szkodę tylko, bo nawet ci sami sojusznicy nie mogliby nas poważać, gdyby się o naszej sile nie przekonali. Zupełnie słusznie powiada w motywach swoich Komisja zagraniczna, że chce przeprowadzić sojusz polski z wielkimi demokracjami Zachodu. Zupełnie słusznie, ale jeżeli sojusz ma być trwały, to Polska musi być również demokracją, i to nie na papierze, lecz demokracją w rzeczywistości. Demokracja nie polega na gnębieniu pewnych klas przy pomocy nawet obcych, ale polega na tym, aby wprowadzić równe prawa i obowiązki dla wszystkich obywateli. My też czego innego nie żądamy. To się dotąd nie stało, a to się stać powinno.
Warszawa, 26 marca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Przeżywam z Panami chwilę odetchnienia. Znajduję się wśród Panów, zajętych cywilną pracą, wśród ludzi, którzy nie żyją wojną. Z ulgą widzi się kraj, gdzie krówki się pasą, ludzie orzą. Kocham żołnierza i kocham wojnę ze wszystkimi jej okropnościami. Żołnierz jest potęgą, ale wszystkiego dać on nie może. Co zaczął żołnierz, tego dokończyć musi cywil. Będziecie musieli, Panowie, urządzić dożynki krwawego żniwa tak, by potomność wiedziała, że żołnierz nie chce tylko krew zbierać.
Za dożynki, za spokojne Wilno podnoszę ten toast.
Warszawa, 22 lub 23 kwietnia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Komisariat Naczelnej Rady Ludowej aktem z dnia 25 maja 1919 r. oddał polskie siły zbrojne Wielkopolski pod komendę Naczelnego Dowództwa Wojsk Polskich.
Zjednoczenie się całej siły zbrojnej w jedno Wojsko Polskie wzmacnia siłę naszego narodu i daje pełną nadzieję, że Ojczyzna zdoła stawić czoło wszystkim niebezpieczeństwom, które Jej zagrażają.
Dziękuję Panu Generałowi za pracę zorganizowania oddziałów siły zbrojnej w Wielkopolsce, wyrażam przekonanie, że zlanie się wszystkich formacji wojskowych w jedną organiczną i silną całość dokona się szybko i zgodnie.
Ze względów politycznych akt oddania oddziałów zbrojnych Wielkopolski pod rozkazy Naczelnego Dowództwa nie może być ogłoszony w sposób uroczysty. Dlatego nie wydaję w tej sprawie specjalnego rozkazu dziennego. Polecam natomiast Panu Generałowi treść niniejszego rozkazu podać do wiadomości wszystkich oficerów do komendantów batalionów włącznie.
Warszawa, 30 maja
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Po aresztowaniu przez Niemców wszystkich wybitniejszych działaczy polskich na Śląsku Górnym, ruch antyniemiecki wśród Polaków został chwilowo bez kierownictwa naczelnego. W porozumieniu z delegatami robotniczymi i ludowymi kierownictwo to objęli Adam Napieralski i Cezar Zawistowski byli właściciele i wydawcy Godziny Polskiej. Pod ich kierownictwem zaczęto na wielką skalę prowadzić konspiracyjną pracę przygotowawczą. W Bytomiu utworzono tajną Radę Narodową, na całym Śląsku tworzą się również tajne organizacje wojskowe i komitety obywatelskie, podległe komitetowi naczelnemu. Mają one za zadanie przygotowanie zbrojnego ruchu na Śląsku, na wypadek działań wojennych ze strony Niemiec. Sprawa ta postępuje nader powoli, wobec braku broni, materiałów wojennych oraz gwarancji pomocy Warszawy lub Poznania. Komitet Naczelny Śląska zwrócił się do władz wojskowych w Poznaniu z prośbą o pomoc, lecz podobno prośbę tę zbyto obietnicami, natomiast akcji żadnej w tym kierunku nie wszczęto. Podkreślić należy, że jak widać z powyższego, ruch na Śląsku usiłują ująć w ręce przywódcy najskrajniejszego aktywizmu, działający być może, w porozumieniu z Berlinem i sferami b. aktywistów w Warszawie.
Bytom, 6 czerwca
Tadeusz Jędruszczak, Polityka Polski w sprawie Górnego Śląska 1918–1922, Warszawa 1958.
Ludność robotnicza i górnicza Górnego Śląska znajduje się już od kilku miesięcy z powodu metodycznych prowokacji i codziennych prześladowań ze strony władz pruskich w stanie nieopisanego wzburzenia i podrażnienia. Rząd polski oraz miejscowi kierownicy polityczni z trudem tylko zdołali utrzymać pozorny spokój i zapobiec powstaniu. Dziś zasadnicze ustępstwa, przyznane Niemcom ze szkodą dla Polski i jej ziem zamieszkałych przez ludność bezsprzecznie polską, obudziłoby nieodwracalnie w Polsce, ufnej w sprawiedliwość sprzymierzeńców, uczucie beznadziejnej goryczy i doprowadziłyby do starcia zbrojnego między Polską a Niemcami. Zważywszy, że środki militarne Polski znajdują się obecnie w stanie niższości, starcie to mogłoby łatwo doprowadzić do podboju Polski przez Niemców oraz, co za tym idzie, do panowania Niemców na wschodzie.
Wobec grożącego niebezpieczeństwa Delegacja Polska prosi najgoręcej Konferencję Pokojową, by zachowała swe uprzednie decyzje zasadnicze w sprawie granic polsko-niemieckich.
Delegacja Polska dopuszcza jednak możliwość rektyfikacji tych granic w pewnych szczegółach, a mianowicie drogą wzajemnej wymiany odnośnych terytoriów, stosownie do ich charakteru etnograficznego. Oprócz tego Delegacja Polska jest skłonna zabezpieczyć Niemcom impostację pewnej ilości węgla górnośląskiego.
9 czerwca
Tadeusz Jędruszczak, Polityka Polski w sprawie Górnego Śląska 1918–1922, Warszawa 1958.
Wysoki Sejmie!
Żałować wypada, że sprawa całkiem materialnej natury przeszła zupełnie na grunt inny i niektórzy chcieli z niej zrobić rzekomą walkę przeciwko duchowieństwu a nawet religii prowadzoną.
Chciałbym oświadczyć w imieniu stronnictwa, do którego należę, a sądzę, że mogę to uczynić w imieniu innych włościan, że ci, którzy stawiali sprawę w ten sposób, jak mieliśmy sposobność słyszeć, nie myślą wcale o jakiejkolwiek walce z duchowieństwem, a tym mniej z Kościołem, albo z religią.
Sprawę tą stawiamy zupełnie osobno i nie chcielibyśmy, aby ci, w których interesie materialnym leży obrona, mieszali ją z czym innym. Nie ma najmniejszego powodu w tej chwili, aby walczyć z duchowieństwem na tym tle. Walka ta była, walka ta trwa może w mniejszej mierze, nie była jednak nigdy przez nas wywoływana i wywoływana nie będzie. Obrona nasza jest objawem całkiem naturalnym i nikt w tej Wysokiej Izbie nie może prawa obrony temu, kto jest napadnięty, odmówić.
Jeżeli ktokolwiek w tej chwili, wysnuwając wnioski z tej kampanii, jaka się prowadzi, chciałby czynić chłopu zarzuty, jakoby ten prowadził walkę z Kościołem katolickim, to by się grubo mylił, lub zupełnie świadomie sprawę fałszował. Co innego jest interes ziemski, interes materialny, a całkiem co innego interesy Kościoła i religii. Kościół i religię uważamy za rzecz nietykalną, do której nikt nie ma prawa się mieszać, ale nie możemy pozwolić na to, ażeby sprawy majątków pewnych osób utożsamiać z prawami Kościoła. My to rozróżniamy, i chcemy, aby w ten sposób i drudzy rozróżniali.
Warszawa, 25 czerwca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Naród polski, który po ciężkiej wiekowej niewoli uzyskał upragnioną wolność, zdaje sobie dokładnie sprawę komu i w jakiej mierze zawdzięczać to powinien. Nigdy on tego nie zapomni, że niepodległość i zjednoczenia w wielkiej mierze zawdzięcza bohaterskim armiom sprzymierzonym, nigdy nie zapomni usług jakie oddała mu wielkoduszna Francja, potężne Stany Zjednoczone Ameryki, których prezydent pierwszy podniósł hasło Polski Zjednoczonej i Niepodległej, niezłomna Anglia, od dawna węzłem braterstwa związana z Polską, państwo włoskie, jak też i inne państwa sprzymierzone.
Będę jednak pomny niedalekiej przeszłości, za największe dobro swojego państwa uważam jego niezawisłość zupełną pod każdym względem, jako najpewniejszą gwarancję swojego bytu i rozwoju. Z żalem tedy musimy stwierdzić, że niezawisłość ta nie przypada od razu w udziale wszystkim ziemiom niezaprzeczenie polskim, że o niektórych, dla państwa polskiego koniecznych, decydować ma dopiero plebiscyt, a są i takie niezaprzeczenie polskie obszary, które pozostały nadal pod obcą przemocą. Niezawisłość tą narusza dalej w wysokim stopniu wprowadzenie do traktatu pokojowego postanowień wyjątkowych, suwerenności państwa polskiego uwłaczających. Do tych między innymi należą zneutralizowanie Wisły i z góry narzucone prawa dla mniejszości narodowych. [...]
To są między innymi powody, które stronnictwo nasze zmuszają do oświadczenia się przeciw treści traktatu zawartego pomiędzy Polską, a mocarstwami głównymi, mając niezłomną nadzieję, że zmiany konieczne dla naszego państwa w traktacie tym zostaną w przyszłości przeprowadzone.
Warszawa, 31 lipca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Nastrój mas na Górnym Śląsku przedstawia się rozmaicie zależnie od powiatów: w powiatach północnych, a więc opolskim, strzeleckim, lublinieckim, kluczborskim, północnej części tarnogórskiego i toszeckim ludność przeważnie pogodziła się z myślą odczekania plebiscytu, do którego tu i ówdzie zaczęto się przygotowywać. Natomiast w powiatach południowych i przemysłowych, a w pierwszym rzędzie katowickim i rybnickim, ludność polska doprowadzona do ostateczności nadużyciami władz niemieckich i zdenerwowana długim i próżnym oczekiwaniem opuszczenia przez Niemców Śląska, lada chwila może chwycić za broń. Dotychczasowi przywódcy zarówno w POW, jak i w Podkomisariacie tracą coraz bardziej swój wpływ. Jestem najmocniej przekonany, że jeżeli do 10–14 dni Niemcy nie ogłoszą zupełnej amnestii politycznej i komisja ententy nie przybędzie na Górny Śląsk, wybuch samorzutny powstania ludowego jest nieunikniony. Przy tym wśród ludności robotniczej w powiatach przemysłowych wybuchną niepokoje, wywołane przez żywioły wywrotowe, spartakusowców i częściowo bandytów. Ci ostatni np. w okolicach Zabrza i Zaborza są podobno zorganizowani w wielkie bandy (np. sławnego Hajoka, licząca około 500 ludzi) i tylko czekają sprzyjającej chwili, aby wystąpić.
5 sierpnia
Tadeusz Jędruszczak, Polityka Polski w sprawie Górnego Śląska 1918–1922, Warszawa 1958.
Prastara dzielnica Polski, Górny Śląsk nie został przez konferencję pokojową w Paryżu przyznany Polsce. Konferencja postanowiła, że tam ma się odbyć plebiscyt, to jest ludność sama przez głosowanie ma oświadczyć, czy chce należeć do Polski, czy pozostać przy Niemcach.
To postanowienie konferencji pokojowej, aczkolwiek nie odpowiadało życzeniom i pragnieniom braci naszych na Górnym Śląsku, zostało przez nich uznane i, choć z bólem serca, postanowili zastosować się do niego. Byli i są pewni, że wynik głosowania będzie jeden: olbrzymia większość ludności wyrazi jasno swą wolę, że chcą należeć do Polski.
[..]
Wiedzą o tem dobrze Niemcy i wiedzą, jaki będzie wynik plebiscytu. Ogarnięci szałem wściekłości postanowili oni niesłychanemi okrucieństwami i gwałtami sterroryzować ludność, przestraszyć ją i zgnębić tak, żeby nie miała odwagi wypowiedzieć się wyraźnie przeciwko nim. Rozpoczęło się pozorne prześladowanie przez władze niemieckie wszystkiego co polskie. Zaczęto zamykać pisma polskie, rozwiązywać stowarzyszenia i wtrącać do więzień wszystkich światlejszych Polaków, aby ludność została bez przewodników. Jednocześnie Niemcy zapełnili cały kraj swymi agitatorami i zasypali odezwami, w których zohydzili Polskę i naród polski.
Warszawa, 21 sierpnia
Pisma ulotne stronnictw ludowych w Polsce 1895–1939, zebrali i opracowali Stanisław Kowalczyk, Aleksander Łuczak, Kraków 1971.
Stwierdzić chcielibyśmy to cośmy mówili już niejednokrotnie, że dotychczas mimo wszystko, co się robi i co się mówi, wiele organów władzy nie tylko nie uważa za stosowne zmienić swego postępowania na lepsze, lecz rozzuchwalając się, postępowanie wobec ludności w wielu wypadkach zmieniło na gorsze. Podwładne organy władz, mam tu na myśli służbę bezpieczeństwa, doprowadzają bardzo często do tego, że tej władzy trzeba się strzec, że trzeba przed nią uciekać, trzeba się mieć na ostrożności. Nie chcę uogólniać tego faktu, ale przywodzę to na pamięć, że nie dalej jak dwa tygodnie temu w okolicy Brzeska nie kto inny obrabował wracających z jarmarku kupców, jak służba bezpieczeństwa. Ta sama służba, która miała na celu do rabunku nie dopuścić, sama się tego dopuściła, przykładając karabiny do głowy napadniętym. Ta sam służba bezpieczeństwa umiała nie dopuścić do odbycia zebrania poselskiego, zabraniając poinformowania obywateli o tym, co się dzieje w państwie. Ta sama służba bezpieczeństwa zamiast dawać ochronę opłacającym podatki obywatelom, którzy się powinni cieszyć wolnością w państwie, dopuszcza się gwałtu i kradzieży Śledztwo wykryje, kto to był, ale czy tak, czy inaczej, demoralizacja poszła tak daleko, że dzisiaj każdy obywatel patrzy na te organy, które mają inne zadanie, niż dopuszczanie się podobnych czynów jak na dziwowisko.
Warszawa, 3 października
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Jeżeli chodzi dzisiaj o to, ażeby do pewnego stopnia zróżniczkować wartość rozmaitych klas – bynajmniej nie chcąc nikomu wyrządzić krzywdy lub obrazy – to panowie przyznają, że chłopi są dziś tą klasą, która najmniej się dała wypchnąć z dawnego koryta pracowitości. (Brawa). Pracują, jak pracowali. Nawet ci, którzy byli długo na wojnie, o ile powrócili przynajmniej z kawałkiem zdrowia, bo nie z całym, zaprzęgli się do roboty, nie pytając się, o której godzinie praca się zaczyna i o której się kończy. (Oklaski na prawicy i w centrum).
Rozumiemy doskonale, nie uwłaczając nikomu, że jeżeli mamy odrodzić państwo, jeżeli chodzi nam nie o to, aby stanąć na szczycie potęgi, ale aby egzystować i żyć, to największą dźwignią odrodzenia jest nim maximum pracy. (Brawa). Nie każdy może czyni to z idealnych pobudek, ale z pobudek konieczności, bo przyroda i stosunki zmuszają go do tego, że jeśli ten chłop chce egzystować i nie zginąć, to musi pracować, czyni, czynić to będzie i jeśli dzisiaj wraca do togo koryta pracy mrówczej, to mam nadzieję, że stamtąd ten przykład rozszerzy się na wszystkich. Nie mamy nic przeciwko temu, ażeby uregulować w sposób należyty byt robotnika. Prawa obywatelskie muszą być równe dla niego, byt jego musi być uregulowany i zabezpieczony, bo mu się to wszystko, jako równemu obywatelowi kraju należy.
Warszawa, 3 października
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
[...]
Przede wszystkim rząd, jako ten, który kieruje, a przynajmniej ma kierować państwem, powinien mieć program jasny, zdecydowany, obowiązujący rząd w całości, jak niemniej każde poszczególne ministerstwo. Na różnych komisjach, co z przykrością muszę zaznaczyć, widzieliśmy, że przedstawiciele poszczególnych ministerstw występowali przeciw sobie, nie mówię czy w sposób więcej, czy mniej przyzwoity, ale mieliśmy przed sobą to widowisko, przez samych przedstawicieli rządu stwierdzone, że rząd nie idzie razem, że nie ma programu, że nie panuje tam jednolitość poglądów, czyli że, robota musi być chaotyczna, co za tym idzie zła i szkodliwa.
[...]
Największym może grzechem tego rządu jest bezustannie wzmagający się bezład i zamieszanie w dziedzinie administracji. Temu nikt nie zaprzeczy i zdaje się rząd sam nie zaprzeczył, ale owszem przyznał się do tego. Zwracam szczególną uwagę na to, albowiem jestem przekonany, a zdaje się, nie jest to moje odosobnione przekonanie, że jeżeli tak dalej pójdzie, jak idzie w tej dziedzinie gospodarki, to możemy się zbliżyć szybkim krokiem do rozluźnienia i do katastrofy. Główna wina tkwi w samym rządzie. Przede wszystkim obowiązkiem rządu, jako władzy i organu wykonawczego, mającego wszelkie prawa i prerogatywy, jest wykonywanie ustaw sejmowych.
Chciałbym się zapytać w tej chwili, czy którakolwiek ustawa przez Sejm uchwalona wykonana została przez rząd już nie w całości, ale choćby w części. (Głos z lewicy: ustawa wyjątkowa). Nie wiem czy i ta w całości.
Warszawa, 25 listopada
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wszyscy jesteśmy z uznaniem dla armii i kochamy ją największą, na jaką się możemy zdobyć miłością, ale zdaje mi się, że nie chcemy ani kochać, ani też cierpieć różnych nadużyć. Nie mówię tu o całości armii, mówi się o poszczególnych funkcjonariuszach, o pewnych ludziach i trzeba jednak dotknąć tej rany, która chociaż niedawno się zaczęła, jest jednak ropiejącą i powinna być jakimś radykalnym środkiem uleczona. Wiemy, że los Polski, że nasza przyszłość jest dziś w rękach armii i dlatego każdy, któryby nie zrobił wszystkiego, co należy, ażeby jej pomóc, aby ją odziać, popełniłby jak największe wykroczenie. Ale każdy członek tej armii, który zohydza tę armię nieodpowiednim swym postępowaniem, robi jej krzywdę, na którą ona nie zasługuje, a ponadto czyni krzywdę społeczeństwu samemu. Pragnę zaznaczyć, co jest zgodne z prawdą, że dopiero w chwili, kiedy zima była już za progiem, pan wiceminister przyszedł na komisję, na której i ja byłem obecny jako członek, i powiedział, że armia jest naga i bez obuwia. Czy to wystarczy dla odziania armii, tego nie wiem, ale to wiem, że ten, którego obowiązkiem było dopilnować, żeby armia nie była naga i bez obuwia, wiedział doskonale, że komisja nie ma na składzie ani mundurów ani butów, wiedział doskonale, że trzeba było to zakupić gdzie indziej i zakupić wcześniej, a to się nie stało.
Warszawa, 25 listopada
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Noworoczne przyjęcie odbyło się po raz pierwszy w pałacu Łazienkowskim i miało charakter ogólnopaństwowy.
Rok temu zebrali się tylko wojskowi, teraz przybyli do Łazienek przedstawiciele Sejmu, rządu, duchowieństwo, korpus dyplomatyczny, władze wojskowe i cywilne, delegacje. Wygłaszano szereg urzędowych mów; stwierdziłem, że w dziedzinie form zewnętrznych poszliśmy znacznie naprzód i że Polska zajmuje już należne jej miejsce w gronie innych mocarstw.
Podczas przyjęcia w Łazienkach zwolennicy premjera p. Paderewskiego urządzają demonstracyjną owację przed jego mieszkaniem, podkreślając tem swój protest przeciw obecnemu rządowi, miało się to powtórzyć i wieczorem w czasie galowego przedstawienia w teatrze Wielkim, ale plan spalił się na panewce.
Warszawa, 1 stycznia
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
Jego Magnificencja dotknął tej mojej słabostki, że pewne rzeczy kocham bardziej niż inne, z czego jednakże nie należy wyciągać wniosku, abym miał waszą wszechnicę otaczać mniejszą czcią i miłością niżeli inne. Albowiem rozumiem, że jako Naczelnik Państwa nie mogę być naczelnikiem ani żadnej grupy lub stronnictwa, ani też jakiegokolwiek miasta; jestem Naczelnikiem całego narodu i wszystkich jego warstw.
W dzieciństwie moim ciągle mi szeptano w uszy tzw. mądre przysłowia: „Nie dmuchaj pod wiatr!”, „Głową muru nie przebijesz!”, „Nie porywaj się z motyką na słońce!” Doszedłem później do tego, że silna wola, energia i zapał mogą te właśnie zasady załamać. I obecnie, kiedy stoimy wobec wielkich zadań dalszej budowy państwa polskiego, właśnie potrzeba nam ludzi, którzy potrafią tej starej mądrości tych przysłów się przeciwstawić...
Lublin, 11 stycznia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Od dnia dzisiejszego Komisja Międzysojusznicza Rządząca i Plebiscytowa obejmuje władzę i… ujmuje w swoje ręce wszelkie władze, które dotychczas należały do Rządu niemieckiego, do Rządu pruskiego i do władz prowincjonalnych Śląska. […]
Komisja Międzysojusznicza bezwzględnie będzie ścigała wszystkich sprawców nieporządku, jakiegokolwiek rodzaju byłaby ich szkodliwa działalność: tych, którzy by zakłócali spokój lub porządek publiczny, nawoływali do walk klasowych, religijnych i narodowościowych, usiłowali knuć spiski rewolucyjne, tych którzy by otwarcie lub potajemnie podburzali do stawiania władzom oporu, jako też tych, którzy by próbowali zakłócić lub sfałszować swobodne wypowiedzenie się woli ludności Górnego Śląska.
Opole, 11 lutego
Tadeusz Jędruszczak, Polityka Polski w sprawie Górnego Śląska 1918–1922, Warszawa 1958.
Wysoki Sejmie!
[...]
We wniosku moim nadmieniam, że w całej Małopolsce, nie wiem, czy z wiedzą, czy bez wiedzy odpowiednich czynników, a więc Ministerstwa Spraw Wojskowych, odbywają się pobory rozmaitych roczników. Kiedy przychodzą reklamacje tzw. kierowników gospodarstw rolnych i koniecznych żywicieli rodzin, wzywa się do komisji lekarskiej kobiety, matki i siostry wyżej wymienionych celem dokonania oględzin (Glosy: skandal – barbarzyństwo!). Oględziny te odbywają się w ten sposób, że w obecności lekarzy, stanowiących komisję, a często nawet i ludzi nie mających nic wspólnego z tym fachem, każą się tym kobietom rozbierać do naga wśród drwin ludzi (Glos: wprost nie do wiary!), którzy się tam znajdują i doprowadza się do tego, że w sposób niesłychany obraża się wstyd i godność kobiety.
Ponieważ upomnienia i interwencja poszczególnych osób nie wydały rezultatu, przeto mimo iż materia ta jest nieprzyjemna i drażliwa, wobec niesłychanego rozdrażnienia i wzburzenia w ten sposób traktowanej ludności, bo takie rzeczy nie działy się nawet podczas rządów okupacyjnych i zaborczych (Głosy: nigdzie się nie działy), musiałem wystąpić przed forum publiczne, które musi zrobić z tym porządek, czego nie zrobiły władze do tego powołane. Jeśli dotknąłem tej materii, zastrzegam się, że nie występuję przeciw armii, ale przeciw tej rozpoczynającej się u nas hulance soldateski. Widzimy dzisiaj, że na każdym kroku armia zaczyna być kastą nie związaną ze społeczeństwem. Musimy się przeciw temu zastrzec i przestrzec te czynniki, że postępują w sposób wysoce szkodliwy dla państwa.
Warszawa, 24 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
[...]
Oszczędna ludność, mieszkająca i pracująca za morzem lat dziesiątki, niejednokrotnie nagromadziła dość dużo grosza po to, ażeby z nim powrócić, utrzymać i zasilić swoje rodziny, zakupić grunt i stworzyć dla siebie i potomności przyszłość. Okazuje się jednak, że nic nie zrobiono w tym kierunku, ażeby ochronić to mienie ludzi, którzy dotychczas jeszcze przybyć nie mogli, ale którzy chcą swoim rodzinom pomóc; wiadomo, że wskutek braku organizacji na tym polu, wszelkie posyłki wysłane albo dochodzą dopiero po paru miesiącach, albo też dochodzą rozbite, w połowie rozkradzione, albo - co się bardzo często zdarza – zupełnie nie dochodzą. Organizację w tej dziedzinie posunięto na wychodźstwie tak daleko, że dla marnych paczek, które przysyłają krewni, a w których znajduje się, czy to trochę płótna, czy odzieży, przyjeżdżają ludzie do Warszawy, gdyż inaczej posyłki nigdy nie doszłyby do rąk adresatów. Nie wiem, czy gdziekolwiek, w jakimś cokolwiek zorganizowanym państwie, gdzie byłby bodaj surogat organizacji, stosunki podobne byłyby możliwe i cierpiane. (Głos: do Gdańska trzeba jechać).
[...]
Ludzie, którzy zmuszeni byli potargać węzły rodzinne, ludzie, którzy mieszkają od siebie oddaleni, a pragną żyć obok siebie, szukają wszelkich dróg i środków, ażeby to anormalne życie zakończyć i zacząć normalne życie. W kraju zaś wskutek stosunków, jakie zapanowały wskutek bezrobocia, głodu, ucisku niejednokrotnie, jest dziś niesłychana chęć wyjazdu za morze do swoich, ażeby sobie ulżyć tej nędzy, którą się tu przechodzi. W tym kierunku nie zrobiono również ani kroku, prócz kilku papierowych rezolucji, na podstawie których nikt do Ameryki nie pojedzie i nikt z Ameryki nie wróci. Stosunki te muszą ulec kardynalnej zmianie. Obowiązkiem Wysokiej Izby było zająć się tymi sprawami i zwrócić uwagę tych, którzy są odpowiedzialni za to wszystko, zwrócić uwagę rządu. Możemy mieć chyba nadzieję, że nareszcie rząd zrozumie powagę chwili, zrozumie swój obowiązek i zrobi wszystko co należy, żeby te stosunki anormalne, które się przeradzają niejednokrotnie w skandaliczne, raz nareszcie unormować. (Brawa).
Warszawa, 19 marca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Ministerstwo Robót Publicznych w porozumieniu z Departamentem Spraw Morskich [Ministerstwa Spraw Wojskowych] deleguje Pana do Gdańska dla zbadania warunków rozszerzenia portu morskiego. [...]
Przy tej sposobności zbada Pan możliwość założenia portu morskiego na lewym brzegu Wisły w województwie pomorskiem (w Tczewie, ewentualnie w Gniewie).
Warszawa, 25 marca
Archiwum/Ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, cyt. za: Gdynia. Biznesplan II RP, red. Maciej Kowalczyk, Fundacja Ośrodka KARTA, Warszawa 2011.
Operacje zaczęły się wczoraj od rana i dotąd idą w bardzo szybkim tempie i zupełnie pomyślnie. Nieprzyjaciel był, zdaje się, doskonale poinformowany o planowanym ataku na niego i tutaj na wołyńskim teatrze wojennym zaczął się usuwać jeszcze 24 bm., zostawiając przed nami bardzo słabe siły. Opór ich został w jednej chwili złamany i w szybkim pościgu wojska nasze zajęły obecnie Żytomierz, Berdyczów i prawdopodobnie Koziatyn. Dzisiaj lub najdalej jutro będę zorientowany co do tego, jakie właściwie siły bolszewickie zostały rozbite i rozproszone, a jakie zdążono wycofać poza zakreśloną wyżej linię. Odpowiednio do tego pokieruję dalszymi operacjami. W każdym razie jednak z góry uprzedzam, że już teraz dla osiągnięcia zamierzonego skutku będę musiał o jeden lub dwa dni marszu przesunąć się dalej na wschód [...].
Zwiahel, 26 kwietnia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Żytomierz. Opinia Józefa Piłsudskiego na temat przygotowań do przyjęcia Naczelnego Wodza w Warszawie
Będę 18 w Warszawie, słyszałem w tej chwili od Olka Prystora, że się tam wahają czy nie zachoruję na skromność i nie zechcę usunąć się od tego. Otóż tym razem nie, przeciwnie; gdy taka jest wola i chęć Warszawy, poddam się temu nawet z pewną przyjemnością. Nie tylko dlatego, że na owacje, mówiąc sumiennie, zasłużyłem, ale i dlatego, że uważam, iż będzie to pożyteczne w tej chwili dla roboty. Pojutrze wyślę w tym celu Wieniawę do Warszawy dla pomocy w ułożeniu rozmaitych ceremoniałów tej owacji.
Żytomierz, 12 maja
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Józef Piłsudski:
Zaznaczam, że jest źle, sytuacja jest poważna, nie jestem pewnym, czy armia zatrzyma się na linii niemieckich okopów, i twierdzę, że to jest szok nerwowy, z którym panowie się muszą liczyć bardzo poważnie.
Na południowy front wyznaczyłem oficerów najbardziej aktywnych, jednak nie poszło. Zaczyna się znowu cofanie i twierdzę, że kawaleria może odegrać bardzo ważne znaczenie, wprowadzając sugestię porażki. I twierdzę kategorycznie – trzeba dać rezerwę, jeżeli nie materialną, to moralną, a od kogo mam jej oczekiwać, jeżeli nie od kraju. I ta rezerwa musi być dana koniecznie. I zaznaczam, że ostatnie uzupełnienia i urlopnicy przynoszą zarazę, agitację z kraju. I zaznaczam, że chory kraj daje chore wojsko. Co niesie kraj wojsku – agitację. Pan Dmowski mówił, że żołnierze z frontu pytają się, czy ich bolszewicy nie napadną z tyłu. [...] Dziś, kiedy idzie o danie żołnierzom nowych sił, słyszałem mowy tylko pokojowe. Dla mnie nie nie jest tajemnicą stan pokojowy, specjalnie rozszerzony w społeczeństwie, które nie interesowało się wojną. Że pojęcie spełniania obowiązku będzie tylko wtedy, kiedy będziemy bici. Społeczeństwo polskie traktowało wojnę jako specjalne widowisko. Naczelnik państwa mówi, że musi wyznać, iż po wysłuchaniu panów może przyjść do przekonania, iż Polska się musi wyrzec wielkich celów, gdyż nie jest w stanie wyciągnąć energii. Wobec tego pozostaje kwestia pokoju. Żołnierz wykona swój obowiązek, a wy spieszcie się. O ile wy nie umiecie uderzyć w wielki dzwon wojenny i zwycięstw, to spieszcie się z zawarciem pokoju. Kiedy o nim mówimy, to tutaj jest parę projektów. Jedno, zwrócenie się do Ententy o pomoc w zawarciu pokoju, co jest charakterystyczną cechą dla nas. To jest morfina – wstrzykujcie ją. Osobiście nie chcę się łudzić, ja jestem pesymistycznie nastawiony co do tego. [...]
2) Liga Narodów to jest tylko pozór, to jest nic, to jest tylko pewien moralny wpływ.
3) Zwrócenie się wprost do bolszewików. Ja przewiduję, że to wywrze bardzo zły wpływ na wojsku. [...]
[...] Ja żądam wtenczas wszystkiego od całego społeczeństwa. Wojsko prowadzi wojnę, a społeczeństwo się kłóci. [...]
Naczelnik Państwa proponuje o zdecydowanie, czy prowadzimy wojnę par outrance, czy myślimy o pokoju.
Warszawa, 5 lipca
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Wysoki Sejmie!
Stajemy przed Wysokim Sejmem jako powołany przez całe przedstawicielstwo narodu Rząd Obrony Narodowej. Obejmując władzę w groźnej dla Ojczyzny chwili, ślubujemy skupić wszystkie siły dla obrony granic państwa, całości i niepodległości Rzeczypospolitej.
Gotowi zawsze do zawarcia trwałego, sprawiedliwego i demokratycznego pokoju, wypisując taki pokój na swoim sztandarze, nie ustąpimy przed żadną groźbą zgwałcenia prawa narodu polskiego do wolności i zjednoczenia. Rząd wezwie naród do ofiar koniecznych dla ratowania i ocalenia Ojczyzny i nie zadowoli się jedynie ofiarnością nielicznych jednostek. Od społeczeństwa zaś zażąda męskiej karności, spokoju i posłuchu, jako gwarancji bezpieczeństwa i warunków zwycięstwa.
[...]
Poprzednicy nasi wysłali dnia 22 bm. do rządu Rosyjskiej Republiki Sowieckiej bezpośrednią propozycję zawieszenia broni i rozpoczęcia rokowań pokojowych. Rząd Rosyjskiej Republiki Sowietów propozycję w zasadzie przyjął, oświadczając gotowość do rokowań o warunki zawieszenia broni i rozpoczęcia pertraktacji pokojowych. Nastąpić musi okres ostatecznej gotowości narodu do wywalczenia korzystnego pokoju. Rozejm jest tylko pierwszym krokiem w tym kierunku i nie przesądza jeszcze losu pokoju. Polska złożyła przez to wobec całego świata dowód, że pragnie wojnie kres położyć i rozpocząć erę twórczej, pokojowej pracy. Europa pragnąca pokoju, Europa ludów skrwawionych przez wojnę światową, Europa wolnych państw narodowych stanie po naszej stronie, gdy zrozumie, że walczymy o naszą ziemie, o naszą całość i niepodległość.
Warszawa, 24 lipca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
W myśl traktatu pokojowego Polska jest uprawniona do używania portu. Nie jest wykluczone, że w razie dalszego oporu robotników portowych port gdański zostanie przyznany Polsce w najbliższych naradach w Paryżu.
Gdańsk, 26 lipca
„Kurier Poznański” nr 173/1920, cyt. za: Gdynia. Biznesplan II RP, red. Maciej Kowalczyk, Fundacja Ośrodka KARTA, Warszawa 2011.
Wczoraj, około godz. 6.00 po południu, bandy robotników niemieckich rozpoczęły napadać na oficerów i żołnierzy polskich i angielskich na ulicach. Około godz. 10.00 wieczorem, gdy wyruszać miał pociąg z Gdańska do Warszawy, tłum niemiecki usiłował zdobyć komendanturę polską na dworcu, ale został przez kilku żołnierzy angielskich, grożących użyciem broni palnej, odparty. Innej gromadzie robotników niemieckich udało się wtargnąć na peron. Zaczęto wywłóczyć z pociągu warszawskiego oficerów i żołnierzy polskich. Jeden oficer i jeden żołnierz odnieśli rany ciężkie od noży, trzej inni są wprawdzie lżej pobici i poranieni, ale stan ich był taki, że musiano ich także przenieść do lazaretu. [...] Napad uważać należy za zemstę robotników niemieckich, którzy jak wiadomo, odmówili wyładowania amunicji. [...] Podczas rozruchów raniono także dwóch żołnierzy angielskich.
Gdańsk, 30 lipca
„Kurier Poznański” nr 174/1920, cyt. za: Gdynia. Biznesplan II RP, red. Maciej Kowalczyk, Fundacja Ośrodka KARTA, Warszawa 2011.
Rząd ten, który powstał wśród niesłychanie ciężkiego położenia, w jakim się znalazło państwo polskie, nie jest może w całości wyrazem woli całego społeczeństwa, nie jest ostatnim wyrazem demokracji tych ziem i ludności, na których państwo polskie musi i powinno być zbudowane i na których oprze swój byt w przeszłości. Zrobiło się to, co można było zrobić. Idzie o to, aby obronić granice i utrwalić byt Rzeczypospolitej. [...]
Trzeba się na ciężką walkę przygotować, trzeba sobie uprzytomnić położenie i nawet w tym ciężkim położeniu szukać ratunku. Nie mówię tego, aby szerzyć zwątpienie, ale aby zwiększyć wysiłek. Jeżeli idzie o tę ziemię, którą najwięcej kochamy, którzy stąd pochodzimy, a specjalnie, jeżeli chodzi o Lwów i z nim silnie związaną nie tylko Galicję Wschodnią, ale i Polskę całą, to przyjmijcie Panowie zgodne pragnienie i życzenie rządu zrobienia wszystkiego, co tylko będzie w jego mocy, aby wroga nie tylko od Lwowa, ale od granic tego kraju jak najdalej odsunąć.
Lwów, 3 sierpnia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Przed swym wyjazdem na front, rozważywszy wszystkie okoliczności nasze wewnętrzne i zewnętrzne, przyszedłem do przekonania, że obowiązkiem moim wobec Ojczyzny jest zostawić w ręku Pana, Panie Prezydencie, moją dymisję ze stanowiska Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza Wojsk Polskich.
Powody i przyczyny, które mnie do tego kroku skłoniły, są następujące:
1) [...] Sytuacja, w której Polska się znalazła, wymaga wzmocnienia poczucia odpowiedzialności, a przeciętna opinia słusznie żądać musi i coraz natarczywiej żądać będzie, aby ta odpowiedzialność nie była czczym frazesem tylko, lecz zupełnie realną rzeczą. Sądzę, że jestem odpowiedzialny zarówno za sławę i siłę Polski w dobie poprzedniej, jak i za bezsiłę oraz upokorzenie teraźniejsze. Przynajmniej do tej odpowiedzialności się poczuwam zawsze i dlatego naturalną konsekwencją dla mnie jest podanie się do dymisji. [...]
2) Byłem i jestem stronnikiem wojny „a outrance” z bolszewikami dlatego, że nie widzę najzupełniej żadnej gwarancji, aby te czy inne umowy czy traktaty były przez nich dotrzymywane. Staję więc z sobą teraz w ciągłej sprzeczności, gdy zmuszony jestem do stałych ustępstw w tej dziedzinie, prowadzących w niniejszej sytuacji, zdaniem moim, do częstych upokorzeń zarówno dla Polski, a specjalnie dla mnie osobiście.
3) Po prawdopodobnym zerwaniu rokowań pokojowych w Mińsku pozostaje nam atut w rezerwie – atut Ententy. Warunki postawione przez nią są skierowane przeciwko funkcji państwowej, którą oto prawie dwa lata wypełniam. Ja i ROP, rząd czy sejm, wszyscy mieliby do wyboru albo zostawić mnie przy jednej z funkcji, albo usunąć mnie zupełnie. Co do mnie wybieram drugą ewentualność. [...]
Wreszcie ostatnie. Rozumiem dobrze, że ta wartość, którą w Polsce reprezentuję, nie należy do mnie, lecz do Ojczyzny całej. Dotąd rozporządzałem nią, jak umiałem samodzielnie.
Z chwilą napisania tego listu uważam, że ustać to musi i rozporządzalność moją osobą przejść musi do rządu, który szczęśliwie skleciłem z reprezentantów całej Polski.
Dlatego też pozostawiam Panu, Panie Prezydencie, rozstrzygnięcie co do czasu opublikowania aktu mojej dymisji.
Warszawa, 12 sierpnia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Każdy Polak, czy robotnik, lub urzędnik, musi w chwili tej, gdzie się rozchodzi o sprawę polską, pracować najusilniej… Przez wywołanie strajku w celu szkodzenia Polsce, postawili się Niemcy otwarcie po stronie barbarzyńców rosyjskich i band azjatyckich, które pod dowództwem oficerów i zbrodniarzy niemieckich i carskich generałów chcą Polskę zniszczyć.
17 sierpnia
Tadeusz Jędruszczak, Polityka Polski w sprawie Górnego Śląska 1918–1922, Warszawa 1958.
Łączenie się dzielnic jest złączeniem się poszarpanego ciała, zagojeniem blizn. Mimo pozornego separatyzmu istnieje jedna myśl, aby Polska była jedna i cała. Musi być poświęcenie, muszą być ofiary. W chwili, kiedy nosi się na sobie przekleństwo rządów obcych, zjednoczenie rzeczywiste pozwoli oprzeć się nawale obcej. Starajmy się, aby te próby ciężkie były istotnymi, aby Polska mogła odtąd pracować clla siebie.
Tczew, ok. 10 września
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Dawniej mieszkali tu Niemcy z Wami i dziś mieszkają, tylko że dawniej rządzili oni, a dziś my rządzimy. Polska jednak nie będzie tworzyć praw wyjątkowych dla nikogo – równe są prawa dla wszystkich. Nie możemy wzorować się na państwie, które czyniło inaczej.
Pójdziemy śladem państw cywilizowanych. W tym kierunku postępować będziemy i mam nadzieję, że Polskę ugruntujemy.
Starogard, ok. 10 września
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Jestem świadom, że urząd nie jest dygnitarstwem, ale służbą. Im wyższy urząd, tym większe obowiązki. Do objęcia najwyższego w Polsce urzędu nie garnąłem się. Wziąłem go, bo mnie do tego wezwano. Że Polska nie uległa katastrofie, to zawdzięcza ona sama sobie, zawdzięcza temu, że w chwili krytycznej odnalazł się w narodzie duch jedności, że zbudził się lud i udowodnił czynem, iż zbawienie Polski leży pod siermięgą.
Jedność narodu w woli zwycięstwa była tego zwycięstwa fundamentem. Tę jedność musimy utrzymać, dopóki wroga nie wypędzimy i nie zawrzemy sprawiedliwego pokoju. „Cud Wisły" poprzedził „cud jedności". Bez drugiego nie byłoby pierwszego. Polska oparta na masach ludowych. Polska na wskroś demokratyczna, ma przed sobą świetlaną przyszłość
Lipno, ok. 22 września
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Zniszczenie wojenne zniweczyło w wysokim stopniu nasze plany aprowizacyjne. Rok zapowiadał się dobrze; mieliśmy nadzieję, że własnymi zasobami dotrwamy do nowego. Wskutek najazdu ludność tych nawet okolic, które normalnie mają znaczne nadwyżki żywności, stanęła sama przed widmem głodu. Wobec tych, którzy szczęśliwie nie zaznali skutków najazdu, wyrasta obywatelski obowiązek złożenia wszystkich nadwyżek aprowizacyjnych państwu. (Głosy: bardzo słusznie). Rząd, świadomy tego, że zboże nie wystarczy, poczynił kroki, aby braki uzupełnić dowozem z zagranicy. Wprawdzie dobry urodzaj ziemniaków ułatwi w wysokim stopniu przetrwanie, rząd uważa jednak za swój obowiązek wezwać wszystkich, aby środków żywności nie marnowano, aby oszczędzano, co się da. Bardzo oszczędna gospodarka środkami żywności jest dziś nakazem dla wszystkich.
Warszawa, 24 września
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wojna uniemożliwia, a przynajmniej utrudnia, należyte funkcjonowanie szkolnictwa, na które rząd zwraca pilną uwagę, rozumiejąc, iż siła i dobrobyt państwa zależy od oświaty. Wypadki wojenne spowodowały wstrzymanie akcji odbudowy kraju, tak mało intensywnej dotychczas. Zniszczenie, wywołane najazdem, rozszerzyło bardzo znacznie obowiązki państwa na tym polu. Odbudowa i uruchomienie warsztatów pracy w czasie możliwie najkrótszym stanowi jedno z najważniejszych zadań państwa. Na to potrzeba wielkich środków i funduszów. W chwili, gdy jedni obywatele tracili wskutek wojny wszystko, drudzy, na ziemiach, które wojny nie zaznały, zyskali wiele, już przez to samo, że nie stracili, a byli i tacy, co na wojnie i nieszczęściu robili majątki. Rząd stoi na stanowisku, że postąpi sprawiedliwie, gdy do wydatnych świadczeń na odbudowę pociągnie tych, których wojna oszczędziła.
Warszawa, 24 września
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Zdać sobie trzeba sprawę, że najlepiej rozbudowany port na pobrzeżu, nie zastąpi nam Gdańska, który jest naszym portem naturalnym, posiadającym już gotowe urządzenia. [...] Połączenie zaś pobrzeża z Wisłą pod Tczewem, natrafi na bardzo poważne trudności, i trudno przypuszczać, ażeby było rentowne. [...]
Miejsce, wybrane do budowy na północ od osady Gdynia, [...] należy uznać za dobre. Osłonięte cyplem Oksywia od wichrów północnych, przed zapiaszczeniem i działaniem prądu przybrzeżnego, zaś półwyspem Hel – od wiatrów wschodnich, posiada stosunkowo znaczne naturalne głębokości, blisko przebiegającą linję kolejową i osadę rybacką, która również portu potrzebuje.
Warszawa, 11 października
Archiwum/Ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, cyt. za: Gdynia. Biznesplan II RP, red. Maciej Kowalczyk, Fundacja Ośrodka KARTA, Warszawa 2011.
I
Miasto Gdańsk, wraz z obszarem objętym przez następujące granice, jakie są lub będą oznaczone na miejscu przez Komisję przewidzianą w art. 101 Traktatu Pokojowego Wersalskiego z 28 czerwca 1919 ogłasza się Wolnym Miastem w granicach i pod warunkami przewidzianymi w wymienionym Traktacie […].
II
Niniejsza decyzja wejdzie w życie w dniu 15 listopada 1920 roku.
III
Wolne Miasto Gdańsk poniesie wydatki poczynione przez Główne Mocarstwa sprzymierzone i stowarzyszone na administrację i okupację wojskową terytorium Wolnego Miasta w słusznej proporcji, która zostanie ustalona przez te Mocarstwa.
Paryż, 27 października
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Rozdział I
Art.1.
Przedstawiciel dyplomatyczny Rządu Polskiego, z siedzibą w Gdańsku, będzie pośrednikiem między Rządem Polskim a Rządem Wolnego Miasta.
Art. 2.
Polska weźmie na siebie prowadzenie spraw zagranicznych Wolnego Miasta Gdańska, jak również i opiekę nad obywatelami gdańskimi za granicą. Opieka ta będzie zapewniona na tych samych warunkach jak obywatelom polskim.
Paszporty, wydane obywatelom gdańskim, będą zapewniały opiekę polską za granicą tylko w tym wypadku, jeżeli będą miały wizę Przedstawiciela Rządu Polskiego w Gdańsku. […]
Art. 6.
Rząd Polski nie zawrze żadnego traktatu lub umowy międzynarodowej, obchodzącej Wolne Miasto Gdańsk, bez zasięgnięcia uprzednio opinii Wolnego Miasta. Wynik tej konsultacji będzie podany do wiadomości Wysokiego Komisarza Ligi Narodów.
Paryż, 9 listopada
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Artykuł 1.
Polska i Rumunia zobowiązują się szanować wzajemnie i trzymać przed wszelką napaścią z zewnątrz obecną całość ich terytorium i obecną niezależność polityczną.
Artykuł 2.
W razie gdyby Polska lub Rumunia, wbrew zobowiązaniom nałożonym przez artykuły 12, 13 i 15 Paktu Ligi Narodów, stały się przedmiotem napaści bez wywołania jej ze swej strony, Rumunia i wzajemnie Polska, postępując zgodnie z art. 16 Paktu Ligi Narodów, zobowiązują się udzielić sobie niezwłocznie pomocy i poparcia. […]
Artykuł 3.
Gdyby, pomimo swych usiłowań pokojowych, oba Państwa znalazły się w stanie wojny obronnej w rozumieniu art. 1 i 2, zobowiązują się one jedno bez drugiego nie pertraktować ani nie zawierać zawieszenia broni lub pokoju. […]
Artykuł 5.
Żadna z Wysokich Stron Umawiających się nie będzie mogła, bez uprzedniego porozumienia z drugą, zawrzeć przymierza z trzecim mocarstwem.
Genewa, 15 stycznia
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Sama zasada narodowościowa nie wystarczy dla obrony Śląska. Ponad nią wybija się coraz uparciej, coraz potężniej drugi moment zagadnienia – moment gospodarczy – a staje się tak przemożnym, tak dominującym, że jest rzeczą zupełnie pewną, że on przede wszystkim sprawę rozstrzygnie. Dlatego też zagadnienie górnośląskie decyduje się dzisiaj nie tylko w owych przygotowaniach do plebiscytu. Ono zjawia się w każdej chwili, gdy po tej lub tamtej stronie kanału zbierają się ambasadorowie i naczelnicy rządów, gdy wysuwa się na porządek dzienny sprawa wypłacalności Rzeszy Niemieckiej, sprawa odszkodowań wojennych i rozbrojenia Niemiec.
[…]
Gdy Górny Śląsk będzie oddany Polsce, zapewni to korzystanie z jego bogactw całemu światu, potrafi zasilić Francję i Włochy, które najbardziej potrzebują węgla dla swej odbudowy gospodarczej. Przecież Polska jest wiernym sojusznikiem Zachodu.
[…]
Wierzy w nas dotychczas Francja, wierzy instynktem, wierzy przez tradycję – przez pewien polot ducha wspólny obu narodom. Dlatego mamy przekonanie, że Francja nas nie sprzeda, że za odszkodowania wojenne Górnego Śląska nie przefrymarczy. I to już nie przez sentyment dla nas, nie zobowiązaniom moralnym gwoli. Francja wie, że nie na wiele się przyda zwiększenie odszkodowań wojennych, jeżeli za tę cenę Polska nie będzie sojusznikiem silnym, gospodarczo niezależnym, państwo mocno zorganizowanym. Francja rozumie, że jeżeli Niemcy dziś odbiorą Śląsk Górny i Lotaryngię, a pojutrze będą marzyli o tem, aby mundur pruski znów się zjawił pod murami Paryża. Ażeby to się nie stało – Górny Śląsk musi być przyznany Polsce.
Warszawa, 28 stycznia
Tadeusz Jędruszczak, Polityka Polski w sprawie Górnego Śląska 1918–1922, Warszawa 1958.
Art. 1. Polska i Rumunia zobowiązują się wspomagać się wzajemnie na wypadek, gdyby jedna z nich została zaatakowaną, bez dania powodu ze swej strony, na swych obecnych granicach wschodnich.
W następstwie tego na wypadek, gdyby jedno z obydwu państw zostało bez dania powodu ze swej strony napadnięte, drugie będzie się uważało za będące w stanie wojny i udzieli mu zbrojnej pomocy.
Art. 2. Celem uzgodnienia swych wysiłków pokojowych, obydwa Rządy zobowiązują się do porozumiewania się w kwestiach polityki zewnętrznej, dotyczących ich stosunków z ich wschodnimi sąsiadami.
Bukareszt-Warszawa, 3 marca
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Spokojnie czekamy na ten dzień. I jeżeli ten spokój niezupełnie wolny jest od troski, to jedynie dlatego, że wzmożone jeszcze w ostatnich czasach usiłowania agitacji niemieckiej wywołania tam za każdą cenę niepokojów, zaburzeń, posługiwania się gwałtami wobec ludności polskiej, odkrywane ciągle składy broni budzą obawy o utrzymanie koniecznego porządku i spokoju. Ludność polska, w poczuciu swego prawa i swojej siły i pewności zwycięstwa w głosowaniu zachowa spokój… Nie wątpimy, że zarządzenia Komisji Międzysojuszniczej zdołają zapewnić tam spokój, a ludności zagwarantują swobodne, niczym nie skrępowane wypowiedzenie swojej woli.
Warszawa, 11 marca
Tadeusz Jędruszczak, Polityka Polski w sprawie Górnego Śląska 1918–1922, Warszawa 1958.
Rozdział I
Rzeczpospolita
Art. 1. Państwo Polskie jest Rzecząpospolitą.
Art. 2. Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu. Organami Narodu w zakresie ustawodawstwa są Sejm i Senat, a w zakresie władzy wykonawczej – Prezydent Rzeczypospolitej łącznie z odpowiednimi ministrami, w zakresie wymiaru sprawiedliwości – niezawisłe Sądy.
Rozdział II
Władza ustawodawcza
Art. 3. Zakres ustawodawstwa państwowego obejmuje stanowienie wszelkich praw publicznych i prywatnych i sposobu ich wykonywania.
Nie ma ustawy bez zgody Sejmu, wyrażonej w sposób regulaminowo ustalony.
Ustawa, uchwalona przez Sejm, zyskuje moc obowiązującą w czasie przez nią samą określonym.
[…]
Rozdział III
Władza wykonawcza
Art. 39. Prezydenta Rzeczypospolitej wybierają na lat siedem bezwzględną większością głosów Sejm i Senat, połączone w Zgromadzenie Narodowe. Zgromadzenie Narodowe zwołuje Prezydent Rzeczypospolitej w ostatnim kwartale siedmiolecia swego urzędowania. […]
Art. 40. Jeżeli Prezydent Rzeczypospolitej nie może sprawować urzędu oraz w razie opróżnienia urzędu Prezydenta Rzeczypospolitej wskutek śmierci, zrzeczenia się lub innej przyczyny – zastępuje go Marszałek Sejmu.
Warszawa, 17 marca
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
W niezwykłych cokolwiek okolicznościach chcę podać do wiadomości fakt pierwszorzędnej doniosłości. Doniesiono mi urzędowo, że delegacja nasza pokojowa w Rydze o godz. 9-ej min. 30 wieczorem położyła podpis swój pod sprawiedliwy traktat pokojowy, po zwycięsko zakończonej wojnie. Próba sił, narzucona naszemu państwu, przebyta zwycięsko dzięki męstwu żołnierza i wytrwałości narodu, należy do przeszłości.
Fakt ten historycznego dla Polski i dla świata znaczenia podaję do wiadomości z uczuciem głębokiego zadowolenia, które niewątpliwie podziela cały naród polski. Traktat pokojowy bowiem, podpisany dziś w Rydze, zamyka okres krwawych zmagań, które olbrzymie połacie ziemi naszej przemieniły w pustynię, miliony ludzi naraziły na śmierć lub piekło mąk lub udręczenia, cofnęły naturalny rozwój kultury i gospodarstwa całej Europy.
Wierzymy, że z tą chwilą nie tylko Polska, która została wojną najciężej dotknięta, ale Europa weszła nareszcie w upragniony przez nią stan pokoju, tak potrzebny dla uleczenia ran, zadanych przez wojnę, utrwalenia zdobyczy demokracji, okupionych wielkimi ofiarami i utworzenia nowego porządku w Europie, na gruzach zdruzgotanych wojną państw zaborczych.
Warszawa, 18 marca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Organizację wojskową górnośląską utrzymać jako tajną, zachowując spokój za wszelką cenę; wobec zaszłych ze strony Niemców aktów prowokacji Rząd poleca zwrócić się do aliantów o zgodę na tworzenie drużyn miejscowych, które współdziałając z policją aliancką, chroniłyby ludność polską przed gwałtami, utrzymując ją w karbach dyscypliny i spokoju; wniosek formowania oddziałów górnośląskich poza granicami Górnego Śląska i wcielania ochotników Górnoślązaków do armii Rząd odrzuca aż do czasu decyzji Rady Najwyższej; Rząd zwraca się do Rady Najwyższej z przedstawieniem konieczności natychmiastowego rozstrzygnięcia sprawy przynależności Górnego Śląska.
Warszawa, 23 marca
Tadeusz Jędruszczak, Polityka Polski w sprawie Górnego Śląska 1918–1922, Warszawa 1958.
Stanowisko PSL musiało ulec zasadniczej zmianie z chwilą, gdy cały naród uświadomił sobie, że fundament siły państwowej stanowi dziś lud. PSL weszło do Sejmu Ustawodawczego z 33 mandatami.
Dziś Klub posłów PSL liczy 85 członków. Zarzucano nam niejednokrotnie zbytnią partyjność; nie słowami, ale czynami stronnictwa zadało kłam tym zarzutom. Każdy, kto nie jest krótkowidzem musi sobie zdać dziś sprawę z tego, że państwo nasze walczy jeszcze z dużymi brakami. PSL, które przyjęło odpowiedzialność za państwo, musi sobie uświadomić, że obecnie rozpoczyna się dla niego, jak dla państwa, nowa era, era pokojowej pracy. Zmiażdżenie bolszewików, w czym lwia część zasługi przypada chłopu polskiemu było ostatnim okresem zmagań wojennych.
Traktat w Rydze zapewnił państwu możność normalnej pracy pokojowej. Pokój może być zagwarantowany tylko własną siłą narodu i sojuszami i innymi państwami. Sił w narodzie nie brak, a na drogę sojuszów wprowadziły nas korzystne układy wojskowe i polityczne z Francją, oraz układ z Rumunią. [...]
Zdobyliśmy wiele, zdobędziemy i resztę. Naród złożył dowód ogromnej ofiarności, składając w ostatnich czasach z góra 200 milionów na cele Górnego Śląska. Wynik plebiscytu nie był niespodzianką wobec przekupnej agitacji i niesłychanej propagandy niemieckiej. Ostatecznego załatwienia sprawy górnośląskiej możemy oczekiwać ze spokojem, bo opierając się na wyniku plebiscytu, możemy mieć pewność, że znaczna część Śląska zostanie przyznana Polsce.
Kraków, 3 kwietnia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
W obliczu przyszłych doniosłych zadań, jakie czekają państwo i PSL, musimy wpoić w siebie przekonanie, że interesy jednostek muszą zejść na drugi plan wobec interesów państwa.
Z okresem pokojowej pracy musimy się zabrać do robienia porządków wewnętrznych. Kraj nasz jest mocno zaśmiecony. By uprzątnąć te śmieci trzeba dużej i mocnej miotły. Gruntownej reformy wymaga nasza administracja; jak najrychlejszej, jak najenergiczniejszej poprawy wymaga gospodarka skarbowa, bo dotąd w sprawach finansowych nie możemy wiązać końca z końcem. Jedną z wielkich reform, od których zależy przyszły rozwój państwa, jest reforma rolna.
PSL wysunęło jej projekt i ono ją w Sejmie przeprowadziło. Nie kierowało się przy tym pożądliwością ziemi, lecz w pierwszym rzędzie interesem państwa, którego szczęśliwą przyszłość można oprzeć tylko na chłopie, posiadającym dostatni warsztat pracy. Dzieło, przez nas podjęte, musimy doprowadzić do końca. Ziemię musi dostać ten, kto ją uprawić i utrzymać potrafi. Tylko przez rozumne i pełne wykonanie reformy rolnej utworzyć będziemy mogli najsilniejszy fundament państwa i przestaniemy sprowadzać do kraju zboże, bo znajdziemy je nawet na eksport, podczas gdy dziś do aprowizacji dopłacamy rocznie 17 miliardów marek.
Kraków, 3 kwietnia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Przedkładając Wysokiemu Sejmowi do ratyfikacji traktat ryski, uważam za wskazane słów kilka mu poświęcić.
Jest to pierwszy traktat pokojowy po zakończonej zwycięsko wojnie, jaki zawarło odrodzone państwo polskie. Jest to więc pierwszy o znaczeniu międzynarodowym akt państwowy, dokonany przez Rzeczpospolitą, jako skutek ofiar krwi i mienia, którymi naród Polski okupił swoją niepodległość. Traktat ryski jest wymownym dowodem dobrej woli, umiarkowania i szczerze demokratycznych intencji rządu i narodu polskiego. Mimo orężnych sukcesów na polu walki przystąpiliśmy do układów pokojowych z silnym zamiarem doprowadzenia do pokoju nie na zasadzie wysnuwania konsekwencji z naszej szczęśliwej sytuacji militarnej, ale na zasadzie porozumienia. Tymi wskazaniami kierowała się przez cały czas układów nasza delegacja pokojowa i takim jest traktat, kładący kres wojnie między Rzeczpospolitą a państwami, które z nami w Rydze pokój podpisały.
Nie wdając się w szczegółowy rozbiór traktatu, należy stwierdzić z naciskiem, że pokój ryski, jako wynik wzajemnego porozumienia się stron interesowanych, ustala w sposób zdecydowany i definitywny całą wschodnią granicę Rzeczypospolitej.
[…]
Proszę Wysoką Izbę o zatwierdzenie traktatu ryskiego w całości.
Warszawa, 14 kwietnia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Żołnierze!
Sto lat temu na dzikiej, samotnej wyspie, rzuconej w przestworza oceanu zmarł największy żołnierz świata, najświetniejszy wódz – Napoleon. Na widownię wojenną w młodym jeszcze wieku rzucił go geniusz Francji, który kraj ten zmusił w męce bólów i ciężkich walk rodzić nowe wzory życia ludzi na ziemi. A postawił go między wodze wojenne, gdy wszystkie inne państwa zagrażały bytowi Francji w walce z nowinkami Rewolucji. [...]
Pod tchnieniem jego świetnego geniusza wychowało się liczne grono dzielnych żołnierzy, którzy Europę ówczesną napełnili szumem bitewnym i głośnymi zwycięstwami. [...]
Czynami swymi i bojami zostawił Napoleon tak niezapomniane, tak świetne wzory dla sztuki wojowania, że póki na świecie całym zostanie choć jeden żołnierz, szukający w trudzie zagadki zwycięstwa, póki będzie człowiek, badający tajemnicę sztuki dowodzenia, póki ludzie szukać będą odpowiedzi na pytanie, jak w ręku człowieka mogą się zmieścić pioruny bitewne tak silne, że w ich ogniu spalają się i kruszą, jak nikłe słomki, długotrwałe wysiłki ludzkie – państwa i organizacje – póty nie gdzie indziej zacząć muszą swe poszukiwania, jak w dziełach, pracy i zwycięstwach wielkiego Napoleona.
[...]
Żołnierze! Pod dowództwem Napoleona niegdyś walczyli nasi dziadowie i pradziadowie, którzy ze czcią przed nim, jako najwyższym wodzem, skłaniali swe sztandary. I dziś dla uczczenia pamięci największego żołnierza i najlepszego nauczyciela żołnierzy niech wszędzie prawe serce żołnierskie silniej dla niego zabije, niech przed jego potężnym duchem skłonią się polskie sztandary, niech dla jego sławy zagrzmią pożegnalne salwy.
W dniu 5 mają rozkaz ten przeczytać przed frontem wszystkich garnizonów, odbyć paradę wyznaczonych oddziałów ze sztandarami i oddać salwę honorową, określoną co do liczby i miejsca przez naczelnych dowódców.
Warszawa, Belweder, 30 kwietnia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Do zadań moich, jako polskiego komisarza plebiscytowego na Górnym Śląsku, zaliczałem przede wszystkim czuwanie nad tym, aby w kraju panował spokój, ład i porządek. Dzięki nadludzkiej pracy przywódców polskiego ludu robotniczego i włościańskiego i dzięki zabiegom moim odbył się dnia 20 marca plebiscyt w zupełnym spokoju i porządku. Zaznaczam, że w żadnym z państw międzysojuszniczych zwyczajne wybory do parlamentu w takim ładzie, spokoju i porządku się nie odbywają. Po plebiscycie wytężałem wszystkie siły, aby nie dopuścić do zakłócenia spokoju publicznego, i szerokim warstwom ludu polskiego wpajałem wiarę w sprawiedliwość Międzysojuszniczej Komisji w Opolu przekonując je przy każdej sposobności, że Komisja Międzysojusznicza sprawiedliwie wynik plebiscytu osądzi i uszanuje wolę ludu polskiego wyrażoną podczas plebiscytu dnia 20 marca br.
Tymczasem Komisja Międzysojusznicza w swoim raporcie do Najwyższej Rady proponuje przyznać Polsce tylko powiat pszczyński i rybnicki, czyli innymi słowy, respektuje zaledwie 40% głosów oddanych za połączeniem Górnego Śląska z Polską. Powiaty wiejskie katowicki, bytomski, tarnogórski, gliwicki, zabrski, strzelecki, wschodnia część powiatu raciborskiego, powiat lubliniecki, gdzie ludność tubylcza z ziemią zrośnięta znaczną większością wypowiedziała się za połączeniem z Macierzą Polską, Komisja Międzysojusznicza proponuje oddać z powrotem (pod) panowanie niemieckie.
Wobec tego stanu rzeczy i olbrzymiego rozgoryczenia ludu nie jestem zdolny spełniać więcej naczelnego mego zadania, a mianowicie utrzymania ładu i porządku na terenie plebiscytowym. Z tej przyczyny niniejszym składam urząd komisarza plebiscytowego podkreślając, że wszelkie usiłowania w kierunku cofnięcia mego postanowienia pozostaną bez skutku.
Sosnowiec, 2 maja
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Melduję, że wszystkie względy przemawiają za likwidacją ruchu zbrojnego… Duch w powstańcach dobry, sam zapał jednak nie wystarczy na dalszą metę. Dziś zgodził się [Wojciech] Korfanty na likwidację wojskową, chciałby jednak przedtem porozumieć się z powracającym z Paryża generałem Le Rondem i uzyskać jakąś podstawę do likwidacji, np. jak poświadczenie, dające nam gwarancję korzystniejszego dla nas podziału Śląska, albo też tymczasowo oddania nam w granicach linii Korfantego władzy cywilnej, pozostawiając wojskową koalicji. Mam obawę, że w razie nieosiągnięcia tego pewne oddziały powstańcze nie usłuchałyby rozkazów likwidacyjnych i wypowiedziałyby posłuszeństwo. Po powiatach przez nas zajętych urządza ludność masowe wiece i demonstracje. Tak jej, jak i powstańcom tłumaczono i wmawiano przez szereg miesięcy, iż za nimi i ich zbrojnym ruchem będzie stała cała Rzeczpospolita. Trudno więc będzie wytłumaczyć, iż muszą kapitulować i nie wiem, jak oni to tłumaczenie zrozumieją, żeby nie podkopało autorytetu rządu polskiego na Śląsku.
Górny Śląsk, 6 maja
Tadeusz Jędruszczak, Polityka Polski w sprawie Górnego Śląska 1918–1922, Warszawa 1958.
Rząd polski uważa za swój obowiązek z całym naciskiem podkreślić, że ruch zbrojny na Górnym Śląsku wybuchł zupełnie niezależnie od woli i wbrew woli Rządu polskiego… Rząd wydał zakaz werbunku na terytorium Rzeczypospolitej i działa wciąż uspokajająco na umysły na Górnym Śląsku i Polski… Rząd robi ze swej strony wszystko, aby przywrócić na Górnym Śląsku spokój i równowagę umysłów i porządek.
Warszawa, 6 maja
Tadeusz Jędruszczak, Polityka Polski w sprawie Górnego Śląska 1918–1922, Warszawa 1958.
Nuncjusz [papieski Achille Ratti] celebrował mszę w katedrze w dniu Bożego Ciała, a następnie szedł na czele procesji.
Tłumy zalewały ulice.
Obok nuncjusza, niosącego dość ciężką monstrancję, szła asysta, która zmieniała się przy każdym z czterech ołtarzy; w liczbie ich byli: Marszałek Sejmu Trąpczyński, premjer p. Witos, prezydent miasta p. Drzewiecki, prezes Rady Miejskiej p. Baliński, dwóch ministrów i dwóch generałów, w liczbie ich i ja. Szliśmy od ostatniego ołtarza do katedry, na placu Zamkowym procesja zatrzymała się i nuncjusz pobłogosławił zebranych podniesioną monstrancją. Dzień był bardzo upalny. Miałem wrażenie, że poza wielkiem zmęczeniem, na twarzy jego malowało się wielkie wzruszenie.
Warszawa, 26 maja
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
Nazajutrz byłem na pożegnalnym śniadaniu, wydanem dla niego [nuncjusza papieskiego Achille Rattiego] przez ministerstwo spraw zagranicznych. Śniadanie trwało z górą dwie godziny, siedziałem obok Rattiego, nuncjusz rozmawiał ze mną bardzo wiele. Zaczął od tego: com myślał wczoraj [podczas uroczystości Bożego Ciała], gdy w czasie procesji na placu Zamkowym przycisnął mą rękę? Odpowiedziałem, że byłem przekonany, że był bardzo zmęczony i że to się stało odruchowo. „Wcale nie ze zmęczenia” – odpowiedział, - „ale błogosławiąc w ten sposób po raz ostatni Warszawę i kraj, który tak pokochałem – i z którego wyjeżdżam przez wielu niezrozumiany” (niektórzy działacze sarkali, na rzekomo nieżyczliwe zachowanie się nuncjusza podczas plebiscytu na Śląsku) „byłem bardzo wzruszony w tak uroczystej dla mnie chwili” i, mówił dalej, „i właśnie wtedy ujrzałem obok mnie generała Jacynę – tego samego, z którym pierwszy raz urzędowo jechałem do Naczelnika Państwa”; kończąc rozmowę powiedział, „będę bardzo szczęśliwy, jeżeli Opatrzność Boska pozwoli mi dać dowody jak pokochałem Polskę”…
Warszawa, 27 maja
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
Powołany przeze mnie w chwili groźnej dla Państwa Rząd, którego ster wziął Pan, Panie Prezydencie, w swoje ręce – pozwolił przezwyciężyć najniebezpieczniejszą sytuację, w jakiej Polska się znalazła. Zadania rządu tym trudniejsze są u nas do spełnienia, że warunki mające źródło w wewnętrznych stosunkach krajowych utrudniają znacznie utrzymanie powagi władzy rządowej, powagi koniecznej do właściwego wypełnienia najistotniejszych zadań państwowych. Mimo to Rząd, któremu Pan przewodniczył, nie tylko wywiązał się z powierzonych obowiązków, ale zdołał także umocnić autorytet władzy wykonawczej, za co składam Panu, Panie Prezydencie, i wszystkim Panom Ministrom moje szczere uznanie i podziękowanie.
Uważam przesilenie gabinetowe w chwili obecnej dla Państwa za niepożądane. Odwołuję się więc do obywatelskiego poczucia obowiązku Pana, Panie Prezydencie, i Pana Ministrów, aby pozostali nadal przy urzędowaniu, gdy to ze względów państwowych jest konieczne. Opierając się również na oświadczeniu Pana Marszałka Sejmu Ustawodawczego zarówno pisemnym, jak i ustnym, w którym zapewnia mnie Pan Marszałek imieniem Sejmu Ustawodawczego, że Pan, Panie Prezydencie, liczyć może na poparcie większości Sejmu, uważam dalsze pozostanie Pana u steru Rządu wraz z całym Gabinetem za możliwe. Z tego względu do zgłoszonej w dniu 27 bm. przez Pana prośby o dymisję przychylić się nie mogę.
Warszawa-Belweder, 28 maja
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Wśród powstańców znajduje się cały szereg elementów nie mających nic wspólnego z ideologią powstańczą. Ten element anarchiczny musi być za wszelką cenę zlikwidowany, ze względu na niebezpieczeństwo, jakie on wnosi ze sobą na teren Rzplitej. Z powyższych względów broń musi być powstańcom jako takim odebrana. […]
Cofające się oddziały kierować drogą żelazną na dwa tereny, tj. teren poznański i teren Małopolski. Zagłębie węglowe jako ośrodek podminowany wyeliminować bezwzględnie, szczególnie od elementów zbolszewiczanych… By ułatwić sobie przykrą rolę rozbrojenia, należy już z terenu Górnego Śląska odesłać wszystkie pociągi pancerne, wszystkie samochody pancerne oraz zapasy broni i amunicji, nie będące w ręku żołnierza, wprost do Krakowa, Kielc, Poznania i to najkrótszą drogą, ze stacji załadowczej. Identycznie postąpić z artylerią i w miarę możności z karabinami maszynowymi. Rozbrajanie pojąć nie jako odbieranie broni, lecz jako depozyt złożony do rąk reprezentantów Państwa Polskiego. Powstańców zawiadomić, że Rząd Polski czyni wszystko, ażeby ich wysiłek został w całej pełni dla sprawy wykorzystany.
Warszawa, 15 czerwca
Tadeusz Jędruszczak, Polityka Polski w sprawie Górnego Śląska 1918–1922, Warszawa 1958.
Art. 26
Polska polityka gospodarcza winna liczyć się z wybitnie rolniczym charakterem kraju i zmierzać do rozwinięcia przede wszystkim tych gałęzi wytwórczości przemysłowej, które mają związek z rolnictwem. W myśl powyższego założenia, PSL dążyć będzie do tego, by zawierane traktaty handlowe umożliwiały wywóz za granicę przetworów rolnictwa, których produkcja w kraju doszła do ostatecznych rozmiarów. Nadto PSL starać się będzie o wprowadzenie niskich taryf przewozowych na wytwory rolne oraz na surowce i przedmioty potrzebne dla rolnictwa. […]
Art. 29
Stojąc na stanowisku własności prywatnej, PSL uważa, że wpływ państwa na sprawy organizowania, prowadzenia i kierowania przedsiębiorstw winien obejmować nie tylko zwierzchni nadzór nad rozwojem przemysłu, handlu i rolnictwa i przystosowanie tego rozwoju do potrzeb i warunków kraju. Upaństwowienie niektórych gałęzi produkcji jest dopuszczalne wtedy, jeżeli to leży w ogólnym interesie państwa, np. upaństwowienie kolei, fabryk, amunicji itd. W szczególności PSL uznaje za konieczne upaństwowienie gospodarki lasowej. […]
Art. 33
PSL wypowiada się zasadniczo za ośmiogodzinnym dniem roboczym, PSL uznaje jednak, że czas pracy w tych gałęziach produkcji, które są uzależnione od pory roku, pogody itp. naturalnych warunków, winien być dostosowany do tych warunków. Prócz tego w zakładach, będących w posiadaniu samych pracowników, winny być stosowane do pracy właścicieli-pracowników jedynie ograniczenia natury sanitarno-higienicznej.
Art. 34
Uważając załatwienie zatargów między kapitalizmem a pracą w drodze lokautów, strajków zasadniczo za szkodliwe dla produkcji krajowej, PSL uznaje za dodatnie rozwiązywanie takich sporów w drodze pojednawczej i dlatego zmierzać będzie do stworzenia instytucji polubownych i rozjemczych oraz sądów pracy.
Warszawa, 20 listopada
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
24 grudnia dla całego otoczenia Naczelnika Państwa odbyła się wigilja w Belwederze, poczem Naczelnik Państwa [Józef Piłsudski] objechał garnizony i szpitale wojskowe, dzieląc się wszędzie opłatkiem z żołnierzami: trwało to do późnego wieczora, objechaliśmy całą Warszawę od końca Pragi do Lotniska.
Marszruta była zgóry ułożona, wszędzie czekano na nas z choinkami, wygłaszano mowy, deklamowano, zasiadaliśmy chwilę do stołów – wszystko miało charakter bardzo miły.
Zdarzyło się tylko małe nieporozumienie na Lotnisku, gdzie przez pomyłkę zatrzymaliśmy się nie przed Kasynem oficerskiem, w którem czekali zebrani oficerowie, a przed koszarami jednej z kompanji; gawęda z żołnierzami, spożywającemi wigilię i nieprzygotowanemi na odwiedziny Naczelnika, zajęła tyle czasu, że nie zajechaliśmy już do kasyna oficerskiego.
Warszawa, 24 grudnia
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
Naczelnik Państwa wyjechał po raz pierwszy do Poznania.
Nie bacząc na polecenie, by w drodze – w ciągu nocy – wstrzymać się od ceremonji powitalnych, na jednej ze stacji zaczęła grać wojskowa orkiestra.
Dwudniowy pobyt w Poznaniu odznaczał się niezwykłą ruchliwością.
Na stacji odbyło się uroczyste powitanie ze strony władz wojskowych i cywilnych.
Odjechaliśmy na zamek, w którym Naczelnik Państwa zamieszkał; zajmowałem pokój tuż obok jego apartamentów. Podobno w pokoju tym zwykle miała mieszkać przed wojną Cesarzowa Augusta.
[…]
Przyjechaliśmy o 9-ej. O 10-ej odbyło się w katedrze nabożeństwo, celebrowane przez prymasa kardynała Dalbora.
Po nabożeństwie Naczelnik Państwa udekorował krzyżami Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych szereg wojskowych, tak i byłych powstańców.
Krzyżami Virtuti Militari Naczelnik Państwa dekorował osobiście, a Krzyżami Walecznych częściowo także generał Raszewski i ja.
Przez cały czas pobytu zwracała uwagę dyscyplina tłumu, wzorowy porządek i ład panujące wszędzie.
Następnie odbyła się wojskowa rewja – wypadła doskonale, był mroźny, ale ładny słoneczny dzień.
Po rewji odbyło się wojskowe śniadanie na 70 osób.
Po śniadaniu składałem oficjalne wizyty.
O 4-ej Naczelnik Państwa przybył do ratusza, wygłoszono szereg przemówień, śpiewały chóry, był tłum ludzi, ale wielkiego zapału brakowało.
Następnie byliśmy króciutko w operze, dawano „Halkę”. Naczelnik Państwa zauważył żartobliwie, że z galowych przedstawień, każdą arję „Halki” zna już na pamięć. […]
Następnie odbył się urzędowy obiad, nie powiem by był on zbyt ożywiony. To samo powiedziałbym o raucie, który się odbył po obiedzie i na który przybyły i Panie. Osób było bardzo wiele, ale czuło się, że całość „nie klei się”.
Poznań, 26 grudnia
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
Szóstego lutego przyszła wiadomość, że na konklawe, który został zwołanym po śmierci papieża Benedykta XIV, papieżem został obrany kardynał Ratti – wywarło to bardzo wielkie i przyjemne wrażenie w całym kraju – pierwszy raz na tronie papieskim został dostojnik nie tylko znający nasz kraj, ale majacy dla nas szczerą serdeczną sympatję i życzliwość. […]
Słyszałem opowiadanie od tych, którzy w czasie konklawe byli w murach Watykanu, że kiedy po szeregu głosowań, został obrany kardynał [Achille] Ratti – wśród zebranych rozległy się głosy: „mamy Papieża-Polaka”.
Warszawa, 6 lutego
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
Na wstępie uważam za swój obowiązek wnieść przed całą Polską uroczysty i jak najwięcej energiczny protest przeciw zarzutowi, jakoby lud wiejski nie dbał o Ojczyznę i państwo, a miał na oku jedynie siebie i swoje egoistyczne interesy. Za święty obowiązek natomiast uważam stwierdzić, że lud ten wobec państwa, narodu i społeczeństwa obowiązki swoje spełnił w całości i zawsze je spełniać będzie. Toteż podsuwanie mu czynów, których nie popełnił i pobudek, którymi się nie kieruje, musimy uważać jako kalumnię, podłe oszczerstwo, na niczym nieoparte i z jak największym oburzeniem je odeprzeć. (Okrzyki oburzenia).
Imieniem Polskiego Stronnictwa Ludowego dziękuję Wam wszystkim, którzyście tu przybyli, nie żałując ani kosztów, ani trudów.
Przybyliście tu po to, ażeby ujawnić swoją wolę i pokazać swoją siłę. Wolę tę wypowiecie, a siła już jest ujawniona. Siła potrzebna na to, aby nie pozwolić gnębić siebie, aby stanąć w obronie praw, które się nam należą, praw nabytych, których nam nic wydrzeć nie zdoła.
Przybyliście, ażeby postawić tamę zamachom wstecznictwa i slużalstwu maskowanych rzekomych ludu przyjaciół, ażeby ślubować, że nie spoczniecie w walce i w pracy nad ufundowaniem Polski Ludowej i sprawiedliwości, że tępić będziecie wszelką anarchię i warcholstwo, a dążyć do wytworzenia jednolitego frontu ludowego. (Burzliwe długotrwale oklaski).
Przyszliście tu z całej Polski, aby rozumem i solidarnością zamanifestować, czym jesteście.
A z czym stąd macie odejść? Odejść macie z tym, że największym dobrem człowieka jest wolność i prawo. Bronić będziemy i obronimy naszą wolność i nikomu jej naruszyć nie pozwolimy. [...] Obroniliśmy państwo i dzisiaj z dumą możecie wy, jak i każdy Polak, powiedzieć, że jeśli Polska jest wolna, to nie jest to ani jałmużna, ani obcy dar, ale to jest nasza własna zasługa.
Rzeszów, 7 maja
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Ustrój państwowy niestety jest u nas poniewierany, osoby piastujące najwyższe godności, jak Naczelnik Państwa, który kimkolwiek on jest, powinien być otaczany należytą czcią, bywają z niej wyzuwane i traktowani na równi z bandytami i innymi tego rodzaju kategoriami ludzi. To częstokroć zakrawa na anarchię, a anarchia gorsza jest jak najgorszy porządek. Konstytucja nasza - to ściany i dach a wewnątrz pusty.
W teorii jesteśmy wszyscy równorzędnymi obywatelami, w praktyce niestety bywa inaczej. Nie chcę jednakże przez to powiedzieć, jakkolwiek jestem chłopem i wy zebrani nimi jesteście, że w Polsce jest tylko chłop i że chłop tylko może Polską rządzić z pominięciem inteligencji. Ale znowu błędem byłoby powiedzieć, że państwo może być rządzone bez włościan, którzy są tą realną podstawą, na której opiera się państwo, a którzy wedle statystyki stanowią 73 procent ogółu ludności w państwie. Tej olbrzymiej większości praw odbierać ani uszczuplać nie wolno. Wygłoszono kiedyś rozsądne zdania, że najwyższym dobrem każdego państwa jest praworządność. I na tym stanowisku stoi stronnictwo nasze i stać będzie. Jeżeli ktoś mówi, że my was podsycamy do gwałtu, do burzenia prawa, ten kłamie najohydniej.
Nam nie chodzi o własny interes, ale interes ogólny, który z naszym interesem stanowym jest związany. Interes stanowy myśmy z razu odrzucili, a mają go jeszcze na oku sfery arystokratyczne. Jako na olbrzymią większość w państwie, spada na włościan i odpowiedzialność za losy państwa. Ale każdy może tylko tyle ciężaru udźwignąć, na ile stać jego sił.
Ofiara dla państwa nie powinna być nigdy za wielką. Jeśliby ktoś twierdził, że na dzisiejszym kongresie wyciągamy pięść na jaki folwark czy stan, ten się myli. Niechajby ci, którzy po ulicach noszą tablice z oszczerczymi napisami, właściwymi wariatom, weszli do środka, a przekonaliby się, że tak nie jest. Utarło się zdanie, że wszystkiemu złu w Polsce winien chłop. Mnie się zarzuca, że nakupiłem sobie folwarków. Przyrzekłem swego czasu publicznie, że temu, kto mi choćby jeden taki folwark wskaże, podaruję wszystkie. Dotąd jednakże nie zgłosił się nikt, a one przecież na księżycu nie są. […]
Chcecie być obywatelami, chcącymi spełnić obowiązki wobec państwa? (Zebrani: chcemy je spełniać jak najsumienniej!). A zatem nie wolno wobec was stosować środków, jakie się stosuje wobec zwierząt. Nie chcemy nikogo uciemiężać, odbierać mu praw, ale musimy bronić praw własnych, a przeciw wszelkim na nie zamachom musimy stanowczo zaprotestować!
Poznań, 16 maja
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Stanowisko naszego Klubu wobec nowego rządu jest tak znane, że za zbędne uważam poświęcić temu chociażby słów kilka. Jeżeli chodzi jednak o stanowisko to z punktu widzenia ogólnego, to chciałbym zaznaczyć, że poprzeć możemy każdy, a więc i ten rząd, rząd taki, który da gwarancje utrzymania siły i powagi państwa, utrzymania jego republikańskiego i ludowego ustroju, ochrony, praw i ustaw, obrony słabych i uciśnionych.
Przeciwko rządowi, znajdującemu się obecnie na ławach, wystąpiły bardzo silnie wszystkie stronnictwa prawicowe. Stanowią one blisko połowę tego Sejmu, a jakby sądzić należało po pewnych głosowaniach, to może nawet potrafią doprowadzić do skutku swoje dzieło i zdobyć większość przeciwną temu rządowi. (P. Rudnicki: Okoń pomoże). Czytałem wszystkie oświadczenia, patrzyłem na te armaty wielkiego kalibru, które skierowano przeciw temu rządowi i wytoczono zaraz przy jego pierwszym wystąpieniu, i zdziwiłem się dlaczego przeciwko wrogowi tak lekceważonemu wytacza się tak ciężkie działa. Wydaje mi się, że jako pierworodny grzech tego rządu - bo innego jeszcze nie zdołał popełnić – było to, że się odważył na krytykę przeszłości. Można by to darować tym, którzy nie popełniali grzechów podobnych, ja jednak panom przypomnę, jeżelibyśmy mieli dotknąć tej samej materii, a więc ujawnienia słabej strony naszego budżetu, to przed tym rządem, przed p. Śliwińskim, czy przed obecnym ministrem skarbu, uczynili to daleko wcześniej ci, którzy to stanowisko ganią. […]
Jeżeli jednakże chodzi o rzecz samą, to chcę stwierdzić to, coście już panowie uznali za słuszne dla siebie, że powiedziano tam tylko prawdę i że prawdę należy mówić bez względu na to czy ona jest miłą lub nie. […]
W expose samym powiedziano, jak się przedstawia stan naszego skarbu. Na dzisiejszym posiedzeniu Komisji Skarbowo-Budżetowej znowu nie w formie obłudnej, nie w formie olśniewającej, nie w formie przykrytej blagą, lecz po prostu przedstawiono faktyczny stan rzeczy w formie rzetelnej.
Czy to jest złe? Ja także dochodzę do tego przekonania, do którego panowie doszli na wiecach, a twierdzę, że jeżeli jest zło, to trzeba sobie to powiedzieć i zacząć naprawę. Najgorszą przysługę sprawie publicznej robi ten, kto zło kryje, albowiem pomaga do tego, żeby zło rosło.
Warszawa, 4 lipca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Przyjechałem do Was tak zmęczony, że nie miałem chęci do przemawiania, lecz zabierając głos, nie mogę Wam odpowiadać krótkim „Niech żyje 30 dywizja”, gdyż mam do Was ansę...
Być wodzem wojska, to znaczy przechodzić bez bólu nad ofiarami, które się składa. Gdyby wódz chciał boleć, to z boleściwego człowieka wodza wykroić nie można. Toteż każdy wódz mniej się zastanawia nad ofiarami niż wszyscy poeci. Wódz musi myśleć o zwycięstwie i wojsku, zwycięstwo nakazywać, przechodząc nad ofiarami do porządku dziennego.
Gdy prowadziłem wojsko do boju, nie myślałem o kosztach krwi; trudno, na to wojna i twardy obowiązek żołnierski, którego sam byłem przedstawicielem!
[...]
Pamiętam depeszę waszego dowódcy: V dywizja syberyjska żąda Pańskiego rozkazu, by stać pod bronią... Myślałem o Was wtedy jako o ludziach, nie jako o żołnierzach – o ludziach ze zwykłymi tęsknotami i pragnieniami: wiedzą, że Polska istnieje, marzą o wielkich czynach, lecz w oczach Ojczyzny czynionych. Było mi ciężko, zmagałem się ze sobą kilka dni, nim wymogłem na sobie: jedynie dla honoru, dla sztandaru żołnierza polskiego stać przy boju...
Wielką to jest ofiarą – dla wodza najcieższą. Śmierć jest użyteczną, gdy daje zwycięstwo, śmierć jest bolesna, gdy tylko dla honotu nastąpić musi. Każdy wódz raczej sam ją woli sobie zadać w tym celu, niż innych dla honoru posyłać... Za to żywię do Was ansę, którą przyszedłem Wam wypowiedzieć – lecz i ukochać Was. Dywizja syberyjska niech żyje!
Brześć, 16 lipca
Józef Piłsudski, O państwie i armii. Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Wysoki Sejmie!
Powierzając Józefowi Piłsudskiemu sprawowanie urzędu Naczelnika Państwa, wyraził Sejm Ustawodawczy w dniu 20 lutego 1919 r., we wstępie do pierwszej konstytucyjnej uchwały państwa polskiego, podziękowanie dla niego za pełne trudu sprawowanie urzędu w służbie dla Ojczyzny W ten sposób jednomyślna uchwała Sejmu Ustawodawczego była wyrazem uznania i wdzięczności dla bojownika o wolność narodową. (Na lewicy posłowie wstają. Długotrwałe oklaski i okrzyki: niech żyje Piłsudski! Precz z Korfantym!).
Od tego czasu upłynęło 3 i 1/2 roku dalszej pracy Naczelnika Państwa wśród najcięższych warunków, która doprowadziła do zakończenia wojny i unormowania stosunków na zewnątrz, jak i na wewnątrz.
Wniosek zgłoszony przez Klub Związku Ludowo-Narodowego, Chrześcijańską Demokrację i Narodowo-Chrześcijańskie Stronnictwo Ludowe jest ukoronowaniem ohydnej kampanii prowadzonej przeciwko Naczelnikowi Państwa przez pewne stronnictwa...
Marszałek (dzwoni): nie wolno wobec klubów używać takich wyrażeń. (Na lewicy wrzawa, bicie w pulpity). Pan Witos: ...które nie cofnęły się przed żadnymi oszczerstwami i obelgami, rzucanymi na głowę państwa. We wniosku tym, skierowanym przeciw pierwszemu Naczelnikowi wyzwolonej Polski widzimy wyraźnie smutny objaw dążności anarchistycznych, które mogą rozsadzić państwo. (Glos na prawicy: państwo to Anusz i Witos). Wyrazić musimy głębokie ubolewanie, że wnioskiem tym, opartym na fałszywych podstawach, obrażono samo państwo w jego przedstawicielu; przez obniżenie autorytetu Naczelnika Państwa obniżono powagę władzy w ogóle wobec własnych obywateli, państwo zaś wobec zagranicy.
Z tych względów oświadczamy się kategorycznie przeciw postawionemu wnioskowi.
(Huczne oklaski na lewicy. P. Dubanowicz: niech żyje demokracja!).
Warszawa, 26 lipca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Roboty tegoroczne utknęły z powodu braku funduszów na dalsze prowadzenie robót.
Skarb dał 150 miljonów marek na rok bieżący i stosownie do tego był zakreślony minimalny program robót, lecz z powodu zdrożenia materiałów i robocizny, dochodzących do 135% w porównaniu z cenami preliminarza, koszt budowy podniósł się automatycznie o 203 miljonów marek, czyli razem wynosi 353 miljonów marek.
Komisja Sejmowa Skarbowo-Budżetowa uchwaliła jeszcze w maju br. do powyższych 150 miljonów marek dodatkowy kredyt 100 miljonów marek na budowę portu w Gdyni, ale podobno nawet tych 100 miljonów marek już uchwalonych Skarb nie chce dać, skutkiem czego zmuszony byłem 18 bm. wymówić pracę przeszło 400 ludziom, zajętym przy budowie portu.
Gdynia, 20 sierpnia
Archiwum/Ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, cyt. za: Gdynia. Biznesplan II RP, red. Maciej Kowalczyk, Fundacja Ośrodka KARTA, Warszawa 2011.
„Kurier” utrzymuje, że budowa portu w Gdyni utknęła na martwym punkcie nie tylko dla ogromnych kosztów, lecz także skutkiem polityki ministra, pana Narutowicza, który nie chce „draźnić” Gdańska.
Poznań, 8 września
„Kurier Poznański” nr 205/1922, cyt. za: Gdynia. Biznesplan II RP, red. Maciej Kowalczyk, Fundacja Ośrodka KARTA, Warszawa 2011.
Do przyszłego roku ma być wykończone kompletnie molo w długości 470 m i 275 m poprzecznego łamacza fal. [...] W roku 1923 przewiduje się skończenie budowy wodociągu dla zaopatrywania statków w słodką wodę i wybudowę połączenia kolejowego, umożliwiającego przeładunek statków na kolej i odwrotnie. Gdy te roboty będą ukończone, powstanie tymczasowy port, który jako taki będzie mógł być oddany do użytku.
Obrót roczny towarowy w tym porcie tymczasowym będzie mógł dosięgać cyfry 400 tysięcy ton, czyli 1/8 część obrotu portu gdańskiego.
Warszawa, 10 września
„Kurier Poznański” nr 207/1922, cyt. za: Gdynia. Biznesplan II RP, red. Maciej Kowalczyk, Fundacja Ośrodka KARTA, Warszawa 2011.
Wśród rozumnej części społeczeństwa polskiego bolesnem echem odbiła się wiadomość, że roboty koło budowy portu w Gdyni mają być przerwane z powodu braku potrzebnych na ten cel funduszów. Zaczęliśmy tę budowę po smutnem doświadczeniu, któreśmy poczynili z Gdańskiem podczas najazdu bolszewickiego. Drugi raz takich doświadczeń powtarzać nam nie wolno. [...]
Wobec nadchodzących wyborów, ministerjum skarbu znalazło setki miljonów dla p. Osieckiego z PSL na „cele rolne pow. garwolińskiego” i dla pana Daszyńskiego z PPS na „kooperatywy socjalistyczne”. Panie ministrze skarbu! Dla Polski port w Gdyni jest stokroć ważniejszy, aniżeli te nieokreślone cele rolne i te jakieś kooperatywy! Gdy port w Gdyni będzie gotowy, skończy się nasza gdańska niewola i stosunki polsko-gdańskie normalnie się ułożą. Skończy się także bezczelna buta niemiecka, której uleganie ubliża naszej godności jako niepodległego państwa i narodu.
Poznań, 12 września
„Dziennik Poznański” nr 207/1922, cyt. za: Gdynia. Biznesplan II RP, red. Maciej Kowalczyk, Fundacja Ośrodka KARTA, Warszawa 2011.
Uroczystości wojskowe w Wilejce i w uniwersytecie Stefana Batorego, gdzie Naczelnikowi Państwa wręczono akt o mianowaniu go doktorem honorowym matematyki, odbyły się bardzo uroczyście, ale w czasie przyjęć szeregu deputacji i na raucie, na którym było może blisko 1000 osób, wyczuwało się, że towarzystwo nie było zgrane.
Najmilsze wrażenie wywarła na mnie rzewna uroczystość składania wieńców na mogiłach naszych żołnierzy na cmentarzu na Rossie.
Po solennem nabożeństwie w Katedrze procesja z licznym tłumem ruszyła na cmentarz. Brałem również udział w pochodzie jako reprezentant Naczelnika Państwa, który przyjechał później. Ksiądz biskup Bandurski wygłosił wzruszające kazanie.
Wilno, 31 października–2 listopada
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
Po raz drugi mam zaszczyt otwierać Sejm Rzeczypospolitej Polskiej. Po raz drugi, jako najwyższy przedstawiciel władzy wykoawczej, staję przed tymi, którzy mają prawo o niej sądzić.
Lecz warunki, w których przemawiałem kilka lat temu, były zupełnie od obecnych odmienne.
[...]
Szczęśliwy jestem, że mogę otwierać pierwszy Sejm zwyczajny, nie nawołując do obowiązków walki, lecz do obowiązków spokojnej pracy pokojowej. Praca tym spokojniejszą być może, że granice nasze są ustalone i my sporu o nie orężną rozprawą sami wszczynać nie zamierzamy i zadraśnień z którąkolwiek stroną nie szukamy.
[...]
Panowie rozpoczynacie pracę, która na innych podstawach oparta zniewalać was będzie do innego życia niż to, które dotychczas w tej sali panowało!
Jesteście panowie pierwszym Sejmem, opartym o Konstytucję Rzeczypospolitej, i stanowicie punkt zwrotny w życiu państwa, które – wychodząc z okresu tymczasowości – wstępuje na drogę normalnego rozwoju.
Konstytucja chce, że w tej pracy, która was czeka, razem z wami pracować będą i inne jeszcze równorzędne organy państwowe.
Dotychczasowe życie polityczne Rzeczypospoliej nie wykazało wybitnych zdolności naszych do współpracy.
Sądzę przeto, że będę w tym wypadku rzecznikiem wszystkiego, co żyje i pracuje poza tą salą, gdy zwrócę się do panów z apelem, ażebyście przykładem swoim stwierdzili, że w naszej ojczyźnie istnieje możność lojalnej współpracy ludzi, stronnictw i instytucji państwowych.
[...]
Ogłaszam pierwszy Sejm zwyczajny Rzeczypospolitej za otwarty i powołuję na przewodniczącego najstarszego wiekiem posła Kazimierza Browsforda.
Warszawa, 28 listopada
Józef Piłsudski, O państwie i armii. Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
11 grudnia w południe odbyć się miało w Sejmie uroczyste złożenie przysięgi, ale już od chwili kiedy wyniki wyborów doszły do publicznej wiadomości, w mieście rozpoczyna się agitacja prawicowa na wielką skalę. Od rana 11-go na ulicach przylegających do Sejmu zebrały się tłumy, z którego donoszą się okrzyki protestu. Na jednego z najstarszych wiekiem senatorów z partji lewicowej rzucono się z laskami. […]
O 12 godzinie 40 minut zatelefowano z Sejmu do Belwederu, że przysięga podpisana przez Prezydenta.
O godz. 1-ej minut 15 znów telefon – że tłum nie wypuszcza nowego Prezydenta z gmachu Sejmu.
Natychmiast zostały wysłane przed Sejm jeszcze dwa szwadrony szwoleżerów – z kulomiotami…
Co za ciężkie i smutne chwile przeżywałem wtedy – chyba nie ja jeden w Warszawie.
Cały koszmar przeżyć w okresie rewolucji rosyjskiej wstaje przed oczyma…
Prezydent przyjechał do Belwederu nie Alejami Ujazdowskimi, a przez park Łazienkowski.
Do powozu rzucano kawałki lodu.
Warszawa, 11 grudnia
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
13 grudnia odbyło się pożegnanie Naczelnika Państwa [Józefa Piłsudskiego] z najbliższem otoczeniem i ministrami.
Premjer p. Nowak miał dłuższe przemówienie do Naczelnika Państwa, na które Naczelnik Państwa odpowiedział krótko, życząc powodzenia i szczęścia „młodej Polsce”, swoją mowę zakończył żartobliwie, że od jutra on będzie „wesołym”, a nie „pochmurnym Józefem”. […]
Wieczorem odbyła się w Belwederze kolacja na 40 z górą osób, bez pań, siedziałem naprzeciw Naczelnika Państwa i miałem w imieniu zebranych do niego krótkie przemówienie; żadnych innych przemówień nie było.
Nastrój był bardzo dobry, skończyło się to około 12-ej, po kolacji Naczelnik Państwa pojechał do prezydenta Narutowicza.
Warszawa, 13 grudnia
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
Nazajutrz o 12 zrana odbyło się urzędowe objęcie władzy przez pierwszego Prezydenta Rzeczypospolitej w konstytucyjnem Państwie.
Muszę się przyznać, że robiło przygnębiające wrażenie, że Prezydent dla objęcia władzy jechał jakby po kryjomu, przez park, który był okrążony wojskiem, jakby to się działo w Rosji za czasów Caratu lub bolszewików.
P. Car i ja czekaliśmy na nowego Prezydenta przy wejściu – i razem z nim poszliśmy na górę, gdzie czekał Naczelnik Państwa, w otoczeniu obu marszałków – pp. [Macieja] Rataja i [Wojciecha] Trąmpczyńskiego, premjera i pp. ministrów czekających na niego.
Charakterystyczny szczegół: Naczelnik Państwa był w swoim legjonowym mundurze, bez żadnych odznak. […]
Zeszliśmy wszyscy na dół, gdzie został odczytany akt wyborczy przez Prezydenta Ministrów; w chwili kiedy Prezydent podpisywał akt, rozległa się salwa armatnia.
Nowemu Prezydentowi zostali przedstawieni oficerowie i urzędnicy, następnie wszyscy wyszliśmy na dziedziniec, gdzie złożyłem mu meldunek i Prezydent obszedł kompanję i szwadron, następnie odbyła się defilada; na mój rozkaz Oddziały Przyboczne wzniosły trzykrotny okrzyk „niech żyje”.
Potem odbyły się ostatnie dwa przemówienia – byłego Naczelnika Państwa do Prezydenta i jego odpowiedź.
Warszawa, 14 grudnia
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
Warszawa. Przekazanie władzy prezydentowi Narutowiczowi przez Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego
O godzinie 12[.00] przejecie władzy.
Weszliśmy z p. [Wojciechem] Trąmpczyńskim i kilku ministrami na I piętro w Belwederze. Stojąco czekał na środku sali Piłsudski – ponury. Wchodzi Narutowicz wprowadzony przez [Wacława Jana] Przeździeckiego. Powitał go przemówieniem Piłsudski – przemówienie niesmaczne, egotyczne: „Wszedłem do Belwederu w tym oto mundurze I brygady i w tym mundurze odnosiłem zwycięstwa – w tym mundurze znosiłem bezecne napaści… w tym mundurze opuszczę Belweder… Zanim przekażę władzę, muszę się domagać sporządzenia dodatkowego protokołu… […]”.
Zdumienie u wszystkich! Co za dodatkowy protokół?
Wchodzimy do drugiego pokoju. Tam prezentuje Piłsudski majora Świtalskiego i jakiegoś dr. P.(?!) jako swoich pełnomocników. Przechodzimy do trzeciego pokoju i tam wyjaśnia się, o co chodzi.
„Otworzyć kasę! – rozkazuje Piłsudski. – Oto pieniądze, proszę policzyć i skontrolować księgi”.
Pełnomocnik komunikuje, że jest 400 kilkadziesiąt tysięcy marek.
„Proszę przeliczyć!”.
Nikt się nie rusza – zakłopotanie, niesmak.
Podchodzę do Piłsudskiego: „Panie Naczelniku, ja biorę na siebie odpowiedzialność i podpiszę bez liczenia…”
Idziemy do dalszego pokoju. Podobna scena: „Oto są insygnia ofiarowane mi przez Wilno; nie wiem, czy są moją własnością, czy nie; są moje inicjały, ale nie wiem; będę w Wilnie, to zapytam…”.
Znowu cisza, niesmak, Minister [Kazimierz Władysław] Kumaniecki wyrywa się:
„Coś napisane na szkatułce, może z tego napisu będzie można wywnioskować…”. Nikt nie ma ochoty iść po tej drodze, a Trąmpczyński jeszcze raz protestuje, iż nie jesteśmy kontrolerami. Sprawa pozostaje nierozstrzygnięta.
„Jest jeszcze – ciągnie dalej Piłsudski – sprawa auta ofiarowanego mi przez Dowbór-Muśnickiego. Uważałem je za swoje, ale od czasu, jak Dowbór-Muśnicki miał sprawę sądową o drugie takie auto zabrane Moskalom, które sobie przywłaszczył, nie chcę uważać daru za swój i chciałbym go ofiarować wojsku…”
Znowu cisza – zakłopotanie. Wreszcie ktoś wyraża zgodę:
„Dobrze!”
Przykra, niesmaczna scena skończona. Protokołu dodatkowego nie podpisałem. Czy kto inny podpisał, nie wiem. Przy całej scenie obecny był Narutowicz z miną wysoce zakłopotaną. Schodzimy na parter. Piłsudski przedstawia Narutowiczowi dom cywilny i wojskowy.
Wreszcie w pokoju żółtym następuje przejęcie władzy wedle przepisów ustawy.
Warszawa, 14 grudnia
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Zaraz po 12.15 wywołuje mnie do telefonu porucznik Laszkiewicz i melduje, że przed chwilą Prezydent w Zachęcie został ciężko ranny.
Nie wiedząc w jakim stanie mogę zastać Prezydenta, daję rozkaz by oprócz otwartego auta przygotować lando i zaalarmowałem szwadron, z którym wyruszyłem do Zachęty.
Kiedy przyjechałem, ciało Prezydenta jeszcze leżało na podłodze.
Przybyły władze sądowe, minister spraw wewnętrznych.
[…]
Po ukończeniu niezbędnych sądowych formalności, wyniesiono na noszach ciało, złożono w otwartem lando i przykryto flagą…
Wraz z doktorem pułkownikiem Piestrzyńskim, stanęliśmy na stopniach otwartego powozu i zawieźliśmy ciało do Belwederu…
Warszawa, 16 grudnia
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
O godzinie 11.50 – wizyta u kardynała Kakowskiego. Spotkałem tam prezydenta Narutowicza. Przez jakiś czas rozmawialiśmy we trójkę. Kardynał w sposób dość nieprzyzwoity mówił o PSL – dyskusja na temat reformy rolnej. Prezydent Narutowicz odjechał. Zostałem jeszcze parę minut i rozmawialiśmy z kardynałem o stosunku PSL do kleru, o stosunkach sejmowych itp.
Od kardynała wróciłem do sejmu. W kilka minut potem otrzymuję telefoniczną wiadomość od wiceministra Studzińskiego z Prezydium Rady Ministrów, że na p. Narutowicza dokonano zamachu – „ciężko ranny!”. Mam natychmiast jechać na Radę Ministrów.
Wzburzony i oszołomiony, jadę autem. Na ulicach ruch zwykły.
W prezydium zataję zebranych ministrów. Chodzą bezradni! Żadnych zarządzeń nie wydano. Dowiaduję się, że Narutowicz zmarł. Żądam od ministra Sosnkowskiego postawienia załogi wojskowej w pogotowiu.
Ponieważ nie wszyscy ministrowie przyjechali, jadę na chwilę do „Zachęty”, gdzie dokonano zamachu. Zastaję zwłoki Narutowicza na ziemi, owinięte w chodnik czy kapę ze stołu.
Warszawa, 16 grudnia
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
19 grudnia o 2.30 odbyła się eksportacja ciała Prezydenta na zamek do Sali rycerskiej.
Podczas pochodu nie zakłócono spokoju.
Za trumną szła rodzina, następnie marszałek Sejmu, ja za nim; następnie gabinet ministrów, członkowie Sejmu i Senatu, generalicja, różne delegacje, i ogromna ilość publiczności, stały szpalery wojsk. Był mroźny dzień, prószył drobny śnieg… pochód trwał z górą 2 godziny.
Warszawa, 19 grudnia
Jan Jacyna, 1918–1923 w wolnej Polsce. Przeżycia, Warszawa 1927, [zachowana pisownia oryginału].
Jeszcze raz usiłowania moje dla przeparcia Sikorskiego jako kandydata kompromisowego lewicy i prawicy. Lewica odpowiada stanowczo: nie! Konferencja prawicy (Głąbiński, Korfanty, Chaciński), z PSL (Kiernik, Dąbski) u mnie w gabinecie nie doprowadza do rezultatu. Prawica wysuwa Morawskiego, ale nie pogniewa się, jeśli wyjdzie Wojciechowski. W drugim głosowaniu gotowa oddać głosy Wojciechowskiemu.
Godzina 12[.00] – Zgromadzenie Narodowe. Próbuję skłonić Żydów (Thona), by wystawili swego kandydata – by w ogóle umożliwić drugie głosowanie. Daremnie. Wybrany Wojciechowski.
Godzina 19[.00] – przysięga. Przed samą przysięgą ułaskawiłem skazanego na śmierć.
Godzina 19.30 – przejęcie władzy ode mnie.
Godzina 21[.00] – wizyta z [Wojciechem] Trąmpczyńskim w Belwederze: Wojciechowski radził się w sprawie orędzia do narodu. Projekt mistyczny i kooperatystyczny.
Warszawa, 20 grudnia
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Wczoraj [30 grudnia] skazano [Eligiusza] Niewiadomskiego na śmierć. Bolesne jednak i niebezpieczne dla przyszłości, iż nie wyszedł moralnie unicestwiony. „Gazeta Poranna” podała obronę Niewiadomskiego in extenso, natomiast przemówienie prokuratora w kilku wierszach! Czyż naprawdę jesteśmy narodem anarchicznym?! A może tylko nienawiść partyjna bielmem moralnym pokrywa oczy?
Ciekawe też, iż ci, którzy najgłośniej domagali się głowy Niewiadomskiego, po wyroku są niezadowoleni. „Raczej niechby siedział dożywotnio w więzieniu i uświadomił sobie ogrom zbrodni!”
Mówiono mi, iż p. Paschalski ma zamiar rekurować, opierając się na tym, iż nie przyznano jednej marki „odszkodowania” rodzinie Narutowicza po to, by sprawę dokładniej wyświetlić i pokonać Niewiadomskiego także moralnie. Dość już jednak tego babrania się w nieszczęściu i gnojowisku politycznym! Jak najprędzej zamknąć bolesny rozdział i przystąpić do wychowywania społeczeństwa w duchu państwowym!
Warszawa, 31 grudnia
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Polacy! Zawrzyjmy nierozerwalny związek tej ziemi i morza z całą Polską.
Uroczystość dzisiejsza ma być nie tylko podniesieniem ducha Kaszubów, którzy od wieków wiernie stają na straży tego morza, ale trzeba, aby cały naród polski zrozumiał znaczenie tego, że mamy wolny dostęp do morza. Tutaj powinniśmy zwrócić swój wzrok i naszą prężność gospodarczą. [...] Bo tutaj jest gwarancja naszego oddechu dla całego narodu, dla całkowitego uniezależniania naszej gospodarki narodowej i jej rozkwitu, tutaj Polska niema granic. [...]
Stąd wywozić możemy do wszystkich krajów i przywozić wszystkie potrzebne nam surowce i towary bez płacenia haraczu. Hamburg, Brema i Tryest monopolizowały polski ruch towarowy i pasażerski. Dźwięk obcej mowy i obcych interesów dławiący naszą samodzielność gospodarczą, tutaj nie dochodzi. Tem dumniej podnoszę głos, że wznowiliśmy tradycje Piastów i mądrych Jagiellonów. Rozumieli oni lepiej od swych potomnych, ze Polska musi oprzeć się o morze.
Gdynia, 29 kwietnia
„Dziennik Poznański” nr 100/1923, cyt. za: Gdynia. Biznesplan II RP, red. Maciej Kowalczyk, Fundacja Ośrodka KARTA, Warszawa 2011.
Dn. 16 grudnia ub.r. dokonano morderstwa na śp. Gabrielu Narutowiczu, Prezydencie Rzeczypospolitej.
Pół roku dzieli nas od tej przejmującej grozą chwili. Możemy spojrzeć na nią z pewnej odległości, z pewnej perspektywy. Mgłą niepamięci pokrywają się szczegóły, w cień zapomnienia usuwają się osoby, lecz bodajże z tym większą wyrazistością, w tym większej grozie występuje sam nagi fakt, fakt zbrodni dokonanej z zimną krwią już nie na człowieku tylko niewinnym, nie na Prezydencie Rzeczypospolitej tylko, lecz na państwie samym. Poprzez człowieka bowiem, poprzez Prezydenta Rzeczypospolitej kula zabójcy ugodziła w praworządność, a więc w państwo samo, bo praworządność jest podstawą państwa, jest fundamentum regnorum.
Któż bardziej aniżeli Sejm, ciało stanowiące prawo, Sejm będący częścią Zgromadzenia Narodowego, które obdarzyło śp. Gabriela Narutowicza godnością Prezydenta, któż bardziej, powtarzam, mógł odczuć krzywdę i zniewagę wyrządzoną prawu i państwu przez czyn szaleńczy. Któż bardziej niż Sejm mógł zrozumieć potrzebę zadośćuczynienia pogwałconej praworządności. Toteż Sejm dn. 16 stycznia powziął uchwałę, którą postanowił wmurować w gmachu sejmowym tablicę ku czci śp. Gabriela Narutowicza, Prezydenta Rzeczypospolitej. Uchwale stało się zadość! Tablica ta w murach Sejmu umieszczona, będzie dla pokoleń nie tylko znakiem czci dla człowieka wielkich zalet osobistych, nie tylko wyrazem hołdu dla pamięci pierwszego Prezydenta Rzeczypospolitej, niewinnej ofiary swego urzędu.
Będzie ona dowodem złożonym przez reprezentację narodową, iż mimo długich lat niewoli, które wykoślawiły duszę, mimo kilku lat przebytej wojny, która nauczyła ludzi używać przemocy fizycznej, mimo miazmatów wschodnich, mimo tego wszystkiego naród, jako całość jest zdrowy moralnie i zdolny do życia państwowego, opartego na praworządności.
Warszawa, 15 czerwca
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Los chciał, że zostałem przewodniczącym komisji rolnej w Sejmie Ustawodawczym i pod mym przewodnictwem uchwalono po długich i ciężkich walkach tzw. zasady reformy rolnej. Na podstawie tych zasad przeprowadzoną została następnie ustawa o wykonaniu reformy rolnej, która między innymi miała i tę wielką wadę, że... nie została wykonaną.
Rozsądni ludzie przyznają się i do swych błędów, po to, by je naprawić, toteż i ja zaznaczyć pragnę, że w samej już ustawie znalazły się błędy, ponadto zaś i poza ustawą znalazły się przeszkody, które uniemożliwiły jej wykonanie. Przeszkodą w wykonaniu tej ustawy byli i są w pierwszym rzędzie właściciele ziemscy, których majątki podpadają pod działalność ustawy, przeszkodą dalszą były zestarzałe przepisy, którymi się kierowały nasze sądy, a szczególnie Sąd Najwyższy, który stanął po stronie opornych właścicieli ziemskich, największą zaś przeszkodą były czynniki polityczne, stanowiące niemal połowę Sejmu Ustawodawczego, o które to czynniki oparli się właściciele ziemscy. Nie ma się też co łudzić: pewna część nawet rzekomych zwolenników reformy rolnej była i została w rzeczywistości jej przeciwną. Zaliczam do nich przede wszystkim socjalistów.
Socjaliści głośno oświadczali się za wprowadzeniem ustawy w życie, a w rzeczywistości współpracowali z tymi, którzy chcieli i dążyli do jej unicestwienia. [...]
Mnie zależało i zależy nie na tym, aby mieć ustawę leżącą na półce lub w archiwum, lecz by ona była wykonaną. W rozmyślaniu nad tym, jak tego dokonać, przyszedłem do przekonania, że wspomnianych przeszkód, niestety, nie zdołamy przełamać. Należało je więc usuwać, a przeto zawarcie umowy, dotyczącej zmiany ustawy i sposobu jej wykonania, z tymi, których dotychczas uważało się za przeciwników tej sprawy, miało, moim zdaniem, umożliwić i przyspieszyć jej wykonanie.
[...]
Zasady umowy zawartej między stronnictwami ósemki a nami, są szanownym zebranym znane. Czy prawda? Jeżeli tak, to zwalnia mnie to z obowiązku szczegółowego omawiania układu. Zaznaczam tylko, że gwarantuje on parcelowanie określonej ilości gruntu co roku przez lat 10 po 400 000 morgów, że nie podkopuje on naszej równowagi gospodarczej i nie niszczy produkcji rolnej, co nam poprzednio stale zarzucano. Układ daje dalej ludziom ubogim możność nabycia ziemi, albowiem wprowadza 35-letnią spłatę ceny jej nabycia, wprowadza różnicę ceny między ziemią w środkowej Polsce, a województwami kresowymi na wschodzie i zachodzie na korzyść tychże, bo ceny na ziemię tamtejszą ustalone są znacznie niższe, aniżeli w centrum państwa. Układ ma wreszcie za zadanie utrzymanie w rękach polskich ziem na kresach do Polaków należącej i zasilenie polskim zdrowym elementem tych połaci państwa. Podnoszą się jednak wątpliwości, rozdmuchiwane przez prasę i stronnictwa lewicowe, a także i przez niektóre czynniki z prawicy, a zwłaszcza przez tzw. konserwatystów krakowskich, że układ omawiany nie zostanie dotrzymany.
My układu dotrzymamy; czy inni nas nie oszukają, nie wiemy; może tak, może nie. Ale wiedzcie o tym, że stronnictwo wchodzące w polityce na drogę nikczemną, wydaje samo na siebie wyrok śmierci. Niedotrzymanie układu zwolni nas oczywiście od wszelkich zobowiązań, rozwiązuje nam ręce i wskaże drogę konieczną w przyszłości. Tego się jednak nie spodziewam. Reforma rolna musi być przeprowadzoną.
Tarnów, 11 lipca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Już dawno uznano w świecie jako dogmat nienaruszalny, że podstawą istnienia każdego państwa są dwa kamienie węgielne: skarb i wojsko. Skarb służy temu, by mogło się trzymać państwo i by się dobrze powodziło obywatelom. Wojsko służy i służyć powinno temu, by w razie potrzeby obronić granice Rzeczypospolitej, by również bronić porządku wewnątrz państwa.
Jeżeli idzie o skarb Rzeczypospolitej, to nie można powiedzieć, by on był dobry. Jesteśmy jednak na drodze do poprawy. Obecnie przeżywamy okres przełomowy. Osiągnięte zostało maksimum złego. Znaleźliśmy się już na szczycie i mogę stwierdzić, że już z tego szczytu zaczynamy schodzić. Jest uzasadniona nadzieja, że w niedalekiej przyszłości będzie lepiej. Ale o tym więcej mówić nie będę.
Inna rzecz z armią. Nie chcę wpadać w przesadę. Muszę jednak oświadczyć, że jestem dla niej z całym uznaniem. Jest ona źrenicą narodu i państwa. Nie powiem, że jest doskonała. Muszę powiedzieć, że jest na drodze do doskonałości, ale jest już dobrą. Zgodzą się na to wszyscy, co nie lubią przesady, zgodzą się ci, których ogarnia pycha. Lepiej jest niedoceniać niż przeceniać. Mając możność stykania się z armią w chwilach dla państwa bardzo ciężkich, stwierdziłem, że w chwilach tych wojsko zdało egzamin dobrze.
Armia! Służy ona do tego, aby utrzymać byt i niepodległość, ale i do tego, by utrzymać spokój wewnątrz państwa. Armii zawdzięczamy, że utrzymaliśmy byt, że mamy niepodległość. Jej zawdzięczamy, że państwo się skrystalizowało, skrzepło i wyrobiło sobie należne miejsce w świecie.
Sanok, 15 lipca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Pomówić więc z Wami pragnę, chociaż pobieżnie o sprawie naszej polityki zagranicznej. Każde państwo musi mieć swe zasadnicze cele polityczne, które są niejako testamentem, przekazywanym do wykonywania przez pokolenia pokoleniom. Miała i ma ten testament Rosja od czasów Piotra Wielkiego, który dążyć począł do zdobycia Konstantynopola, tego okna Rosji do Europy Zachodniej i Południowej. Testament ten wykonują dzisiaj nawet burzyciele Rosji carskiej, twórcy bolszewii, Trocki i Lenin. Mają swój cel Niemcy, którym mocarstwa zachodnie obcięły pazury, ale ramion obciąć nie zdołały. Ma swój cel państwowy Francja i Anglia. Wiedzą one do czego dążą i w myśl tego przeprowadzają państwowe swe prace.
Państwo, które nie wie, gdzie ma iść, nie zajdzie nigdzie, skończyć się musi straszliwą katastrofą. Jakżeż ta sprawa przedstawia się u nas? Sami nie jesteśmy tak mocni, byśmy mogli się oprzeć wszystkim naszym wrogom. Fakt ten nakazuje nam szukać przyjaciół i sprzymierzeńców, bądź to wśród tych państw i narodów, z którymi od dawna łączą nas serdeczne węzły pokrewieństwa idei i wspólnych walk o wolność, bądź też wśród tych, które mają te same co my interesy. O wrogach mówić wam nie potrzeba, bo wiecie, kto oni są. Co do naszych przyjaciół, to na pierwszym miejscu wymienić należy Francję, złączoną z nami najlepszymi sympatiami serc i umysłów. Wiecie, że zawarliśmy z nią przymierze, oparte na wspólności interesów, podobnie jak z Rumunią. Wiemy o pewnej wspólności interesów, łączącej nas z państwami bałtyckimi, dlatego też i z nimi staramy się uzgodnić naszą linię polityki zagranicznej. Podstawą naszej polityki zagranicznej jest uświadomienie sobie dokładne i stanowcze faktu, iż nie dążymy do żadnych zaborów, mamy bowiem dość ziemi dla wszystkich w Ojczyźnie.
Pilnować jej jednakże musimy bacznie i nieustępliwie na jej granicach i kresach. Pamiętać bowiem musimy zawsze, że tak Niemcy, jak i Rosja mogą się dźwignąć ze stanu obecnego i pomyśleć o odwecie.
Tarnów, 17 lipca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Ruchy strajkowe, wywołane trudnym położeniem robotnika, przebiegają przez państwa i społeczeństwa Europy i potęgują jeszcze więcej niepewność położenia. Nic więc dziwnego, że skutkiem wspomnianych przemian i stosunków ogarnia całe społeczeństwa psychoza zbiorowa, niepozwalająca im często na spokojną pracę i trzeźwą ocenę dokonywających się wydarzeń. (Glos na lewicy: lekarzu, lecz się sam).
Podobnie jest też i u nas. Nasz organizm państwowy i społeczny znajduje się w ostrej fazie likwidacji prób i sposobów rządzenia państwem. Stan zaś obecny jest w znacznej mierze wynikiem politycznego i wojskowego położenia międzynarodowego naszego państwa, szczególnie w pierwszym jego okresie. Stan ten jest ciężki, nie jest bynajmniej jednak beznadziejny. Zmienić go może i musi zgodna, zbiorowa i wytrwała praca, wysiłek i ofiary, które są konieczne, a do których nie zawsze okazują się zdolni nawet ci, których państwo obdarzyło sowicie. (Potakiwania na lewicy). W znacznej mierze przyczyną dzisiejszego stanu rzeczy w państwie było życie na kredyt i unikanie nakładania na społeczeństwo uzasadnionych i koniecznych ciężarów. Pod adresem państwa stawiano coraz to dalej sięgające wymagania, którym ono w tych warunkach nie było w stanie sprostać. [...]
Nie mogę również pominąć milczeniem wzrostu nienawiści i walk partyjnych, co utrudnia, a często nawet uniemożliwia współpracę nie tylko na polu politycznym, ale także społecznym i gospodarczym. Ten stan zapalny nie tylko nie ustępuje, ale przeciwnie, stale się wzmaga. Na tym też tle ogólnym ujawniają się dopiero należycie olbrzymie trudności, jakie stale napotyka praca rządu Rzeczypospolitej. Nie może więc ona wydawać zawsze zadawalających zupełnie wyników. Musi często chromać, a nawet kończyć się niepowodzeniem.
Warszawa, 9 października
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wybuch prochowni w Cytadeli o godzinie 9[.00] rano, 25 zabitych wojskowych i cywilnych, około 40 ciężko, dużo lekko rannych.
Krótkie żałobne posiedzenie sejmu; odezwa rządu:
„Zbrodnicza ręka dokonała w dniu dzisiejszym zamachu w stolicy państwa…”.
Witos nie był na miejscu katastrofy – odradzaliśmy mu.
Szyb tyle wyleciało w Warszawie, że Komisariat Rządu na Warszawę podjął specjalne kroki, by zapobiec lichwie „szklanej”.
Aresztowano wśród komunistów około 140 osób.
Warszawa, 13 października
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Krwawy dzień w Krakowie. Zaczęły się gromadzić tłumy na ulicach; wojsko i policja miały rozkaz nie dopuścić do zgromadzeń. Padł strzał. Walka z policją. Rusza wojsko; tłum rozbroił (niech żyje Dziadek!), zdobył karabiny i karabiny maszynowe, 2 pancerki; szarża ułanów na ul. Dunajewskiego. Ulica polana, konie ślizgają się i padają; salwy do ułanów 8 pułku ks. Poniatowskiego, masakrowanie rannych. […]
Krwawe żniwa w Krakowie: 13 wojskowych zabitych (2 oficerów – Bochenek i Zagórowski), 1 policjant, kilku oficerów rannych (ciężko – Bzowski), 70 ułanów ciężko, 40 lżej rannych, 61 koni zabitych, 70 ciężko rannych. Siodła pocięte. Z tłumu około 20 rannych.
Warszawa, 6 listopada
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Dnia 6 listopada Kraków był widownią tragicznych, bolesnych wypadków. Na ulicach miasta polała się krew, padły trupy. Niezależnie od wyniku dochodzeń sądowych, które będą prowadzone, niezależnie od politycznych osądów tych wypadków, jeden fakt wysuwa się już dziś w całej wyrazistości: oto ofiarą wypadków padło zabitych 2 oficerów, 12 żołnierzy, rannych 11 oficerów i 110 żołnierzy; przelali krew swoją, pełniąc ofiarnie obowiązek służby, spełniając wydany rozkaz, dając wyraz kardynalnej cnocie żołnierskiej – karności i posłuchu dla rozkazu.
Zabitym oficerom i żołnierzom wyrażam w imieniu Sejmu w dniu złożenia ich trumien na cmentarzu cześć, a rodzinom ich oraz rannym współczucie.
Warszawa, 10 listopada
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Rząd obecny, powołany przez prezydenta Rzeczypospolitej i obdarzony zaufaniem sejmu, objął ster państwa z silnym postanowieniem zaprowadzenia ładu w gospodarstwie publicznym, a przede wszystkim powstrzymania spadku waluty, wynikającego z braku równowagi między dochodami a wydatkami państwa, i nadmiernego z tego powodu druku pieniędzy papierowych, niepokrytych złotem. [...]
Jak największe wysiłki muszą być zrobione w tym kierunku, aby istotnie w lutym, jak i w każdym innym miesiącu tego roku, dochody skarbu starczyły na wypłatę pensji urzędniczych i inne niezbędne wydatki. Zadanie to, po tylu latach gospodarki deficytowej, jest tak wielkie, że rząd dokonać go będzie w stanie tylko przy współudziale całego społeczeństwa w osiągnięciu należytej wydatności podatków i pożyczek wewnętrznych.
Warszawa, 27 stycznia
Stanisław Karpiński, Pamiętniki dziesięciolecia 1915–1924, Warszawa 1931, cyt. za: Gdynia. Biznesplan II RP, red. Maciej Kowalczyk, Fundacja Ośrodka KARTA, Warszawa 2011.
Panowie Posłowie! Dnia 3 lutego umarł Tomasz Woodrow Wilson. Jeśli wiadomość o śmierci tego wielkiego obywatela Stanów Zjednoczonych, wielkiego męża stanu i uczonego poruszyła cały świat, to szczególnie silnym i bolesnym echem musiała się odbić w Polsce. Nazwisko zmarłego bowiem związało się w sposób nierozerwalny z odbudową naszej niepodległości. Wilson był tym, który w chwili największego natężenia wojny, w chwili kiedy losy wojny się ważyły, kiedy sprawą polską szermowano na gruncie międzynarodowym ze stanowiska taktycznego, proklamował, jako prezydent Stanów Zjednoczonych, w swym orędziu do Senatu z dn. 22 stycznia 1917 r. w sposób zdecydowany konieczność odbudowania Polski. W rok później, 8 stycznia 1918 r., formułując w swych czternastu punktach zasady, na których ma być zbudowany pokój, punkt 13 poświęcił sprawie polskiej, stwierdzając konieczność odbudowania państwa polskiego i zapewnienia mu dostępu do morza. Postanowienia traktatów powołujących Polskę do życia państwowego są rozwinięciem 13 punktu Wilsona. Fakt ten pozostanie na wieki zapisany w sercach Polaków, a imię Wilsona będzie wymawiane z czcią przez pokolenia. Sejm jako reprezentacja narodowa w dniu dzisiejszym składa u trumny zmarłego wyrazy głębokiego żalu i wdzięcznego wspomnienia. W imieniu Sejmu przesłałem Pani Wilson wyrazy współczucia. Na znak żałoby zarządzam 10-minutową przerwę.
Warszawa, 5 lutego
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Poufna konferencja u mnie w sprawach wojskowych z udziałem Sikorskiego i przedstawicieli klubów polskich. Referat Sikorskiego doskonały, ale informacje jego w niektórych szczegółach przerażające. W porównaniu z Rosją jesteśmy prawie bezbronni, jeśli chodzi o uzbrojenie, materiał wojenny itp. dysproporcja między ilością posiadanej artylerii, karabinów maszynowych i zwykłych, amunicji… ogromna. Niemcy, wedle źródeł francuskich, tylko pozornie są rozbrojeni. Charakterystyczne np., iż lokomotyw posiadają Niemcy obecnie około 10 tysięcy więcej niż Francuzi, to samo wagonów towarowych najnowszej konstrukcji (z najnowszymi hamulcami). Gospodarka w naszym wojsku przedstawia się fatalnie. Wedle wykazów każdy żołnierz „otrzymał” w r. 1923 dwie i pół pary butów, a faktem notorycznie znanym jest, że żołnierze w największy mróz chodzili boso. Tak samo przedstawia się gospodarka mundurowa! Wskutek zwolnienia dużej liczby podoficerów zawodowych (dla oszczędności) szkolenie rekruta postępuje niezmiernie pomału, wiele oddziałów dotąd nie strzelało.
Strach pomyśleć o wojnie w tych warunkach!
Warszawa, 5 kwietnia
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Uroczystość z powodu otwarcia Banku Polskiego. Msza celebrowana w katedrze przez kardynała Kakowskiego; po mszy kardynał składał jeszcze w szatach pontyfikalnych gratulacje p. Grabskiemu: „Zdołał pan jako wykonawca sejmu spełnić jego wolę i ukoronować zaczęte przez niego dzieło”. Forma gratulacji, tj. wzmianka o sejmie, dość wyraźnie nie podobała się p. Grabskiemu.
W banku odsłonięcie tablicy na cześć ofiarodawców na rzecz skarbu narodowego. Przemówienie pp. Grabskiego, Karpińskiego, Mieszkowskiego i jednego z urzędników. Charakterystyczne, iż żaden słowem nie wspomniał o sejmie. W Polsce dość łatwo się zapomina! Sejm położył podwaliny pod sanację, uchwalając podatki, w których nieraz dalej szedł niż rząd, z sejmu wyszła inicjatywa zrównoważenia budżetu, którą p. Grabski rozkładał sobie jeszcze z wiosną ubiegłego roku na kilka lat, i z sejmu wyszła inicjatywa dania pełnomocnictw w tych dwu ostatnich sprawach, ściśle mówiąc, ode mnie. P. Grabski ma niezaprzeczoną i dużą zasługę – ale nie wyłączną – iż powiązał ogniwa stworzone przez innych.
Warszawa, 28 kwietnia
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Uroczystości majowe – nabożeństwo w katedrze, defilada wojska (mniej efektowna niż w ubiegłym roku, choć żołnierz mający za sobą ledwie kilka miesięcy szkolenia prezentuje się na ogół dobrze! ), w pochodzie wzięły udział stronnictwa NPR [Narodowa Partia Robotnicza], ChD [Chrześcijańska Demokracja] i Związku Ludowo-Narodowego – dość opacznie wyglądała defilada przed prezydentem itp. ciałem dyplomatycznym; tablice z napisami: „żądamy chleba”, „żądamy pracy”, ubezpieczenia od bezrobocia itp.
Warszawa, 3 maja
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Panowie Posłowie, Sejm dokonał dziś wielkiej rzeczy – uchwalił pierwszy budżet Rzeczypospolitej. Po pięciu latach weszliśmy na drogę praworządności w dziedzinie gospodarki państwowej, na drogę gospodarowania z ołówkiem w ręku, bez czego nie ma mowy o sanacji skarbu i finansów. Nie umniejsza znaczenia faktu to, iż budżet uchwalony ma obowiązywać tylko na rok 1924, znaczenie dzisiejszej uchwały polega na przełamaniu dotychczasowego stanu, z którym wszyscy prawie po trosze zaczęli się godzić. Jeśli jeszcze przed rokiem można było spotkać się z głosami sceptycyzmu, czy budżet będzie mógł być w tym roku uchwalony – ba, nawet czy uchwalenie budżetu jest rzeczą tak konieczną, to dziś sama myśl, iż moglibyśmy wrócić do bezplanowej, bezbudżetowej gospodarki, wydaje się czymś opacznym, powiem nawet – zdrożnym. Obowiązek nakazuje mi podnieść w tym miejscu, iż wielka w tym zasługa komisji budżetowej i jej przewodniczącego.
Uchwalenie budżetu jest zaokrągleniem wielkiej pracy, której Sejm dokonał w ciągu niespełna dwóch lat. […]
Zapewne nie wszystko, cośmy w tym kierunku działali, jest bez zarzutu, już choćby tylko ze względu na tempo pracy; niejedna z ustaw będzie musiała być zrewidowana i poprawiona; budżet przyszłoroczny będzie musiał być i wcześniej, i dokładniej rozpatrzony – niewątpliwie jednak droga, na którą Sejm wszedł i po której kroczył, jest dobra i jedynie właściwa, o ile chodzi o sanację skarbu i finansów. Sejm spełnił swój obowiązek.
Warszawa, 11 lipca
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Już sam wygląd dzisiejszego zebrania wskazuje, czym jest Polska. W Polsce, obok Polaków, mieszka 30 proc. obcych narodowości i z tym faktem liczyć się należy. Mają one, jak każdy w państwie obywatel, różne prawa, lecz nie zawsze cechuje ich równość obowiązków, do czego trzeba ich wdrażać drogą ścisłego przestrzegania prawa.
Polska jest państwem leżącym między Niemcami a Rosją, o których wiemy, że zbytnią życzliwością nie grzeszą. Nie wiemy, kiedy zabłysnąć może miecz, lecz wiemy, że to może przyjść prędzej wtedy, gdy wewnątrz państwa obywatele staczać będą z sobą nieustanną, a bardzo często bezcelową i nierozumną walkę. Wszystkie państwa na świecie starają się o to, by były bezpieczne, by to bezpieczeństwo było zupełne, bo tylko wtedy obywatele spokojnie pracować mogą. By zabezpieczyć państwo, potrzeba siły, bo ona daje ochronę i ona stwarza solidarność.
Prawo bez siły jest abstrakcją. [...] Musimy wytworzyć w kraju taką siłę obronną, która by dawała gwarancję, że państwa naszego nikt nie uszczupli i że ono ostanie się całym i rość będzie w znaczenie na arenie międzynarodowej, gdzie często decyduje się o losach państw z nimi lub bez nich, zależnie od ich siły. Lecz, by tego ogromu pracy dokonać, trzeba, by stosunki wewnętrzne były zdrowe, gdyż chory organizm na siłę nigdy zdobyć się nie może. Przechodząc do stosunków wewnętrznych, mógłbym zrobić pewne porównanie. Są ludzie, którzy, gdy się pali cała wieś, a ich chat płomień nie ogarnia, uważają to za szczęście, są też inni, których nieszczęście ogółu głęboko dotyka.
Tak też dzieje się i w polityce. Jednym do szczęścia wystarcza interes osobisty, zaszczyty, ich świetna kariera, inni uważają, że aczkolwiek i te wartości doczesne są dobre, to lepszym jednak jest szczęście ogółu, które ściśle wiąże się ze szczęściem państwa, czyli że jedni, mówiąc prościej - myślą więcej o sobie, drudzy mają na względzie przede wszystkim interes państwa. Są i tacy, którzy wbrew logice, doświadczeniu i interesowi państwa głoszą, że rozbijanie, kłamstwo i demagogia są dla państwa dobrodziejstwem, są jednak i inni, którzy uważają że zgoda, współdziałanie, sumienie, czystość charakteru są czynnikami budującymi państwo. Jeśli o państwo chodzić nam powinno i musi, to prócz ochronnych sojuszów potrzeba wytworzyć własną siłę, nie potencjalną, lecz żywą i twórczą, bo tylko taka może dać państwu bezpieczeństwo a obywatelom spokój [...].
Jeśli społeczeństwo będzie silne, państwo trwać będzie wieki, gdy nie będzie spoistości, państwo zacznie się rozsypywać i zginie, choć pozostaną ludzie, lecz ludzie z piętnem niewolnictwa na czole, a każdy z Was wie, że los niewolnika jest straszny.
Cieszanów, 7 września
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Niezależna Partia Chłopska uważa się za przedstawicielkę najszerszych mas ludu wiejskiego Rzeczypospolitej Polskiej, bez względu na narodowość.
Uważamy, że zasadniczym warunkiem przeprowadzenia skutecznych reform społecznych w Rzeczypospolitej jest przejęcie władzy państwowej przez rzeczywistych przedstawicieli najszerszych mas pracujących.
Władza dla ludu pracującego! – oto nasze pierwsze hasło podstawowe.
Ziemia, ta naturalna podstawa wyżywienia się ludzi, nie może być własnością tych, którzy nie pracują sami na niej, używają jej za narzędzie do sprawowania władzy politycznej i do wyzysku gospodarczego. Przeprowadzenie gruntownej i natychmiastowej reformy rolnej drogą wywłaszczenia obszarników bez odszkodowania i oddanie ziemi w ręce małorolnych i bezrolnych – to zasadniczy warunek złamania wszechwładzy obszarniczej, to warunek rzeczywistej demokratyzacji życia oraz dobrobytu mas wiejskich.
Dlatego drugim naszym hasłem podstawowym jest: Cała ziemia dla tych, którzy na niej własnoręcznie pracują.
[…]
Walcząc nieugięcie o dwa naczelne postulaty, o władzę i ziemię dla ludu, jednocześnie prowadzić będziemy:
1. Walkę o taką zmianę systemu podatkowego, aby główny ciężar utrzymania państwa zdjęty był z bark ludu pracującego i spadł na klasy posiadające;
2. Walkę o upaństwowienie lasów, gospodarowanych tak, aby głównym zadaniem administracji leśnej było dostarczenie budulca dla zniszczonej wojną i klęskami, dla zakładającej nowe gospodarstwa itp. ludności wiejskiej; kontrolować tę gospodarkę musi przez swoje organizacje sam lud wiejski, albowiem pozostawienie sprawy zaopatrzenia ludności w budulec w rękach samych urzędników nie zabezpiecza należytego spełnienia zadania;
3. Walkę o oświatę ludową, o całkowicie bezpłatne i dla wszystkich dostępne szkolnictwo – przy tym o szkolnictwo świeckie i prowadzone na wszystkich poziomach w języku ojczystym uczniów;
4. Walkę o całkowite rozdzielenie kościoła od państwa i o zupełne odsunięcie kleru wszystkich wyznań od wpływów politycznych;
5. Walkę z militaryzmem i z imperialistycznymi dążeniami obszarnictwa i burżuazji polskiej.
[…]
Z hasłami powyższymi i powyższym programem zwracamy się do mas pracujących całej Rzeczypospolitej bez różnicy narodowości i wzywamy wszystkich pragnących, aby Rzeczpospolita z państwa obszarniczo-burżuazyjnego stała się rzeczywistą republiką chłopsko-robotniczą, do zaciągnięcia się w nasze szeregi i do wspólnej walki o władzę i ziemie dla ludu.
Warszawa, 16 listopada
Pisma ulotne stronnictw ludowych w Polsce 1895–1939, zebrali i opracowali Stanisław Kowalczyk, Aleksander Łuczak, Kraków 1971.
Wystawa księgarska, na której spotkałem się z prezydentem Wojciechowskim. Wystawa robi przygnębiające wrażenie. Produkcja książki polskiej zamiera. Dziczejemy po prostu. Pornograficzno-kryminalne wydawnictwa wynoszą około 20% ogólnej produkcji. Wolff opowiadał mi, że w ich filii w Poznaniu w ostatnim miesiącu na 100 książek sprzedanych wypadało 70 w językach obcych!
Warszawa, 22 listopada
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Kochany Gustawie!
Jeszcze wczoraj widziałem twe rozdrażnione na mnie oczy i myślałem, ileż to razy mieliśmy na siebie w życiu rozdrażnione oczy. Jesteśmy jak dwa stare, niezmęczalne konie, co chodząc często jakimiś wertepami osobno, spotykają się na prostym gościńcu swego życia raz po raz, by się przywitać wesoło i stanąć razem do ciągnięcia tej samej bryki.
Ciągnęliśmy dawniej razem kałamaszki i bryczułki, ciągnęliśmy i ciężkie ładowne często błotem bryki – znane, stare, niezmęczalne konie!
Śmiszne, co?! Na gwiazdkę, mój drogi, przyjmij wraz z książką przyjaciela przyjaźń i serca całej rodziny.
Sulejówek, 24 grudnia
Józef Piłsudski, O państwie i armii. Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
W pierwszych dniach stycznia 1925 nie wróciło dwóch strzelców z patrolu na strażnicy Szkrobotówka, zostali oni przez patrol sowiecki porwani. Wywiad nasz ustalił, że znajdują się oni na strażnicy sowieckiej w miejscowości Siwki, 4 kilometry w głąb terenu sowieckiego. Dowódca batalionu Stanisław Galiński zwrócił się do mojego dowódcy szwadronu majora Leonarda Michalskiego o wyznaczenie silnego patrolu konnego. Na dowódcę patrolu dowódca szwadronu wyznaczył mnie. [...] Otrzymałem dokładny opis marszruty i położenia strażnicy sowieckiej. Celem wyprawy było odbicie tych porwanych dwóch strzelców.
5 stycznia 1925 o dziesiątej wieczorem przekroczyłem granicę jako straż przednia maszerującej kompanii piechoty, dowodzonej przez kpt. Lipińskiego. Wylot wsi odznaczał się wiatrakiem z jego dużymi skrzydłami wyraźnie widocznymi. Zbliżając się do wiatraka, otrzymałem ostrzał, spieszyłem się z koni. Konie w tył, a sam z plutonowym i dziesięcioma ułanami natarłem na strażnicę, rzucając granatami i rażąc ogniem KBK, zdobyłem strażnicę, którą załoga opuściła. [...]
Pierwszą czynnością moją było zerwanie aparatu telefonicznego i zabranie akt. W tym momencie padają strzały przez okno i pada zabity jeden z ułanów, a plutonowy zostaje ranny w rękę. Muszę się wycofać, ułani zabierają poległego. Po opuszczeniu wsi, w drodze powrotnej spotykam kompanię piechoty. Kapitanowi Lipińskiemu składam meldunek o stracie ułana. Kpt. Lipiński z pomocą żołnierzy układają poległego na przedni łęg mego siodła i tak wiozę go 4 kilometry, do miejsca, gdzie przekroczyłem granicę, rozpoczynając tę nieszczęśliwą akcję. [...]
Dwóch strzelców, o których toczył się ten wypadek, zostało wydanych przez władze sowieckie w kilka dni po naszej akcji.
Siwki, Podlasie, 5 stycznia
Raporty KOP-u, „Karta” 2011, nr 67.
Spała, k. Tomaszowa Mazowieckiego. Pobyt przedstawicieli władz w letniej rezydencji prezydenta II RP
Trzy dni spędziłem w Spale z kilku posłami i członkami rządu. Polowanie niesłychanie marne! Nie strzelałem ani razu, bo nie było do czego. Prezydent [Stanisław] Wojciechowski bardzo gościnny i uprzejmy. Spraw politycznych nie poruszano. Byliśmy pozbawieni wiadomości, nawet depesz prasowych. Bardzo to miłe i sielankowe, gdyby się wiedziało, iż jest jakiś inny czynnik stały, stale myślący o państwie, informowany o jego sprawach i decydujący, jeśli tego potrzeba.
Spała, k. Tomaszowa Mazowieckiego, 3 lutego
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Artykuł I
Kościół Katolicki, bez różnicy obrządków, korzystać będzie w Rzeczypospolitej Polskiej z pełnej wolności. Państwo zapełnia Kościołowi swobodne wykonywanie Jego władzy duchowej i Jego jurysdykcji, jak również swobodną administrację i zarząd Jego sprawami i Jego majątkiem, zgodnie z prawami boskimi i prawem kanonicznym.
Uwagi:
Zapewnienie Kościołowi Katolickiemu pełnej wolności obejmuje:
1. wszystkie obrządki Kościoła Katolickiego,
2. swobodne wykonywanie wszelkich jego spraw, wchodzących w zakres władzy duchownej i władzy majątkowo-administracyjnej,
3. uznanie prawa boskiego i prawa kanonicznego jako normy działania Kościoła.
A zatem:
a) państwo nie może Kościoła w sprawach duchownych krępować lub mu przeszkadzać, owszem winno czuwać nad tym, aby Kościół mógł swobodnie władzę swoją wykonywać;
b) co do zarządu majątkiem kościelnym Kościół podlega tylko tym ograniczeniom, które w dalszych artykułach Konkordatu wyraźnie są oznaczone.
10 lutego
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
W Polsce mojej świętej, świeżo oswobodzonej z wiekowej niewoli. dzisiejsza kobieta, dzisiejsza, bo wczoraj w obronie Lwowa była szlachetną i bohaterską – dzisiejsza młodzież, literatura, mody, tańce… ach! czy to Polska? Boże, Boże, zmiłuj się nad nami, oczyść choćby ogniem gromu, wstrząśnij, opamiętaj, wybaw nas z tej nowej niewoli, niewoli w służbie szatana!
Lwów, woj. lwowskie, 15 lutego
Zofia Romanowiczówna, Dziennik lwowski 1842–1930, t. 2, 1888–1930, Warszawa 2005.
Wysoka Izbo!
Zmiana ustroju rolnego w Polsce jest zagadnieniem natury państwowej, natury narodowej i socjalnej, i to zagadnieniem coraz bardziej palącym. Musi też ono być jak najprędzej załatwione. Zagadnienie to, wbrew temu, co tu twierdzono, rozwiązało już wiele państw w Europie, a nawet w naszym sąsiedztwie, chociaż tam była mniejsza potrzeba reformy rolnej. Jeżeli chodzi o przykłady, to daleko szukać ich nie potrzeba. Pomijam przykład Rosji, aczkolwiek nie mogę pominąć faktu, który tam zaistniał i nie mogę pominąć tego, że Rosja znajduje się w najbliższym sąsiedztwie Polski. Nie da się zrobić takiego przedziału, by wiadomości stamtąd nie przyszły i nie da się nakazać nikomu, ażeby jego myśl nie szła tam, gdzie ma korzyści, których tu nie znajduje. Ludzie są ludźmi i ludźmi pozostaną.
[...]
Jeżeli to zrobiono w państwach, takich jak Czechosłowacja, jeżeli to zrobiono tam, gdzie nie było gwałtownej potrzeby, jest więc naturalną rzeczą, że przede wszystkim powinno to być zrobione w Polsce we własnym jej interesie. Polska może istnieć i rozwijać się jak państwa nowożytne, wzmacniając wszystkie żywotne siły narodu. Musi powołać do spełnienia tych obowiązków milionowe rzesze ludowe, ale musi dać im możność spełnienia tych obowiązków.
Obszary dworskie, według naszego poglądu, są w Polsce nie tylko przeżytkiem, ale dla włościaństwa są także symbolem ucisku i długiej społecznej niewoli. (Oklaski na lewicy). Obszary dworskie, tak jak one dziś istnieją, są wielką zaporą do uporządkowania stosunków w Polsce w ogóle, a w szczególności do uporządkowania stosunków politycznych. Zdaje się, że gdy Polsce przyjdzie wybierać pomiędzy uporządkowaniem tych stosunków a całością obszarów dworskich, to Polska nawet mało rozsądna musiałaby wybrać to pierwsze, a więc uporządkowanie tych stosunków, a nie całość obszarów dworskich.
Warszawa, 25 czerwca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
5 lipca 1925 rozpoczęła się nieprzyjemna sprawa dezercji ppor. Maczyńskiego, która trwała od lipca do września 1925. Według wywiadu, oficer ten miał się znajdować w strażnicy sowieckiej, która się mieściła na niewielkim wzgórzu naprzeciwko strażnicy polskiej w miejscowości Radoszówka. 5 lipca grupa około 40 żołnierzy piechoty (szkoła podoficerska przy batalionie Dederkały) – i ja, z silnym patrolem konnym – maszerowała w kierunku strażnicy. Było to około piątej nad ranem. W pewnej odległości od strażnicy spieszyłem swoich ułanów i pouczyłem: „Jeżeli podam komendę «salwa», to strzelać w górę”. Przy [naszym] podejściu pod górkę, w kierunku strażnicy, wyszedł oficer sowiecki i oddał strzał z pistoletu, ja podałem: „Salwa!”. Cała załoga wybiegła ze strażnicy, nieubrana, niektórzy w kalesonach. [...] Weszliśmy do strażnicy, w której nie zastaliśmy nikogo z załogi, tylko pozostawioną broń. Zabraliśmy dwa ciężkie karabiny maszynowe na kółkach i kilka KBK. Strażnica została spalona.
Radoszówka, 5 lipca
Raporty KOP-u, „Karta” 2001, nr 67.
Historia ma jednak swoje prawa, a sprawiedliwość często niespodziewanie przychodzi. Ona też zarządziła zapewne, że w czasie, gdy w Polsce zaczęła świtać wolność państwowa i narodowa – gdy zanosiło się na to, że chłopi mieli zrzucić z siebie resztki krępujących ich kajdan niewoli politycznej i społecznej i stać się równymi wszystkimi Polski odrodzonej obywatelami – znalazł się człowiek, który głęboko odczuł i pojął życie chłopa, który obwieścił światu całemu, że on jest, że on żyje i żyć będzie.
Tym człowiekiem jest ten, którego imię jest dziś na ustach wszystkich, jest nim Władysław Reymont. W wielkim dziele odmalował on w naturalnych zupełnie barwach głębiny życia wsi polskiej. Z mistrzostwem właściwym sobie przelał to na papier, przeniósł do wielkiej i mądrej księgi. Pisząc tę księgę nie wchodził w świat teorii i marzeń, nie szukał geniuszów i idealistów, często nienaturalnych, nie malował urojonych bohaterów, odtworzył życie wsi tak, jak je widział.
Polska posiada wielu sławnych powieściopisarzy, historyków, poetów, którzy opiewali bohaterskie czyny ludzi niemal jednej, bo szlacheckiej warstwy, rządzącej długie wieki Polską. Mimo licznych i szlachetnych porywów jednostek, Polska nie zdobyła się na to, by chłopa zrobić obywatelem i jako taki nie znalazł on należytego mu miejsca u pisarzy ani u poetów.
[...]
Bohater Reymonta – Boryna nie stanowi jakiegoś nadzwyczajnego typu. Zwykły to kmieć wiejski, harujący na swojej roli, powiększający swoją fortunę kosztem własnego szczęścia i swojej rodziny; posiada wiele zalet, ma też i wiele błędów, przy tym wszystkim kocha nade wszystko po swojemu tę ziemię, na której pracuje i gotów w jej obronie poświęcić wszystko, nawet życie.
Liczba, pracowitość, wytrwałość i zdrowie, stworzyły ze stanu chłopskiego tę silną podstawę, bez której się państwo pomyśleć nie da. W chłopie żyje i odradza się Naród, z niego czerpie swoją siłę państwo, on jest czynnikiem porządku i spokoju. [...]
Takich wartości nie wolno chować pod korcem, one powinny i muszą być odpowiednio ocenione i zużytkowane. Wiemy, że powieść Reymonta zrobiła już bardzo wiele pod tym względem, wiemy, że przez nią uczynił on olbrzymią przysługę tak Polsce, jak i polskiemu ludowi. Toteż poczuwając się do obowiązku wdzięczności lud polski ze wszystkich okolic naszego kraju przybył tu w dziesiątkach tysięcy, ażeby Ci Panie złożyć hołd należny.
Wierzchosławice, 15 sierpnia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
W dniu 16 września 1925 urządziły Warszawskie Zakłady Gazowe inauguracyjny pokaz gotowania na gazie, połączony z odczytami i pogadankami. Pokaz zagaił dyrektor Świerczewski, podkreślając w swym przemówieniu przede wszystkim oszczędność, którą można osiągnąć przy użyciu kuchni gazowej zamiast węglowej. Następnie inżynier Kolisko wygłosił pogadankę, poświęconą kwestii opału w kuchni. W krótkich słowach przedstawił mówca wszystkie korzyści, które daje opał gazowy, oraz niedogodności wynikające z używania kuchni węglowej. Po tej ciekawej i pouczającej pogadance rozpoczął pan Hirszel, kierownik propagandy Warszawskiego Zakładu Gazowniczego, przy pomocy asystentki pani Kotarbińskiej-Pniewskiej, właściwy pokaz gotowania i pieczenia, przeplatając go licznymi uwagami o gotowaniu oraz obchodzeniu się z kuchenką gazową i naczyniem „Prodige”. [...]
Na zakończenie wyświetlono agitacyjny fi lm gazowniczy, wykazujący różnicę między ogrzewaniem gazowym a węglowym. [...] Po ukończeniu kursu będą wydawane kucharkom odpowiednie zaświadczenia, a następnie wezmą one udział w konkursie, przy czym te, które najlepiej i najekonomiczniej potrafi ą przygotować obiad, będą premiowane.
Warszawa, 16 września
„Przegląd Gazowniczy i Wodociągowy”, nr 11/1925, cyt. za: Rodzima energia. Nafta i gaz na polskich ziemiach, wybór i oprac. Maciej Kowalczyk, Ośrodek KARTA, Warszawa 2012.
Europa po wojnie dowiedziała się, że nie może już tyle pieniędzy z innych części świata ściągać, a jak się dziś okazuje z roku na rok jest gorzej.
Więc, jeśli ta część świata, w której my żyjemy, ubożeje, idzie na dziady, to trudno, żebyśmy mogli się bardzo bogacić. […]
Jeśli chcemy, żebyśmy w tym okresie, w którym Europa schodzi na dziady, nie zeszli już na najgorsze dziady, bo należymy do najuboższych narodów w Europie, żebyśmy nie zostali już zupełnie żebrakami i bankrutami, to trzeba zwiększyć u nas ilość pracy i zrobić ją bardziej skuteczną. Trzeba uczyć ludzi, jak pracować, żeby jak najwięcej owoców z niej było. To jest pierwsza rzecz.
Druga rzecz, to wobec tego, że jesteśmy narodem bez kapitału, bez gotówki, konieczną jest oszczędność. To nie jest przyjemna rzecz w narodzie, który lubi użyć, a jeszcze najwięcej lubi wydać na pokazanie się. Bo Polacy zawsze wydają więcej pieniędzy na pokazanie się niż na użycie. My jesteśmy narodem, który myśli nie o tym, czym jesteśmy, ale za co nas uważają. […]
Jeśli chcemy na swej ziemi być gospodarzami, żeby ziemia była dla nas, nie dla obcych, to w tych ciężkich czasach trzeba podjąć stare zasady: praca i oszczędność, popieranie własnego przemysłu, walka przeciw obcemu handlowi.
Warszawa, 18 października
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Kursy zawodowe i dżentelmeńskie dla pań i panów [...] wydały już pokaźny zastęp zdolnych kierowców,
kilkuset zaś uczniów kształci się pilnie, by wkrótce powiększyć szeregi szoferów, potrzebnych tak w obecnej
dobie rozwoju automobilizmu polskiego. Warunki bardzo przystępne, natomiast dla pp. urzędników, funkcjonariuszów państwowych i komunalnych, jako też członków zrzeszeń – zniżki i ulgi płatnicze.
Gniezno, listopad
„Lechita. Dodatek Niedzielny do Lecha. Gazety Gnieźnieńskiej”, nr 47/1925, cyt. za: Rodzima energia. Nafta i gaz na polskich ziemiach, wybór i oprac. Maciej Kowalczyk, Ośrodek KARTA, Warszawa 2012.
Złożenie zwłok nieznanego żołnierza.
[Józef] Piłsudski nie wziął udziału, uważając za profanację zwłok żołnierza to, iż uroczystość celebrował [Władysław] Sikorski. Jak mi mówił [Bogusław] Miedziński, był projekt, by na znak protestu wszyscy piłsudczycy zgłosili dymisję z wojska – on sparaliżował akcję, mimo iż Piłsudski przychylał się do niej.
Uroczystość nie zorganizowana. W ostatniej chwili kończono roboty.
Warszawa, 2 listopada
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Uważam za swój obowiązek ostrzec Pana Prezydenta przed pominięciem inetersów moralnych armii polskiej w rozważaniach przy rozwiązywaniu obecnego kryzysu. Czyniono to już dwukrotnie i ze smutkiem stwierdzić muszę, że rezultaty tego pominięcia doprowadzają do coraz silniejszego rozdrażnienia w wojsku. Niepodobna bowiem żądać, aby w państwie naszym wojsko służyło partiom politycznym i ich prywatnym do państwa interesom. Niepodobna także sądzić, iżby wojsko, przeznaczone, by być walczącą reprezentacją narodu w razie konieczności obrony zbrojnej granic państwa, mogło być posłusznym i utrzymanym w honorze służby, gdy ma pracować jako obiekt przetargów pomiędzy poszczególnymi ambicjonizującymi generałami czy posłami. Sztandary nasze, okryte chwałą zwycięstw, mogą schylać czoło jedynie przed reprezentantem państwa i przed tymi, co wojskiem dowodzą.
Rozumiem, że żołnierze nie są wyborcami, o których dba poseł. Rozumiem, że mają nieraz krytyczne w stosunku do metody poszczególnych rządów poglądy, milczeć jednak muszą, gdy obok koszar i pola ćwiczeń szumnie i hałaśliwie odbywają się sądy i samosądy polityczne. Rozumiem mus rozkazu panującego w wojsku, lecz nie rozumiem braku szacunku dla tych, co służąc w pokorze dla państwa całego, nie widzą, by ta honorowa służba była brana w rachubę przyz wyznaczaniu reprezentantów ich służby wobec sejmu.
Ostrzegam więc raz jeszcze Pana Prezydenta, nie mieszając się zresztą do kłopotów Pana obecnych. Wziąłem jednak na siebie ten obowiązek, jako poprzednik Pana w naczelnej reprezentacji Polski i jako ten, co armię formował i nią w najcięższych próbach na wojnie dowodził, wreszcie jako ten, co w wojsku najwyższą ma rangę.
Sulejówek, 13 listopada
Józef Piłsudski, O państwie i armii. Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
1. Pierwszym i najważniejszym żądaniem chłopskim jest żądanie ziemi. Ziemia w Polsce podzielona jest bardzo niesprawiedliwie – ogromne obszary pozostają w rękach ludzi, którzy sami na ziemi nie pracują, a tylko używają swego prawa własności do wyzyskiwania innych. Tymczasem chłopi-gospodarze duszą się wprost na swych rozdrobnionych działkach, masy bezrolne pozbawione są wszelkiej pracy i chleba. Jedynym wyjściem z tego stanu rzeczy jest wywłaszczenie wszystkich obszarników bez odszkodowania i podział bez wykupu wszelkiej ziemi obszarniczej i wszelkiego obszarniczego inwentarza pomiędzy okolicznych chłopów i robotników rolnych.
[…]
27. Celem naszych walk politycznych jest rząd chłopsko-robotniczy, który wypowie zdecydowaną walkę obszarnictwu i burżuazji, całkowicie wywłaszczy obszarników bez odszkodowania i przerzuci wszystkie ciężary podatkowe na klasy wyzyskujące.
Warszawa, 20 listopada
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Patrząc na dzisiejsze stosunki w Polsce, z ust każdego wyrywa się skarga i pytanie: „Co będzie dalej?”. Odpowiedź: „Będzie jeszcze gorzej″. Trzeba więc czynu, trzeba naprawy od podstaw aż do szczytu. Mówią, że Sejm zły, lecz nie że w społeczeństwie anarchia. Na dzikim drzewie rosną kiepskie owoce. Jesteśmy pokoleniem, które dzisiaj przeżywa doniosłe wypadki. Jeden moment decyduje o przyszłości narodu na całe wieki. Wojna wsączyła w nasze dusze jad, który zatruwa całe nasze społeczeństwo od sfer najniższych aż do najwyższych.
Społeczeństwo ma dzisiaj równe prawa, lecz też jednakową odpowiedzialność. Największą klęską w dobie dzisiejszej jest to, że nie jesteśmy zdolni stworzyć z większości rządu, a tam, gdzie tego nie ma, jest anarchia. Państwa zachodnie, jak Anglia i Francja, zyskały przy wyborach większość, kroczą ku coraz to lepszej naprawie. Musi u nas nastąpić wewnątrz konsolidacja, bo inaczej grozi nam rozstrój i upadek. Na terenie polityki zagranicznej ponosimy same klęski. Mówimy o samowystarczalności, lecz Polska nie jest tym mocarzem, aby od wszystkich odwrócić się plecami. Chcemy układów z innymi państwami, a sami robimy w Sejmie awantury, na które patrzą posłowie ościennych państw. Chcemy pożyczki zagranicznej, lecz tej nie dostaniemy, jeżeli nasze niedołęstwo, próżniactwo i warcholstwo nie zniknie. Musimy się ratować, musimy wyrwać ten jad z dusz naszych, gdyż inaczej czeka nas straszny upadek.
Dzisiaj grozi nam wielkie niebezpieczeństwo. Sąsiedzi dążą do wywołania u nas anarchii wewnątrz i osłabienia wpływów politycznych zewnątrz. Bezrobocie objęło tysiące robotników, którzy domagają się zapomóg i urządzają z namowy nieprzyjaciół manifestacje. Wojna zabrała połowę naszego mienia, więc musimy się zgodzić, albo dorobić tego, czego brakuje, a nie to jeszcze zjeść, co posiadamy.
Za granicę mało wywozimy, a do tego prowadzimy wojnę celną z Niemcami, którzy dla nas są wrogiem mądrym, konsekwentnym i wytrzymałym. Polska jest krajem rolniczym. Prowadzimy dzisiaj taką politykę, że rolnik chodzi w łapciach i orze sochą (Kresy), kupiec zamyka sklep, a fabrykant fabrykę. Biurokracja, miliony ludzi utrzymywanych przez pusty skarb. Mamy armię, której nie możemy uszczuplić. Cóż może nas uratować? Może król? Może bolszewizm? – Ani pierwsze, ani drugie. Król to kamaryla, bolszewizm to anarchia, to koniec Polski i hańba historii.
[...] Dążyć musimy do rządów parlamentarnych. Rozszerzyć władzę prezydenta, który może rozwiązać Sejm. Zmniejszyć o połowę posłów. Wybierać takich posłów, którzy są znani z pracy dla dobra ludu, a nie tych, którzy mają pobierać tylko diety i wyprawiać krzyki w Sejmie. Zwalczać stronnictwa, które sieją rozstrój w społeczeństwie, niszczą wiarę, rozbijają lud i Polskę. My chcemy, by Polska nie była frazesem, lecz oparta o wszystkie stany, których myślą jest dobro ludu. My chcemy Polski silnej, bogatej i rozumnej. Do tego nie dojdziemy rewoltą, nienawiścią, lecz silnym dążeniem do poprawy.
Koźmin, 28 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Z chwilą objęcia przez nas Pomorza, sprawy morskie były u wszystkich na ustach, ale nie chciałbym być złośliwym, że więcej myślano o wynikających stąd przyjemnościach niż o morzu, jako otwartej drodze w świat szeroki, niczem nieskrępowanej i o własnej marynarce handlowej. Zaczęto od kupowania terenów pod budowę kurortu morskiego, zawiązało się towarzystwo kąpielowe, na gwałt budowano wille, dla celów czysto spekulacyjnych, marynarką nikt sobie nie zaprzątał głowy.
Poznań, 18 marca
„Dziennik Poznański” nr 63/1926, cyt. za: Gdynia. Biznesplan II RP, red. Maciej Kowalczyk, Fundacja Ośrodka KARTA, Warszawa 2011.
Gabinet podaje się do dymisji. Zaraz zaproszono mnie do Belwederu. Długa rozmowa z Wojciechowskim. Wykładam mu sprawę „gabinetu ludzi i programu”. Radzę, by nie urządzał korowodu posłów do Belwederu. Niech zaprosi Trąmpczyńskiego, ewentualnie jednego przedstawiciela prawicy i jednego lewicy. Niech upatrzy kandydata i powierzy mu misję. Wymieniają kandydatów: Witosa, Chacińskiego, Dębskiego i Skrzyńskiego. Ostrzegam przed Witosem, który będzie czerwoną płachtą. Jakiś gabinet gładki i przejściowy z parlamentarzystą lub nieparlamentarzystą, a w międzyczasie niech weźmie w rękę sprawę „gabinetu ludzi” – grunt przygotowałem, tylko kończyć!
Wieczorem znowu wezwany do Belwederu. Wojciechowski pod wrażeniem oświadczenia Głąbińskiego, iż „cztery kluby od Związku Ludowo-Narodowego po NPR są za rządem parlamentarnym i wskazują na Witosa jako premiera…”. „Muszę się liczyć, nie chcę iść przeciw woli Sejmu, chcę być lojalny”. Widzę, że biernie wchodzi na zwykłą drogę. „Z Piłsudskim nie będę rozmawiać, bo traktuje mnie w sposób nieprzyzwoity…”
Warszawa, 5 maja
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Utworzenie i nominacja gabinetu. Gabinet kadłubowy, bo teki: zagraniczna, robót publicznych i pracy obsadzone kierownikami. […]
Przygotowałem odręcznie Witosowi wieczorem oświadczenie dla prasy:
„…Rząd, który utworzyłem, podyktowała konieczność, a nie pragnienie władzy, która w Polsce w obecnych warunkach nie jest wcale przyjemna ani pociągająca, a która u nas bardzo często wypada z rąk na ulicę niemal. Tego dowodzi i ostatnie przesilenie.
Usiłuje się przedstawić gabinet mój jako rząd prowokacji i walki. Nic bardziej fałszywego być nie może.
Rząd został utworzony dla całego państwa, a nie dla partii politycznych. Mam szczery zamiar prowadzić akcję w kierunku rozszerzenia podstaw rządu i wciągnięcia do współpracy tych wszystkich, którzy będą zdolni przezwyciężyć małostkowość i stanąć we wspólnym szeregu dla dobra państwa”.
Był to szkic – dla pośpiechu dał Witos tak, jak było. Ugodowy i pacyfistyczny ton nie bardzo się godził z oświadczeniami Witosa z ostatnich czasów […].
Warszawa, 10 maja
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Do P. Marszałka Józefa Piłsudskiego!
Przed chwilą oddziały wojska słuchającego rozkazów Pana Marszałka weszły pod dowództwem majora do budynku sejmowego, na terytorium którego nietykalności jestem obowiązany bronić.
Nie mogąc przeciwstawić się fizycznie sile zbrojnej, muszę się ograniczyć do wyrażenia jak najostrzejszego protestu. Nie wątpię, iż Pan Marszałek wyda rozkaz respektowania gmachu sejmowego.
Warszawa, 14 maja
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Znana jest sytuacja, którą zastałem obejmując zastępczo funkcję prezydenta RP. Uważam za swój obowiązek skierowanie, o ile możności, jak najprędzej sytuacji na normalne prawne tory. Musiałem przy tym z konieczności liczyć się z odziedziczoną sytuacją.
Mam głębokie przekonanie, że wszystkie czynniki dołożą starań, by pacyfikacja stosunków nastąpiła jak najprędzej! Zgromadzenie Narodowe zwołam jak najszybciej!
Panów, jako tych, którzy mają wpływ na opinię publiczną, proszę, by działali w tym kierunku.
Warszawa, 15 maja
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Stały się straszne, straszne rzeczy, tak niespodziewane a tak złe! W Polsce naszej nieszczęśliwej, której po niedawnym wskrzeszeniu, Zmartwychwstaniu z wiekowej niewoli tak potrzeba spokoju i ładu, wytrwałej, zgodnej pracy obywatelskiej, w Polsce rokosz i wojna bratobójcza, to jest okropne, że serce pęka. I kto ją wzniecił? Piłsudski. Ten, który przez długie lata tak dla Ojczyzny tylko żył, walczył, cierpiał, ten któregośmy tak wielbili. Niestety, już od dłuższego czasu tak dziwnie postępował, tak dziwnie przemawiał, że nie wiedzieć co było o tym myśleć – partie przeciwne potępiały go, zwolennicy wszystko na dobre tłumaczyli. Ja długo, długo chciałam wierzyć i przy każdej sposobności broniłam, ale teraz, po tym szalonym, ach! niegodziwym czynie, już nie mogę – mam ciężki żal do niego, wizerunek jego zerwałam ze ściany (nie na poniewierkę – włożyłam go między ilustracje i albumy, na pamiątkę, jak przeszłość, ale patrzeć na niego teraz nie mogę – a na tym miejscu powiesiłam obraz święty, Kościuszkę pod Racławicami.
Bunt w wojsku, rozłam w nim, przelew krwi bratniej, około 300 ofiar, prócz rannych, zdeptanie prawowitej władzy, wszystko to takie okropne… Dzięki Bogu, że przynajmniej nie trwało długo – rozstrzygnęło się w niespełna 4 dniach.
Lwów, woj. lwowskie, 22 maja
Zofia Romanowiczówna, Dziennik lwowski 1842–1930, t. 2, 1888–1930, Warszawa 2005.
Dałem gwarancję swobodnego obioru prezydenta i słowa dotrzymam, ale ostrzegam, nie zawierajcie z kandydatem na prezydenta układów partyjnych. Kandydat na prezydenta musi stać ponad stronnictwami, winien umieć reprezentować cały naród. Wiedzcie, że w przeciwnym razie nie będę bronił Sejmu i Senatu, gdy dojdzie do władzy ulica. Nie może w Polsce rządzić człowiek pod terrorem szuj i temu się przeciwstawiam.
Wydałem wojnę szujom, łajdakom, mordercom i złodziejom i w walce tej nie ulegnę. Sejm i Senat mają nadmiar przywilejów i należałoby, aby ci, którzy powołani są do rządów, mieli więcej praw. Parlament winien odpocząć. Dajcie możność rządzącym odpowiadać za to, czego dokonują. Niech prezydent tworzy rząd, ale bez nacisku partii. To jest jego prawo.
Z kandydaturą moją róbcie, co się wam podoba. Nie wstydzę się niczego, skoro się nie wstydzę przed własnym sumieniem. Jest mi obojętne – wiele głosów otrzymam. Dwa, sto, czy dwieście. Nie robię jednak żadnego nacisku, co do wybrania mojej osoby. Wybierajcie tego, kogo będziecie chcieli, szukajcie jednak kandydatów apartyjnych i godnych wysokiego stanowiska. Gdybyście tak nie postąpili – widzę wszystko w czarnych dla was kolorach, a dla siebie w barwach przykrych, bo nie chciałbym rządzić batem. Rządzenie batem obrzydziłem sobie w państwach zaborczych.
Warszawa, 29 maja
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Panie Marszałku!
Dziękuję Zgromadzeniu Narodowemu za wybór. Po raz drugi w mym życiu mam w ten sposób zalegalizowanie moich czynności i prac historycznych, które, niestety dla mnie, spotykały się przedtem z oporem i niechęcią dosyć szeroką. Tym razem dziękuję wszystkim panom, że wybór mój nie był jednomyślny, tak jak to było w lutym 1919 r. Mniej może w Polsce będzie zdrad i fałszu.
Niestety, przyjąć wyboru nie jestem w stanie. Nie mogłem wywalczyć w sobie zapomnienia, nie mogłem wydobyć z siebie aktu zaufania i do siebie w tej pracy, którą już raz czyniłem, ani też do tych, co mnie na ten urząd powołują.
Zbyt silnie w pamięci stoi mi tragiczna postać zamordowanego Prezydenta Narutowicza, którego nie zdołałem od okrutnego losu ochronić, zbyt silnie działa na mnie brutalna napaść na moje dzieci.
Nie mogę też nie stwierdzić raz jeszcze, że nie potrafię żyć bez pracy bezpośredniej, gdy istniejąca Konstytucja od Prezydenta taką właśnie pracę odsuwa i oddala.
Musiałbym zanadto się męczyć i łamać. Inny charakter do tego jest potrzebny.
Przepraszam za zawód, który czynię nie tylko tym, co za mną głosowali, lecz i tym, co poza salą Zgromadzenia żądają tego ode mnie.
[...]
Dziękuję raz jeszcze za wybór i proszę o natychmiastowy – daj Boże – szczęśliwy wybór Prezydenta Rzeczypospolitej.
Warszawa, 31 maja
Józef Piłsudski, O państwie i armii. Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Stało się! a stało się dobrze. […] Wczoraj dokonany został wybór Prezydenta – wybrany profesor I[gnacy] Mościcki, człowiek nieskazitelny, światły, o wysokiej kulturze, wielki pracownik na polu nauki, człowiek energii, a gorący patriota, a sympatyczny nad wyraz. Zetknęłam się z nim przed kilku laty w naszej lidze i byłam zachwycona. Wczoraj ta wiadomość ucieszyła mię tak, że po prostu choć cicho w sobie, niewidocznie dla ludzi, ale szalałam z radości, miałam ochotę skakać, tańczyć, gdybym mogła, śmiać się i płakać na przemiany. Wierzę, że wszystko złe się odmieni, gdy taki człowiek na czele. Teraz jeszcze gabinet i Sejm – oby Duch Święty był z nimi przy wyborach, przy zmianie ustaw.
Lwów, woj. lwowskie, 1–2 czerwca
Zofia Romanowiczówna, Dziennik lwowski 1842–1930, t. 2, 1888–1930, Warszawa 2005.
Panie Premierze! Z oświadczeń P. Premiera złożonych tak wobec mnie, jak i za pośrednictwem prasy wynika, iż rząd kierując się interesem państwa przeciwstawia się w sposób zdecydowany projektom zmierzającym do rozwiązania się Sejmu w najbliższym czasie. Wychodząc z założenia, iż obowiązkiem marszałka Sejmu jest dopomagać lojalnie każdorazowemu rządowi na terenie parlamentarnym w jego zamierzeniach, muszę równocześnie podnieść, iż marszałek – ktokolwiek nim będzie – może napotkać w tym specjalnym wypadku na ogromne trudności, jeśli nie będzie miał pewnych gwarancji, iż rząd i jego organa wykonawcze powściągną ataki na Sejm, które niewątpliwie przekroczyły granice najostrzejszej krytyki pod adresem osób i stronnictw i przerodziły się w brutalne napaści na Sejm jako całość – będący wszak instytucją państwową.
Nie wątpię, że Pan Premier zechce zrozumieć trudne naprawdę położenie tych panów, którzy z jednej strony pragnęliby podeprzeć stanowisko rządu w tej sprawie, uznając w pełni jego motywy, z drugiej mogą i mają poważne skrupuły, czy należy przedłużać żywot tego Sejmu, który zohydza się publicznie i bezkarnie.
Daleki jestem oczywiście od sugerowania rządowi, by powściągnął krytykę Sejmu ze strony opinii publicznej, krytykę choćby najostrzejszą – powiem: choćby niesprawiedliwą.
Akcentuję, iż mam na myśli ataki mające niewątpliwie charakter obraźliwych napaści na instytucję państwową.
Warszawa, 19 czerwca
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Zgłaszam z dniem dzisiejszym rezygnację z urzędu marszałka Sejmu. Proszę o uwiadomienie Sejmu o mojej decyzji i sprawowanie czynności marszałka do chwili wyboru mojego następcy.
Z decyzją ustąpienia nosiłem się już od dłuższego czasu ze względu na zły stan mojego zdrowia. Jeśli jeszcze miałem pewne wątpliwości, czy wolno mi w obecnej sytuacji wywoływać przesilenie na stanowisku marszałka, nawet ze względu na zły stan zdrowia, to uznałem się za rozgrzeszonego z nich z tą chwilą, kiedy w kilku dziennikach, będących oficjalnymi organami stronnictw zasiadających w Sejmie, pojawiły się nad wyraz brutalne a nieuzasadnione napaści na mnie, godzące częściowo w moje dobre imię.
Przestrzegając zasady, iż jestem marszałkiem całego Sejmu, nie mam nawet swobody bronienia się. Chcę tę swobodę uzyskać. Chcę też dać możność Sejmowi wybrania na urząd marszałka kogoś, kto nie mając „obciążeń”, mógłby w obecnej trudnej sytuacji bronić praw parlamentu z większym autorytetem i lepszym może skutkiem.
Warszawa, 21 czerwca
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Wybór marszałka: prawica rozsierdzona, że ją przyciskam do muru, postanowiła wystawić swoją kandydaturę. Toż samo, z innego względu, Stronnictwo Chłopskie. Głosowań było aż trzy! […]
W trzecim wreszcie głosowaniu (wedle regulaminu inni odpadli) oddano głosów 335, nieważnych 31; Rataj – 176, Głąbiński – 128 (absolutna większość 153), wybrany Rataj.
[…]
W pierwszej chwili zareagowałem na wybór – nie! Za mała większość. Przypuszczono do mnie atak w mieszkaniu. Bartel przyszedł imieniem rządu z naleganiem. Przyjaciele sejmowi tłumaczyli mi, że nieprzyjęcie będzie śmiesznym robieniem fochów z powodu ataku gazeciarskiego. Przedstawiono mi, że sejm znajdzie się w położeniu fatalnym, nie będzie mógł wybrać marszałka, który by jaką taką część izby reprezentował.
Niestety, uległem.
Warszawa, 25 czerwca
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Pragnę zaznaczyć, iż zatrzymując nadal urząd marszałka, będę uważał się za locum tenens [zajmujący miejsce] aż do chwili, kiedy stanie się to, co uważam za niesłychanie pożądane w interesie parlamentarnym i pośrednio w interesie państwa – aby miejsce to zajął ktoś, kto będzie wyrazicielem całej Izby. Uważam, że rzecz ta jest bardziej dziś konieczna niż kiedykolwiek indziej, w okresie kiedy Panowie przestaną funkcjonować jako posłowie, czy to wskutek zamknięcia sesji, czy wskutek rozwiązania się Sejmu.
Warszawa, 25 czerwca
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Długo się siliłem na wyszukanie odpowiedniego wyrazu dla Gdyni. Sądzę, że „Polska Kalifornia” będzie określeniem niezłym. Bo też życie tutejsze i ludzie tutaj na stałe osiadli jako żywo przypominają pierwszych osiedleńców znad brzegu Oceanu Spokojnego. Pieniądze leżą tu na ulicy. Trzeba tylko trochę przedsiębiorczości. Kaszubi porobili kolosalne majątki na swych piaskach, a jednak klną i wyzywają, że ich Polska oszukała. Taki jegomość dostaje na przykład za 10 mórg piasku nadbrzeżnego 176 tysięcy zł w gotówce i mówi, że to mało. Jedyną rzeczą, która nie jest zakrojona na miarę Kalifornii amerykańskiej, jest budowa portu. Ciągnie się i ciągnie, a końca nie widać.
Gdańsk, 7 września
„Gazeta Gdańska”, 1926, cyt. za: Gdynia. Biznesplan II RP, red. Maciej Kowalczyk, Fundacja Ośrodka KARTA, Warszawa 2011.
Odkąd mam kuchenkę gazową, dostarczoną mi przez Wielmożnych Panów, wiem, co to jest czystość i wygoda w kuchni, a koszmarem prawdziwym wydają mi się dawne przygotowania drzewa i węgla oraz dmuchanie pod piec godzinę przed śniadaniem, zasmolone garnki, periodyczne dymienie z pieca, niemożliwość zagotowania wody naprędce. Zamiast tych dawnych męczarni mam dziś prawdziwą przyjemność, ilekroć za przybliżeniem jednej płonącej zapałki do palnika mojej kuchenki mam natychmiast ogień mniejszy czy większy, taki jakiego potrzebuję. A najprzyjemniejsze jest to, że w każdej chwili dnia i nocy mogę na nią liczyć niezawodnie.
Kraków, 13 września
Grzegorz Mleczko, 150 lat Gazowni Krakowskiej, Kraków 2006, cyt. za: Rodzima energia. Nafta i gaz na polskich ziemiach, wybór i oprac. Maciej Kowalczyk, Ośrodek KARTA, Warszawa 2012.
Ledwie zdołałem się trochę zdrzemnąć – telefon! Któryś z dziennikarzy komunikuje mi, że na posła [Jerzego] Zdziechowskiego dokonano w jego mieszkaniu przy ul. Smolnej napadu i ciężko go pobito, poraniono… Napastnicy, w liczbie około dziesięciu, ubrani byli w mundury oficerskie; między innymi dwaj czy trzej byli w mundurach oficerów żandarmerii. […]
Że napad miał charakter i podłoże polityczne, dowodzi to, iż oficerowie bijąc, mówili: „to za budżet wojskowy, to za oszczędności, żebyś się nie mieszał do budżetu wojskowego…”.
[…]
Jadąc z Zamku do domu, wstąpiłem do p. Zdziechowskiego. Leżał w łóżku z gorączką. Pokazywał mi poszarpaną i pokrwawioną koszulę i sińce, którymi był pokryty. Kształt ich wskazywał, że pochodziły od kopnięć. Widocznie pastwiono się nad nim, gdy leżał zemdlony. Mnóstwo osób składało mu kondolencje osobiście lub przez nadesłanie biletu, między innymi szereg członków ciała dyplomatycznego. Odruch oburzenia w opinii publicznej był tak silny, iż nawet Bartel uważał za konieczne przesłać bilet, a gen. Składkowski, ówczesny komisarz rządu na Warszawę, robił w pierwszej chwili, szczerze czy nieszczerze, wszystkie gesty w kierunku wykrycia sprawców napadu.
Warszawa, 1 października
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Dziś w nocy dokonano na posła J. Zdziechowskiego w jego mieszkaniu zorganizowanego i – nie mogę znaleźć innego wyrazu – ohydnego napadu.
Gromada napastników sterroryzowawszy służbę, poraniła do krwi bezbronnego człowieka, a zemdlonego skopała w sposób nieludzki.
Napastnicy ubrani byli w mundury oficerskie i występowali rzekomo „w obronie budżetu i wojska”.
Nie chciałbym dopuszczać myśli, iż nocnego napadu i nieludzkiego skatowania bezbronnego człowieka dokonali istotnie oficerowie. Odetchnę z ulgą, jeżeli śledztwo wykaże, iż napastnicy, choć ubrani w mundury oficerskie, oficerami nie byli.
Nie wątpię jednak ani przez chwilę, iż władze nie cofną się przed ostatecznymi konsekwencjami także wtedy, gdyby się okazało, iż napastnicy byli istotnie wojskowi i że motywem była rzekoma „obrona budżetu i armii”.
Konsekwencje te musiałyby być tym ostrzejsze i tym bardziej stanowcze, że w grę wchodziłaby już nie tylko osoba p. Zdziechowskiego. Sejm jako całość nie mógłby spełniać swego obowiązku, gdyby jego członkom nie zapewniano osobistego bezpieczeństwa w związku z wykonywaniem przez nich mandatu w ramach prawa.
Warszawa, 1 października
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, red. Jan Dębski, Warszawa 1965.
„Monitor” z 2 października przyniósł listę gabinetu, która wywołała prawdziwą sensację. Premierem i ministrem spraw wojskowych został zamianowany marszałek Piłsudski […].
W obozie majowym, w kołach piłsudczykowskich gabinet wywołał zrozumiałą konsternację, zawstydzenie i cichą nieraz rozpacz, zwątpienie. Pomyśleć bowiem: nie upłynęło jeszcze pół roku od krwawych walk toczonych pod hasłem „precz z reakcją polityczną i społeczną” i oto ten, który walki te rozpętał, ten, który przez długie lata był symbolem „lewicowości” wszelakiej, doszedłszy do władzy bierze sobie bez nacisku parlamentu czy stronnictw z własnej i nieprzymuszonej woli za współpracownika przedstawiciela „najczarniejszej reakcji” politycznej i społecznej, prononsowanego monarchistę – p. [Aleksandra] Meysztowicza i mniej wprawdzie prononsowanego, ale prawicowego obszarnika p. [Karola] Niezabitowskiego.
Lata całe „niepodległościowy” obóz Piłsudskiego i sam Piłsudski odmawiali wszystkim innym prawa do Polski, twierdząc, że ci „inni”o Polskę nie walczyli, Polski nie chcieli - „nie chciał jej Dmowski, nie chciał Paderewski, nie chciał Witos i Grabski...”. A oto teraz ten, który był przywódcą i sztandarem obozu niepodległościowego, powołuje do współpracy i współrządów najtypowszego przedstawiciela ugody wobec caratu, „kataryniarza” Meysztowicza, który nawet w oczach ugodowców – przeholował w uległości.
[…]
A „Komendant” wiedział, co robi, i to, co robił, było bardzo głęboko pomyślane. Obecność w ganinecie skrajnych konserwatystów i socjalistów mówiła na zewnątrz, na zagranicę, iż Piłsudski jest tym człowiekiem, który utrzymuje równowagę społeczną w Polsce […].
Warszawa, 2 października
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, red. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Stare to zamczysko mówi nam, jak śmierć i życie splatały się ze sobą w pracy nad tymi murami. Miałem adiutanta, który z tego pochodził gniazda, i niewątpliwie duch Stanisława Radziwiłła jest z nami, gdy tu bawi jego Wódz Naczelny. Ani mnie to przeraża, ani dziwi. Dziś chcę jego wspomnieć nie jako umarłego, lecz, jako żywego. Rycerska prawda tego domu uosobiła się w nim. Duma wielkiego domu, który tak dawno przeszłości naszej służył, zlały się w nim z wierną i twardą służbą żołnierza. Dom Radziwiłłów dał nam w przeszłości szereg ludzi, co w służbie państwa zasłynęli czy na polach bitew, czy w radiach senatorów.
Piję dziś nie za pamięć o poległym, gdyż wierzę, że pamięć o nim żywa będzie wśród panów, lecz dziekując, wzruszony przemówieniami poprzedników, toast ten wznoszę za ród Radziwiłłów, goszczący mnie dziś, by pozostał równie wieczny jak te stare mury Nieświeża...
Nieśwież, 25 października
Józef Piłsudski, O państwie i armii. Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Święto uzyskania niepodległości. 11 listopada 1918 r. rozbrojono Niemców w Warszawie. […]
Nabożeństwo w katedrze, na którym Piłsudski nie był. Potem rewia na placu Saskim. Piłsudski pojawił się o całe pół godziny później, niż było zapowiedziane. Ciało dyplomatyczne klęło na czym świat stoi, bo mokro, zimno...
Narzekano na nieprzyzwoitość. Piłsudski obwieszony wszystkimi możliwymi orderami, siedząc niezgrabnie na kasztance „historycznej”, odbył przegląd. Uroczystość sztywna, galówka – żadnych okrzyków, żadnego zapału. Zerwał się już kontakt między Piłsudskim a ulicą; Piłsudski stał się „rządem”, przestał być bohaterem, legendą...
Wieczorem galowe przedstawienie w teatrze. Dla Piłsudskiego zaanektowano lożę na I piętrze, naprzeciw prezydenta RP, którą dotychczas oddawano na uroczystości marszałkom sejmu i senatu (lożę prezesa Rady Ministrów zajęli Bartlowie, mnie przydzielono lożę obok prezydenta RP). Piłsudski przyszedł po prezydencie, o ile pamiętam – po pierwszym akcie. Przygotowana owacja wypadła dziwnie blado i niemrawo.
Po teatrze raut na Zamku.
Warszawa, 11 listopada
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, red. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Wiem, że parlamentaryzm polski nie spełnia swoich zadań i nie zasługuje na wdzięczność ludu. Obrona jego nie jest popularną nawet może w tym Szanownym Zebraniu, jednak doznał on już porażki i kompromitacji. Parlamentaryzm mógłby spełniać swe zadania, gdyby zdolny był do utworzenia silnej i trwałej większości. Jeżeli mówię o parlamentaryzmie i jego obronie, to nie mam zamiaru bronić ludzi, którzy w Sejmie siedzą. Uważam natomiast za swój obowiązek bronić zasad i istoty parlamentaryzmu. Kampania przeprowadzana przeciw Sejmowi nie jest wcale nową; zarzucało mu się od początku istnienia jego chłopskość, choć takim nigdy nie był. Robiło się to dawniej, robi się także i teraz. Rozum państwowy nakazywał jednak, i nakazuje, Sejm pozostawić, usunąć tylko to, co jest niewłaściwe.
Kraków, 28 listopada
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Droga rewolucyjna wskazaną jest może dla dokonania przewrotów socjalnych, ale nigdy politycznych. Przewrót nie zrealizował bynajmniej tego, co było jego hasłem. Natomiast z tego krwawego bigosu wychodzą na czoło życia państwowego ci, których historia i wypadki odsunęły od życia politycznego w Polsce, a których dziś widzimy znowu na widowni.
To nie są rzeczy bez przykrych następstw. Widzimy bowiem, iż dzisiaj nie ci od dołu są pierwszymi, lecz na wierzch wychodzą ci, którzy się sami uważali za pogrzebanych. Celem i wynikiem przewrotu miała być sanacja moralna i gospodarcza. Szczegółowej analizy obecnych stosunków nie będę przeprowadzał, albowiem na wyniki ostateczne trzeba jeszcze cierpliwie czekać kilka miesięcy.
O sanacji moralnej mowy być nie może. Ci bowiem, którzy widzą niszczenie administracji, stosunki w urzędach, w wojsku, dośpiewają sobie wszystko sami. Łamanie i deptanie prawa może chwilowo dać pewne sukcesy, ostatecznie jednak musi się zemścić na sprawcach i na tych, którzy się temu biernie przypatrują. Że prawo jest deptane, niszczone, w dalszym ciągu, że gwałtów dokonuje się dalej, o tym przekonywać nie potrzebuję.
Kraków, 28 listopada
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Art. 1.
Polskie Stronnictwo Ludowe „Piast” jest polityczną organizacją ludu polskiego, w pierwszym rzędzie rolników polskich. Skupia ono pod swym sztandarem włościan i innych fizycznie czy umysłowo pracujących obywateli, uznających program PSL „Piast”, który przez obronę rolnictwa, jego rozwój, podniesienie polityczne, oświatowe i gospodarcze rolników jako najliczniejszej w państwie warstwy ludności, przez zdobycie należnego mu stanowiska w organizacji państwowej i społecznej – dąży do najpewniejszego utrwalenia politycznej i gospodarczej niezawisłości Rzeczypospolitej Polskiej.
Art. 2.
PSL „Piast” stoi niezachwianie przy ustroju republikańskim przez konstytucję ustalonym.
Państwo nowożytne, zwłaszcza znajdujące się w tym położeniu geograficznym i politycznym co Polska, może być pewne swej niepodległości i swego bezpieczeństwa wtedy tylko, jeśli ogół obywateli będzie nad ich utrwaleniem współpracował i poczuwał się do odpowiedzialności za nie. Wobec tego PSL „Piast” będzie bronić nieugięcie ustroju demokratyczno-parlamentarnego, uważając równocześnie, iż tylko ten ustrój zapewni ludowi wiejskiemu należyte wpływy na losy państwa i obronę żywotnych interesów wsi.
Kraków, 29 listopada
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
w nocy przewrót na Litwie dokonany przez wojsko. Gabinet [Mykolasa] Szlezewicziusa usunięty, podobnie jak prezydent republiki [Kazys] Grinius. Prezydenturę przyjął [Antanas] Smetona, gabinet objął Waldemaras. Hasłem przewrotu było usunięcie rządu, który, lewicowo zabarwiony, „zbyt pobłaźliwie odnosił się do bolszewików i komunizmu”.
Dodać trzeba, iż gabinet Szlezewicziusa był ugodowo nastrojony w stosunku do Polski. Akcja poufna prowadzona przez nasz II Oddział na terenie Litwy miała na celu wywołanie fermentu, w którym ugodowe tendencje rządu, zaabsorbowanego troskami wewnętrznymi, wzmocniłyby się. Niespodzianie akcja ta przyczyniła się do zamachu stanu o kierunku wręcz przeciwnym.
Warszawa, 17 grudnia
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, red. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Prawdziwa sensacja! Że Piłsudski poszedł na wskrzeszenie Ministerstwa Poczt to zrozumiałe. Narzekał zawsze z punktu widzenia wojskowego na brak dostatecznie rozgałęzionej komunikacji telegraficznej i telefonicznej na kresach wschodnich. Ale że na czele postawił [Bogusława] Miedzińskiego, idealnego laika w tych rzeczach, to było sensacją. Tłumaczono, iż Miedziński, sprytny i ruchliwy, prowadził w Związku Legionistów i w obozie piłsudczykowskim swoją politykę (przy pomocy „Głosu Prawdy”) i mógł się stać uciążliwy; […] Wolał więc Piłsudski ulokować go w gabinecie, dać mu zajęcie i mieć na oku. Zapewne chodziło też o to, by ktoś zręczny wziął na smycz rządową ogromną rzeszę pocztowców, którzy przy każdym strajku, przy każdym żądaniu podwyżki szli w awangardzie.
Warszawa, 20 stycznia
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, red. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Uroczyste wręczenie biretu kardynalskiego przez prezydenta Mościckiego monsignore [Lorenzo] Lauriemu, nuncjuszowi apostolskiemu. Bardzo skomplikowany i drobiazgowo opracowany ceremoniał, którego kulminacyjnym punktem było nałożenie biretu przez p. Mościckiego monsignore Lauriemu – równocześnie szef protokołu dyplomatycznego narzucił płaszcz purpurowy na ramiona kardynała. Biret i purpura przywiezione z Rzymu przez specjalnego „ablegata”, który wystąpił w paradnym mundurze oficera gwardii papieskiej.
Panie obecne na uroczystości w specjalnych, etykietą przepisanych toaletach. Fotel Piłsudskiego obok fotela prezydenta, na podwyższeniu.
Lauri odnosił się z wielką niechęcią do Piłsudskiego i całego reżimu pomajowego i w tym też duchu posyłał raporty do Watykanu. Mówiono, że został odwołany na skutek zabiegów Piłsudskiego i dzięki stosunkom, jakie miał z papieżem z lat dawnych. Dla upozorowania odwołania nadano monsignore Lauriemu purpurę kardynalską. Kardynał Lauri czuł się w Polsce źle – zimno mu było!
Warszawa, 25 stycznia
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, red. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Oczywiście do stronnictw, które są tępione, należy także i stronnictwo Piast w tej chwili. Dlaczego – nie wiem. [...] Jeśli stronnictwo, stawiające interesy państwowe wyżej od interesu partyjnego i wszystkich innych, znalazło się na indeksie, to śmiem się zapytać, kto się na indeksie nie znajdzie? Śmiem zapytać, co jest patriotyzmem, a co działaniem szkodliwym, co jest cnotą, a co jest występkiem, co zasługuje na nagrodę, a co na karę, bo w tej chwili panuje kompletne pomieszczanie pojęć. [...]
Zwolenników stronnictwa ściga się na każdym kroku, ściga się przez policję, ściga się przez organa innych władz. Sypią się konfiskaty na nasze pisma. Pytam się, za co konfiskaty, dlaczego te konfiskaty? Mam przed sobą numer skonfiskowanego pisma i mam przed sobą artykuł, którego treść, przynajmniej częściowo, mogę panom zakomunikować. Skonfiskowano zdanie, w którym między innymi się mówi, że marnuje się siły na walkę z własnym społeczeństwem, zamiast je konsolidować do walki z wrogiem. Więc tego nie wolno powiedzieć. (P. Michalak: naturalnie, nie wolno prawdy mówić). I wtenczas, kiedy za tę zbrodnię następuje konfiskata, i to dosyć późno, bo pismo się rozeszło i wyłapuje dopiero na rozkaz Warszawy, przychodzi specjalne polecenie z Prezydium Rady Ministrów, które żąda od dotyczącej władzy, ażeby na pismo to nałożyła największy wymiar kary. Oczywiście, to się dzieje. Dlaczego dziać się nie może? Kto ma władzę, może rządzić. Zachodzi jednak bardzo duże pytanie, czy ten, kto ma siłę, musi używać brutalnej przemocy i czy brutalna przemoc jest rzeczą pożyteczną dla polityki nawet kogoś mocnego. (P. Nowak: to był rewanż za Kuriera Porannego). Przynajmniej jest wyjaśnienie. Ale należałoby szukać tych win. Więc co? Jaka jest wina stronnictwa, bo w Polsce wolnej, w Polsce niepodległej powinniśmy wiedzieć, za co się kogo karze, i to powinniśmy mieć wytłumaczone.
[...]
Na tym jeszcze nie koniec. Konfiskuje się pisma nasze i w Warszawie, ale konfiskuje się i ludzi. Pomijam już to, że gdzie się tylko może - wyrzuca się każdego z urzędu, jeśli go czuć choćby cośkolwiek Piastowcem. Ci są bowiem poza prawem.
Warszawa, 26 stycznia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
O stronie gospodarczej świadczy najwymowniej – nawet cyfr nie trzeba przytaczać – z dnia na dzień wzrastająca drożyzna, nędza i niedostatek na wsi, coraz większy, taka sama nędza i taki sam niedostatek w mieście. Nie wszystko złoto, co się świeci. Jeżeli wydaje się, że np. urzędnikom dziś dobrze się powodzi, bo dostali 10%, to jest złuda. Urzędnikom powodzi się gorzej, kolejarzom powodzi się gorzej, robotnikom powodzi się gorzej, a wszyscy razem pytają, co to będzie jeszcze później. Ja należałem do tych pechowców, który śmiał swego czasu powiedzieć, że będzie jeszcze gorzej. Panowie wtenczas odpowiadaliście krzykami i napaściami, choć pod wielu względami było znacznie lepiej aniżeli teraz.
Jeżeli przyjrzymy się trochę drogom dzisiejszym, które zastępowane są jeziorami albo błociskiem, jeżeli spojrzymy na resztę obiektów melioracyjnych i regulacyjnych, na resztę, bo co było, to poszło z wodą, bo to nikogo nie obchodzi; jeżeli policzymy egzekucje, masowe sprzedaże narzędzi i inwentarzy, nie dworskich, te się bowiem szanuje, ale włościańskich, chłopskich, jeżeli dziś zbytkiem jest kupienie sobie za parę złotych koszuli czy innej części ubrania, to nie ma co mówić o tym, że się lepiej powodzi, ale trzeba sobie powiedzieć, że my spadamy.
Warszawa, 26 stycznia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Kongresie!
[...]
Demobilizacja społeczeństwa. Każdy kto ma możność porównania siły i stanu posiadania polskiego w ogóle, a w szczególności na kresach wschodnich, w pierwszych latach niepodległości, z tym co jest obecnie, stwierdzić musi, że cofamy się coraz więcej i to cofamy się zupełnie dobrowolnie. Jakież są powody? Kierunek polityki i brak ludzi. Inteligencja urzędnicza, która tam zawsze przeważała, która pracowała b. wiele i dawała inicjatywę, sterroryzowana, usunęła się od wszelkiej pracy, albo też przeszła do obozu sanacyjnego, by tym sposobem ratować swoje urzędowe stanowisko, a także i pobory.
Resztę społeczeństwa ogarnęła niechęć, apatia i szkodliwy nad wyraz brak wiary w przyszłość.
Stan wytworzony to demobilizacja moralna społeczeństwa, niezwykle dla państwa niebezpieczna. Państwem rządzić winna wola społeczeństwa. W tym stanie rzeczy trudną jest do zrozumienia polityka i taktyka rządu, który często widocznie zapomina, że państwo istnieć i rozwijać się może nie tylko wówczas, gdy ma ziemię i ludność na niej żyjącą, lecz przede wszystkim wtedy, gdy ludność ta uważa państwo za swoją wspólną własność, a do niego przywiązana gotowa jest do wszelkich ofiar i poświęceń.
Jeżeli konstytucja postanawia, że władza zwierzchnia w państwie należy do narodu, jeżeli następnie określa w jaki sposób naród ma tę władzę wykonywać, to wniosek całkiem prosty, że państwem, będącym własnością wspólną, rządzić powinna zbiorowa wola społeczeństwa. Ma ona się uprawnić w Sejmie wybranym przez całą ludność państwa. Sejmu jako trybuny ludu bronić musimy. Inaczej być nie może w państwie konstytucyjnym i na zasadach demokratycznych opartym.
I aczkolwiek prawdą jest, że Sejm w Polsce odrodzonej nie spełnił w całości swojego zadania i nie zadowolił społeczeństwa, to ma on przecież w historii swojej momenty wielkiej miary, które go wyżej stawiają od Sejmów w dawnej Polsce, a do pewnego stopnia rozgrzeszają.
Poznań, 8 lipca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Piłsudski w Nieświeżu. Podróż ta była niespodzianką dla najbliższego nawet jego otoczenia, choć widocznie od dłuższego czasu była przygotowywana, sądząc po tym, że ściągnięto do Nieświeża z różnych stron Polski przedstawicieli arystokracji spokrewnionych z Radziwiłłami. Pretekst – dekoracja grobu rtm. Radziwiłła, adiutanta Piłsudskiego z 1919 r., który poległ w 1920 r. w czasie ofensywy na Kijów. Przyjęcie na zamku nieświeskim z honorami monarszymi. Na bankiecie toast Janusza Radziwiłła, pełen oddania, z wzmianką o córkach Piłsudskiego i odpowiedź Piłsudskiego sławiąca stary i zasłużony ród Radziwiłłów, pełna pochlebstw mowa Eustachego Sapiehy!
Zawrzało od komentarzy najdziwaczniejszych! Dekorowanie grobu adiutanta nie tłumaczyło dostatecznie wizyty, zwłaszcza iż Piłsudski nie zwykł się kierować sentymentami. Opowiadano sobie jako rzecz prawie że pewną, że jest to wstęp do monarchii, że Piłsudski, mając zamiar wziąć koronę, szuka oparcia wśród monarchistycznej arystokracji; niektórzy szli dalej jeszcze i domyślali się, że Piłsudski szuka wśród Radziwiłłów męża dla swej córki i następcy tronu.
Nieśwież, woj. nowogródzkie, 25 października
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, red. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Poszczególne elementy władzy w państwie muszą odzyskać swe prawa i atrybuty. Najpierw należy rozszerzyć władzę Prezydenta. Jego rola obecnie jest zbyt nikła. Nie może nic zrobić bez kontrasygnaty. Do czego jest na każdym akcie potrzebna kontrasygnata? Rząd powinien mieć możność rządzenia krajem, to jest jego zadanie. Sejm, jako całość, jako instytucja, gra rolę w państwie, ale w żadnym razie nie poszczególny poseł. Jeżeli prezydent nie jest na wewnątrz państwa przedstawicielem narodu, to jakim sposobem sobie poseł ma prawo ten przywilej brać?
Wskutek niechlujnego opracowania Konstytucja stała się podobna do rękawiczki. Metoda pracy kompromituje instytucję Sejmu. 5 do 10 posłów może przeszkodzić i zahamować pracę. […] Wskutek niemożliwego regulaminu metodyka pracy stała się gorsza od Konstytucji. Musicie pójść na rewizję Konstytucji, ale to praca bardzo długa, gdyż tam jest tyle zagadnień i spraw, że szybko ich wyczerpać niepodobna. Natomiast na razie najważniejszym jest regulamin i ten musicie przepracować. Jedną z ważniejszych rzeczy jest ta, by porządek dzienny Sejmu był razem z rządem układany. Tymczasem Sejm, jako instytucja, się zatraca. Sejm nie jest od tego, by zamęczać rząd. Zresztą, o ile Sejm nie będzie chciał z rządem współpracować, to będzie rozpędzony. […] Ja nie idę na skasowanie Sejmu, chcę uszanować obecne formy państwa, ale również chcę ochronić Prezydenta od wstydu prezydentowania, toteż jeszcze raz idę na próbę współpracy z Sejmem. Trzeba na tyle przepracować regulamin i ustalić metodę pracy, by uniknąć szukania okazji do zbierania się, a pracować w Sejmie tylko wtedy, gdy jest nad czym.
Warszawa, 13 marca
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Zjechaliśmy się tu, by pokazać, że jesteśmy i pozostaniemy, że nie damy się zgnębić nikomu, żeby się lepiej poznać i naradzić co do celów naszych i dróg do nich wiodących. Jako prawi gospodarze kraju, chcemy się przyglądnąć gospodarce obecnych włodarzy, którzy są za nią odpowiedzialni. Chcemy wypowiedzieć o niej swój sąd.
[...]
Uroczysta deklaracja naszej konstytucji, uczyniona w imię Boże, zaprzysiężona, mówi najwyraźniej o wiekuistych podstawach „prawa i wolności"; zapewnia obywatelom równość i poszanowanie prawa. Czy ta zaprzysiężona deklaracja stała się ciałem? Według Konstytucji władza należy do Narodu, nie do wybranych, nie do takiej czy innej partii, nie do jakiegoś związku, ale do Narodu. Chłop ma pretensje do tej władzy, bo jest częścią narodu, i to tą częścią najtrwalszą, najstalszą, bez której naród nie istniałby. W Polsce rozbija się wieś i włościaństwo; rozbija się polityczną siłę zorganizowaną; wprowadza się metody i drogi gospodarcze, które wieś niszczą, a przede wszystkim uzależniają. W jakim celu? Biedak, rozbity, zdezorientowany, staje się kandydatem na żebraka; jeżeli niszczy się wolego obywatela, wychowuje się niewolnika.
[...]
Przyszłość Polski nie może być oparta o zażydzone miasta, podminowane socjalizmem, wstępem do komunizmu. Nie wystarczy na to całe morze idealizmu i dobrej woli nawet grup inteligenckich; mieszczaństwa polskiego w Polsce prawie nie mamy. Podstawą przyszłości może być tylko wieś, tylko polskie włościaństwo. Stąd też ziemia dworska na całym obszarze państwa, a w pierwszym rzędzie na wschodzie i zachodzie, bez względu na to, czy ona pozostaje w ręku szlachcica polskiego, Niemca, Moskala, czy Żyda – musi przejść w ręce chłopa polskiego. Żadne sentymenty nie mogą tu być przeszkodą, a obecnie wytworzony stan, będący zaprzeczeniem tej zasady, musi ulec gruntownej zmianie.
Chłop też musi Polskę uznać za swoją własność, musi ja pokochać, a stać się to może tylko wtenczas, gdy będzie miał zapewniony należny udział w życiu państwowym; gdy bez przeszkód będzie mógł korzystać z praw ustawą mu zastrzeżonych; gdy będzie widział, że jest wszędzie i zawsze na równi z innymi traktowany; gdy bronił jej będzie jako swojej własności.
Granic Polski nikt nie naruszy wówczas, gdy ziemia będzie należeć do chłopa, gdy będzie hart i zdecydowana wola narodu, pokój zaś wewnętrzny i potęga państwa będzie zapewniona, gdy chłop będzie świadomy, zamożny i zadowolony.
Wierzchosławice, 10 czerwca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wszędzie huk, stuk, łoskot, gwar od codziennie prowadzonych robót budowlanych i innych. Piasków i kurzu też jeszcze wbród, bo bruków i chodników mało, nawet na Starowiejskiej i tak ruchliwej, jak Świętojańska! A przecież nie wszyscy są elitą, którą stać na luksusowe ceny samochodów. Cztery piąte lub dziewięć dziesiątych ludności brnie pieszo, czasem trochę skacząc przez różne przeszkody, choć niestety, nie ma za te stepplechases'y żadnych nagród! Ale trudno, nie od razu i Kraków zbudowano.
A plaża, a goście kąpielowi i całe roje majad, niwot, rusałek, wodnic, syren i jak tam jeszcze – o całej skali kształtów od wiotkich, smukłych, [...] aż do beczkowato-bombiastych form, co do właścicielek, których zachodzi obawa, by się nie potopiły – ale w słońcu! Tak są znakomicie odżywione. Kostjumy tych bogiń – znów cała gama barw, kształtów i rozmiarów, od normalnych, aż do prawie listków figowych. Amatorzy pięknych kształtów mogą się do syta ich napatrzeć, upoić swe oczy i zmysły. Często te urocze syreny, idąc do lub od kąpieli w swych rozwianych [...] płaszczach nawet na odległości kilometrowe, dozwalają łaskawie w swej boskiej nagości oglądać nam cztery piąte do dziewięciu dziesiątych swych kształtów. I to pomyśleć, ot tak, tylko z wielkiej łaskawości dla nas mężczyzn! [...] Słowem swoboda i raj modno-ziemny!
Gdynia, 25 lipca
„Dziennik Gdyński” nr 10/1928, cyt. za: Gdynia. Biznesplan II RP, red. Maciej Kowalczyk, Fundacja Ośrodka KARTA, Warszawa 2011.
Z powodu częstego zaczepiania mnie przez różne pisma i osoby, jakoby w moim lokalu panowały niezdrowe stosunki i szerzyła się niemoralność itd., likwiduję z dniem dzisiejszym restaurację, zaś pisma i osoby, które podkopywały moją dobrą opinję będę ścigał sądownie. Detaliczną sprzedaż wódek będę prowadził nadal, jak do tej pory.
Gdynia, 13 września
„Dziennik Gdyński” nr 50/1928, cyt. za: Gdynia. Biznesplan II RP, red. Maciej Kowalczyk, Fundacja Ośrodka KARTA, Warszawa 2011.
Szanownej Publiczności miasta Gdyni i okolicy podaję do łaskawej wiadomości, że z powodu zlikwidowania restauracji mego męża otwieram w najbliższych dniach na szeroką skalę dom towarowy, o którego otwarciu w następnych dniach nie omieszkam w tem samem piśmie Szanownej Publiczności donieść.
Gdynia, 13 września
„Dziennik Gdyński” nr 50/1928, cyt. za: Gdynia. Biznesplan II RP, red. Maciej Kowalczyk, Fundacja Ośrodka KARTA, Warszawa 2011.
Miło nam podzielić się wiadomością, że wołania nasze zostały w całej rozciągłości zrozumiane i obecnie stoimy w przededniu otwarcia Pogotowia Ratunkowego.
Kasa Chorych zaoferowała swój samochód sanitarny, który znajdzie pomieszczenie w oddanej na ten cel ubikacji straży pożarnej, gdzie znajdować się będzie tymczasowa dyżurka sanitariusza. Jak się dowiadujemy, pogotowie zacznie funkcjonować już w początku przyszłego tygodnia.
Gdynia, 16 września
„Dziennik Gdyński”, 1928, cyt. za: Gdynia. Biznesplan II RP, red. Maciej Kowalczyk, Fundacja Ośrodka KARTA, Warszawa 2011.
Na posiedzeniu [...] uchwalił Senat [...] następujące rezolucje:
1. Senat wzywa Rząd, by roztoczył większą niż dotąd opiekę nad emigrantami do Południowej Ameryki i by zwrócił większą niż dotąd uwagę na sprawę naszej emigracji w Argentynie.
[...]
3. Senat wzywa Rząd, by poczynił odpowiednie starania celem uzyskania kolonii dla Polski.
Warszawa, 23 marca
List wicemarszałka Senatu Hipolita Gliwica do Prezesa Rady Ministrów, AAN, MSZ, sygn. 9579, cyt. za: Joanna Łuba-Wróblewska, Może Argentyna, „Karta” nr 69, 2011.
Pierwszy Maja jest tym dniem, w którym masy ludu pracującego – chłopi i robotnicy – zaprotestują przeciw polityce burżuazji, odpowiedzą protestem na wyzysk i gnębienie mas pracujących przez burżuazję, wyrażając gotowość w każdej chwili do walki z wyzyskiwaczami.
Wyjdźmy śmiało z chat naszych! Łączmy się pod czerwonym sztandarem z rewolucyjnymi organizacjami robotniczymi!
Zademonstrujmy swą gotowość do walki o lepsze jutro.
Młodzieży chłopska!
Ty, jako najbardziej wystawiona na wyzysk i poniewierkę, Ty, którą burżuazja całego świata przygotowuje na mięso armatnie w niedalekiej już wojnie przeciw jedynemu państwu, gdzie rządzą chłopi i robotnicy – Związkowi Socjalistycznych Republik Radzieckich, Ty, Młodzieży, wystąp jak najliczniej w dniu 1 Maja, by okazać burżuazji, że nie będziesz już więcej narzędziem w jej rękach, że nie pójdziesz mordować na jej rozkaz takich chłopów i robotników, jak wy jesteście.
Wyjdźmy w tym dniu wszyscy gnębieni i wyzyskiwani przez burżuazję. Wyjdźmy w tym dniu wszyscy gnębieni i wyzyskiwani przez burżuazję. Wyjdźmy na ulicę czy gościniec i ramię przy ramieniu, ojcowie i dzieci – łącznie z robotnikami – śmiało wysuwajmy swoje żądania, które musimy być gotowi poprzeć walką.
Żądamy ziemi bez wykupu dla chłopów bez- mało- i średniorolnych, przez wywłaszczenie obszarników!
Zniesienia ciężarów podatkowych niezamożnym chłopom i robotnikom!
Zaprzestania zbrojeń!
Żądamy bezzwrotnych zapomóg dla chłopów mało-, średnio- i bezrolnych dotkniętych klęskami żywiołowymi!
Żądamy uwolnienia chłopów mało- i średniorolnych od pańszczyzny szarawarcznej!
Precz z terrorem i prześladowaniami politycznymi!
Żądamy wolności słowa, druku, zgromadzeń i organizacji dla chłopów i robotników!
Uwolnienia więźniów politycznych!
Precz z faszyzmem, socjal-faszyzmem i zdradziecką ugodą!
Lublin, 1 maja
Pisma ulotne stronnictw ludowych w Polsce 1895–1939, zebrali i opracowali Stanisław Kowalczyk, Aleksander Łuczak, Kraków 1971.
Tuż obok pawilonu ciężkiego przemysłu, przy ulicy marszałka Focha strzela w górę 22-metrowa wieża drewniana, a na jej szczycie widnieje napis „Nafta”. Jest to wzór szybu naftowego, w którym umieszczono eksponaty z zakresu przemysłu naftowego, a więc oryginalne maszyny i urządzenia wiertnicze oraz eksploatacyjne modele całych urządzeń kopalnianych, rafineryjnych i transportowych, wykresy i tablice statystyczne, dokładnie ilustrujące całokształt przemysłu naftowego itd. Cały budynek składa się z dwóch części tj. dolnej i górnej sali, w których ujęto całą produkcję i prace w przemyśle naftowym w poszczególne działy. Wystawa przemysłu naftowego jest urządzona tak pomysłowo, że każdy zwiedzający pawilon od razu nabiera dokładnego wyobrażenia jak się wierci, wydobywa i przerabia surowiec naftowy.
Poznań, lipiec
„Przemysł Naftowy”, nr 13/1929, cyt. za: Rodzima energia. Nafta i gaz na polskich ziemiach, wybór i oprac. Maciej Kowalczyk, Ośrodek KARTA, Warszawa 2012.
Musimy wyjść z dotychczasowego zaścianka w dziedzinie polityki emigracyjnej i śmiało wypłynąć na dalekie i głębokie wody ekspansji narodowej [...]. Dzisiaj Polska kroczy w grupie czołowej narodów. Od naszych wspólnych wysiłków, rodacy z zagranicy, zależy, aby w tej czołowej grupie nie dać się zdystansować i osiągnąć zamierzony cel, jakim jest mocarstwowa pozycja Polski w rodzinie narodów.
Warszawa, 14–21 lipca
Pamiętniki I Zjazdu Polaków z Zagranicy, [w:] „CEFMR Working Paper” nr 4/2004, cyt. za: Joanna Łuba-Wróblewska, Może Argentyna, „Karta” nr 69, 2011.
Kochani Koledzy i Towarzysze broni!
W tym roku, niestety, przybyć na doroczne święto legionowe nie mogłem. Muszę wyzyskać sierpień na mój urlop zdrowotny i muszę zatem wyrzeć się przyjemności pobytu między wami, co stało się zwyczajem moim, jak i waszym.
Tak się już przyzwyczaiłem, że rok po roku staram się obudzić w sobie, jak i w was, wspomnienia naszej wspólnej pracy, naszych wspólnych bólów, bojów i trudów, tak jak gdybym, jak ongiś, przy ognisku wieczorem siedział i mógł tak gwarzyć i myśleć, jak się gwarzyło, myślało i marzyło kiedyś. Dawałem w ten sposób roku każdego cegiełkę pod budowę historii dla nas, historii nie tej kłamanej i fałszowanej, a tej, co prawdę głosi i o sprawiedliwość woła. Gdy zaś nie jestem w stanie przemawiać, zdecydowałem chociażby napisać, by zwyczajowi zadość się stało.
Wstydów, nam zadawanych, przeżyliśmy niemało, wstyd zaś najcięższy, wstyd palący nosiliśmy nie od kogo innego, jak od Polaków. Ileż to razy w przeciągu naszego istnienia, jako legionistów, ze złością mówiłem i powtarzałem silny wiersz wielkiego poety: „Niewolnicy, gorzej – słudzy niewolników!”.
Przeciw nam, przeciwko naszym dążeniom wyrzucano zawsze płatnych, najętych Polaków, których zawsze posiadano dostateczną ilość, tak aby ci – nie sami zaborcy – handlowali dla swojej korzyści czy kariery naszą krwią na łuty i funty. A ile razy ja, jako wasz wódz i przedstawiciel, szukałem jakiejkolwiek siły, chociażby nikłej i słabej, lecz polskiej, dlatego aby jak najsilniej podkreślić, że służymy tylko Polsce, a nie zaborcom, tyle razy byłem sprzedany także na łuty i funty dla uzyskania protekcji u tych, co byli płatnymi i najemnymi Polakami. [...] W większości naszego narodu, gdyśmy w szlachetniejszy metal dzwonili, gdyśmy kusili pięknem i bohaterstwem, mieliśmy co najwyżej westchnienie, niekiedy głupie łezki. Większość zaś odwracała się od nas ku tym, co sprzedajnym łajnem byli, co rozłajdaczone pyski hardo nosili – jako ku autorytetom być może brzydkim, lecz rozumnym i praktycznym. Poparcie znaleźli oni – potworki ludzkie – nie my.
Przyjmijcie, kochani Koledzy, ten list, jako przyczynek do naszej historii.
Druskieniki, 6 sierpnia
Józef Piłsudski, O państwie i armii. Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Przywykliśmy już do rekwizycji i wywłaszczeń. Wywłaszczała nas jeszcze Austria w czasach wojennych z praw i mienia, lecz tłumaczyła, że dzieje się to podczas wojny, dla celów ogólnych, dla celów obrony państwa. Wywłaszczano nas od pierwszych lat odrodzenia Polski z ziemi, z mienia, lecz tłumaczono, że wywłaszcza się jednostki dla ogółu. Dziś jednak po raz pierwszy ma się wywłaszczyć ogół, setki tysięcy polskich obywateli z ich praw dobrze nabytych, dla kilku firm zagranicznych, mówmy wyraźnie: dla francuskiej fi rmy Małopolska i amerykańskiej Standard-Nobel.
Lwów, 26 października
„Nafta”, nr 10/1929, cyt. za: Rodzima energia. Nafta i gaz na polskich ziemiach, wybór i oprac. Maciej Kowalczyk, Ośrodek KARTA, Warszawa 2012.
Zabawna burza w szklance mętnej warszawskiej wody ucicha powoli, ale różne patrioty dziennikarskie w dalszym ciągu szczują, plują, rozdzierają szaty. Ważą się też losy moje na szalach ministerstwa sprawiedliwości: medytuje sam minister, czy mi proces wytoczyć, czy nie.
A po ulicach Warszawy chodzą dzieci z karabinami (dziś to obserwowałem w pochodach z powodu święta narodowego). Oczywiście, że tak samo łażą uzbrojone szczeniaki w Paryżu, Tokio, Moskwie, Rzymie itd. Rzecz w tym, aby nigdzie nie łaziły.
Warszawa, 11 listopada
Julian Tuwim, Listy do przyjaciół-pisarzy, oprac. Tadeusz Januszewski, Warszawa 1979.
Do wiercenia każdego szybu w Iwonickiem wynajmuje się przynajmniej 18 robotników wiertaczy, pracujących na trzy zmiany po 6 ludzi. Dla ruchu pompowego wystarcza po 2 robotników na zmianę. Z chwilą uzyskania ropy otrzymują wiertacze [...] 14-dniowe wypowiedzenia, stają się bowiem zbędni, a zatrzymuje się tylko, względnie wynajmuje tylu ludzi, ilu wystarcza dla ruchu pompowego. [...] i Robotnicy [...] niejednokrotnie [...] „nie uznają” ustawowego wypowiedzenia 14-dniowego, żądają zatrzymania wszystkich wiertaczy [...] i opłacania ich z dochodów. [...] Mimo woli nasuwa się tu porównanie z murarzami, którzy by po wymurowaniu domu żądali pozostawienia ich nadal na „budowie” i opłacania przez całe ich dalsze życie... z czynszów za mieszkania. [...] Na kopalni Crescat nie chcieli zbędni wiertacze ustąpić. Nastąpił strajk, sabotaż, skargi, pogróżki przeciw obcym robotnikom do ruchu pompowego, jednym
słowem terror. [...] Nie pomogły żądania o interwencję władz. Wreszcie zarząd kopalni zdecydował się w roku 1929 dać robotnikom okup w kwocie kilkudziesięciu tysięcy złotych za zrzeczenie się „pretensji” i opuszczenie kopalni.
Iwonicz Zdrój, 17 listopada
„Ilustrowany Kurier Codzienny”, nr 316/1929, cyt. za: Rodzima energia. Nafta i gaz na polskich ziemiach, wybór i oprac. Maciej Kowalczyk, Ośrodek KARTA, Warszawa 2012.