Towarzysze piekarze! [...]
Pokażmy, że nędza nie zabiła w nas poczucia godności człowieczej, pokażmy, że nam, pracującym i mającym jakie takie utrzymanie, sumienie nie pozwala patrzeć obojętnie na braci naszych, umierających z głodu, że gotowi jesteśmy walczyć do upadłego o polepszenie naszej i ich doli. [...]
A więc bracia towarzysze, czeladnicy i chłopcy, wymówmy wszyscy solidarnie robotę w niedzielę dn. 15 września i wystawmy następujące żądania:
1. Zaprowadzenie zmian w piekarniach, w których zostały skasowane - z 1-godzinną przerwą na obiad i takąż przerwą na kolację dla zmiany nocnej.
2. W piekarniach, gdzie płaca została oberwana, chociaby tam i istniały zmiany, żądajmy uregulowania płacy [...].
3. W piekarniach, w których nie wszyscy mają zmianę, żądać jej dla wszystkich.
Przystępujmy więc do strajku, nie dajmy się oszukać majstrom, trzymajmy się solidarnie i wytrwale!
Warszawa, 11 września
Archiwum Zakładu Historii Partii, zespół 9, [cyt. za:] Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy. Materiały i dokumenty, t. I, 1893-1903, cz. II, 1899-1901, Warszawa 1962.
Coraz mocniejsze ciosy spadają na rząd carski. Ta podła organizacja siepaczów i rabusiów próżno się łudziła, że uda się jej po zawarciu pokoju, skierowawszy wszystkie swe siły na walkę z rewolucją, ręką kata zdławić ruch ludu roboczego. Ruch ten rośnie i olbrzymieje z niepowstrzymaną szybkością. [...] Wspaniałym objawem tego ruchu jest obecny strajk powszechny, szerzący się z żywiołową siłą po całym państwie. [...]
Proletariat Moskwy — dotąd najbardziej zacofanego wielkiego miasta w Rosji — dał hasło do olbrzymiego ruchu ludowego. Po strajku powszechnym w Moskwie nastąpił strajk kolejowy, największy w dziejach świata. [...]
Ludu roboczy Polski, powstań jak jeden mąż do walki o wolność! Postaw wszędzie twe żądania śmiało i bez wahania! Carat ich dać nie zechce, lecz ty sam musisz je zdobyć!
Oto są hasła, w imię których walczymy:
1) Natychmiastowe zniesienie ochrony wzmocnionej i stanu wojennego;
2) Uwolnienie więźniów politycznych i zupełna amnestia;
3) Zupełna wolność słowa i druku, zgromadzeń, związków, strajków oraz nietykalność osobista;
4) Zwołanie Sejmu Ustawodawczego, obranego przez cały lud Rosji, do Petersburga, a dla naszego kraju takiegoż sejmu w Warszawie;
5) Natychmiastowe wprowadzenie 8-godzinnego dnia roboczego.
Z tymi żądaniami stajemy do walki.
Niech żyje strajk powszechny!
Precz z caratem!
Niech żyje rewolucja!
Warszawa, 27 października
Archiwum Zakładu Historii Partii, 11/II/8 poz. 20, [cyt. za:] PPS-Lewica 1906–1918. Materiały i dokumenty, t. I, 1906–1910, Warszawa 1961.
Napisaną odezwę rano w sobotę 28 stycznia 1905 r. zawiozłem do Warszawy na Wilczą pod nr 63 do znajomego studenta wydziału górniczego Politechniki Warszawskiej — Jana Lickindorfa, którego żona Maria [...] szybko przepisała odezwę na maszynie. [...] Odbiliśmy około 40 sztuk na hektografie. Paczkę odezw odwiozłem do cukierni na rogu Marszałkowskiej i Nowogrodzkiej, gdzie czekała już na nie tow. Janina Sikorska [...]. Dorożkę, którą Sikorska jechała do warsztatów kolejowych (na Nowym Bródnie), siedmiokrotnie zatrzymywały strajkujące tłumy, wyległe na ulicy, zmuszając p. S[ikorską] do ciągłego wysiadania. Mimo tych przeszkód p. Sikorska w porę dobiegła do portierni Głównych Warsztatów Kolejowych na Nowym Bródnie, gdzie była gorąco oczekiwana przez Józefa Zaleskiego i oddała mu odezwy.
Po otrzymaniu odezw Sternet i Zaleski natychmiast dali sygnał gwizdkiem i warsztaty stanęły. Po wysypaniu się tłumu robotników z warsztatów i po wyjściu do nich naczelnika inż. Kowalewskiego (Rosjanina) była mu odczytana przez Sterneta odezwa z żądaniami.
Strajk się rozpoczął.
Warszawa, 28 stycznia
Kartka z dziejów strajku kolejowego w r. 1905, [w:] „Niepodległość”, t. XIII, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Specjalne stanowisko, zajęte wobec nas przez partię podejrzanych umysłów, podszywającą się pod miano „głos młodzieży”, a nie mającą z nim nic wspólnego, zmusza nas do energicznego wystąpienia przeciwko rozpowszechnianiu bezpodstawnych, mówiąc wprost, bardzo dla ogólnego dobra szkodliwych złudzeń. [...] Wszyscy ci krzykacze głoszą hasło wolności, ale tylko głoszą. Ich postępowanie charakteryzuje dążność do zabicia kiełkującej myśli, zabicia krytycyzmu, zniszczenia wszelkiej indywidualnej samodzielności. Chcieliby oni prowadzić, ale sami nie widzą dokąd i nie widzą dróg prowadzących do ostatecznego celu. Chcieliby zmienić innych w stado i pędzić je batem solidarności koleżeńskiej. Nie pozwalajcie przeto robić z siebie narzędzi walki o prawa kasty, podstępnie kryjącej się pod płaszczykiem ogólnonarodowych ideałów. Nie dajcie się zwodzić błędnym ognikom i nie powiększajcie liczby ofiar za sprawę, która nie jest ich warta.
Warszawa, 13 lutego
Polska w latach 1864–1918. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, pod red. Adama Galosa, Warszawa 1987.
Na Piotrkowskiej zastaję istne pobojowisko. Jedna z najbardziej ożywionych ulic Łodzi w miejscu tym prawie że pusta. Nie idą tramwaje i nie widać dorożek. Gdzieniegdzie na środku ulicy leżą porozrzucane poszczególne części umeblowania oraz inne rzeczy, słupy telegraficzne poprzewracane, druty telegraficzne zwisają w bezładzie, latarnie uliczne porozbijane. Od strony Nowego Rynku nieustannie grzmią strzały. Idę dalej, posuwając sie wzdłuż ścian domów aż do Pustej. Na Pustej bezludnie, cisza i bezpieczniej. Idę zatem prędzej. Wtem z Mikołajewskiej skręca czworobok żołnierzy, mając na przedzie dwóch oficerów. W środku czworoboku znajduje się około sześciu aresztowanych. Wpadam do bramy i czekam, aż przejdą. Dochodzę do Widzewskiej, a stamtąd skręcam na Fabryczną. Tu już żywiej na ulicy. Grupki robotników rozbijają latarnie uliczne. Jedną z nich przewrócili i zapalili wydobywający się ze złamanej rury gaz [...].
Dochodzę do Przędzalnianej. Widzę: w stronie Szosy Rokocińskiej tłum ludzi. Zbliżam się; budują barykadę, a tuż niedaleko od tego miejsca inni rozbijają sklep monopolowy. „Za pięć rubli!” – wykrzykuje z humorem młody robociarz i, podnosząc dużą butelkę wódki, rozbija ją o bruk. Urządzenia sklepu: szafy i bufety ciągną robotnicy na barykadę, rąbią słupy telegraficzne oraz zewsząd znoszą wszelkiego rodzaju pudła, skrzynie, taczki, bele i deski. Jeden z młodych robotników wdrapuje się na słup przewodów tramwajowych i tam zawiesza mały sztandar czerwony. Wywołuje to w tłumie radość i poklask, śmieją się oczy i twarze. Lecz niestety jakże krótko! Nadchodzi bowiem od strony Wolnego Rynku oddział żołnierzy. Rozlega się huk salw — jedna, druga, trzecia. Słychać krzyki, sypią się przekleństwa tych, którzy dopiero co z humorem budowali barykadę. W odpowiedzi na salwy karabinowe pada kilka strzałów rewolwerowych. A tu już jęczą ranni.
Łódź, 23 czerwca
Henryk Bitner, Rok 1905 w Łodzi, „Z pola walki”, nr 11–12, Moskwa 1931, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni. Wspomnienia 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Nadeszła chwila stanowcza... Przeszło siedem tygodni minęło od chwili, gdy zbroczony krwią robotniczą, przyparty do muru carat, chcąc choć na chwilę uratować swą władzę, wydał sławetny, oszukańczy, obliczony na łatwowierność ludu Manifest 30 października. W ciągu ubiegłych siedmiu tygodni to wszystko, co lud w drodze walki zdobył, rząd starał się obrócić wniwecz. Nietykalność osobista, wolność słowa, zgromadzeń i związków pozostały na papierze, a carat po dawnemu rozstrzeliwał, mordował i więził ludzi, pisma konfiskował i zawieszał, zgromadzenia rozpędzał siłą zbrojną, do tworzenia się związków nie dopuszczał, a na wszelkie protesty miał jedyną odpowiedź: kule, bagnety i nahaje, których nigdy dla ludu robotniczego nie żałował. [...]
Następuje chwila przełomowa. Przypuszczamy ponowny szturm do twierdzy caratu. Wytężmy wszystkie siły, aby ten szturm był ostatni. Do walki, towarzysze! Niech cały proletariat jak jeden mąż powstanie, by skruszyć kajdany! Do strajku, robotnicy! Niech na każdym polu pracy grobowa zalegnie cisza, niech ustanie wszelki ruch, niech staną wszystkie fabryki, warsztaty. Jednocześnie z proletariatem Polski do walki tej występuje proletariat całej Rosji.
Towarzysze! Przystępujemy do walki decydującej. Hasłem naszym w walce tej jest obalenie caratu, zaprowadzenie ludowych rządów rewolucyjnych i zwołanie do Petersburga i Warszawy zgromadzeń ustawodawczych, wybranych przez lud bez różnicy płci, wyznania i narodowości na podstawie powszechnego, równego, bezpośredniego i tajnego głosowania. W imię tych haseł rozpoczynamy strajk powszechny.
W ostatniej chwili otrzymaliśmy wiadomość o ponownym wprowadzeniu stanu wojennego. Rząd mobilizuje wszystkie swoje siły. Następuje chwila stanowcza, atak ostateczny. [...]
Do walki więc, towarzysze! Do walki o wolność! Niech żyje strajk powszechny! Niech żyje rewolucja!
Warszawa, 22 grudnia
Archiwum Zakładu Historii Partii 11/II/8 poz. 31, [cyt. za:] PPS-Lewica 1906–1918. Materiały i dokumenty, red. Feliks Tych, t. I, 1906–1910, Warszawa 1961.
Trzydzieści lat ciągłej a nieustannej walki pod sztandarem socjalizmu wydało pożądany plon. Rząd carski, który się dotąd utrzymywał przy władzy siłą brutalną, fałszem, szalbierstwem, stanął na brzegu przepaści, w którą lada chwila runie. [...]
Chwila to przełomowa. Bierność w takiej chwili jest zbrodnią. Wszystkie sfery społeczeństwa winny wziąć udział w tej walce, pomnąc, że w chwili rewolucji, kto nie z nami, ten przeciwko nam.
I Przystąpić do powszechnego w całym kraju strajku.
Niech staną wszystkie fabryki, zakłady przemysłowe, warsztaty, wszystkie koleje, telegrafy, telefony i inne środki komunikacji, tramwaje i w ogóle ruch kołowy. [...]
II Odmawiać płacenia wykupnych i wszelkich innych opłat skarbowych.
Żądać przy wszystkich transakcjach i przy wypłacaniu zarobków i pensji wypłaty w złocie, a przy sumach niżej pięciu rubli — w brzęczącej monecie pełnej wagi. [...]
III Odmawiać pełnienia powinności wojskowej.
Rekruci nowo zaciężeni oraz, w razie powołania, rezerwiści nie stawiają się do wojska. W razie gwałtu i przymusu uzbrojeni obywatele stają w obronie napastowanych. [...]
IV Dla obrony życia i mienia obywateli od napaści jeszcze posłusznego caratowi wojska, policji i rabusiów organizuje się milicja i samoobrona w każdym domu.
V Po wsiach i miastach ustanawia się samorząd rewolucyjny, a wraz z tym usuwa się wszystkich urzędników mianowanych przez carat, a na ich miejsce lud rewolucyjny mianuje nowych.
Więzienia, po wypuszczeniu na wolność więźniów politycznych, przechodzą pod zarząd nowo mianowanych przez lud rewolucyjny urzędników. [...]
VI Konfiskacie ulegają kasy państwowe, wszelka własność rządu carskiego, dobra państwowe, dobra cara i jego rodziny, majoraty oraz fabryki zamknięte przez fabrykantów w celu ogłodzenia pracujących.
VII Każdy obywatel wsi i miasta ma być opodatkowany na rzecz rewolucji. [...]
Manifest powyższy wykonany będzie przez ogół obywateli. Wykonany być musi przez ogół, albowiem ogół organizuje w sensie walki rewolucyjnej.
Będzie też wykonany przez żołnierzy w niewoli carskiej pozostających. [...] Żołnierze z bronią w ręku znajdą się w szeregach walczącej rewolucji. A gdy stanie jedność ludu i żołnierzy — nie ma już caratu!
26 grudnia
„Robotnik”, nr 68, z 26 grudnia 1905.
Towarzysze! Robotnicy!
Znowu masowe zabójstwa na katordze, znowu odbierają sobie życie najdzielniejsi towarzysze, nie mogąc znieść znęcania się i katowań. Ten nowy gwałt ze strony rządu musi się spotkać z energiczniejszym protestem klasy robotniczej.
Nie wolno nam milczeć, gdy towarzysze nasi jęczą w więzieniach i katorgach!
Wzywamy Was do jednodniowego manifestacyjnego strajku powszechnego!
Niech głos naszego protestu zaciąży jak groźba nad siepaczami carskimi, niech dosięgnie męczenników naszej sprawy, doda im mocy wytrwania i zadźwięczy pieśnią nadziei.
Towarzysze! Niech w poniedziałek 7 października zamanifestuje robotnicza Warszawa!
Niech staną warsztaty, i fabryki!
Do strajku, towarzysze!
Precz z gwałtmi carskimi!
Niech żyje sprawa robotnicza!
Warszawa, 5 października
Archiwum Zakładu Historii Partii, 14/II — 5/1912, [cyt. za:] PPS-Lewica. 1906–1918. Materiały i dokumenty, t. 2, 1911–1914, red. Feliks Tych, Warszawa 1962.
Towarzysze! Robotnicy!
Strajk rozpoczął się w Pabianicach, stamtąd rozlał się po okręgu, przyszedł do Łodzi, Aleksandrowa, Ozorkowa, Tomaszowa itd. i objął głównie przemysł włóknisty, choć do strajku tu i ówdzie przystąpili robotnicy innych zawodów. W chwili obecnej w wielu mniejszych fabrykach żądania strajkujących uwzględniono, w wielu natomiast fabrykach, przeważnie wielkich, należących do milionerów, wywieszono ogłoszenia, że fabryka zostaje zamknięta na czas nieograniczony.
Stoimy zatem przed obliczem lokautu. […]
Niech więc każdy robotnik pamięta, że w tej wojnie, jaką my, robotnicy, prowadzimy z klasą kapitalistyczną, jedyną naszą bronią jest solidarność, niech więc hasło solidarności proletariackiej obejmie nas wszystkich. […]
Obecny strajk mówi każdemu robotnikowi wyraźnie, że gdyby były u nas obecnie klasowe związki zawodowe, to łatwiej by nam było walczyć z kapitałem, mielibyśmy bowiem organizację, mielibyśmy fundusz strajkowy. […]
Bez związków zawodowych nie nauczymy fabrykantów poszanowania dla klasy robotniczej.
Bez związków zawodowych nie może być dla klasy robotniczej ani chleba, ani wolności.
Związek zawodowy jest nam tak potrzebny jak powietrze i dlatego powinniśmy dążyć do legalizacji związków zawodowych. […]
Niech żyje solidarność proletariatu!
Niech żyje strajk!
Niech żyje socjalizm!
Łódź, 12 lipca
PPS-Lewica 1906-1918. Materiały i dokumenty, t. II: 1911-1914, Warszawa 1962.
Na żądanie robotnicze, przedstawione przez Prezydium Robotniczej Komisji Ubezpieczeniowej, fabrykanci zorganizowani w Towarzystwie Przemysłowców odpowiedzieli stanowczą odmową. Dążą oni do zagarnięcia Kas Chorych w swe ręce, do uczynienia z nich narzędzia panowania nad robotnikami [...].
A na pomoc fabrykantom spieszy ich wierny sojusznik — rząd carski. [...]
Zebrania robotnicze — fabryczne zebrania pełnomocników ubezpieczeniowych — są zakazane i ścigane. [...]
Ręka w rękę idzie rząd carski z wyzyskiwaczami — sprzymierzone siły ucisku i wyzysku chcą odebrać robotnikom możność uczynienia z Kas Chorych szańców do dalszej walki o ubezpieczenie rzetelne, o ubezpieczenie powszechne od choroby, nieszczęśliwych wypadków [...].
Robotnicy! Zbliża się chwila dla akcji ubezpieczeniowej decydująca. Rząd wspólnie z fabrykantami dąży do przymusowego wprowadzenia Kas Chorych na podstawie ustawy fabrykanckiej, pozbawiającej klasę robotniczą wszystkich korzyści prawa. [...]
Towarzysze! Na Warszawę robotniczą zwrócone są oczy proletariatu całego państwa. [...] Szeregi proletariackie Warszawy muszą wystąpić w szyku bojowym, muszą okazać swą niezłomną, niesłabnącą energię w dążeniu do uzyskania:
— ogólnomiejskiej Kasy Chorych,
— samorządu robotniczego w Kasie Chorych,
— przekazania Kasie Chorych pomocy lekarskiej, muszą zademonstrować swe żądania:
— wolności zebrań, wolności organizowania akcji ubezpieczeniowej, nietykalności swych przedstawicieli.
Robotnicy! Wzywamy was do strajku powszechnego!
Niechaj w poniedziałek 24 bm. zamrze praca w fabrykach i warsztatach, niechaj masowe, solidarne wystąpienie będzie świadectwem siły robotniczej, będzie wyrazem potężnej woli robotniczej do walki z kajdanami przemocy carskiej i fabrykanckiej.
Warszawa, 18 listopada
Archwum Zakładu Historii Partii, zespół 9/1913 — KW SDKPiL nr 8, [cyt. za]: PPS-Lewica 1906–1918. Materiały i dokumenty, t. 2, 1911–1914, red. Feliks Tych, Warszawa 1962.
Towarzysze robotnicy!
Proletariat całego państwa występuje z rewolucyjnym protestem przeciwko okrucieństwom kapitalistów, przeciwko gwałtom rządu carskiego nad strajkującymi robotnikami w Baku, przeciwko krwawej rozprawie zbirów carskich z robotnikami Petersburga.
Strajk setek tysięcy robotników, potężne demonstracje rewolucyjne są odpowiedzią proletariatu na zbrodniczą przemoc tyranów i wyzyskiwaczy.
Towarzysze robotnicy! Stańcie do boju! Przystąpcie w piątek dnia 24 lipca do strajku powszechnego.
Niechaj nikogo z nas nie zabraknie w szeregach walczącego proletariatu!
Niech żyje solidarność robotnicza!
Precz z caratem!
Niech żyje rewolucja!
Niech żyje socjalizm!
Warszawa, 23 lipca
Archiwum Zakładu Historii Partii, zespół 9/1914 — KW SDKPiL nr 2, [cyt. za:] PPS-Lewica 1906–1918, Materiały i dokumenty, t. 2, 1911–1914, red. Feliks Tych, Warszawa 1962.
Strajk ogólny, demonstracyjny. Rano wszystkie gazety drukują na dodatkowym arkuszu Odezwę Rady Regencyjnej do Narodu, omijając cenzurę.
Zdziś w południe idzie piechotą do Matki z adiutantem. Na Krakowskim Przedmieściu zbiera się tłum, urządzają mu owację, szarżują na niego patrole niemieckie nieświadome powodu rosnącego zbiegowiska. Mogło się źle skończyć — incydent rozdmuchują w mieście. Ktoś w tłumie fotografował. Podobiznę Zdzisia pod bagnetami niemieckimi mają jakoby powiększyć i posłać do krajów neutralnych na złość Niemcom.
Dzień minął spokojniej, niżeli się było można spodziewać, po południu rozeszły się tłumy i umniejszyła ilość krążących z bronią w ręku patroli niemieckich; rano przed wizytkami stała nawet w pogotowiu mitrailleuse.
Odezwa Rady Regencyjnej zyskuje ogólne uznanie, stawia Radę Regencyjną na nogi. Radę Regencyjną, która po pogwałceniu treści aktów monarszych, pragnie nadal „czerpać prawo sprawowania wierzchniej władzy państwowej, opierając się na woli narodu”. Ten szczęśliwy zwrot jest wypowiedziany warunkowo, bo czeka się jeszcze objawienia woli tego narodu.
Niektóre głosy odzywają się ze zdaniem, że odezwa za słaba. Regenci uważali jednak za szkodliwe zrywać z okupantem.
Odezwa uspokoiła Warszawę, dając dostateczny wyraz narodowemu oburzeniu.
Warszawa, 14 lutego
Pamiętnik księżnej Marii Zdzisławowej Lubomirskiej 1914–1918, oprac. J. Pajewski, Poznań 1997.
Mroźny, słoneczny ranek wstał nad Krakowem. Miasto od samego rana miało odświętny wygląd: zamknięto wszystkie sklepy, zupełna cisza — ani tramwajów, ani dorożek. Odświętnie ubrani obywatele, spieszący w skupieniu wszystkimi ulicami ze wszystkich stron miasta ku Rynkowi, gdzie miała się odbyć manifestacja. O godzinie dziewiątej rano rozległ się nad miastem przeraźliwy gwizd maszyn i lokomotyw na znak rozpoczęcia bezrobocia. Manifestacja się zaczęła. Stanęły wszystkie fabryki i zakłady przemysłowe, opustoszały wszelkie lokale.
Kraków, 18 lutego
„Kurier Poznański” nr 44, z 22 lutego 1918.
Morze głów ludzkich 80-tysięcznej masy uczestników narodowej manifestacji zalało po obu stronach Sukiennic olbrzymie połacie prastarego krakowskiego Rynku. […]
Po godzinie 11.00 z wieży Mariackiej ozwały się rzewne tony Boże, coś Polskę i Roty Konopnickiej. Melodię w lot podchwycił tłum […]. Mężczyźni obnażyli swe głowy, kobiety płakały… Wnet cisza zaległa Rynek… Na mównice wystąpili oznaczeni przez wspólny komitet delegaci. […]
Na każdej trybunie czwarty z kolei mówca odczytał uchwalony przez komitet tekst ślubowania. Końcowe ustępy ślubowania powtórzyła chórem publiczność, stojąca z odkrytymi głowami i wzniesionymi rękoma, przysięgając ze łzami w oczach, a z mocnym postanowieniem w sercu, walczyć do ostatniej kropli krwi o prawa Narodu.
Kraków, 18 lutego
„Kurier Warszawski” nr 50, z 19 lutego 1918.
Boże, dzięki Ci! Polska jeszcze nie zginęła i nie zginie, zginąć nie może, gdy ma takie kochające dzieci. Grom, który padł tak niespodziewanie, wstrząsnął całym narodem, poruszył go do głębi, wydobył z niego nie tylko skry, ale siły, o jakich może sam nie wiedział. […]
Wszystko stanęło, warsztaty, pracownie, szkoły, sklepy pozamykane, nie chodzą tramwaje. […] Potem pochód, jakiego jeszcze we Lwowie nie było, olbrzymi [...] a spokojny, poważny, pełen godności.
Lwów, 18 lutego
Zofia Romanowiczówna, Dziennik lwowski 1842–1930, t. 2, 1888–1930, z autografu wydał, komentarzami, biogramami i wstępem opatrzył Zbigniew Sudolski, Warszawa 2005.
Po 16 dniach strajku robotnicy przystąpili do pracy. [...] Mimo że w pewnych chwilach tendencja robotników stawała się jawnie wywrotową (zamierzony strajk generalny), czynnikom rewolucyjnym [...] nie udało się jednak nic zrobić z biernym oporem mas, które rewolucji nie chcą. Z drugiej strony Stowarzyszenie Samopomocy Społecznej [...] powiedziało czynnikom tym, że w razie jawnie wywrotowych intencji, inteligencja polska, w przeciwieństwie do rosyjskiej, nie zgodzi się być biernym czynnikiem wiwisekcji społecznej. W czasie strajku ukazała się odezwa podpisana: „Organizacja żołnierska — Sekcja frontu”, w której nieznana organizacja ta ostrzega robotników, że dziś przewrót rewolucyjny traktuje jako zdradę najwyższego postulatu — całości Ojczyzny.
Warszawa, 3 lipca
Archiwum Akt Nowych, Prezydium Rady Ministrów, Rektyfikat 49, t. 4.
Górnicy! Rodacy!
Mężnym i solidarnym postępowaniem złamaliście terror niemiecki na Śląsku. Najważniejsze żądania Wasze są spełnione. Zielona policja [niemiecka] opuszcza G[órny] Śląsk. Utworzona zostanie Straż Obywatelska, która pełnić będzie swe funkcje, aż do objęcia służby bezpieczeństwa przez Policję Plebiscytową. […]
Dotychczas osiągnęliśmy tyle, że z powodu obecnego strajku żaden górnik nie poniesie szkody pod względem urlopu, węgla deputatowego i wynagrodzenia za ewentualne nadszychty. W sprawie zapłaty z dni strajkowe odbędą się jutro dalsze układy. Gdyby się pracodawcy pod żadnym warunkiem zgodzić nie chcieli, dawamy Wam solenne przyrzeczenie, że organizacje robotnicze wypłacą Wam ze swych funduszy znaczne wsparcie.
Rodacy! Położenie jest tego rodzaju, że przez dalszy strajk i niepokoje zaszkodzilibyśmy naszej słusznej sprawie. Dlatego wzywamy Was usilnie do natychmiastowego podjęcia pracy, tym więcej, że powody do strajku upadły.
Równocześnie wzywamy Was do oddawania broni. […] Należy także natychmiast zaprzestać wszelkich ataków na ludność niemiecką, rewizji po domach, tramwajach, kolejach i drogach i zachować zupełny spokój.
Bytom, 26 sierpnia
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Dnia 6 listopada Kraków był widownią tragicznych, bolesnych wypadków. Na ulicach miasta polała się krew, padły trupy. Niezależnie od wyniku dochodzeń sądowych, które będą prowadzone, niezależnie od politycznych osądów tych wypadków, jeden fakt wysuwa się już dziś w całej wyrazistości: oto ofiarą wypadków padło zabitych 2 oficerów, 12 żołnierzy, rannych 11 oficerów i 110 żołnierzy; przelali krew swoją, pełniąc ofiarnie obowiązek służby, spełniając wydany rozkaz, dając wyraz kardynalnej cnocie żołnierskiej – karności i posłuchu dla rozkazu.
Zabitym oficerom i żołnierzom wyrażam w imieniu Sejmu w dniu złożenia ich trumien na cmentarzu cześć, a rodzinom ich oraz rannym współczucie.
Warszawa, 10 listopada
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Rząd Witosa, rząd skąpany we krwi żołnierzy polskich musi upaść. Wojska prowadzone przez Józefa Piłsudskiego, wierne Demokracji i Republice Polskiej muszą zwyciężyć! Lud polski winien poprzeć zbiorowym wysiłkiem walkę swych braci żołnierzy. Wobec tego Warszawski Okręgowy Komitet Robotniczy PPS wzywa Was, Towarzysze, do strajku powszechnego od dnia 14 bm. aż do odwołania. Niech strajk ten będzie potężną, imponującą manifestacją Warszawy robotniczej! Niech będzie protestem przeciwko Wojciechowskiemu, który zdradził demokrację polską, stanął po stronie reakcji i zagrzewa do walki z wojskami Józefa Piłsudskiego.
Niech strajk ten będzie grobem, w który zawali się rząd Witosa — rząd prowokatorski, rząd, który na nędzy inwalidów, wdów, sierot i bezrobotnych chce „sanować” Polskę.
Niech żyje strajk powszechny!
Warszawa, 13 maja
Dokumenty chwili, cz. I, 13 do 16 maja 1926 r. w Warszawie. Przebieg tragicznych wypadków na podstawie komunikatów oficjalnych, prasy i spostrzeżeń świadków, Warszawa [17 maja 1926], [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Do wiercenia każdego szybu w Iwonickiem wynajmuje się przynajmniej 18 robotników wiertaczy, pracujących na trzy zmiany po 6 ludzi. Dla ruchu pompowego wystarcza po 2 robotników na zmianę. Z chwilą uzyskania ropy otrzymują wiertacze [...] 14-dniowe wypowiedzenia, stają się bowiem zbędni, a zatrzymuje się tylko, względnie wynajmuje tylu ludzi, ilu wystarcza dla ruchu pompowego. [...] i Robotnicy [...] niejednokrotnie [...] „nie uznają” ustawowego wypowiedzenia 14-dniowego, żądają zatrzymania wszystkich wiertaczy [...] i opłacania ich z dochodów. [...] Mimo woli nasuwa się tu porównanie z murarzami, którzy by po wymurowaniu domu żądali pozostawienia ich nadal na „budowie” i opłacania przez całe ich dalsze życie... z czynszów za mieszkania. [...] Na kopalni Crescat nie chcieli zbędni wiertacze ustąpić. Nastąpił strajk, sabotaż, skargi, pogróżki przeciw obcym robotnikom do ruchu pompowego, jednym
słowem terror. [...] Nie pomogły żądania o interwencję władz. Wreszcie zarząd kopalni zdecydował się w roku 1929 dać robotnikom okup w kwocie kilkudziesięciu tysięcy złotych za zrzeczenie się „pretensji” i opuszczenie kopalni.
Iwonicz Zdrój, 17 listopada
„Ilustrowany Kurier Codzienny”, nr 316/1929, cyt. za: Rodzima energia. Nafta i gaz na polskich ziemiach, wybór i oprac. Maciej Kowalczyk, Ośrodek KARTA, Warszawa 2012.
W najbliższym okresie czasu Stronnictwo Ludowe podejmie masową akcję, którą samo zorganizuje i przeprowadzi wyłącznie własnymi siłami na terenach z góry określonych i w terminach przez siebie wybranych. Porozumiewając się w tej sprawie Stronnictwo Ludowe wysunęło pod naszym adresem postulaty dotyczące pewnych form pomocy i współdziałania z tym jednak, że akcja Stronnictwa od początku do końca będzie przeprowadzona samodzielnie i na wyłączną odpowiedzialność Stronnictwa Ludowego, które będzie dążyć w rozwinięciu i konsekwencji własnej akcji do ustalenia w porozumieniu z nami już wspólnych wystąpień politycznych. [...] Tymczasem poszczególne organizacje Stronnictwa Ludowego w miejscowościach, w których zamierzone wystąpienie będzie planowane, mogą się zwrócić do naszych komitetów i omówić z nami warunki współdziałania w tym wystąpieniu. Nie potrzebujemy wskazywać na to, że wobec akcji prowadzonej wyłącznie w ramach Stronnictwa Ludowego nasze współdziałanie będzie zależało jedynie od tych możliwości, którymi każda organizacja PPS na danym terenie w chwili zwrócenia się do niej miejscowego Stronnictwa Ludowego o poparcie będzie rozporządzać. Tylko w tych granicach poparcie naszych organizacji może mieć miejsce.
5 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
Chłopi
od 16 sierpnia do 25 sierpnia włącznie strajk chłopski.
W tym czasie wszyscy chłopi w Polsce, z wyłączeniem Pomorza, Wileńszczyzny, Wołynia, Małopolski Wschodniej i Śląska Górnego, winni nic nie kupować ani nie sprzedawać. Nie wyjeżdżać do miast, pracować tylko przy koniecznych pracach na swych gospodarstwach.
Wzywamy Was, chłopi, do wykonania naszego wezwania. Bądźcie solidarni. Uświadamiajcie drugich, pouczajcie należycie „łamistrajków”. Zwracajcie się o współpracę i pomoc do innych warstw społecznych, a szczególnie do robotników.
[…]
Strajk ten nie jest wymierzony przeciwko jakiejkolwiek innej warstwie społecznej, nie ma na celu wygłodzenia miast, ale jest manifestem za koniecznością likwidacji systemu sanacyjnego w Polsce i przywróceniem obywatelowi praw mu przynależnych i do życia koniecznych.
Żądaliśmy w naszych uchwałach i rezolucjach na świętach ludowych, rocznicach Czynu Chłopskiego, zgromadzeniach i manifestacjach zlikwidowania „sprawy brzeskiej” i przywrócenia pełnych praw dla wszystkich byłych więźniów brzeskich z Wincentym Witosem na czele.
Zmiany w konstytucji i ordynacji wyborczej do ciał parlamentarnych i samorządowych.
Rozwiązania Sejmu i Senatu oraz samorządu.
Ustroju demokratycznego dla Polski i nowych, uczciwych wyborów do instytucji życia państwowego i samorządowego.
Likwidacji dyktatorsko-biurokratycznego systemu rządów.
Powołania rządu zaufania szerokich mas obywatelskich.
Sprawiedliwości w sądach.
Zmiany polityki zagranicznej.
Armii przygotowanej do obrony kraju i cieszącej się szacunkiem wszystkich obywateli.
Opłacalność produkcji rolniczej i godziwego wynagrodzenia za pracę.
Sprawiedliwego podziału dóbr społecznych. Prawa, chleba i pracy dla wszystkich.
Uchwały, rezolucje, telegramy, doręczone p. Prezydentowi jak i gen. Rydzowi Śmigłemu w Nowosielcach, nie tylko nie zostały wykonane, ale nawet odpowiedzi na takowe nie uzyskaliśmy.
W zamian za to mandaty karne, lochy więzienne, konfiskaty, pacyfikacje, a w szczególności nędza i niedostatek są naszymi stałymi towarzyszami.
Pomni naszej wielkiej odpowiedzialności za teraźniejszość i przyszłość Polski, świadomi ciężkiego położenia kraju, niezdolni dłużej i w drodze uchwał i rezolucji domagać się bezskutecznie spełnienia stawianych postulatów, pragniemy w drodze manifestacyjnego strajku chłopskiego wywalczyć sobie dla nich posłuch.
Nasz nowy czyn chłopski, ten nasz 10-dniowy strajk chłopski, musi być początkiem do przywrócenia chłopu w Polsce praw do życia, współgospodarza, a krajowi ładu, porządku i bezpieczeństwa.
Warszawa, ok. 14 sierpnia
Pisma ulotne stronnictw ludowych w Polsce 1895–1939, zebrali i opracowali Stanisław Kowalczyk, Aleksander Łuczak, Kraków 1971.
Dzień 15 sierpnia wstawał upalny, wiciarki biegają po domach, szukają strojów ludowych, wyjmują z malowanych kufrów lub pożyczają w tym kryzysowym czasie, kiedy na stół brakowało groszy. Wyruszyło nas trzy kompanie, około 300 ludzi. Wiciarze, wiciarki i ludowcy zdążamy na jarosławskie błonie, gdzie z udziałem Brunona Gruszki proklamowano strajk chłopski. W czasie przemówienia Brunon Gruszka podkreślił potrzebę bezwzględnego spokoju, gdyż w przeciwnym razie strajk zostanie rozbity i nie odniesie żadnego skutku. Pod koniec przemówienia rozpętała się okropna burza z piorunami i ulewą. Nie przeszkadzało to jednak uczestnikom wiecu.
Błonia pod Jarosławiem, 15 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
W pierwszy i drugi, i trzeci dzień po ogłoszeniu strajk trwał w najlepszym spokoju i porządku. Nikt nie zakłócał spokoju publicznego, z drogi nie wracano, bo nikt nie sprzedawał ani kupował, tak że droga do Jarosławia była pusta, za wyjątkiem gdy ktoś jechał czy szedł pieszo w ważnych sprawach.
W czwartym dniu już był nastrój poważniejszy. Robotnicy przybywający po chleb do Jarosławia donoszą, że policja uzbrojona bojowo jeździ po Jarosławiu kwiczącymi autami i jest silnie wzmocniona przez inne oddziały. Chłopi jacyś nieswoi i zdenerwowani, lecz spokojnie i czwarty dzień.
Morawsko, k. Jarosławia, 16-19 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
[20 sierpnia] W godzinach wieczornych komenda powiatowa w Jarosławiu uzyskała informacje z kilku źródeł konfidencjonalnych, że ludowcy, uzbrojeni w karabiny, kosy, widły, cepy itp. narzędzia, gromadzą się dokoła Jarosławia, gdzie zebrało się około 6000 osób, a nawet częściowo okopali się. Celem tego tłumnego zebrania ma być żądanie chłopów wypuszczenia na wolność aresztowanego dr. Jedlińskiego, prezesa Pow. Zarz. S[stronnictwa] L[udowego] na powiat Przeworsk. Zebrani chłopi twierdzą, że o ile Jedliński nie zostanie zwolniony, to wkroczą do Jarosławia i „pohulają”. Wśród ludowców znajdują się również elementy przestępcze.
Lwów, 21 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
Od strony Jarosławia jedzie czarna limuzyna, która zwalnia, widać czterech cywilów. Za chwilę ta sama limuzyna wraca, a po niej w kierunku Muniny jedzie duże popielate auto, żeby również za chwilę wrócić do Jarosławia. W samo południe na drodze z Jarosławia biegnie w naszą stronę człowiek, myślałem, że to ten oczekiwany goniec. Tymczasem okazało się, że to blisko dwumetrowy dryblas ubrany w kolejarski mundur, który krzyknął: „policja idzie! Wszyscy, na tory!” - po czym znika na ścieżynce biegnącej w stronę Sanu. Policja rzeczywiście nadjechała w dwóch samochodach, przy czym jeden wydawał się być pusty. Tymczasem wszyscy koledzy, także ci z Rokietnicy, Muniny czy Tuczomp, wyszli na tory. Policjantów jest 24 oraz dowódca. Policja zatrzymała się około 60 m od torów. Komendant podniósł rękę chcąc przemówić, jednak jego słowa zagłuszył niekończący się krzyk: „Urra!”… I posypał się grad kamieni w stronę policjantów. Komendant wezwał: „W imieniu prawa rozejść się!”, co powtórzył 3 razy, po czym wydał rozkaz: Bagnet na broń!
W tym czasie na tory przybiegło około 28 chłopów z Tuczomp, którzy podnieśli taki wrzask: „Urra!”, że chyba słychać było ich w kilku wsiach. Komendant wydaje rozkaz do ataku, na policję pada grad kamieni. Policja cofa się na linie wyjściowe. Następnie komendant wykonuje manewr oskrzydlający. […]
Na nasypie kolejowym sprawa dla chłopów nabiera zły obrót. Kilku ludzi, przeważnie starszych, jest pobitych kolbami. Za mną i kolegą Warzochą biegnie 2 policjantów, jesteśmy około 30 m od torów. Od Muniny biegnie może osiemnastoletni chłopiec. My odwracamy się do policji, również chłopiec biegnący miedzą zatrzymał się. Policjanci złożyli się do strzału i pada strzał – chłopiec pada na miejscu. […] Tym chłopcem był Jan Gilarski z Łowiec.
Munina, k. Jarosławia, 21 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
W dniu 21 sierpnia w południe ktoś dał znać, że policja bije chłopów w Muninie, wszyscy biegli do Muniny, wszyscy biegli do Muniny, gdzie najprawdopodobniej Julian Turek z łowiec strzelił z dubeltówki. Policja odpowiedziała ogniem z karabinu maszynowego. Zginęło kilka osób, kilka zostało pobitych i rannych, reszta rozbiegła się po polach i cmentarzu.
Munina, 21 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
Gdy grupa rokietnicka, poobijana, rozrzucona po polach i łąkach kunińskich, zbierała się do odejścia, niektórzy już wcześniej opuścili miejsce walki – naszą uwagę przykuł transportowy samochód stojący przy munińskim cmentarzu, na którym stało 3 ludzi i karabin maszynowy z lufą wysuniętą na całą długość z burty. W tym momencie na drugim wozie przyjechała policja. Dziwne, patrzą w stronę zachodnią jak sroka w gnat. Po chwili sprawa się wyjaśnia. Zza niewysokiego wzgórza, zasłaniającego nas, wybiegła grupa mężczyzn, biegnąc pod lufy karabinu maszynowego, który stoi na dwóch podporach, przypominając nogi bociana. W naszych umysłach rodzi się nieodparty duch bojowy – pędzimy – seria – padnij – druga seria – trzecia seria.
Policjanci nie schodzą z wozu. Idziemy na cmentarz, z którego wychodzi człowiek postrzelony w lewą rękę. Dalej leżą cztery ciała, nad którymi unosi się rój zielonych much. Po drodze spotykamy Franciszka Chudzika z Łowiec, który otrzymał postrzał w nogę. Zaniesiono go w ziemniaki, gdzie przykryto łęcinami i napojono wodą, a następnie podjechała furmanka odwożąc go do szpitala.
Munina, 21 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
Donoszą, iż szosą z Jarosławia do Muniny zdąża kilkanaście samochodów naładowanych policją. Przystanęli na chwilę, lecz pojechali dalej w stronę Radymna. W pół godziny później stał się jakiś hałas. W tym momencie chłopi zerwali się jak na komendę. Do wsi dano wiadomość, iż policja w Muninie bije strasznie tamtejszą ludność i proszą o pomoc. Teraz działa się rzecz nie do opisania. Wszystko porwało się samorzutnie do obrony. Nikt nie rozkazywał, nikt nie prowadził. Próbowano wstrzymać. Nikt nie słuchał tego głosu i tak ruszyło kilkuset ludzi do Muniny. Pod cmentarzem czekano, gdyż policja już wracała. Stanęli na szosie. Dał się słyszeć strzał ze strony chłopów, lecz całkiem z daleka, nikt tego człowieka nie znał, kto nim był. Zaraz policja dała salwę w tłum z karabinów ręcznych i maszynowych. Tłum zaczął uciekać, inni kryli się na cmentarzu za groby, gdzie kto mógł. Dopiero na tych skoczono z kolbami. Dobijano bez miłosierdzia w sposób nieludzki.
Munina, [21] sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
Dnia 21 sierpnia br., około godz[Iny] 11.15 pod Muniną 3 kompania policji rozpędziła pałkami i kolbami około 1500 chłopów, którzy zaatakowali policję kamieniami i pojedynczymi strzałami. Akcja ta odbyła się za Muniną od strony Tuczomp. Równocześnie od strony Pawłosiowa i Rudołowic tłum chłopów w liczbie 500 osób zaatakował policję, chcąc jej odciąć drogę i otoczyć. W związku z tym przybyła z Jarosławia kompania B, która po rozbiciu band chłopskich wracała autami do Jarosławia. Pod cmentarzem w Muninie chłopstwo zabarykadowało w dwóch miejscach szosę, toteż auta musiały się zatrzymać. W tej chwili chłopstwo z zasadzki zaczęło strzelać do policji. Kompania E (poznańska) strzelała raz na postrach, a gdy to nie odniosło skutku, na rozkaz komisarza Skąpskiego kompania szkolna z Mostów Wielkich pod dowództwem komisarza Łuszczyńskiego użyła broni palnej. Walka trwała 15 minut. W międzyczasie tłum wzrósł do około 3000 osób. W wyniku użycia broni zostało 5 zabitych i 13 ciężko rannych, z czego dwóch zmarło w szpitalu. Z policji został przebity widłami w udo i rękę st. post. Bronisław Kociołek z kompanii szkolnej w Mostach Wielkich. Po rozbiegnięciu się tłumu na pobojowisku znaleziono: 1 kbk francuski, 1 florebert kal. 7,35, 1 pistolet „Steyer” nr 4302 bez naboi, 1 pistolet F.N. Nr 942895 z magazynkiem i 6 nabojami, 1 bagnet austriacki, 5 sztuk naboi karabinowych austr., jedna kosa osadzona na sztorc, jedne widły, jedna laska żelazna, 3 laski kute, jeden drąg z mutrą, jeden nóż rzeźnicki, 3 noże szewskie, jedną motykę, 4 siekiery i jeden toporek.
Lwów, 22 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
Wszedłem do sklepu po papierosy, kiedy je kupiłem i wyszedłem ze sklepu, przyskoczyło do mnie dwóch policjantów z Chłopic. Rączki do tyłu – jestem skuty. Biorą mnie do środka i maszerujemy 7 km do Chłopic.
Kiedy przyszliśmy na posterunek, już było ciemno. Na korytarzu do piwnicy jest klapa, którą dźwignęli i kazali mi wchodzić. Kiedy byłem już na schodach, jeden z nich krzyknął: „Uciekaj, bo drzwi lecą”. Skoczyłem w ciemności wprost do lodowatej wody, poślizgnąłem się i upadłem w wodę i błoto. W tych warunkach smrodu i wilgoci, skuty, przebywałem tam całą noc. Rano furmanką odwieziono mnie do aresztu do Jarosławia. W dniu następnym zostałem doprowadzony przed oblicze prokuratora, który zapytał mnie, czy rzucałem kamieniami w policję. Zaprzeczyłem. Kazano mi podać świadków, że mówię prawdę. Podałem między innymi kierownika betoniarni, w której pracowałem, Szymona Wotę. Po tygodniu zapytano mnie jedynie, czy nie skarżę się na areszt – również zaprzeczyłem. Po dwóch tygodniach zwolniono mnie do domu.
Rokietnica-Chłopice-Jarosław, ok. 25 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
W czasie zajść zabitych zostało 41 osób, zaś 34 odniosły rany. [...] Przelana krew chłopska zaciąży na tych, którzy w imię własnych interesów politycznych, oszukańczo pchnęli nieodpowiedzialne jednostki do aktów gwałtu i terroru, nie licząc się z ofiarami, jakie to musiało za sobą pociągnąć. Obrażając uczucia Polaków, nadużycie rocznicy zwycięstwa oręża polskiego dla proklamowania strajku rolnego i doprowadzenie nieodpowiedzialnych grup chłopskich do aktów gwałtu i terroru nie może minąć bez echa i pociągnie nieuniknione konsekwencje.
Warszawa, 30 sierpnia
„Gazeta Polska” nr 240 z 30 sierpnia 1937.
Grupa ludzi wpadła do Komitetu Wojewódzkiego [...], po chwili otworzyły się okna i wołano: „Patrzcie, jak oni tu żyją!”. Pokazywano zastawy i potrawy, szynki, wódkę i inne przysmaki. Ludzi to podnieciło, bo walczyli o chleb, o sprawiedliwe normy, o ludzkie traktowanie, a tu władza niby ludowa używa sobie wszystkiego. [...]
Potem wypadki potoczyły się szybko. Nadjechał radiowóz, wydaje mi się, że z poczty przy ulicy Kościuszki, ustawiono go i ludzie zaczęli przemawiać, protestować. Po chwili usłyszałem ten sam głos, co poprzednio — Kraśki. Mówił może z minutę i zdjęto go z wozu. Dostał parę razów. Podsunąłem się bliżej. Byli tam właśnie pracownicy Stomila i walcowni. Powiedziałem im: „Dajcie ludzie mówić każdemu, jeżeli my chcemy, aby nas wysłuchano”. W otoczeniu tych usmolonych kilkunastu robotników doprowadziliśmy go do Zamku. Powiedziałem mu: „Chłopiec — uciekaj!”. A on do mnie: „Ma przylecieć komisja rządowa — jest w drodze. Czekajcie”.
Poznań, 28 czerwca
Poznański Czerwiec 1956, red. Jarosław Maciejewski i Zofia Trojanowicz, Poznań 1990.
W czwartek 28 czerwca około godziny 6.00 przybyła do mego mieszkania grupa robotników z W-3, nalegając, abym natychmiast przybył do fabryki, gdyż pragnie ze mną rozmawiać nocna zmiana. Po przybyciu do fabryki stwierdziłem, że robotnicy akordowi zainspirowali przerwę w pracy na pierwszej zmianie; wzywali oni jednocześnie pozostałą część załogi do niepodejmowania pracy. Na mównicy z podłączonym mikrofonem znajdował się Stanisław Matyja, który zadał mi kilka pytań na temat nie pracującej załogi. Po moich wyjaśnieniach związanych z prowadzonymi rozmowami, załoga stwierdziła, że przybyła do Poznania delegacja niewłaściwie potraktowała naszych przedstawicieli w rozmowach; mówiono, że grają na zwłokę. W czasie masówki padło hasło: „Nie chcą rozmawiać z naszymi delegatami — to niech rozmawiają z całą załogą — wychodzimy!”. Mimo nawoływań do poczekania na wyniki dalszych rozmów, stało się inaczej, załoga wyszła — tak jak była — na ulicę.
Poznań, 28 czerwca
Poznański Czerwiec 1956, red. Jarosław Maciejewski i Zofia Trojanowicz, Poznań 1990.
Jestem głęboko oburzony wypadkami w Poznaniu. Uważam, że sprawa ta powinna spotkać się z potępieniem przez każdego uczciwego obywatela.
Nie mogę się z tym pogodzić, że po jedenastu latach władzy ludowej, w czasie wielkich przemian, jakie obecnie zachodzą i to przemian na dobre, ma miejsce taki incydent. Uważam, że jest to hańbą nie tylko dla Poznania, ale całego kraju. Jedno jest pewne – wróg działa i trzeba mu dać dobrą nauczkę. Należy bezwzględnie ukarać prowokatorów, potępić ich jako zdrajców całego narodu.
Piotrków Trybunalski, 29 czerwca
Księga listów PRL-u, [t. 1]: 1951-1956, wybór tekstów i oprac. merytoryczne Grzegorz Sołtysiak, Warszawa 2004. [zachowana oryginalna pisownia listów] ‘
Od dziś jest przede mną jaśniejsza przyszłość, bo mam nadzieję, że strajk w Poznaniu to pobudka i otucha dla wszystkich gnębionych przez komunę Polaków. Domagamy się podwyżki płac. Domagamy się wycofania wojsk sowieckich z Polski. Co oni tu mają u nas do szukania? Chcemy wolnej Polski.
Pochwalam i błogosławię ten święty strajk w Poznaniu, gdyż to nie koniec. To dopiero początek. Naród nie ustąpi.
Polkowice, 29 czerwca
Księga listów PRL-u, [t. 1]: 1951-1956, wybór tekstów i oprac. merytoryczne Grzegorz Sołtysiak, Warszawa 2004. [zachowana oryginalna pisownia listów] ‘
Słyszałem wypowiedzi różnych ludzi, partyjnych i bezpartyjnych, robotników i inteligentów – zdania ich są równe. Wystąpienia poznańskie nazywają po prostu rewolucją głodową. Ja ze spokojnym sumieniem przyłączam się do ich zdania. Nieprawdą jest, że ludzie potępiają wystąpienia w Poznaniu.
Czy nie mogłoby być inaczej po jedenastu latach wolności? Powiem – nie. Bo dopóki Polska będzie tą dojną krową, której w Warszawie dają żreć, a w Moskwie będą doić, dopóty będzie nędza, głód i dojdzie do bezrobocia, a wynikiem tego będzie rewolucja w całym kraju. Widzi się ludzi, którzy mają pięcioro dzieci, a zarabiają 780 zł (fakt z mego zakładu). Czy tacy ludzie mogą potępiać tych, którzy występowali również w ich sprawie? Sądzę, że nie. Nie będzie Nidy dobrze w Polsce, dopóki nie przestaniemy być kolonią Rosji Sowieckiej.
Grudziądz, 5 lipca
Księga listów PRL-u, [t. 1]: 1951-1956, wybór tekstów i oprac. merytoryczne Grzegorz Sołtysiak, Warszawa 2004. [zachowana oryginalna pisownia listów] ‘
Następnego dnia miał być wiec na Politechnice. Dobrze nie pamiętam, jak i dlaczego, ale też poszłam pod główną bramę. Poranne dzienniki doniosły, że poprzedniego dnia na Uniwersytecie były chuligańskie wybryki. Pierwszy raz w życiu widziałam na papierze tak bezczelne łgarstwo. Z górnych pięter liceum obok Politechniki leciały podarte gazety. Pojawiło się hasło „Prasa kłamie” i coś w rodzaju ogniska z gazet na chodniku. Spod Politechniki ruszyliśmy sporym pochodem Polną w kierunku Placu Unii do redakcji „Życia Warszawy”. Chyba po to, żeby tam pod oknami wykrzyczeć cały ten szok, jaki wywołały gazetowe brednie o zdarzeniach, w których wczoraj sami braliśmy udział. Ludzie na ulicy przystawali, płakali, rzucali kwiaty, których jeszcze dużo mieli po Dniu Kobiet, jakiś staruszek wznosił narodowe hasła. Pierwszy raz widziałam takie poparcie ulicy — to było bardzo wzruszające i podniosłe. Na wysokości połowy Polnej pojawił się milicyjny kordon. Zaczęli rzucać gaz łzawiący, biegać za rozpierzchającymi się grupami. Tę, w której się znalazłam, gonili gdzieś do kina „Luna”. Tuż obok mieszkała nasza koleżanka, schowaliśmy się u niej i okropnie długo płakaliśmy od tego gazu. Usiłuję sobie przypomnieć, co wtedy czułam: nic, jak to bywa w szoku.
[...]
W poniedziałek miały się odbyć wiece wydziałowe i ogólnouniwersytecki w Audytorium Maximum. Poprzedniego dnia u ciotki jednego chłopaka — bo miejsce nieznane policji — przepisywaliśmy na maszynie projekt rezolucji na ten duży wiec. Wtedy pierwszy raz zetknęłam się z czymś takim, jak „czyste” mieszkanie, niezostawianie odcisków palców — prawie z konspiracją. Ciągle miałam poczucie, że to zabawa, ale już byli pierwsi aresztowani, byli pobici. Perspektywa znalezienia się w Pałacu Mostowskich czy w więzieniu była coraz bardziej realna.
Warszawa, 9-10 marca
Krajobraz po szoku, oprac. Anna Mieszczanek, Warszawa 1989.
W dniu 14 marca napięcie osiąga punkt szczytowy. Uniwersytet jest oblepiony ulotkami, grupki młodzieży są przed uczelnią i wypełniają korytarze gmachu głównego. Są zapowiedziane wiece na uniwersytecie i w politechnice. Rywalizujące ze sobą organizacje ZSP i ZMS trzymają się osobno. Ta ostatnia zbiera się (ok. 200 osób) na uniwersytecie w godzinach popołudniowych, próbując bezskutecznie przeforsować własną rezolucję. Brak jednomyślności, kierownictwo organizacji jest jawnie krytykowane przez członków.
[...] Na godzinę 14 zwołano wiec, na którym byłem obecny. Ogłosiłem, że wiec jest legalny. Obrady trwały ponad trzy godziny, były niezwykle burzliwe. Podziwiałem talent wielu mówców, którzy wyrastali jak spod ziemi. Młodzież trzymana na wodzy przez lata całe, zastraszona, zdezorientowana, nagle w tym wykwicie nieoczekiwanej wolności okazała swoje najpiękniejsze zalety: odwagę, umiejętność dojrzałego myślenia, umiarkowanie i dyscyplinę. Byli wśród nich demagodzy, lecz ich szybko temperowano. Byli też prowokatorzy, wtyczki tajnej policji, o czym dowiedzieliśmy się znacznie później.
Trzy człony organizacyjne, które wymieniłem wyżej, zbierały się w wyznaczonych pokojach. Ja urzędowałem w swoim gabinecie rektorskim, mając łączników z pozostałymi członkami komitetu. Miejscem wspólnych spotkań była Aula Leopoldina, gdzie zbieraliśmy się co kilka godzin. Stamtąd dochodziła wrzawa, głośne okrzyki młodzieży, zwłaszcza popularne hasło „prasa kłamie”, tam rządził „lud”, a z jego głosem liczyliśmy się. Lekcja demokracji, jakiej dawno nie widzieliśmy w tym kraju!
Dokoła zamkniętego uniwersytetu zbierały się tłumy ludzi. Z okna mojego gabinetu widziałem nadciągające wąskimi ulicami Starego Miasta strumienie ludzi wznoszących okrzyki sympatii. Pojawiła się milicja, samochody ustawiły się na placu Uniwersyteckim, a kordon milicjantów zajął miejsce tuż przed murami budynku, odgradzając od nich tłum ludzi. Budynek uniwersytetu był obwieszony transparentami, w oknach wywieszono flagi narodowe.
[...] Rozpoczęliśmy żywot oblężonego grodu. Przygotowano kuchnie, które ograniczały się właściwie do zaparzania herbaty. Dostarczano nam żywność z zewnątrz. Cech piekarzy zadbał o to, aby świeży chleb był dowożony do uniwersytetu. Podawano nam masło, wędliny, słodycze, papierosy. Ktoś podał bukiet kwiatów dla mnie, z gorącym dopiskiem życzeń i gratulacji. Miasto żyło strajkiem studenckim. W tej atmosferze powszechnie panującego zastraszenia i przemocy uświadomiono sobie, że jest możliwy protest i że wyszedł on właśnie od młodzieży, którą przez lata całe wychowywano na ludzi oddanych reżimowi.
Wrocław, 14 marca
Alfred Jahn, Z Kleparowa w świat szeroki, Warszawa-Kraków 1991.
Następnej nocy powiadomiono mnie, że dowódca oddziałów milicyjnych, major, pragnie ze mną rozmawiać. Wydałem polecenie, aby go wpuścić do środka. W przeciwieństwie do oficera z poprzedniej wizyty ten od początku okazał dobrą wolę i chęć porozumienia. Znalazły się kanapki i wódka — tutaj musiałem odstąpić od przyjętej w naszym oblężeniu zasady. Narada trwała około dwu godzin, wspierali mnie Bożyczko i któryś z obecnych profesorów. Ustaliliśmy zakończenie strajku pod warunkiem, że studenci będą mogli spokojnie rozejść się do domów. Major zaręczył mi słowem oficerskim, że żadna krzywda nie spotka studentów. Zaproponował, aby ewakuacja odbyła się we wczesnych godzinach rannych, gdy ulice są puste, gdy nie ma ludzi przed uniwersytetem. Przystałem na ten warunek. Mój rozmówca zobowiązał się, że milicja dostarczy kilka samochodów ciężarowych do przewiezienia dziewczyn do odległych domów studenckich. Gdzieś około drugiej w nocy zawarliśmy to ustne porozumienie, ufając sobie wzajemnie. Major miał już dobrze w głowie, ja markowałem picie, on nie odmawiał.
Zapowiedziałem komitetowi studenckiemu zakończenie strajku i poszedłem się jeszcze na godzinę położyć. Ewakuację zaczęliśmy około piątej rano. Studentów podzielono na grupy, według dzielnic zamieszkania i domów studenckich. Studenci opuszczali gmach pojedynczo, zgodnie z życzeniem milicji, aby uniknąć wrażenia pochodu. Od wczesnych godzin stałem przy bramie i każdemu z opuszczających budynek podawałem rękę. Widziałem zmęczenie na twarzy chłopców, dwie kiepsko przespane noce wywarły swój wpływ. Setki chłopców opuszczały gmach, niektóre studentki skorzystały z aut, większość odmówiła. W uniwersytecie pozostała nieduża grupa porządkowa. Była godzina 9, gdy jako jeden z ostatnich opuszczałem uniwersytet, po dwu dniach tego niezwykłego strajku. Nie wiem, jak się dostałem do domu, gdzie oczekiwała mnie w najwyższym stopniu zdenerwowana rodzina. Byłem zupełnie wyczerpany fizycznie i psychicznie.
Wrocław, 15/16 marca
Alfred Jahn, Z Kleparowa w świat szeroki, Warszawa-Kraków 1991.
Z godziny na godzinę rośnie liczba strajkujących. Atmosfera festynu, radosnego poczucia solidarności. Śpiewy chóralne i solowe, przerywane co jakiś czas wystąpieniami z „ambony” (balkonik na głównych schodach, pomiędzy I i II piętrem). Wokół gmachu gromadzą się mieszkańcy Warszawy. Zaczynają podawać nam napoje, żywność i papierosy. Kiedy pod koniec pierwszego dnia strajku wchodzę do jednego z punktów żywieniowych, widzę na środku sali ogromny, dwumetrowy stos wędlin, a pod ścianami „góry” pomarańczy, bananów i innej żywności.
Warszawa, 21 marca
Bogdan Czajkowski, Bunt grzecznej Politechniki, „Gazeta Polska” nr 12/1998.
Jesteśmy dumni, że młodzież naszej Uczelni okazała w swych wystąpieniach bezkompromisową wolę walki z fałszem, obłudą i zakłamaniem, przeciwstawiła się brutalności i panowaniu wilczych praw w naszym społeczeństwie, okazała wrażliwość na sprawy społeczne, równocześnie deklarując uczucia patriotyczne i wierność socjalistycznej idei. Mimo iż ostatnie wydarzenia rozpętały namiętności, nikt nigdy nie szermował reakcyjnymi hasłami antyradzieckimi czy antypaństwowymi. Jednomyślna manifestacja młodzieży posiada ściśle określone treści postępowe i bez znaczenia jest fakt, kiedy i z jakiej przyczyny została zapoczątkowana. Oficjalna wersja o rzekomych inspiratorach zajść, rekrutujących się spośród niezidentyfikowanych tzw. bankrutów politycznych i ich wpływie na umysły młodzieży, jest w stosunku do nas prymitywnym, demagogicznym kłamstwem.
Stwierdzamy, że poszukiwanie winnych w społeczeństwie polskim zamiast poddania krytyce polityki wewnętrznej naszego państwa, stwarzającej atmosferę, bez której nie mogłoby dojść do ostatnich wydarzeń, nie prowadzi do celu. [...] Jednocześnie w głębokim przeświadczeniu o odpowiedzialności wobec najszczytniejszych tradycji walk studentów o sprawiedliwość i prawdę, wobec ideałów cywilizacji, o odpowiedzialności za uratowanie honoru studenta Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej wobec społeczeństwa i historii w tych dramatycznych chwilach nasza postawa jest zdecydowana. Mimo represji i stosowania metod zastraszających, z tą samą co poprzednio mocą podtrzymujemy nasze żądania. Żądamy zamieszczenia w środkach masowego przekazu prawdziwej wersji wydarzeń, obalenia oszczerstw i kłamstw, jakimi karmi się do tej pory społeczeństwo, żądamy zwrócenia należnego nam dobrego imienia, żądamy kary dla winnych brutalnego gwałtu dokonanego przez organa ORMO i MO w dniach 8 i 9 marca i później w stosunku do aktywnych w czasie ostatnich zajść. Ostro protestujemy przeciw aktom gwałcenia prawa i Konstytucji PRL. Żądamy rzetelnej informacji w środkach masowego przekazu, nie chcemy czerpać wiadomości z takich źródeł, jak np. rozgłośnia Wolna Europa, która mimo iż obecnie podaje prawdziwą wersję zajść w Polsce, w samej zasadzie jest antysocjalistyczna i antyradziecka. Między innymi żądamy krajowej informacji publicznej, która nie kłamałaby.
Warszawa, 21 marca
Jerzy Eisler, Polski rok 1968, Warszawa 2006.
Widowisko ludowe w wielkim stylu. [...] Tłum duży, podaje studentom żywność, papierosy, kwiaty. Wszystko to od razu w prowizorycznych windach jedzie na górę. Publiczność rozmaita: od robotników do eleganckich pań i panów. Prości ludzie podchodzą ze swoimi podarunkami do sztachet, wołając: „Trzymajcie, chłopaki!”. Damy z kwiatami: „Panowie, proszę!”. Na kwiaty studenci klaszczą. Od czasu do czasu skandują: „Warszawa z nami!”. Wówczas publiczność klaszcze. Jakaś zażywna niewiasta podaje ponad sztachetami wielki sagan z dymiącą zupą. Na to wszyscy klaszczą. Co chwila straż studencka podaje przez sztachety ulotki odbite na kserografie: informacje, wezwania do poparcia, kopie rezolucji. Publiczność rozchwytuje te karteczki, czyta w małych gromadkach, chowa do kieszeni.
Warszawa, 22 marca
Zbigniew Raszewski, Raptularz 1967–1968, Warszawa 1993.
W trzecim dniu studenckiego strajku zostałem wezwany do ministra [Mieczysława] Moczara. Po chwili zjawili się u niego: minister obrony, marszałek Marian Spychalski, sekretarz KC Zenon Kliszko. Skrytykowali MSW za nieumiejętność rozwiązania strajku i zaprowadzenia porządku. Po chwili marszałek Spychalski oświadczył, że wojsko przejmuje akcję. Adiutant marszałka rozłożył mapy, Spychalski przedstawił koncepcję, z której wynikało, że żołnierze mieli wkroczyć do gmachu Politechniki, wyprowadzić studentów i wywieźć ich za Warszawę. [...]
Zaraz zadzwoniłem do szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, generała Wojciecha Jaruzelskiego, i przekazałem tę decyzję. Poinformowałem, że według naszego rozeznania na Politechnice strajkuje 4–5 tysięcy studentów i są gotowi do stawiania oporu. Szef Sztabu doskonale zdawał sobie sprawę ze skutków „wojskowego rozwiązania”. Oświadczył, że dla wykonania zadania potrzeba kilkanaście tysięcy żołnierzy i kilkaset samochodów ciężarowych. Tylu żołnierzy i samochodów nie ma w stołecznym garnizonie. Ściągnięcie żołnierzy i sprzętu z innych garnizonów potrwa kilka dni. [...] Marszałek zasmucił się i powiedział: „Nie wiedziałem, że w Warszawie tak mało mamy wojska”. Operacja wojskowa odpadła.
Warszawa, 22 marca
Franciszek Szlachcic, Gorzki smak władzy. Wspomnienia, Warszawa 1991.
Przed północą pojawia się milicja. Na opustoszały plac i przylegające doń ulice zjeżdżają środki „perswazji”. Robi się groźnie. W gmachu trwają spontaniczne, gorączkowe przygotowania do obrony. Kioskami barykadujemy wejścia od frontu. Pasaż przed tylnym wejściem zostaje zastawiony stosem ławek i szaf. W auli, na najwyższych krużgankach, gromadzone są różne sprzęty, które mają być zrzucone na atakującą milicję. Znosimy też gaśnice. Ostatnim „bastionem” obrony ma być najwyższe piętro, które trudno będzie napastnikom „zagazować”, gdyż prowadzą tam wąskie, kręte schody. [...]
Przed gmachem stoją setki, a może więcej uzbrojonych golędzinowców. Kalkulujemy swoje szanse i – w końcu ustępujemy. Ale wyjdziemy przez główne wejście, w milczeniu, „z podniesionym czołem”, w kierunku akademika „Riviera”. Gwarancją nietykalności będzie prokurator Stefan Dzikowski, idący na czele...
Warszawa, 22 marca
Bogdan Czajkowski, Bunt grzecznej Politechniki, „Gazeta Polska” nr 12/1998.
W dniu 23 bm. w pomieszczeniach Głównego Gmachu Politechniki Warszawskiej znaleziono szereg materiałów propagandowych. [...]
Do wykonania ulotek, napisów i odezw oraz transparentów zgromadzono następujące materiały:
— około 80 ark. papieru szarego formatu A-1,
— zużyto do zrobienia transparentów około 50 m płótna białego,
— kilka tysięcy sztuk papieru białego maszynowego,
— kilka tysięcy sztuk papieru podaniowego.
Strajkujący studenci Politechniki Warszawskiej przygotowali również różnego rodzaju środki samoobrony. Zaplanowano przy tym bronić się z II piętra. Do obrony tej zgromadzono następujące przedmioty:
— około 30 gaśnic przeciwpożarowych (wszystkie, jakie znajdowały się w Gmachu Głównym PW),
— około 20 hydrantów podłączonych do sieci wodociągowych,
— około 200 sztuk „pałek” z połamanych krzeseł i stołów,
— kilka prętów żelaznych.
— w krużgankach III i IV piętra, wokół auli, zgromadzono 120 stołów i krzeseł, które zamierzano zrzucić na funkcjonariuszy MO, gdyby weszli na teren Politechniki,
— kilka tysięcy różnych butelek po piwie, wódce i oranżadzie.
W czasie przygotowań do „Samoobrony” zniszczono ponad 200 szt. krzeseł i taboretów, 30-50 stołów, pobrudzono i odrapano ściany w kilku aulach. Dokładnych danych dotyczących strat poniesionych w wyniku dewastacji mienia władze uczelni jeszcze nie ustaliły.
Warszawa, 27 marca
Marzec ’68. Między tragedią a podłością, wstęp, wybów i oprac. Grzegorz Sołtysiak i Józef Stępień, [b.m.] 1998.
Na tych licznych zakrętach historii partia pozbywała się nie tylko kolejnych przywódców, ale utraciła wszelki kredyt zaufania w szeregach własnego aktywu. Monologu partii nikt już dziś nie słucha. Dialog wymaga dopuszczenia do głosu autentycznej opinii publicznej.
Polscy robotnicy a wraz z nimi całe społeczeństwo wyniosło z ostatnich doświadczeń poczucie dumy i własnej siły. Przekonało się, że istnieją formy oporu, które bez uciekania się do gwałtu mogą okazać się skuteczne i zmusić dyktaturę do ustępstw i kompromisów. Od tej chwili kierownictwo partii będzie musiało w nieporównanie większym stopniu liczyć się z wolą i postulatami społeczeństwa. Chyba, że zechce znowu powtórzyć te same błędy, których ofiarą padły obie poprzednie ekipy rządzące. Chyba, że znowu w niepamięć pójdą lekcje roku 1956 i 1970.
Monachium, 29 grudnia
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
Pracę przerywają: w porcie — basen górniczy, Stocznia remontowa, Stocznia Szczecińska im. A. Warskiego.
Szczecin, 22 stycznia
Grudzień 1970, Edit. Spotkania, Piotr Jegliński, Paryż 1986.
Początkowo w całej stoczni zostało nas może 2 tysiące z 11 tysięcy stoczniowców. Jednak w sobotę rano, 23 stycznia, było nas już znacznie więcej, mimo że stocznia została natychmiast obstawiona, a dyrektor Skrobot jeździł ulicą z gigantofonami i wyzywał Bałukę od kryminalistów. Były także ulotki, aby opuścić stocznię.
Podczas grudniowego strajku stołówki wydawały posiłki, w styczniu byliśmy głodni i obstawieni milicją. No, ale tę sobotę jakoś przetrzymaliśmy. W niedzielę z samolotu lecą ulotki: „Stoczniowcu, czy nie chciałbyś zjeść obiadu z rodziną?”.
W 1968 roku pocięto w stoczni takie ciężkie kable okrętowe — na studentów i one potem leżały na złomowisku. Teraz przydały się do obrony stoczni. Biorę swój kabel, idę pod płot — z jednej strony my pilnujemy stoczni, aby się nikt nie przedostał, a z drugiej strony stoi milicja. Wszyscy ludzie ze stoczni wyszli z jakichś zakamarków i okazało się, że nas może być z 7 tysięcy. A milicjantom powiedziano, że stocznię opanowała garstka ludzi... No i milicja zaczęła się bać...
Jeszcze z drugiej strony przychodzą kobiety i za milicją tworzą szpaler, mówią, że muszą dać mężom jeść. Jedna z nich odważyła się, przyłożyła facetowi w łeb torbą i kobiety ruszyły na płot. Milicja chciała je odciągnąć, a my: „Spróbujcie tylko przestąpić tor!”. W końcu te kobiety runęły do płotu. To nie były nasze żony, ale mówiły, że ich mężowie są dalej, w związku z tym przekazują jedzenie. Dowiedzieliśmy się wtedy, że stanęły pociągi, autobusy, że cały Szczecin stoi. Poczuliśmy się mocniejsi.
Szczecin, 23–24 stycznia
Józef Piłasiewicz, Stanisław Wądołowski, Waldemar Brygman, Edmund Bałuka, Szczecin 1970/1971. Przełom roku, relacje zebrała i opracowała Ewa Kondratowicz, „Karta”, nr 65, 2011.
24 stycznia jest telefon z dyrekcji, że przyjechał wicepremier Franciszek Szlachcic, jest tutaj i chce ze mną rozmawiać. „Proszę bardzo.” Specjalna brygada poszła na bramę i go przyprowadzili. Szlachcic mówi, że Edward Gierek jest w Szczecinie. Ja na to:
— Dlaczego nie zadzwoniliście wcześniej?
— Towarzysz Gierek sam wyjaśni, dlaczego nie można ogłaszać.
— Teraz, to my nie jesteśmy przygotowani, jeszcze postulatów nie mamy, nie? On musi poczekać — mówię.
Pytam się: „Panowie, kiedy będą postulaty?”. Odpowiadają, że trzy–cztery godziny to musi potrwać. To ja do Szlachcica:
— Musi Edward Gierek poczekać trzy–cztery godziny.
— To Gierek będzie czekał cztery godziny?
— To nie nasza wina — mówię.
— To niemożliwe, Edward Gierek musi być zaraz w stoczni.
— Nie możemy inaczej zrobić.
Naraz wpada jedna babka i woła: „Panowie, Gierek jest na świetlicy głównej”. Lecimy. A tu się pcha masę różnych ludzi. Mówię do Adama Ulfika: „Zatrzymaj wszystkich, mają tylko przyjść z Komitetu Strajkowego i ci, co przyjechali z Gierkiem”. Ale i tak napchało się dużo ludzi, nie mogli ich wygonić. Widzę dyrektora naczelnego Cenkiera. Dyrektor mówi: „Panie Bałuka, pierwszy sekretarz partii Edward Gierek”, ja wyciągam rękę i przedstawiam się, jąkając, chociaż nigdy się nie jąkałem: „BBBBBałuka”. To z przejęcia i z zaskoczenia, bo ja tam się go nie bałem.
Wcześniej Gierek pojawił się nagle przed bramą stoczni. Ci, którzy jej pilnowali, wiedzieli z radiowęzła, że ma przyjechać Edward Gierek. I naraz z taksówek wysiadają ludzie... Gierek podszedł pod bramę i mówi: „Jestem I sekretarz partii Edward Gierek, czy mnie wpuścicie?”. Potem szedł taką dróżką i wołał: „Chodźcie ze mną”. No i ci przy bramie idą, no bo jak — być w stoczni i nie widzieć I sekretarza?
Spotkanie trwało dziewięć godzin. Edward Gierek zgodził się na większość postulatów, ale na ten dotyczący cen — nie.
Szczecin, 24 stycznia
Józef Piłasiewicz, Stanisław Wądołowski, Waldemar Brygman, Edmund Bałuka, Szczecin 1970/1971. Przełom roku, relacje zebrała i opracowała Ewa Kondratowicz, „Karta”, nr 65, 2011.
Towarzysze! Wczoraj, kiedy mi powiedziano o tym, że zakład stanął, byłem z towarzyszem [premierem Piotrem] Jaroszewiczem bardzo zmartwiony tym faktem. A zmartwiony byłem z tego powodu, że w chwili, kiedy na nas nałożony został tak trudny obowiązek, obowiązek wyciągnięcia kraju z ogromnego zaniedbania, z sytuacji kryzysowej, że ten postój, on, stanowił i stanowi dla nas — rozumiecie — rzecz, no, niesłychanie trudną. Rzecz, która nam nie pomaga, która — jak to się mówi — zamiast nam, nas jakoś mobilizować i zamiast zmusić nas do szybszego działania w podejmowaniu decyzji zmierzających do poprawy sytuacji gospodarczej kraju, ta rzecz, ten postój — powiadam — w znacznym stopniu nam to wszystko utrudnił. [...]
Widzicie, sytuacja, jaka wytworzyła się i tutaj na stoczni, i w Szczecinie, i w wielu innych miastach naszego kraju, ona narastała na przestrzeni dłuższego okresu czasu. Ona narastała między innymi dlatego, że [...] złożyły się na to przyczyny i subiektywne, takie, które zależały od ludzi, i złożyły się również na to przyczyny obiektywne. [...]
Ja muszę powiedzieć, jaka jest sytuacja gospodarcza naszego kraju. Otóż, czy chcecie uwierzyć, czy nie chcecie uwierzyć, to już jest wasza sprawa, prosiłbym was, żebyście jednak uwierzyli... My nie mamy żadnych rezerw, które pozwoliłyby nam dokonać jakiegokolwiek manewru pozwalającego na szybszy wzrost stopy życiowej, od tego — powiedzmy — co się robi obecnie. Naprawdę nie, naprawdę nie mamy. Myśmy wjechali w uliczkę, w której nie można nawrócić tego pojazdu tak gwałtownie, jakby się chciało. Myśmy dali 8,4 miliardów złotych, a nie 7 [miliardów], jak się pierwotnie zakładało, na te wyrównania w związku z podwyżką cen. [...]
A, towarzysze, mnie chyba nie możecie posądzić o złą wolę. Ja jestem tak samo jak wy robotnikiem. Ja osiemnaście lat pracowałem na kopalni, na dole, i — wiecie — mnie nie trzeba uczyć rozumienia problemów klasy robotniczej. Moi wszyscy krewni pracują na kopalniach śląskich. Wszyscy! Ja nie mam — wiecie — krewnych ministrów czy innych tam, prawda. Wszyscy na kopalniach robią. [...]
Ja chcę wam powiedzieć, że kiedy nas zaproponowano na funkcje, które piastujemy — mnie i towarzysza Piotra Jaroszewicza — to, wierzcie, myśmy się bronili. [...] No — wyobraźcie sobie — gdybyśmy my, w okresie trudnym dla naszego kraju, odmówili... Stałaby się rzecz straszna! Kraj, towarzysze, spłynąłby krwią. Krwią by spłynął! On i tak spłynął krwią! I my, towarzysze, chylimy czoła przed tymi, którzy zginęli, ale równocześnie zdajemy sobie sprawę z tego, co by się stało, gdybyśmy nie przyjęli tych funkcji, do których nas — towarzysze, powiem uczciwie — no, w pewnym sensie zmuszono. Co by się stało z naszym krajem? Jakie rezultaty byłyby tego wszystkiego? No, była jeszcze inna alternatywa. Można było nie przyjąć. I można było — powiedzmy — [...] nie przyjąć tych propozycji. I można było — powiedzmy — kontynuować to, co było — powiedzmy — robione. Tylko do czego by to wszystko doprowadziło? [...]
I, towarzysze, wy, czy chcecie, czy nie chcecie, wy pomagacie, pomagacie tym, którzy doprowadzili ten kraj do tego, czym on jest. Ja wam naprawdę uczciwie mówię, ja nie mam... Powiadam, jutro mogę odejść. Jutro mogę odejść. Ale zrozumcie, jaka jest sytuacja. Dlatego, jeśli towarzysze, wy naprawdę nam wierzycie — a my nie mamy powodów, żeby sądzić inaczej — to wy musicie nam zaufać. Wy musicie nam uwierzyć! Że my nie mamy — i jako Polacy, i jako komuniści! — innego celu w życiu, jak tylko ten, żeby lepiej służyć naszej ojczyźnie, lepiej służyć sprawie naszego narodu, lepiej służyć sprawie socjalizmu.
Szczecin, 24 stycznia
Michał Paziewski, Debata robotników z Gierkiem. Szczecin 1971, Warszawa 2010, [cyt. za:] Gierek do ludu, „Karta” nr 65, 2011.
Szanowni towarzysze! Chciałbym wam podać kilka szczegółów, ale bardzo ważnych szczegółów, o których powinniście wiedzieć, dotyczących naszej sytuacji gospodarczej. [...]
Ja nie chcę robić z tego tajemnicy, ale myśmy musieli pożyczyć smalec, z Czechosłowacji. Bo gdybyśmy go nie pożyczyli, to byśmy musieli wywołać na rynku kryzys w zaopatrzeniu w smalec. Bo nie mamy dolarów, w rezerwie, aby ten smalec kupić. Myśmy dostali ze Związku Radzieckiego — ponad to, co nam dostarcza w planie na
71 rok — 12 tysięcy ton słodkiego oleju roślinnego. Dla produkcji margaryny. I gdybyśmy tego nie dostali, to by był kryzys zaopatrzenia kraju w margarynę. Bo znowu dolarów na kupno tych tłuszczów, niezbędnych do produkcji margaryny, my byśmy nie mieli. I nie kupilibyśmy.
Podobnie jest ze sprawą mięsa. Zamiarem poprzedniego kierownictwa było znaczne zmniejszenie spożycia mięsa w roku 71 — w stosunku do roku 70. Aby sprzedać ludności tyle mięsa, ileśmy sprzedali w roku 70, to znaczy w 71, my musimy kupić ponad 60 tysięcy ton mięsa. Za co? Robimy ogromny wysiłek eksportowy, dodatkowej produkcji eksportowej, aby pokryć ten wydatek.
Ale przecież nie na tym się kończy lista towarów, które musimy kupić, aby utrzymać zaopatrzenie rynku, w jakim takim stanie. Nie niżej niż w 70 roku. Jak wiecie, przecież, ograniczono zakup kakao. A kakao to nie jest produkt ludzi bogatych, spożywany przez ludzi bogatych. Bo każdy emeryt i każdy dziadek swojemu wnukowi chce kupić cukierka czy czekoladę. A tego by na rynku nie było. Bo już w ostatnich miesiącach roku 70 — jak wiecie zresztą — na tym odcinku były trudności. I tego towaru zabrakło. [...]
A teraz chciałbym powiedzieć o tym, że wy jesteście na zachodniej granicy naszego państwa. I cokolwiek robicie, cokolwiek robicie, wy musicie stale o tym pamiętać. Na was w szczególny sposób patrzy świat, Polska, patrzą nasi przyjaciele z trwogą. A nasi wrogowie z radością i zacierają ręce. Że właśnie na Ziemiach Odzyskanych, właśnie w Szczecinie, my mamy nieporozumienia i określone trudności. [...]
Nie wiem, czy wiecie o tym, jak wiele oni się rozpisują na ten temat, jak to jest im na rękę. I z tego wielkiego, narodowego i patriotycznego punktu widzenia, my mamy prawo zwrócić się do was o ocenę, czy my dalej możemy tak postępować. Jaki to ma wyraz? I jakie to przyniesie nam korzyści? (puknięcie w pulpit) Był u nas niedawno z wizytą, nie nasz przyjaciel, przywódca skrajnych, reakcyjnych sił w Niemieckiej Republice Federalnej — Barzel. Barzel, który pochodzi z Warmii [...]. I kiedy prowadził ze mną rozmowę, to parę razy wbijał mi w tej rozmowie szpilę o Szczecinie. Parę razy. Parę razy mi przypominał, że my mamy trudności na Ziemiach Odzyskanych. My musimy się, towarzysze, dogadać. [...]
I wreszcie, chcę wam powiedzieć jeszcze jedną sprawę. Nie chciałem jej podnosić, ale w tej sytuacji ostrej, napiętej, ja widzę to po tych wypowiedziach towarzyszy, niektórych zwischenrufach. Wy musicie o tym wiedzieć. W [...] 56 roku, kiedy do władzy dochodził towarzysz Gomułka, i jego ekipa, w partii, myśmy tylko w roku 57 i... do 60 włącznie — zaciągnęliśmy około 600 milionów dolarów amerykańskich kredytów na zakup żywności, zboża, tłuszczów, łoju dla produkcji mydła i innych towarów spożywczych, w tym i tytoniu, bawełny. Spłata tych kredytów przypadła właśnie na rok 70, a w szczególności najwyższe wzniesienie spłat kredytów jest w 71, 72, i później troszkę lekko spada. 600 milionów dolarów służyło wtedy tej polityce. A my dzisiaj musimy te pieniądze płacić (mówca uderza pięścią w pulpit) i nie możemy powiedzieć (uderza pięścią w pulpit), że my nie będziemy płacić! [...]
Nie możemy iść i kłaniać się w pas kapitalistom, żeby nam odroczyli spłaty. Bo i wy się na to nie zgodzicie, żeby wasz rząd (uderza pięścią w pulpit) szedł i kłaniał się rządowi Ameryki, aby mu sprolongował kredyty. To jest niemożliwe. Boby oni nas postawili na kolana. [...]
I wreszcie sprawa ostatnia. Nie miejcie do nas pretensji, jeśli rząd będzie prowadził zdecydowaną politykę, że na ulicach (mówca puka w pulpit) naszych miast musi być porządek. (oklaski) Nie miejcie do nas pretensji i podtrzymajcie nas, jeśli my się ostro zabierzemy za tych, którzy nie chcą, ani (puka w pulpit) uczyć się (puka w pulpit), ani pracować (puka w pulpit), a mają po dwadzieścia lat. (burzliwe oklaski)
Szczecin, 24 stycznia
Michał Paziewski, Debata robotników z Gierkiem. Szczecin 1971, Warszawa 2010, [cyt. za:] Gierek do ludu, „Karta” nr 65, 2011.
Nie będziemy już liczyć ilość trupów, bo to jest trudne do policzenia, ile tam z ulicy zwieźli. [...]
Co było powiedziane, że się tym ludziom wypłaca odszkodowania. Owszem, wypłaca się, ale... Ot, no nie wiem, czy to jest sprawdzone, ale oczywiście są takie pogłoski. No nawet mam znajomego, który takie coś otrzymał. Nie wierzyłbym może, gdybym naprawdę tego człowieka nie znał. No, ale znałem go — który mi oświadczył, że zginął brat. No, miał tam dostać jakieś odszkodowanie, ale z tym, pod jednym warunkiem, że jeżeli podpisze zobowiązanie, że brat nie został zabity, ale zmarł tam na atak serca czy na wątrobę, czy na coś innego. Pod tym warunkiem miał dostać to odszkodowanie. Tak on mi oświadczył... (oklaski) [...]
Druga sprawa, że trupów się chowało w nocy, że były określone cztery osoby z rodziny na pogrzebie o 22.00, o 24.00, czy o pierwszej w nocy i jak tam wypadło. Też jest prawdą na pewno, bo tak się robiło. No, oczywiście towarzysz Gierek o tym wiedzieć nie mógł. I na pewno by się nie dowiedział, gdyby właśnie może nie ten nasz strajk. [...] (oklaski)
Chciałbym jeszcze powiedzieć o innych metodach. [...] Łapie się stoczniowców jak szczury. Łapie się po cichu, zza węgła, zza drzewa. Już kilku zostało tak dotkliwie pobitych. [...] Był u nas taki wypadek, że pobito człowieka. Naprawdę, no siny, zielony na plecach od pałek. Za to tylko, że chciał spisać numerek milicjanta, który go legitymował. Nie, nieprawnie, bo oni jechali z pracy. Kiedy tylko zobaczył przepustkę stoczniową, no to już uczniów wziął jako bandytów.
Bandyci jesteśmy! Nawet się dzisiaj pytałem takiego jednego milicjanta, który powiedział: „No, myśmy przyjechali tutaj, bo tutaj bandytyzm się rozwija”. Panowie, jaki u nas bandytyzm? „Staliśmy” pięć dni, ochranialiśmy zakład, jak własne dziecko. „Staliśmy” teraz dwa dni, też jest w porządku wszystko. [...]
Jak jestem przy milicji, to chciałbym nawiązać do towarzysza generała [Wojciecha Jaruzelskiego]. Widzę, że nosi zielony mundur, bardzo ładny. I dlatego się pytam: jak płatni ludzie — naprawdę ci, którzy nam po prostu zhańbili ten mundur, bo na pewno można to było załatwić inaczej — mogą się też podszywać pod mundur zielony? No ja nie wiem. Będąc tym żołnierzem, to bym takie... A niestety, było tak. Było tak, że milicja przebierała się w mundury wojskowe, aby sprowokować, żeby w przyszłości, gdy kiedyś będzie musiało wojsko stanąć w obronie... Choć wojsko do nas nie strzelało, na pewno. Tego nikt nie zaprzeczy, bo wojsko do nas nie strzelało. (oklaski) Strzelali tylko... Strzelali tylko ci, którym się nie podobały nasze twarze, oczywiście. Przecież ich działalność jest w Szczecinie znana. [...] Dla kogo jest faktycznie milicja? Czy do bicia uczciwych ludzi, czy do szantażowania? [...]
Mówiono, że strzelano tylko do tych, którzy napadli na więzienie i na Komendę Wojewódzką. Nieprawda! [...] Strzelano na postrach. No, oczywiście, ludzie się zbliżali coraz bliżej tego. No, tam próby były nawet podpalania tych skotów czy czołgów, wszystko, ale niestety. Drudzy się znaleźli tacy, że nie chcieli sprowokować, kufajkami gasili. [...] Ale nie było konfliktów. Później poszła seria jedna w powietrze, druga w powietrze. I ostatecznie z tego powietrza zginęły dwie osoby i dwie zostały ranione. U nas na zakładzie.
Przecież nie występowaliśmy na ulicy, a po prostu pod budynkiem administracyjnym, gdzie domagaliśmy się postulatów u swego dyrektora. Przecież do tego mieliśmy chyba prawo? Gdzie, do kogo mieliśmy iść? Przecież nikogo nie było! Milicja z ulicy nas porozpędzała. Po co było palić samochody czy inne rzeczy? Przecież można..., miała być zwykła demonstracja! Mieliśmy podejść pod KW i poprosić towarzysza Walaszka o wyjaśnienie. [...] Przecież czyby ktoś go ruszył? Przecież tu mamy cały rząd. A my jesteśmy przestępcami! Więc przecież chyba widzimy, że nikt nikogo nie rusza. [...]
I niech się tu niektórzy nie obrażą na mnie, że tak ostro tu wystąpiłem. Niestety, no ja inaczej nie umiem tego określić. Bo jeżeli bym chciał znowu „owijać w bawełnę”, no to by z tego, z naszej szczerej rozmowy by nic nie wynikło. Absolutnie nic!
Szczecin, 24 stycznia
Michał Paziewski, Debata robotników z Gierkiem. Szczecin 1971, Warszawa 2010, [cyt. za:] Gierek do ludu, „Karta” nr 65, 2011.
Strzelanie, które tak boli zebranych tu towarzyszy i kolegów, było tragedią, tragedią straszną, którą wszyscy przeżywamy. Nie chciałbym tu mówić o decyzjach, zapadłych w tej strasznej sprawie, ale wszyscy uznajemy, że była to tragedia. Jedno chcę powiedzieć, że właśnie władze w Szczecinie, a właśnie i wojsko, wszystko, dowódcy wojskowi, wszystko robili, aby tych ofiar było jak najmniej. Mnie w czasie tej tragedii meldowano, że — ponieważ pracowałem w ministerstwie spraw wewnętrznych, byłem wiceministrem, było mi wiadome, albo przynajmniej był mi wiadomy przebieg wydarzeń na Wybrzeżu — meldowano mi, że największa ilość zginęła przy szturmowaniu więzienia. Towarzysze! Jeśli kiedykolwiek ktokolwiek będzie szturmował więzienie, będziemy bronić. Więźniów nie pozwolimy wypuścić, kryminalistów i innych. Tak mnie meldowano. I tam najwięcej zginęło.
Dziś dowiedziałem się, że zginęli też przed stocznią. To jest rzeczywiście tragedia. Władzy i urzędów, jeśli będą atakowane, a tym bardziej, będziemy bronić. Chciałbym jedno powiedzieć, że tu — tak jak mnie informowano — władze wojskowe, władze państwowe, starały się maksymalnie działać ostrożnie. Choć to się nie udało i zaistniała straszna tragedia, którą wszyscy żałujemy, i z której wyciągniemy wnioski.
Zapadła też wówczas, przez poprzednie i najwyższe kierownictwo partyjne, decyzja, aby pochować tych, którzy zginęli, ale przy obecności rodzin. Oczywiście w sposób niegłośny, ponieważ wówczas bano się demonstracji. I to była podstawowa przyczyna, że chowano niegłośno, ale była decyzja, żeby były przy tym rodziny. Jeśli stało się inaczej, z profanacją, z tego muszą być wnioski wyciągnięte. Z tym zgodzić się nie można. I uważam, że te sprawy, o których tu koledzy mówili, muszą być wyjaśnione. I postaram się wyjaśnić. [...]
Jeśli są jakieś jeszcze inne sprawy, proszę zgłaszać do dyrektora, czy do Rady Zakładowej, którzy przekażą mnie, czy przez władze wojewódzkie do Warszawy. [...] Wszystkie sprawy nadużycia władzy, jakie tu miały miejsce, będą zbadane przez ministerstwo spraw wewnętrznych, przez prokuratora. I o wszystkich sprawach powiemy. Wszystko będzie wyjaśnione sprawiedliwie. Możemy to zagwarantować.
Szczecin, 24 stycznia
Michał Paziewski, Debata robotników z Gierkiem. Szczecin 1971, Warszawa 2010, [cyt. za:] Gierek do ludu, „Karta” nr 65, 2011.
Przede wszystkim — sprawa decyzji użycia wojska. To sprawa, rozumiecie, decyzji najwyższego rzędu, najwyższego politycznego szczebla, i — jeszcze raz podkreślając, że prawdopodobnie nie potrafilibyśmy dzisiaj wszystkich szczegółów tej sprawy wyjaśnić — ale taka decyzja na tym najwyższym szczeblu zapadła.
Można postawić pytanie: a dlaczego taka decyzja była wykonywana? Czy wy chcecie mieć wojsko — towarzysze, robotnicy i przyjaciele — które będzie ustawiało władzę, które będzie zmieniało władzę, tak jak w Południowej Ameryce czy w Afryce? Rządy pułkowników i generałów? Którym się nie będzie podobała taka czy inna decyzja ich kierownictwa, legalnie wybranego — i będzie tą władzę zmiatało? Nie! Nasz żołnierz będzie każdej ludowej władzy bronić! Razem z wami będzie bronić! I partii będzie bronić! [...]
A jednocześnie chyba również powinniście obiektywnie przyznać, że nie wszystko to, co się działo na ulicach Szczecina, było godne pochwały, było godne aprobaty. To co się działo na ulicach Szczecina, to co narosło, to co się przylepiło do waszego słusznego niezadowolenia z istniejącej sytuacji, niezadowolenia z decyzji, które zostały podjęte. To co się przylepiło — było rzeczą złą! Było rzeczą często przestępczą! Przecież na waszych oczach paliły się budynki, ciężką pracą budowane! Na waszych oczach paliły się sklepy! Grabież była wykonywana! I dlatego musicie zrozumieć, że w takiej sytuacji, [...] kiedy narasta, rozpłomienia się masę tego rodzaju wypadków — jak to się mówi: „Pan Bóg kule nosi”. To są rzeczy straszne! To są potem rzeczy nieobliczalne! To są potem rzeczy, nad którymi się już nie panuje! [...]
A jednocześnie — weźcie pod uwagę — było tam wewnątrz budynku [Komitetu Wojewódzkiego] 150 żołnierzy. Było na zewnątrz budynku jeszcze więcej żołnierzy, transportery opancerzone, byli milicjanci. Nikt nie otworzył ognia! A przecież pełne prawo było — konstytucyjne. Mówimy tutaj o konstytucji, o prawie, o przestępstwie — ukarać przestępców, którzy strzelali. Nie strzelali! Nie strzelali! Jeśli ktoś by do was, w nocy, do domu by wtargnął przez okno, i próbował grabić — no nie macie broni, ale macie prawdopodobnie jakieś ciężkie urządzenie w domu. Każdy z nas ma! Biłby! Nie patrzył, czy zabije, nie zabije! A żołnierz nie strzelał! Milicjant nie strzelał!
Szczecin, 24 stycznia
Michał Paziewski, Debata robotników z Gierkiem. Szczecin 1971, Warszawa 2010, [cyt. za:] Gierek do ludu, „Karta” nr 65, 2011.
Powiedziano nam, ze jedziemy do Warszawy na spotkanie z Gierkiem. Skoro do Warszawy — to trzeba było skoczyć do domu, opowiedzieć się, wziąć tę szczoteczkę do zębów. Wskoczyłem i wróciłem z powrotem. Pojechaliśmy autokarem. Jechał z nami dyrektor Tymiński. Atmosfera ogólnego podekscytowania, ale nastrój wesoły. […] W ostatnim momencie dowiadujmy się, że jedziemy nie do Warszawy, lecz do Gdańska, bo tu przyjechała delegacja rządowa ze Szczecina. Wysiadamy z autokaru — a tu właśnie wycofują się czołgi ze swoich jednostek. Słychać turkot tych czołgów, człowiek jeszcze podekscytowany z grudnia tą strzelaniną, która tutaj się odbywała, mówimy — no, to teraz jesteśmy załatwieni. Albo jesteśmy delegatami albo zakładnikami, nie wiadomo kim jesteśmy. […] Był 25 stycznia 1971 roku, znajdowaliśmy się w Sali Wojewódzkiej Rady Narodowej.
25 stycznia
Grudzień 1970, Edit. Spotkania, Piotr Jegliński, Paryż 1986.
Partia miała działanie nieograniczone, a jak robią? Dlaczego wytyczne były z góry narzucone? Rząd to my wszyscy wybieramy, a nie tylko partia. Jakie były przyczyny niezadowolenia? Niskie zarobki, słabe zaopatrzenie, przecież robotnik potrzebuje 500 kalorii dziennie, a pracownik umysłowy 100 kalorii. […] dlaczego prasa kłamie i nazywała wydarzenia wyłącznie chuligańskimi?
A co zrobili robotnicy Gdyni, że do nich strzelano? […] Dlaczego prasa nie przyznała, że to był strajk, a tylko przerwa w pracy? […] Dlaczego wyszła Gdynia i chcieli rozmawiać ludzie, a nie chciano przyjść do ludzi! […] Dlaczego komitet strajkowy w środę aresztowano? Kto za zabitych odpowiada? […]
Gdańsk, 25 stycznia
Grudzień 1970, Edit. Spotkania, Piotr Jegliński, Paryż 1986.
Przyjechaliśmy, by powiedzieć, jak jest nam trudno i dowiedzieć się, co mamy czynić. […]
Traktujcie nas jak ludzi i jak ludzie pomagajcie. Apeluję o zaufanie, wiarę, pomoc, wyrozumiałość, cierpliwość i lepszą pracę. Jeśli pomożecie, to osiągniemy nasz wspólny cel. No to pomożecie? No!
[Oklaski]
Gdańsk, 25 stycznia
Grudzień 1970, Edit. Spotkania, Piotr Jegliński, Paryż 1986.
Miałam prawo zobaczyć, ile wynoszą nasze zarobki na dzień 15 lutego 1971. dnia 10 lutego 1971 otrzymałam wykaz takich zarobków dla 32 śrubowników i ich podopiecznych. […] Wszyscy w tym dniu przyszli pod zegar w środkowej sali oddziału przędzalni odpadkowej, gdzie zazwyczaj spotykali się pracownicy. Chcieliśmy się dowiedzieć, jakie są zarobki. Przeczytałam wykaz na dzień 15 lutego 1971. […] Nasze zarobki zostały obniżone już 15 grudnia 1970, 15 stycznia 1971, a także na dzień 15 lutego 1971 do ilu, jeszcze dokładnie nie wiedzieliśmy. Prymitywnie obliczyliśmy, że od 200 do 500 zł. Zaraz pojawiły się głosy, żeby przerwać pracę. Zatrzymujemy maszyny […].
O godzinie 12.30 wszystkie maszyny zostały zatrzymane.
Łódź, 10 lutego
Grudzień 1970, Edit. Spotkania, Piotr Jegliński, Paryż 1986.
W czwartek o godzinie 12 przyjechała delegacja z komitetu łódzkiego i z Prezydium Dzielnicowej Rady Narodowej Łódź-Bałuty. […] Po tych rozmowach zostały spisane postulaty. Było wtedy bardzo dużo osób. Co kto mówił, to zapisywaliśmy. […] chcieliśmy podwyżki, […] domagaliśmy się obniżki cen artykułów żywnościowych. Mało, że nam potrącili z zarobków, to jeszcze nam ceny wzrosły. Trzeci punkt dotyczył spraw BHP — nie otrzymywaliśmy butów, fartuchy były w bardzo złym stanie, mydła w ogóle nie otrzymywaliśmy. […] Domagaliśmy się przerwy na posiłki oraz kącików śniadaniowych. Sprawa następna — trzynasta pensja. Zawsze wypłacana nam była na 1 Maja, żebyśmy szli na pochód, zamiast w lutym, kiedy bilans i listy są sporządzone. […]
Łódź, 11 lutego
Grudzień 1970, Edit. Spotkania, Piotr Jegliński, Paryż 1986.
Załoga Przędzalni Odpadkowej w zakładach nadal nie podjęła pracy. Na oddziale tym przebywa cały stan zmiany pierwszej oraz część osób ze zmian drugiej i trzeciej — ogółem ok[oło] 300 osób. Robotnicy podtrzymują w dalszym ciągu swe żądania 20 proc. podwyżki uposażeń oraz załatwienia szeregu spraw natury socjalno-bytowej. Do strajkujących przychodzą ludzie z innych oddziałów zakładu, którzy przenoszą następnie informacje o sytuacji panującej w Przędzalni Odpadkowej — do robotników na poszczególnych oddziałach.
Wszyscy pracownicy ZPB im. Marchlewskiego zorientowani są w sytuacji. Zaobserwowano dyskusje w kilkuosobowych grupkach robotników z różnych wydziałów, które prowadzone są na dziedzińcu zakładu. Wśród strajkujących wyrażane jest zdanie, że „skoro stoczniowcy otrzymali podwyżkę, to i oni również ją dostaną”. Próby nawiązania dialogu z robotnikami przez przedstawicieli Dyrekcji i aktywu zakładowego kwitowane są gwizdami. [...] Dyrekcja zakładów stoi na stanowisku uwzględnienia jedynie niektórych z żądań natury socjalnej.
Łódź, 11 lutego
Strajki łódzkie w lutym 1971. Geneza, przebieg i reakcje wladz, wybór, wstęp i opracowanie Ewa Mianowska, Krzysztof Tylski, Warszawa–Łódź 2008.
Została przerwana praca przez około 100 osób z pierwszej zmiany na Oddziale Ciągów i Oddziale Pras. Przerwa rozpoczęła się od tego, że 5 kobiet wkrótce po przyjściu do pracy ok[oło] godz[iny] 8.00 udało się do dyrekcji z żądaniem podwyżki płac o około 300-400 zł miesięcznie. Na skutek opuszczenia stanowisk pracy przez wspomniane kobiety nastąpiła przerwa w produkcji dwu całych wymienionych oddziałów, która trwała do godz[iny] 13.00.
Łódź, 11 lutego
Strajki łódzkie w lutym 1971. Geneza, przebieg i reakcje wladz, wybór, wstęp i opracowanie Ewa Mianowska, Krzysztof Tylski, Warszawa–Łódź 2008.
Tego dnia przyjechał minister przemysłu lekkiego, [Tadeusz] Kunicki. […] Od razu znaleźli się ekonomiści, którzy obliczyli straty, jakie zakład pracy ponosi, wszystko w milionach — to 2 miliony, to 3 itd. […] Jedna z pracownic powiedziała: „Panie ministrze, co pan nam będzie owijał w bawełnę”. On mówi, że rajtuzy już potaniały, skarpetki… ona mówi: „Proszę pana, a czy ja swojemu dziecku rajtuzy w usta wsadzę i będzie ciągnęło jak gumę do żucia?”.
Łódź, 12 lutego
Grudzień 1970, Edit. Spotkania, Piotr Jegliński, Paryż 1986.
Od godziny 21.00 dnia 12 do godz[iny] 13.00 dnia 13 lutego [19]71 r. sytuacja w Zakładach Marchlewskiego i w innych zakładach na terenie Łodzi przedstawia się następująco:
— o godz[inie] 22.15 do ZPB Marchlewskiego udała się delegacja na czele z z tow[arzyszami] Mitręgą, Kruczkiem i I Sekr[etarzem] K[omitetu] Ł[ódzkiego] PZPR oraz Przewodniczącym Prezydium Rady Narodowej m[iasta] Łodzi.
— O 23.40 rozpoczęło się zebranie w/w delegacji z przedstawicielami załogi.
— Około godz[iny] 2.00 nastąpiła przerwa w spotkaniu. Nie osiągnięto żadnych rezultatów.
A oto główne postulaty robotników:
— przywrócenie starych cen na art[ykuły] żywnościowe,
— usunięcie istniejącego bałaganu w zakładach,
— lepszego traktowania robotników ze strony średniego personelu technicznego,
— poprawienie warunków socjalnych i bhp,
— żądanie spotkania z Tow[arzyszem] Gierkiem.
Łódź, 13 lutego
Strajki łódzkie w lutym 1971. Geneza, przebieg i reakcje wladz, wybór, wstęp i opracowanie Ewa Mianowska, Krzysztof Tylski, Warszawa–Łódź 2008.
14 lutego […] zostaliśmy poinformowani, że na godzinę 22:00 mamy wybrać delegację 50-osobową na salę konferencyjną. […] Przyszliśmy na umówioną godzinę. Czekaliśmy do 23.30. w końcu doczekaliśmy się. Na salę zaczęli wchodzić: dyrektor zakładu, sekretarz zakładowy, przewodniczący rady, delegacja komitetu łódzkiego oraz Szydlak i Jaroszewicz. […] na sali konferencyjnej było trzy tysiące osób. […] Gdy cała świta wchodziła do prezydium, wszyscy zaczęli śpiewać: „O cześć wam panowie, magnaci”. Po tej pieśni zaczęliśmy śpiewać „Jeszcze Polska nie zginęła”.
Jaroszewicz czuł się nieswojo […]. Obiecał, ze wszystkie nasze postulaty będą rozpatrzone i zrealizowane. Zaczęła się dyskusja. […] Jedna kobieta po prostu powiedziała: „Panie Jaroszewicz, pana żona wpieprza chleb z szynką, a moje dzieci suchy chleb”.
Następnie Wojciech Lityński w imieniu całego zakładu odczytał wszystkie nasze postulaty.
Łódź, 14 lutego
Grudzień 1970, Edit. Spotkania, Piotr Jegliński, Paryż 1986.
Około godz[iny] 16.00 stanął ostatni pracujący dotąd Oddział Wykończalni (około 200 osób). Z około 3000 osób niepodejmujących pracy — do chwili obecnej na terenie zakładów pozostaje około 900 osób. Na poszczególnych oddziałach odbywały się zebrania organizowane przez aktyw polityczno-administracyjny, wybrano delegatów na spotkanie z przedstawicielami władz centralnych. Zanotowano przypadki niewłaściwego zachowania się młodych robotników pod wpływem alkoholu.
Łódź, 14 lutego
Strajki łódzkie w lutym 1971. Geneza, przebieg i reakcje wladz, wybór, wstęp i opracowanie Ewa Mianowska, Krzysztof Tylski, Warszawa–Łódź 2008.
W poniedziałek [15 lutego] wszyscy czekali na komunikat z Warszawy. Doczekaliśmy się o godzinie 20. zostały odwołane ceny żywności, na których nam najbardziej zależało.
15 lutego
Grudzień 1970, Edit. Spotkania, Piotr Jegliński, Paryż 1986.
— Środowisko akademickie jest zorientowane w istniejącej sytuacji, nie stwierdzono jednak akcentów solidarnościowych. Niektórzy prac[ownicy] naukowi, wypowiadając się na ten temat, stwierdzają, że przyczyną wystąpień robotniczych są ich niskie płace oraz zaniedbania w kwestiach socjalnych.
— W środowisku dziennikarskim wyrażany jest pogląd, że informacja o sytuacji zaistniałej w Łodzi winna być podana i odpowiednio skomentowana przez środki masowego przekazu.
— Z wypowiedzi osób narod[owości] żydowskiej wynika, że środowisko to obawia się, aby rozwój wypadków w Łodzi nie poszedł w takim kierunku, jak to miało miejsce na Wybrzeżu, oraz aby wina za to nie została przypisana temu środowisku.
— Frekwencja w kościołach nie odbiegała od przeciętnej, jak w każdą niedzielę. W inwigilowanych 14 obiektach był czytany list episkopatu pt. Biskupi polscy wzywają cały naród do modlitwy. Do aktualnej sytuacji nie nawiązywano. W kościołach miały miejsce zbiórki pieniędzy z zaznaczeniem, że są one przeznaczone dla osób poszkodowanych w zajściach grudniowych na Wybrzeżu. Czytanie listu i cel tych zbiórek nie wpływał na nastroje wśród osób biorących udział w nabożeństwie.
Łódź, 15 lutego
Strajki łódzkie w lutym 1971. Geneza, przebieg i reakcje wladz, wybór, wstęp i opracowanie Ewa Mianowska, Krzysztof Tylski, Warszawa–Łódź 2008.
[...] pracy nie podejmuje 570 osób, żądając usunięcia ze stanowiska Tow[arzysza] J[ózefa] Cyrankiewicza, zaprzestania pomocy Wietnamowi i Zjednoczonej Republice Arabskiej, ukarania winnych dopuszczenia do krytycznej sytuacji gospodarczej, a także żądając podwyżki płac lub obniżki cen na mięso. Ponadto wysuwane są żądania o ukaranie osób, które wydały rozkaz strzel[ania] w Gdańsku.
Łódź, 15 lutego
Strajki łódzkie w lutym 1971. Geneza, przebieg i reakcje wladz, wybór, wstęp i opracowanie Ewa Mianowska, Krzysztof Tylski, Warszawa–Łódź 2008.
— Wśród zakonników oo. jezuitów w związku z listem Episkopatu Biskupi Polscy wzywają cały naród do modlitwy za Ojczyznę, zanotowano głosy mówiące, że postulaty robotników uważa się za słuszne i możliwe do realizacji, potępia się użycie broni przeciw robotnikom na Wybrzeżu, dostrzega się napiętą sytuację i wyraża się obawę przed wystąpieniami ulicznymi, które mogą być wykorzystane przez elementy chuligańskie.
— W środowisku Łódzkiego Towarzystwa Naukowego zanotowano wypowiedzi solidaryzujące się ze strajkującymi łódzkimi robotnikami.
— W środowisku nauczycieli szkół podstawowych, pracowników handlu zagranicznego i studentów Politechniki Łódzkiej padały stwierdzenia potępiające strajki w aktualnej sytuacji.
Łódź, 15 lutego
Strajki łódzkie w lutym 1971. Geneza, przebieg i reakcje wladz, wybór, wstęp i opracowanie Ewa Mianowska, Krzysztof Tylski, Warszawa–Łódź 2008.
W ciągu minionej nocy wszystkie zakłady produkcyjne na terenie m[iasta] Łodzi, pracowały normalnie. Nie stwierdzono jakichkolwiek zaburzeń w sferze produkcyjnej jak i społeczno-politycznej.
Wszystkie zmiany podejmujące pracę w godzinach od 5.00 do 6.00 dnia dzisiejszego przystąpiły do produkcji bez zakłóceń.
Na terenie miasta nie zanotowano też faktów ani prób dezorganizacji porządku publicznego.
Łódź, 18 lutego
Strajki łódzkie w lutym 1971. Geneza, przebieg i reakcje wladz, wybór, wstęp i opracowanie Ewa Mianowska, Krzysztof Tylski, Warszawa–Łódź 2008.
Podstawowym kierunkiem pracy na najbliższy okres winno być zorganizowanie dopływu informacji o nastrojach i tendencjach w środowiskach, obiektach gospodarki narodowej, dużych skupiskach ludzkich i grupach pozostających w operacyjnym zainteresowaniu Wydz[iału] III. Dążyć — zachowując wszelkie środki konspiracji — do rozeznania już ustalonych (bądź ustalanych) aktywnych przywódców i wodzirejów nastrojów konfliktowych. Zwrócić uwagę na ludzi cieszących się autorytetem i wpływem na szersze grupy społeczne.
Rozeznania dokonać w szerokim rozumieniu, uwzględniając miejsce i charakter pracy danej osoby, środowisko, w jakim najczęściej przebywa, kontakty wewnątrz i na zewnątrz zakładu, stosunki rodzinne, powiązania towarzyskie, cechy osobiste — nałogi, predyspozycje psychiczne, walory dodatnie i ujemne, umiejętności zjednywania ludzi, działalność w przeszłości itd. W toku rozpoznania wykorzystać specjalistów, zwłaszcza z zakresu socjologii i psychologii, w zakładach pracy. W tym celu wskazanym jest przeprowadzenie badań socjometrycznych załogi obiektów Obrońców Pokoju i Marchlewskiego. Badania przeprowadzić w ujęciu wytycznych Departamentu III MSW.
Wyniki rozpoznania winny być wykorzystane m.in. do pozyskań źródeł informacji. Należałoby także wskazać niektóre osoby instancjom partyjnym, do ewentualnego wykorzystania przez organizacje związkowe, społeczne i młodzieżowe — do kształtowania właściwej atmosfery wśród załogi, a w okresie napięć powodować łagodzenie nastrojów i przeciwdziałania ewentualnym próbom porzucenia pracy.
Łódź, 19 lutego
Strajki łódzkie w lutym 1971. Geneza, przebieg i reakcje władz, wybór, wstęp i opracowanie Ewa Mianowska, Krzysztof Tylski, Warszawa–Łódź 2008.
W dniu dzisiejszym o godz[inie] 11.00 zorganizowały postój dwie zmiany pracowników Łódzkiej Wytwórni Wódek. W sumie pracę przerwało 180 pracowników na stan zatrudnienia 620. Postulat zasadniczy sprowadza się do podwyżki ekwiwalentu za otrzymywany w przeszłości alkohol w wysokości 242 zł. Żądania aktualne są następujące: wydawać 4 litry wódki w naturze albo 214 zł, podwyższyć ekwiwalent. Ponadto żądają wyłączenia ekwiwalentu od podatku od wynagrodzeń, 100 proc. zasiłku chorobowego dla robotników, ustanowienia dodatku za wysługę lat oraz premii w wysokości 3 proc. od wartości wykonywanego eksportu (premia ta wynosi obecnie 1 proc.).
Łódź, 20 lutego
Strajki łódzkie w lutym 1971. Geneza, przebieg i reakcje wladz, wybór, wstęp i opracowanie Ewa Mianowska, Krzysztof Tylski, Warszawa-Łódź 2008.
Informuję, że pracownicy [Zakładów Metalowych im. Gen. „Waltera”] nie podjęli pracy i prowadzą dyskusję. Docierają do innych wydziałów i namawiają do przerwania pracy, wykrzykując różne hasła, takie jak: „My chcemy chleba”. Celem niedopuszczenia do rozszerzenia się konfliktu, wprowadzono na wydział P-6 dwóch tajnych współpracowników i trzech KO [kontakty operacyjne], którzy otrzymali zadanie ustalenia prowodyrów. Wykorzystano trzy zakryte punkty do obserwacji tłumu oraz do dokonania zdjęć osób agresywnie zachowujących się w tłumie.
Radom, 25 czerwca
Katarzyna Madoń-Mitzner, Miasto z wyrokiem, „Karta” nr 25, 1998.
Ludzie weszli na teren hal produkcyjnych [zakładów mięsnych]. „Tam są szynki, wysyłają je do ruskich. My głodujemy, a tu trzymają w piwnicach” — wzięli łom i oderwali kłódkę. Zdążyłem wypalić jednego papierosa i magazyn był pusty.
Determinacja z nich przebijała, krzyczeli „Chodźcie z nami, dość podwyżek!”. Wisiała kiełbasa zwyczajna, ale im przetłumaczyłem, ze jeszcze nie sparzona, i zostawili ją.
Radom, 25 czerwca
Dokument Archiwum Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, [cyt. za:] Katarzyna Madoń-Mitzner, Miasto z wyrokiem, „Karta” nr 25, 1998.
Przyjechała straż pożarna do gaszenia Komitetu. Tłum prosił strażaków, żeby odjechali, nie gasili tego „kościoła”, niech się cały w diabli spali, do samych fundamentów. Strażacy zaczęli rozwijać węże, ale ktoś podpalił samochód strażacki.
Wzięliśmy z Komitetu długi czerwony dywan i jeździliśmy z nim po mieście. Staliśmy na przyczepie — dziewczęta, chłopcy — krzyczeliśmy: „Dom partii płonie!”, ludzie rzucali nam kwiaty, bili brawo. Pojechaliśmy na ulicę Kielecką [szosa wylotowa na Warszawę] zostawić ten dywan. Gierek przyjedzie, to wejdzie do Radomia po dywanie.
Radom, 25 czerwca
Wypowiedź Krzysztofa Gniadka [w:] Miasto z wyrokiem, reż. Wojciech Maciejewski, 1996−97, [cyt. za:] Katarzyna Madoń-Mitzner, Miasto z wyrokiem, „Karta” nr 25, 1998.
W redakcji zjawiłem się kilka minut po ósmej. W fabryce jest tak, że robotnicy z pierwszej zmiany zaczynają pracę o 6.00, pracownicy umysłowi – o 7.00, a my w redakcji o 8.00. [...]
W pokoju redaktorów nie było nikogo, wszyscy siedzieli u szefowej. Postawiłem neseser na krześle i wszedłem do sąsiedniego pokoju.
„Słyszy pan?” — spytała szefowa i wszyscy wlepili oczy we mnie. Próbowałem coś usłyszeć, bezskutecznie. „Nie słyszy pan tej ciszy?” — zdziwiła się. „Strajk, panie Jurku, żadna maszyna nie została włączona. No, niech pan posłucha tej ciszy”.
Ursus, 25 czerwca
Czerwiec 1976 w Ursusie: dokumenty, relacje, zdjęcia, kom. red. Jerzy Domżalski, wybór materiałów i red. Nauk. Tadeusz Krawczak, Warszawa 2006.
25 czerwca 1976 miałem pierwszą zmianę. [...] Pociągi były zatrzymane. Siedzieliśmy na trawie [...] Przyleciał helikopter. […] Dołączyła do nas druga zmiana. Komuś przyszło do głowy, żeby rozkręcić szyny. Ale trudno rozkręcać szyny, kiedy się nie ma odpowiednich narzędzi.
Wtedy powiedziałem o moim bracie — Ireneuszu Majewskim. Cięty był na komunę [...]. Kiedy zjawiłem się u niego i powiedziałem, co się dzieje, zatarł z radości ręce. „No, wreszcie skończy się!” — powiedział. Załadowaliśmy butlę z tlenem i palnikiem acetylenowym na starego forda z lat 50. i pojechaliśmy pod fabrykę. Nawet nie musieliśmy ciąć szyn, tylu było chętnych. Tyle, że w butli było mało tlenu, ledwo nadcięli szynę. Musieliśmy jechać po nową butlę. Kiedy wróciliśmy po raz drugi, to ci na torach jakoś sobie poradzili; rozkręcili szyny, odłączyli elektrowóz od pociągu i zepchnęli z szyn.
Ursus, 25 czerwca
Czerwiec 1976 w Ursusie: dokumenty, relacje, zdjęcia, kom. red. Jerzy Domżalski, wybór materiałów i red. Nauk. Tadeusz Krawczak, Warszawa 2006.
Jechał pociąg, zatrzymał się pod sygnałem. To był pociąg na linii Żyrardów–Warszawa. Więc wszyscy zaczęli dziurą przechodzić na tory. Pyta się kolejarz, co się dzieje. „Strajk” — mówimy. „To siadajcie na torach” — no i myśmy usiedli na torach. [...]
Ludzie zaczęli zatrzymywać samochody jadące od strony Włoch. Nie dali nikomu przejechać, tylko karetki były przepuszczane. Jechał samochód z chlebem. Młodzież skoczyła na ten samochód, zaczęła rabować chleb. [...] potem jaja — drugi samochód. Trzeci samochód jechał z cukrem, 5 toreb zrzucili. Ja zaczęłam krzyczeć: „Panowie to nie jest strajk, to jest czyste złodziejstwo! Dlaczego to robicie?”. Więc wszyscy do mnie i zaczęli wyzywać. [...] „Komunistko” — tak na mnie krzyczeli. A przecież ja nigdy nie należałam do partii, nie byłam komunistką — no, ale krzyczeli. [...] Potem jechał samochód z płytami betonowymi na budowę. Zatrzymali.
Ursus, 25 czerwca
Czerwiec 1976 w Ursusie: dokumenty, relacje, zdjęcia, kom. red. Jerzy Domżalski, wybór materiałów i red. Nauk. Tadeusz Krawczak, Warszawa 2006.
Było już po zachodzie słońca, dobrze szaro, prawie ciemno, gdy przyjechało ZOMO. Wszystko rozegrało się na placu między budynkiem dyrekcyjnym a torami kolejowymi. W pewnej chwili zobaczyłem zomowców wysypujących się z bud. Byli w pełnym rynsztunku — w hełmach z przezroczystymi przyłbicami, mieli pałki i tarcze. Było jakieś wezwanie do rozejścia się. Takie ultimatum. […]
Zaczęli od gazu. Część ludzi siedziała w zatrzymanym pociągu. Pociski gazowe rozbijały szyby i wpadały do środka. Zapalił się wagon. Z naszej strony leciały kamienie z podtorza, naturalna amunicja. Były pod ręką, to się strzelało. Wreszcie milicjanci ruszyli do szturmu.
Ursus, 25 czerwca
Czerwiec 1976 w Ursusie: dokumenty, relacje, zdjęcia, kom. red. Jerzy Domżalski, wybór materiałów i red. Nauk. Tadeusz Krawczak, Warszawa 2006.
Zmiana cen detalicznych podstawowych artykułów spożywczych jest, oczywiście, sprawą bardzo trudną, dotyczy bowiem każdej rodziny, każdego obywatela. Proponując — mimo to — tę zmianę kierowaliśmy się nieodpartymi koniecznościami, a przede wszystkim niełatwą sytuacją, jaka istnieje od długiego czasu, w dziedzinie zaopatrzenia w mięso i jego przetwory. [...]
Opracowany przez rząd projekt rozwiązań przedstawiliśmy Sejmowi i całemu społeczeństwu jako propozycję, a nie ostateczną decyzję. Decyzję uzależniliśmy od przebiegu i wyników dyskusji, od stanowiska, jakie wobec tych problemów i wobec tego projektu zajmą ludzie pracy. W ciągu dnia dzisiejszego w większości zakładów pracy w całym kraju odbywały się konsultacje w tej sprawie.
Wśród przeważającej części ich uczestników motywy i intencje rządowego projektu znalazły zrozumienie. Równocześnie jednak zgłoszono wiele wniosków i uwag co do proponowanej zmiany struktury cen, do zakresu zmian, jak również do zasad podziału rekompensaty.
Złożono ogromnie dużo konkretnych propozycji zasługujących na bardzo wnikliwe rozpatrzenie.
W tej sytuacji rząd uważa za niezbędne ponowne przeanalizowanie całości sprawy. Wymaga to dłuższej, co najmniej kilkumiesięcznej pracy. W związku z tym i w imieniu Rady Ministrów i po zasięgnięciu opinii Prezydium CRZZ zwróciłem się do Prezydium Sejmu o wycofanie obecnie rządowego projektu.
Równocześnie Rada Ministrów zarządziła utrzymanie dotychczasowych cen detalicznych artykułów żywnościowych. [...]
Jestem pewien, że całe społeczeństwo, a przede wszystkim klasa robotnicza przyjmie tę decyzję, jako jeszcze jedno potwierdzenie demokratycznych zasad, którymi partia i rząd kieruje się w swej polityce społecznej.
Warszawa, 25 czerwca
Trybuna Ludu, nr 151/152, 26–27 czerwca 1976
Tłum skandował: „My chcemy chleba”. Jeden z tych towarzyszy [z Komitetu] wziął chleb i rzucił w tłum. „Chcecie chleba, to macie”. I wtedy się zagotowało. „Łobuzy, skurwysyny, dranie, złodzieje, dość waszych rządów...”
Radom, 25 czerwca
Miasto z wyrokiem, reż. Wojciech Maciejewski, [cyt. za:] Miasto z wyrokiem, „Karta” nr 25, 1998.
Ktoś krzyknął, że robią z helikoptera zdjęcia. Nie wiem kto, ale ktoś zauważył. Spuszczaliśmy wtedy głowy. Jak tylko helikopter nadlatywał, każdy patrzył w dół i nie zadzierał z ciekawości głowy do góry.
Ursus, 25 czerwca
Czerwiec 1976 w Ursusie. Dokumenty, relacje, zdjęcia. June 1976 in Ursus. Documents, Reports, Photographs, Warszawa 2006, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Grupa, która zaczęła iść spod zakładów, nie była zbyt liczna. [...] Ludzie na nasz widok reagowali różnie. [...] Ponieważ byłam na czele pochodu, nie widziałam, czy ktoś niósł transparent. [...] Na moście milicyjne nyski [...] zastawiły nam drogę. [...] Przede mną nikogo nie było. Widziałam ich na wprost. Ktoś powiedział: „Dziewczyny, przejdźcie trochę do tyłu”. Zatrzymaliśmy się na chwilę, wzięliśmy za ręce. Wreszcie ktoś powiedział: „Trudno, idziemy. Będą strzelać, to będą”. Milicjanci nie wysiedli z radiowozów. Samochody wyc-fały się i odjechały.
Płock, 25 czerwca
Czerwiec 1976. Spory i refleksje po 25 latach, red. Paweł Sasanka, Robert Spałek, Warszawa 2003, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Powiedziałem, że trzeba szybko znaleźć i wystawić telewizor. Dwóch ludzi z tłumu pobiegło, aby przenieść go z sali konferencyjnej Komitetu Fabrycznego na dach stołówki. Ponieważ gdzieś nie można było otworzyć okna, wybito szybę. [...] Zaczyna się „Dziennik Telewizyjny”, a pierwsza wiadomość była poświęcona pogarszającej się jakości obuwia z fabryki w Radomiu. Stałem i dygotałem. Byłem głodny, zmęczony fizycznie i psychicznie. [...] Kilka tysięcy osób czekało na informację o odwołaniu podwyżki, a w telewizji gadali o butach. Ludzie się wściekli, zaczęli rzucać kamieniami w telewizor.
Wreszcie Jaroszewicz przemówił. Wtedy dopiero zaczęła się rozróba. Zamiast się uspokoić i rozejść, ludzie zaczęli krzyczeć; były pogróżki i epitety. Nie było żadnych okrzyków o zwycięstwie, krzyczano: „Wy skurwysyny! Wy czerwone chuje! Ruska hołota!”.
Ursus, 25 czerwca
Czerwiec 1976. Spory i refleksje po 25 latach, red. Paweł Sasanka, Robert Spałek, Warszawa 2003, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Przyjechało kilkanaście samochodów. Zomowcy wychodzili z nich już z tarczami, pałami i resztą wyposażenia. Wzywali do rozejścia się. Tłum się nie rozchodził, ale nie był agresywny. Wydawało mi się, że jeszcze chwila i ludzie rozeszliby się do domów. Ludzi było jeszcze dużo, kilkaset osób na pewno. Może były jakieś okrzyki. W pewnym momencie zomowcy ruszyli do ataku. Z tłumu poleciały w ich stronę kamienie. Milicjanci strzelali jakimiś pociskami, gazem, także pociskami świetlnymi. [...] Widziałem [...] pociski wybijające szyby w wagonach pociągu dalekobieżnego, do którego schroniła się część ludzi.
Ursus, 25 czerwca
Czerwiec 1976. Spory i refleksje po 25 latach, red. Paweł Sasanka, Robert Spałek, Warszawa 2003, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Po pewnym czasie z budynku partyjnego wyszedł II sekretarz Adamczyk. Na krzyki tłumu nawołujące do rozmów odpowiedział on, że z motłochem rozmawiać nie będzie. [...] Wystąpił jeden z robotników od Waltera — był jak wszyscy robotnicy w zabrudzonym roboczym ubraniu — i wskazując na ubranie oświadczył, że otrzymuje je raz na rok, gdy należy się minimum cztery razy rocznie. Wskazał na ubranie Adamczyka: „A ile wasze ubranie kosztuje? Na pewno przynajmniej 6000 złotych”. Wyskoczyło z tłumu kilku młodych ludzi, którzy wymusili na Adamczyku zdjęcie całego garnituru. II sekretarz KW PZPR uciekał w bieliźnie w kierunku gmachu Komitetu. Rzucano za nim różnymi odpadkami i kamieniami.
Radom, 25 czerwca
Anonimowe relacje z Radomia, „Kultura” nr 11/1976.
Demonstranci zaczęli demolować sklepy (np. sklep „Merino”), witryny, palili samochody, zarówno cywilne, jak i z rejestracjami partyjnymi. Wiele osób przyszło właśnie po to. Korzystali z okazji i grabili, co się dało. Każdy chwytał coś w rękę. Najczęściej artykuły ze sklepów. Po zdobyciu Domu Partii przystąpiono do jego dewastacji i plądrowania. Kobiety zabierały jedzenie, które znajdowało się w lodówkach.
Radom, 25 czerwca
Każdy z nas bał się. Pozakładali nam teczki. W naszych szeregach było dużo konfidentów. Było dużo nowych robotników. Zapanowała nieufność między ludźmi. Baliśmy się rozmawiać. Bardzo dużo było donosów na współpracowników. Za podejrzane rozmowy dostawało się wymówienie z pracy wraz z wilczym biletem. Jako wróg socjalizmu. Najczęściej z takim listem człowiek nie mógł być przyjęty do innego zakładu pracy.
Radom, 25 czerwca
25 czerwca przyjechałem do pracy na godzinę 7.00. Ggdy wchodzi się do dużego zakładu przemysłowego, to zawsze słychać stukot, hałas. Tym razem, gdy wszedłem do „Ursusa”, było cicho. Tylko szum, syk powietrza ze zniszczonych przewodów z instalacji pneumatycznej, którego normalnie w ogóle nie słychać. To była pierwsza rzecz, na którą zwróciłem uwagę. Coś się dzieje. Podszedłem do bramy i usłyszałem, że jest strajk.
Ursus, 25 czerwca
Paweł Sasanka, Czerwiec 1976. Geneza. Przebieg. Konsekwencje, Warszawa 2006.
Nie mieliśmy w komitecie żadnej tuby, przez którą można by przemówić. Zaproponowałem więc, żeby pędzić szybko do pobliskiego domu harcerza. To jednak była tandetna tuba. Ta krótka rozmowa trwała maksymalnie dziesięć minut. Z tłumu krzyczano: „Chcemy chleba!”, „Za dużo zarabiacie!”. Tekliński mówił przez tubę, że ceny będą odwołane. To ludzi trochę uspokoiło. W każdym razie nawet mało go wygwizdali. W czasie kiedy przemawiał, grupa protestujących była jeszcze w budynku. Wtedy, gdy wychodzili z gmachu KW, Tekliński rozmawiał również z nimi. Pierwszy sekretarz wyszedł przed budynek nieco później. W progu stał również Kazimierz Janiak. Podeszła do niego wówczas elegancka starsza pani. Powiedziała do niego: „Synku, wiesz, po co myśmy tutaj przyszli. Ty wiesz, synku, ile ja mam renty? Czterysta złotych, a ty, synku — ja wiem, masz 17 tys. złotych”. Janiak przeżył to okropnie. Nic nie powiedział. Miał łzy w oczach.
Płock, 25 czerwca
Czerwiec 1976. Spory i refleksje po 25 latach, red. Paweł Sasanka i Robert Spałek, Warszawa 2003.
Nie muszę towarzyszom mówić, jakie hasła tam podnoszono. W każdym razie było to zaprzeczenie demonstracji, było to zaprzeczenie czegokolwiek, co może być tolerowane w normalnie szanującym się państwie. […]
Ja uważam, że trzeba będzie od jutra odbyć we wszystkich województwach masowe wiece, wiece na kilkadziesiąt tysięcy ludzi, nawet sto czy ponad sto tysięcy, tam gdzie towarzysze mają takie możliwości, żeby to były wiece złożone z ludzi dobranych […].
Towarzysze, mnie to jest potrzebne jak słońce, jak woda, jak powietrze. […] I my nie możemy pozwolić na to, żeby w tym kraju byle jaki chłystek narzucał swoją wolę ogromnej ilości ludzi, członkom partii. […]
I trzeba załodze tych czterdziestu paru zakładów powiedzieć, jak my ich nienawidzimy, jacy to są łajdacy, jak oni swoim postępowaniem szkodzą krajowi. Uważam, że im więcej będzie słów bluźnierstwa pod ich adresem, a nawet jeśli zażądacie wyrzucenia z zakładu elementów nieodpowiedzialnych — tym lepiej dla sprawy. […]
Tylko moja zimna krew, towarzysze, pozwoliła zachować spokój i uchronić od przelewu krwi. Gdybym był bardziej emocjonalny, gdybym mniej panował nad nerwami, to prawdopodobnie polałaby się krew i nie wiadomo, ilu ludzi by zginęło.
Warszawa, 26 czerwca
Wypowiedź Edwarda Gierka [w:] Miasto z wyrokiem, reż. Wojciech Maciejewski, 1996−97, [cyt. za:] Katarzyna Madoń-Mitzner, Miasto z wyrokiem, „Karta” nr 25, 1998.
Następnego dnia przyszłam do pracy rano. Przysłali po mnie kogoś. Powiedział, że jest egzekutywa i że jestem proszona. Poszłam. Już tam cała świta siedziała. Spytali mnie, gdzie byłam wczoraj, co robiłam. „Byłam tam, gdzie byli wszyscy” — powiedziałam. I tłumaczę: „Tylko patrzyłyśmy”. „A po torach pani latała?”. Mówię: „Nie, po torach nie latałam”. „No to co pani robiła?”. Zdenerwowałam się trochę. „Wzięłam flagę i z tą flagą latałam” — zażartowałam. Kierownik podniósł się i mówi tak: „Za przewinienie jest pani zwolniona w trybie natychmiastowym, paragraf 52, proszę oddać przepustkę. Nie wolno pani wchodzić na zakład”.
Oddałam przepustkę. Nie wolno było mi nawet zdać narzędzi, nic — potraktowali mnie jak bandytę. Od razu na wózek. Za bramę mnie wywieźli jak jakiegoś bandziora i koniec.
Ursus, 26 czerwca
Czerwiec 1976 w Ursusie: dokumenty, relacje, zdjęcia, kom. red. Jerzy Domżalski, wybór materiałów i red. Nauk. Tadeusz Krawczak, Warszawa 2006.
My, chłopi regionu lubelskiego [...] zgromadzeni dnia 30 lipca 1978 na otwartym zebraniu w Ostrówku w liczbie około 200 osób, żądamy usunięcia z naszego terenu ubowców oraz cofnięcia nakazów płatniczych i wycofania komorników. [...] Upoważniamy Komitet do rozmów z władzami na temat obecnego strajku, jego następstw i sytuacji chłopów w naszym regionie. Zobowiązujemy Komitet do organizowania samoobrony przed ewentualnymi represjami. Ustalamy, że żadna wieś nie będzie osobno pertraktować z władzami.
Ostrówek, 30 lipca
Opozycja demokratyczna w Polsce 1976–1980. Wybór dokumentów, [dokumenty zebrali Zygmunt Hemmerling et al.], Warszawa 1994, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Wobec:
— pozbawienia obywateli prawa do współdecydowania o sprawach ich dotyczących;
— ograniczenia podstawowych praw ludzi pracy, takich jak prawo do bezpiecznej i sensownej pracy, do godziwego zarobku, do odpoczynku;
— pogłębiania się nierówności i niesprawiedliwości społecznych;
— braku instytucji broniących ludzi pracy — nie są nimi oficjalne związki zawodowe;
— wyzucie robotników z podstawowego prawa do obrony, jakim jest prawo do strajku;
— przerzucanie na barki społeczeństwa kosztów wszelkich błędów władz, także kosztów obecnego kryzysu — podjęliśmy działania, których celem długofalowym jest stworzenie systemu samoobrony ludzi pracy, przede wszystkim niezależnych związków zawodowych. [...]
5. Wszędzie tam, gdzie istnieją silne zorganizowane środowiska robotnicze, które potrafią obronić swych przedstawicieli przed wyrzuceniem z pracy i aresztowaniem — należy tworzyć komitety wolnych związków zawodowych. Jak dowodzą doświadczenia ludzi pracy demokratycznych krajów zachodnich, jest to najskuteczniejszy sposób obrony interesów pracownika.
Załącznik
[...]
I Prawo pracowników do zrzeszania się
[...] Pracownicy i pracodawcy, bez jakiegokolwiek rozróżnienia mają prawo, bez uzyskania uprzedniego zezwolenia, tworzyć organizacje wg swego uznania, z jednym zastrzeżeniem stosowania się do ich statutów. [...]
II Prawo do strajków
Artykuł 8p, 1d Międzynarodowego Paktu Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych Państwa.
Strony niniejszego Paktu zobowiązują się zapewnić prawo do strajku pod warunkiem, że będzie ono wykorzystane zgodnie z ustawodawstwem danego kraju.
1 grudnia
„Robotnik” nr 35, z 1 grudnia 1979.
W łódzkim środowisku studenckim powstają pierwsze postulaty. Na razie tylko wydziałowe, wewnątrzuczelniane. Przedstawiane dziekanom — pozostają bez echa. Wzrasta niezadowolenie. Jeszcze nikt nie myśli o strajku. Jeszcze sytuacja nie dojrzała do masowego protestu. Wieczorem 21 stycznia zapada decyzja — od dzisiaj rozpoczynamy strajk okupacyjny uczelni. W imię Odnowy Szkoły Wyższej.
Łódź, 21 stycznia
Marta Polak, Studenci 81: bunt w nadbudowie opisany na gorąco..., „Aspekt” nr 4-5, 1980.
Najskuteczniejszą — a przy tym najbezpieczniejszą — dla narodu formą [...] jest organizowanie się robotników w zakładach pracy, demokratyczne wybieranie niezależnych przedstawicielstw robotniczych w celu wysuwania żądań w imieniu załóg, prowadzenia rozmów z władzami, kierowania akcją załóg w sposób odpowiedzialny, lecz stanowczy. Załogi muszą mieć świadomość, że tylko solidarne działanie może przynieść dodatnie skutki.
Warszawa, 2 lipca
Dokumenty Komitetu Obrony Robotników i Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR”, wstęp i oprac. Andrzej Jastrzębski, Warszawa–Londyn 1994, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Wróciłem do Warszawy 2 lipca rano, zupełnie nieprzytomny ze zmęczenia [...]. Padłem więc zupełnie nieprzytomny i Gajka wyłączyła telefon. O te wyłączenia często spieraliśmy się. Ja uważałem, że pod żadnym pozorem nie wolno, Gajka, że czasem trzeba. [...] usnąłem jak kamień i dopiero po południu obudził mnie Henio Wujec. Trzecia była czy czwarta, a on na mnie z krzykiem:
— Co się dzieje! Nie przyjmujecie telefonów!
— Co się stało?
— Strajk w „Ursusie”!
No tak, kiedy po raz pierwszy wyłączam telefon, to właśnie zaczyna się strajk.
Warszawa, 2 lipca
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas: „Wiary i winy” ciąg dalszy, Londyn 1991.
Zaczęto jak zwykle od gróźb. „Pracownicy nie są niezastąpieni i winni o tym pamiętać” — powiedział sekretarz. W odpowiedzi robotnicy dołączyli do postulatów strajkowych żądanie pisemnej gwarancji, że za strajk nikt nie będzie represjonowany. Kierownik obiecał więc, że przedstawi żądania „na górze” i wezwał do podjęcia pracy. Ponieważ nikt się nie ruszył, wskazywał palcem znanych mu robotników i wzywał ich imiennie. Był to moment przełomowy. Nikt się nie wyłamał i stało się jasne, że strajkujący muszą wygrać.
Ursus, 4 lipca
„Robotnik” nr 57, 1980, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Gierek zalecił spełnianie żądań robotniczych. Robotnicy zaś domagają się podwyżki płac średnio o 10 procent. Przemysł maszynowy, w którym strajki są najbardziej intensywne, otrzymał już jeden miliard złotych na podwyżkę płac. Oznacza to nic innego, jak drukowanie pustego pieniądza. [...]
[Jerzy] Waszczuk [sekretarz KC] opowiadał mi także o przebiegu strajków. Otóż są świetnie zorganizowane, protestujący wprowadzają surową dyscyplinę, eliminują ze swojego grona pijaczków i inne podejrzane typy. Rozmawiają z dyrekcjami spokojnie, bez awantur, operują konkretnymi przykładami. Przedstawiają wykazy dotyczące wzrostu kosztów utrzymania etc. Odnosi się wrażenie, że jest to dobrze zorganizowany ruch.
Warszawa, 8 lipca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979–1980, Warszawa 2004, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Cały Lublin ekscytuje się strajkiem w Świdniku. Telefony do redakcji — dlaczego nic o tym nie piszecie? Są telefony poważne — człowiek przedstawia się z imienia i nazwiska, mówi: jestem członkiem partii, pytają mnie bezpartyjni — co im mam powiedzieć, jak sam nic nie wiem? Dużo telefonów obelżywych, kpiących z takiej „wolnej” prasy, która prawdy nie pisze. Po południu nowa fala telefonów — tym razem mieszkańcy Lublina szukają potwierdzenia informacji, która już obiega miasto: strajkują Lubelskie Zakłady Naprawy Samochodów. [...]
Ekipa rządząca popełnia ten sam błąd, co dawniej. Znów wzrosło zapotrzebowanie na informacje. Znajomy kierownik salonu ze sprzętem RTV dzwoni z informacją, że ludzie masowo wykupują odbiorniki tranzystorowe z zakresem fal krótkich.
Lublin, 9 lipca
„Miesiące. Przegląd Związkowy” nr 1/1981, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Stojąca bliżej schodów grupa młodych pracownic (bodajże z wydziału 330), jak gdyby wyczuwając potrzebę wzajemnej mobilizacji i zjednoczenia moralnego, zainicjowała krotochwilne przyśpiewki pod adresem Rady Zakładowej i jej prezesa. Te nawoływania i przyśpiewki [...] wyzwoliły z nas — całej niemal załogi zgromadzonej człowiek przy człowieku, zbitej w jedną masę na podjeździe przed biurowcem, na drogach dojazdu, wreszcie na trawnikach i klombach — tyle energii i zarazem goryczy, że nie wiedzieć skąd nagle buchnęło: „Wyklęty powstań ludu...”. W następnej kolejności zabrzmiał hymn Boże, coś Polskę. Był to śpiew, który nie miał i nie może mieć sobie równego, śpiew będący naszą determinacją, wiarą, pogardą i zespoleniem się.
Świdnik, 9 lipca
„Miesiące. Przegląd Związkowy” nr 1/1981, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Jak usłyszeliśmy, że zastrajkowano w Świdniku, to nam trochę przybyło odwagi i podjęliśmy decyzję. [...] Panowało bardzo duże napięcie. Mieliśmy świadomość, że taką małą grupę [30-40 osób] łatwo rozbić albo nawet całą wyrzucić z pracy, ale już dłużej nie mogliśmy się oglądać.
Lublin, 9 lipca
Marcin Dąbrowski, Lubelski lipiec 1980, Lublin 2006.
Kierowcy pierwsi przywieźli wieść jakby oczekiwaną od lat a zaskakującą: „Świdnik stoi”. Słyszało się te słowa podawane z ust do ust, przyjmowane z nadzieją i skrywaną radością. Przez fabrykę ciągnął szmer rozmów, dochodziły coraz to nowe wiadomości: „Jeszcze LZNS!”. Cisza pękła. [...] „Nie podjęli pracy” — biegnie wieść z wydziału na wydział. [...] Chaos narasta. Ludzie zbierają się w grupy i dyskutują. [...] Nie pracują już wszyscy.
[...] I wreszcie decyzja: „Ludzie, ludzie — idziemy pod biurowiec!”. Krzyk niesie się po całej fabryce. Idą coraz gęstsze grupy ludzi, dołączają stale nowi. Ciągną czarnym, umorusanym korowodem w swoich roboczych, przesyconych olejem i smarami ubraniach i kombinezonach, w kaskach ochronnych na głowach. Setki i tysiące. Idą wszyscy czarną, zbitą gromadą, cała załoga świadoma już teraz swojej siły i jedności.
Lublin, 10 lipca
„Miesiące. Przegląd Związkowy” nr 1/1981, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Słuchajcie mnie uważnie, mówię do Was jako członek partii i radna. Ja o tych sprawach mówiłam przez dwadzieścia parę lat, ale bez skutku. My tego się inaczej nie dobijemy, tylko wspólnie, razem. Popatrzmy na siebie, stoimy tu wszyscy ramię w ramię robociarz i kapelusznik, jak powiedziano „darmozjad”. I pamiętajcie, nie dajmy się skłócić, jesteśmy wszyscy pracownikami. Wasze żony i matki stojące również tu z nami, są przecież pracownicami biurowca, a wy, nasi synowie, mężowie i ojcowie, stoicie przy maszynach, ale razem tworzymy jedną, wspólną rodzinę. Pamiętajcie, że zakład jest nasz i musimy o niego dbać. Nie może zginąć ani być zdewastowany.
Świdnik, 10 lipca
Marcin Dąbrowski, Lubelski lipiec 1980, Lublin 2006.
Przybyłem do pracy o godz. 6.40. obok rampy stał samochód. Szukając pracowników do rozładunku, podszedłem wraz z Janem Grzelakiem do drzwi lakierni, zostaliśmy ruchami rąk zatrzymani przez robotnika. Oznajmił, że jest strajk i nie można wchodzić w ubraniu cywilnym, by nie potraktowano nas jako łamistrajków. [...]
O godz. 10.30 wszedłem do nowej hali. Wrzało jak w ulu. Słychać było głośne gwizdy. Ustawiono czworobok z autobusem jelcz 043. Ludzie siedzieli w autobusach i na ich dachach. Pośrodku tego czworoboku stał I sekretarz KM PZPR, dyrektor techniczny inż. Protasiewicz i mistrz Mantyk. Prowadzą rozmowy. Konkretyzują się pierwsze postulaty załogi.
Z dachu autobusów robotnicy krzyczeli do władzy. Ktoś ochrzcił gości literą „h”. Druga strona apelowała o rozsądek i przerwanie strajku. Sekretarz KM podkreślał dotychczasowe osiągnięcia kraju [...], wspominał o stratach spowodowanych przestojem. Na zakończenie wystąpienia powiedział: „Rozumiemy się towarzysze? Tak?”. Odpowiedzieli: „Czekamy dalej”.
Lublin, 10 lipca
Marcin Dąbrowski, Lubelski lipiec 1980, Lublin 2006.
Chyba 10 lipca przed 15.00 przeszłam po pokojach i namawiałam ludzi, aby rano zebrać się przed budynkiem. [...] Uznano mnie za „prowodyra” i wezwano do dyrektora [...]. Próby zorganizowanego protestu ścigał główny księgowy. A kierownik mojego działu — Wiesław Wieruszewski — jak tylko wrócił do pracy w poniedziałek, powiedział do mnie, że jak jego wezmą do partii i tam mu powiedzą, że byłam „prowodyrem” strajku, to on mnie wyrzuci z pracy. Bo portret Lenina to u niego nie tylko wisi w gabinecie na ścianie, ale on go nosi w sercu.
Lublin, 10 lipca
Sytuacja dojrzała do tego, aby pewne sprawy rozstrzygnąć w sposób zdecydowany. [...] Dlaczego pewne rejony kraju, pewne miasta mają lepsze zaopatrzenie? Dotyczy to zwłaszcza towarów spożywczych. [...] Dlaczego takie grupy pracownicze, jak wojsko, milicja i Miejskie Rady mają zapewnione przydziały mięsa i wędlin? Mało tego. Często są to najlepsze gatunki tych wyrobów. Podczas gdy w sklepach spotkać można (czasami) tylko wędliny w najgorszym gatunku. W świetle tej sprawy wydaje nam się, że podział klasowy dalej istnieje, że są grupy ludzi uprzywilejowanych. A skoro żyjemy w społeczeństwie socjalistycznym i równo pracujemy, to powinniśmy mieć taki sam dostęp do wszelkich dóbr. [...]
Dlaczego pewne grupy ludzi stojących wyżej w hierarchii zawodowej mają pierwszeństwo w przydziale mieszkań, wczasów, wycieczek zagranicznych tych najbardziej atrakcyjnych i tańszych (darmowe wycieczki do Moskwy na Olimpiadę), talonów na samochody itp. Czyżby mieli większe potrzeby od ludzi niżej postawionych?
Puławy, 14 lipca
Marcin Dąbrowski, Lubelski lipiec 1980, Lublin 2006.
Gdy wróciłem z urlopu, w biurze przebąkiwano, że w Fabryce Samochodów Ciężarowych jest strajk z powodu ogłoszonej podwyżki cen mięsa, szczególnie boczku. [...]
16 lipca, zgodnie z planem, wyjechałem na rewizję do Rejonowego Oddziału Weterynarii w Opolu Lubelskim. Poszedłem do autobusu, ale autobusy też strajkowały. Poszedłem więc na szosę kraśnicką i wraz z innymi łapaliśmy „okazję”. Udało mi się zatrzymać żuka. Dojechałem do Bełżca i dalej znowu nie miałem czym pojechać. Poszedłem za miasto, gdzie udało mi się złapać nysę, która jechała do Opola Lubelskiego przez Poniatową. W Poniatowej kierowca zatrzymał się przed Zakładami Elektrotechnicznymi „Eda” i poszedł coś załatwić. Gdy wrócił, powiedział, że cała „Eda” strajkuje. Przyjechałem do Opola na godzinę 12.00. Skontrolowałem kasę i o 14.30 udałem się na przystanek PKS, aby oczekiwać na jakiś transport.
Stałem dwie godziny i nikt do Lublina nie jechał. [...] Tłum ludzi czekał na jakikolwiek pojazd do Lublina. W końcu około 18.00 podjechał jakiś pusty autokar.
Następnego dnia nie udało mi się złapać żadnej „okazji” do Opola, więc zawróciłem do domu. [...] Na targowisku obok dworca dowiedziałem się, że tego dnia do Lublina nie dotarł żaden pociąg, bo strajkują kolejarze. [...]
Lublin i okolice, 16 lipca
Bronisław Stafiej, Wspomnienia w zbiorach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie, [cyt. za:] Barbara Odnous, Z pamiętnika rewidenta, „Karta” nr 41, 2004.
Dantejskie sceny oglądać można na dworcu PKP. Akurat dzieciaki jechały na kolonię, a dorośli — na nowy turnus wczasów. Pracownica informacji zemdlała po kilku godzinach pracy z wyczerpania, zamęczona pytaniami zrozpaczonych ludzi niemogących się wydostać z Lublina. Początkowo ogłaszano jeszcze przez megafony, że pociąg taki a taki odjedzie, potem odwoływano tę informację. Chaos i bałagan kompletny. W końcu wyłączono megafony.
Wyjazd i dojazd do Lublina stawał się o tyle wielkim problemem, że do strajku przystąpili także kierowcy PKS. Na rogatkach miasta stały tabuny ludzi usiłujących złapać okazję. [...]
Stanęły piekarnie miejskie — bo zabrakło mąki wskutek strajku kierowców z PTHW i pracowników zakładów młynarskich. Potem zastrajkowały zakłady jajczarsko-drobiarskie, więc nie było w sklepach jajek i drobiu. Nie było też mleka, bo do strajku przystąpili kierowcy z STW przywożący mleko do Lublina ze zlewni w terenie. Miasto tchnęło grozą.
Lublin, 17 lipca
Marcin Dąbrowski, Lubelski lipiec 1980, Lublin 2006.
Okresowe braki mleka, chleba i innych artykułów z powodu strajku, tłumy ludzi w sklepach. Staje komunikacja miejska. Ulice wypełnione ludźmi. Rozgoryczenie. Znajoma zniszczyła zupełnie buty (szpilki) długotrwałym marszem do pracy. Ale na twarzach obok zmęczenia widać ożywienie i dość często uśmiech. Jest nadzieja, że powaga sytuacji skłoni władze, nie tylko lokalne, ale i centralne, do zauważenia wśród wskaźników rozwoju także ludzi i ich problemy.
Lublin, 17 lipca
Marcin Dąbrowski, Lubelski lipiec 1980, Lublin 2006.
Dramatyczny dzień 350-tysięcznego Lublina. [...] Do transportu artykułów spożywczych, prasy wykorzystywano żuki z „Polmozbytu”, nowiutkie, przeznaczone do sprzedaży. Chleb przywożono z piekarni wiejskich, mleko z Radomia, Zamościa, Warszawy. W osiedlach sprzedawano chleb i mleko z wojskowych ciężarówek. Przerażała pustka na ulicach. [...] Po południu ulice miasta nieco się ożywiły. Pojawiły się bowiem autobusy miejskie, ale z obcymi rejestracjami. Ściągnięto wozy z Radomia, Starachowic, Puław, Stalowej Woli.
Lublin, 18 lipca
„Miesiące. Przegląd Związkowy” nr 1/1981, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Biuro Polityczne wyraziło głębokie zaniepokojenie przestojami w zakładach produkcyjnych i komunalnych oraz w lubelskim węźle komunikacyjnym, a także ogólną sytuacją w mieście. Sytuacja ta podważa dobre imię naszego kraju, narusza zaufanie do Polski u jej partnerów i może budzić niepokój jej przyjaciół. Pociąga ona za sobą liczne kłopoty dla mieszkańców miasta. Atmosfera napięcia jest na rękę wrogom Polski, stwarza niebezpieczeństwo prowokacji politycznej.
Warszawa, 18 lipca
Jan Kamiński, Polskie Lato. Kalendarium wydarzeń, „Zeszyty Historyczne” nr 60/1982.
Drogie obywatelki i obywatele!
W związku z licznymi przypadkami przerw w pracy w poszczególnych zakładach, powstają poważne utrudnienia w życiu każdego z nas. Zakłócona bądź utrudniona jest dostawa najpotrzebniejszych artykułów żywnościowych — mleka dla dzieci, chleba dla ludzi, zaopatrzenia dla szpitali. Zakłócenia w transporcie uniemożliwiają wyjazdy naszych dzieci na kolonie, naszych współtowarzyszy pracy na zasłużony wypoczynek.
W ostatecznym rachunku wszystko to godzi w każdego człowieka, w każdego obywatela Lublina, godzi w nas samych. [...] Nie ma takiej sprawy, nawet najtrudniejszej, o której nie można by i nie należałoby mówić otwarcie i szczerze.
Lublin, 18 lipca
Marcin Dąbrowski, Lubelski lipiec 1980, Lublin 2006.
U nas o strajkach się nie mówi. Ale wiadomo z rozgłośni zagranicznych, że już ponad 30 zakładów przemysłowych strajkuje, dziś zastrajkowała komunikacja kolejowa i miejska w Lublinie. Władze, dotąd potulne jak owieczki, wyrażają zgodę na podwyżki, na stare ceny mięsa sprzedawanego w kioskach fabrycznych. Może ta ugodowość związana jest z olimpiadą moskiewską, teraz niezręcznie byłoby wjechać czołgami!
Warszawa, 18 lipca
Teresa Konarska, Dzienniki w zbiorach Ośrodka KARTA.
W Lokomotywowni trwają pertraktacje z Komitetem Strajkowym kolejarzy. Wszyscy czekają na ich wynik [...]. Godzina 15.00. Nadal nie ma wiecu i manifestacji. W gmachu Komitetu Wojewódzkiego nadal napięcie. [...] Ale coraz powszechniejsze jest przekonanie, że manifestacji nie będzie i pod gmach KW nikt nie przyjdzie. [...]
Jest 17.30. W mieście cichym i pustym słychać dźwięk sygnałów lokomotyw. Jedziemy na dworzec PKP z ekipą dziennikarzy z gmachu KW. Ponoć podpisano porozumienie na kolei. Dworzec Główny już pełen życia, nagle wypełniony ludźmi. Słychać odgłos przejeżdżających pociągów. [...] Na peronach ludzie, wciąż niepewni swojej podróży, wypytują kolejarzy, czy to naprawdę koniec strajku. Kolejarze pijani ze szczęścia — podpisane porozumienie przyniosło im spory sukces, znaczne podwyżki i inne zdobycze socjalne.
Lublin, 19 lipca
„Miesiące. Przegląd Związkowy” nr 1/1981, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Nareszcie odważyliśmy się na Lubelszczyźnie coś zrobić. To jest ważne! [...] Pierwszego dnia to jedynie my, Lokomotywownia, nasze Warsztaty Naprawcze Lokomotyw Spalinowych, Elektrycznych, Samochodówka i Wagonownia; z tych poszczególnych załóg wybrano przedstawicieli do Komitetu. A następnego dnia dołączyły się inne służby [...], przyszli i dokooptowali swoich przedstawicieli do tego Komitetu. Naprawdę byłem tym zaskoczony. Nie liczyłem, że aż taka będzie solidarność.
Lublin, 19 lipca
„Miesiące. Przegląd Związkowy” nr 1/1981, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Władze państwowe i partyjne od 35 lat uczą resztę społeczeństwa nienawiści do chłopów. [...]
Wy w mieście i w fabryce nie macie prawdziwych związków zawodowych, nie są szanowane wasze prawa, ale my na wsi traktowani jesteśmy jak niewolnicy. Naczelnik gminy i gminny sekretarz partii mają w stosunku do nas nieograniczone prawa. W każdej chwili mogą zabrać nam ziemię i wywłaszczyć z gospodarstwa, przenieść nasze dzieci do odległych szkół, zabronić dokończenia rozpoczętej budowy domu czy stodoły, powołać syna do wojska ze skierowaniem do Pegeeru, gdzie zamiast karabinu przydziela mu się kosę. Naczelnik decyduje, co mamy uprawiać, kiedy mamy kosić, nie patrząc na to, czy taka produkcja da nam jakikolwiek zysk. Często bez naszej zgody naczelnik na nasze pola wysyła państwowe kombajny, by na nasz koszt koszono niedojrzałe zboża. W niektórych regionach kraju co roku przydziela się nam nowe pola, zabierając stare. Jesteśmy całkowicie zdani na łaskę i niełaskę naczelnika przy zakupie choćby jednego worka cementu, jednego metra węgla, desek i innych materiałów. [...] Jako chłopi wyrażamy pełną solidarność z Wami — robotnikami i popieramy Wasze żądania.
20 lipca
Jan Kamiński, Polskie Lato. Kalendarium wydarzeń, „Zeszyty Historyczne” nr 60/1982.
Wiele wypowiedzi wskazuje na akceptację przerw w pracy jako czynnika nacisku na władze w załatwianiu różnych postulatów płacowo-socjalnych. Wśród części załóg niektórych zakładów pracy notuje się niepokoje w związku z nieobjęciem ich podwyżkami w ramach przyznanych wielu zakładom dodatkowych funduszy. Utrzymują się w niektórych rejonach kraju nastroje panikarskie, uwidaczniające się we wzmożonych zakupach artykułów spożywczych.
Warszawa, 24 lipca
Krzysztof Dubiński, Zapowiedź sierpniowego przełomu, „Zeszyty Historyczne” nr 133, 2000, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Tow. Józef Majchrzak (I sekretarz KW w Bydgoszczy):
Jest sytuacja poważna i trzeba sobie z tego w pełni zdawać sprawę, iż żadne próby łagodzenia ani filozofowania w tym względzie nic nie dają. Szczęście w tym, co się działo, że wszystko odbywało się w murach zakładów pracy. I że nie doszło do wyjścia na ulicę. [...]
Tow. Edward Gierek:
Nam, jestem przekonany, te drobne konflikty, które jeszcze mają miejsce, wygasną. Ale, towarzysze, nie wygaśnie problem. [...] Po prostu sytuacja jest taka, że my nie będziemy mogli w pełni zabezpieczyć tych wszystkich potrzeb, jakie nam się wysuwa. Nie będziemy mogli dać tego wszystkiego, czego ludzie żądają. [...] Myślę jednak, że trzeba, towarzysze, tę żabę zjeść. Trzeba ją zjeść po prostu, żeby iść dalej — tak mi się wydaje — po tej drodze. [...]
Ja wiem, że wielu towarzyszy nie było na urlopie. Uzależniajcie to do tego, jak się u was będzie kształtowała sytuacja. Jeśli ocenicie ją na tyle, że możecie wyjechać — wyjeżdżajcie.
Warszawa, 24 lipca
Narady i telekonferencje kierownictwa PZPR w latach 1980–1981, oprac. Marek Jabłonowski, Włodzimierz Janowski, Wiesław Władyka, Warszawa 2004, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
W dalszym ciągu wśród zakładów pracy utrzymują się negatywne nastroje i komentarze na tle sytuacji społeczno-ekonomicznej. Szeroko komentowane są przerwy w pracy zaistniałe w bm. Wiele wypowiedzi wskazuje na akceptację przerw w pracy, jako czynnika nacisku na władze w załatwianiu różnych postulatów płacowo-socjalnych. Wśród części załóg niektórych zakładów pracy notuje się niepokoje w związku z nieobjęciem ich podwyżkami w ramach przyznanych wielu zakładom dodatkowych funduszy. Utrzymują się w niektórych rejonach kraju nastroje panikarskie, uwidaczniające się we wzmożonych zakupach artykułów spożywczych.
Warszawa, 24 lipca
Krzysztof Dubiński, Zapowiedź sierpniowego przełomu, „Zeszyty Historyczne” nr 133/2000.
Z wiadomości, których słucham w BBC, wynika, że nadal trwają strajki (nasze radio oczywiście o nich milczy). Potwierdzają to także informacje, jakie otrzymuję z redakcji. Faktycznie najbardziej groźnym miejscem jest obecnie Lublin. Jak na ironię, strajkują robotnicy w mieście, które jest kolebką Polski Ludowej i akurat w trzydziestą szóstą rocznicę ogłoszenia Manifestu PKWN.
Polityka władz jest wciąż taka sama: ustępować przed żądaniami robotników. Drukuje się więc coraz więcej pieniędzy bez pokrycia. Jeśli żądania robotników będą się mnożyć, to na jesieni czeka nas galopująca inflacja.
Warszawa, 24 lipca
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Po dwudziestu trzech dniach strajków „Trybuna Ludu” przerwała milczenie i opublikowała artykuł pt. Ludzie pragną porządku — porządek zależy od ludzi. Oprócz normalnego bełkotu (osiągnięcia, idziemy naprzód etc.) artykuł jest wyraźnie ugodowy wobec strajkujących. Najbardziej charakterystyczne zdanie: „Nie chodzi o potępianie czy pouczanie kogokolwiek”. W gruncie rzeczy takie stanowisko wobec strajkujących jest postępem. W 1956 roku i 1970 roku strzelano do robotników, w 1976 roku aresztowano pewną grupę i przepuszczono przez „ścieżkę zdrowia”, teraz „nikogo nie potępiamy”. Oczywiście, że wszystko razem jest godne potępienia, ale mimo to słowo „postęp” jest na miejscu. Nie mam, rzecz jasna, złudzeń. Reakcja Gierka i jego przyjaciół wynika ze strachu. Gdyby nie olbrzymie zadłużenie, gdyby nie jego zarozumiałość, to zapewne mielibyśmy do czynienia z „twardą” polityką. Gierek ma kilka twarzy. Jedną z nich jest gęba aparatczyka, który chętnie „przyłoży” każdemu, kto ośmiela się mieć inne zdanie niż partia (czytaj aparat).
Warszawa, 25 lipca
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Przez cały kraj przechodzi fala strajków. Posiadamy informacje o strajkach w 150 zakładach pracy [...]. Władze, przynajmniej częściowo, ustępują w sprawach płac, nie stosują represji wobec strajkujących, często nawet na piśmie gwarantują ich bezpieczeństwo. [...]
Siłą obecnych strajków jest organizacja i solidarność. Jeśli uda się organizację i solidarność zachować, umocnić i upowszechnić — można żywić nadzieję, że kraj wyjdzie z krytycznego położenia, w jakie wtrącili go ludzie sprawujący w nim władzę.
Warszawa, 8 sierpnia
Dokumenty Komitetu Obrony Robotników i Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR”, wstęp i oprac. Andrzej Jastrzębski, Warszawa–Londyn 1994, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Gdy [Tadeusz] Szczudłowski i [Andrzej] Kobzdej wyszli, 10 sierpnia w mieszkaniu Piotra Dyka na ulicy Sienkiewicza odbyło się przyjęcie powitalne. To właśnie wtedy Bogdan Borusewicz przekazał Lechowi Wałęsie i trzem innym stoczniowcom informację o dacie rozpoczęcia strajku w Stoczni.
Gdańsk, 10 sierpnia
Ruch Obrony Praw, red. Mateusz Sidor, Warszawa 2007, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Strajk, z założenia jednodniowy. Może uda się pociągnąć jeszcze dzień czy dwa. Jak się rozpocznie, to już będzie sukces. A jak się zakończy realizacją postulatów, będzie wspaniale.
Gdańsk, 10 sierpnia
Major Bąbel miał rację. Z Bogdanem Borusewiczem rozmawiają Piotr Głuchowski, Marek Sterlingow i Marek Wąs, „Gazeta Wyborcza” nr 31, z 7 lutego 2005.
Podczas zebrań MKS-u w sali BHP od razu orientowałem się, że ludzie są nazbyt napompowani emocją, zbyt podekscytowani, aby można było przeprowadzić jakąś poważną dyskusję [...]. To był taki swoisty ceremoniał: drzwi się otwierały, szedłem środkiem do stołu, na niewielkie podium, obracałem się gwałtownie w stronę sali, sekundę milczałem, mówiłem, że otwieram posiedzenie MKS i proponowałem odśpiewanie hymnu. Sala wstawała i chórem odśpiewywała hymn. Dosłownie ludzie, którzy dziesięć minut wcześniej przygotowywali ostre przemówienia [...], teraz bez protestu przyjmowali decyzje po dyskusjach przeprowadzonych w niewielkich gronach.
Gdańsk, 19 sierpnia
Lech Wałęsa, Droga nadziei, Kraków 1990, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Wczoraj wróciłem z Mazur do Warszawy. W redakcji nie ma ani jednego z moich zastępców, zatem sam będę musiał doglądać tego, co daje się do numeru, ponieważ czasy są nadal bardzo niespokojne. Strajki trwają bez przerwy od 40 dni. Kierownictwo partii i rządu milczy. Gierek jest na Krymie, opala się. To wprost niewiarygodne. Tutaj z dnia na dzień pogłębia się kryzys polityczny, a ten wygrzewa się pod słońcem Południa.
Warszawa, 11 sierpnia
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Przyszedłem do Stoczni o 4.15 [...]. Po rozwieszeniu plakatów przygotowałem sobie ulotki. Miałem 500 sztuk i każdemu, kto wchodził do Stoczni, dawałem ulotkę, mówiąc: „Masz i czytaj! Dziś strajkuje cała stocznia”. [...]
Kiedy szedłem przez Stocznię, to miałem całe portki strachu. Nie o siebie, ale o tych ludzi, którzy idą za mną. Jeżeli ich zwolnią, to będą mieli pretensje do mnie, że ich pociągnąłem. I na wyrost im mówię: „W-4 stoi, K-3 stoi! Chodźcie!”. A ja nic nie wiedziałem, W-4 stanęło o 9.00 dopiero. I myślę, jak ja dojdę, a tam ludzie będą robić, to mnie chyba tu rozszarpią. O to się bałem. Przekonuję tych ludzi, że wszystko jest dobrze, daję z siebie wszystko, a nie wierzę w to, że wyjdzie. [...]
Myślałem sobie: wyjdzie, czy nie wyjdzie, ale to trzeba zrobić. Może nie wyjdzie, ale to musi dać jakiś efekt; jeśli nie uda się dzisiaj, to za kilka dni się uda. Bo trzeba szarpać i trzeba pokazywać, że są ludzie, którzy się nie boją, że jeśli nas sprzątną, to zrodzi się druga taka sama grupa, która podejmie starania. [...]
Wyszliśmy zza zakrętu i zobaczyliśmy grupę ludzi z K-3. [...] Połączyliśmy siły i z transparentami zaczęliśmy łazić po stoczni. Marsz kilkuset robotników trwał prawie dwie godziny. Po drodze dołączały kolejne wydziały. [...]
Już mieliśmy ponad tysiąc ludzi, to rosło tak, że już nie widzieliśmy końca pochodu. Co kawałek właziłem gdzieś na słup, żeby zobaczyć, gdzie koniec. Wtedy już byliśmy pewni, że się uda. Ludzie wychodzili z ładowni, ze statków, na trapy, wysoko, widzieli nas i schodzili potem na dół. Tak, że widzieliśmy, że co chwila to nas więcej jest. A kurz, bo to taki słoneczny dzień, tylko kurz za nami.
Gdańsk, 14 sierpnia
Jerzy Borowczak, Człowiek rodzi się i żyje wolnym, [zapisał Krzysztof Wyszkowski], „Tygodnik Solidarność” nr 20/1981, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Anna Walentynowicz stała się niewygodna, bo swoim przykładem działa na innych. Stała się niewygodna, bo broniła innych i mogła zorganizować kolegów. Jest to stała tendencja władz, by izolować tych, którzy mogli stać się przywódcami. [...] Jeżeli nie potrafimy się temu przeciwstawić, nie będzie nikogo, kto wystąpi przeciw podwyżce norm, łamaniu BHP czy zmuszaniu do nadgodzin. Dlatego apelujemy, wystąpcie w obronie suwnicowej Anny Walentynowicz. Jeżeli tego nie uczynicie, wielu z Was może się znaleźć w podobnej sytuacji.
Komitet Założycielski Wolnych Związków Zawodowych i redakcja „Robotnika Wybrzeża”:
Bogdan Borusewicz, Joanna Duda-Gwiazda, Andrzej Gwiazda,
Jan Karandziej, Maryla Płońska, Alina Pienkowska, Lech Wałęsa
Archiwum Opozycji Ośrodka KARTA, Warszawa.
Od razu wskoczyliśmy na tę koparkę, choć nikt nie bardzo chciał mówić. Nikt nie wiedział — co. [...] No i wtedy ja od razu mówię, że komitet strajkowy trzeba stworzyć. Wziąłem sobie kartkę, długopis i mówię: „Zapisujemy do komitetu strajkowego i apelujemy, żeby zgłaszali się ludzie starsi, robotnicy przede wszystkim”. [...] No i dyrektor się pojawił z tą swoją świtą. Stanął przed koparką i ludzie go nie widzieli. Pomogliśmy mu wdrapać się na koparkę, wciągnęliśmy go do góry. Taki wystraszony był, jeszcze go takim nigdy nie widziałem. Mówił: „wybierzcie komitet strajkowy i rozejdźcie się do pracy”. Ale ludzie, gdzie tam, zaczęli gwizdać. W ogóle nie chcieli go słuchać.
Patrzę, że Lechu [Wałęsa] biegnie. Od razu go wpisałem jako dwudziestego pierwszego na listę. [...] On wskoczył na koparkę, taki zdenerwowany widać był, cholera, i do dyrektora: „Czy pan mnie poznaje?”. I tak tym palcem do dyrektora, pamiętam, a dyrektor aż oniemiał. „Dziesięć lat pracowałem w Stoczni, wyrzucił mnie pan z mandatem zaufania załogi”. [...]
Lechu zaczął mówić, żeby zebrać postulaty i jakoś uporządkować [...]. Wtedy cały ten komitet, który był wpisany, z Lechem poszedł na W-4. [...]
Siedem postulatów wtedy było. Najpierw to było zabezpieczenie, żeby nas nie ruszano za strajk. Było zrównanie zasiłków do MSW i WP, przyjęcie Walentynowicz i Wałęsy. I było utworzenie Wolnych Związków Zawodowych, postawienie pomnika i podwyżka płac o 2 tysiące. Utworzenie wolnych związków to był nasz najważniejszy punkt, myśmy przecież wiedzieli, że jeżeli tego nie będzie, to niczego nie będzie.
Gdańsk, 14 sierpnia
Jerzy Borowczak, Człowiek rodzi się i żyje wolnym, [zapisał Krzysztof Wyszkowski], „Tygodnik Solidarność” nr 20/1981.
Poszliśmy na salę BHP. [...] Była już godzina około wpół do dwunastej. No i zaczęliśmy rozmawiać z dyrektorem, dyrektor ciągle latał do telefonu.
Wszyscy siedzieliśmy tam, Lechu siedział na środku. Były 2 mikrofony i ja siedziałem koło Lecha, z drugiej strony Bogdan [Felski]. A dyrekcja, po drugiej stronie — dyrektor Wójcik, Słaby, kierownik kadr Szczypiński, przewodniczący ZSMP Bodziński. [...]
No i wtedy żeśmy tam debatowali nad naszymi postulatami. [...] Zbliża się godzina czternasta i widzieliśmy, że nie załatwimy tych naszych postulatów.
I wtedy Lechu Wałęsa powiedział do wiceprzewodniczącego starej rady: „Proszę pana, zostajemy na noc”. I to ludzie słyszeli, bo to było nagłośnione. Zostajemy na noc, proszę załatwić nam jedzenie, jakieś materace, żeby można było się przespać. Ogłaszamy strajk okupacyjny! [...]
Wtedy zajęliśmy się organizowaniem czujek, wózków, zaopatrzenia. [...] Bramy opanowaliśmy już o dwunastej. Nasi ludzie stali na bramach, już straż przemysłowa nie miała nic do gadania. Powiedzieliśmy, że zakładamy strajk okupacyjny, bo widzimy, że na dzisiaj nie zyskamy nic więcej. Musimy odpocząć. Jutro, tak żeśmy mówili, jutro musimy zacząć od nowa.
Stocznia Gdańska, 14 sierpnia
Jerzy Borowczak, Człowiek rodzi się i żyje wolnym, [zapisał Krzysztof Wyszkowski], „Tygodnik Solidarność” nr 20/1981.
Na strajk zajechałem tramwajem. [...] Usłyszałem syreny jeszcze w domu, wiedziałem, że tam się zaczęło. Nie mogłem wyjść wcześniej, trzeba było uporządkować dom. Danuta w pierwszych dniach po porodzie nie czuła się zbyt mocno, to nasze szóste, dziewczynka, nie dawało jej spokoju. Przy drugiej bramie już się kotłowało, ale straż uważnie sprawdzała przepustki, a ja od lat nie miałem wstępu na stocznię. Skręciłem na prawo, w stronę pierwszej bramy i tam, między dwiema bramami, koło szkoły, jest gdzieś z boku taka mała uliczka, tam zaszedłem i przeskoczyłem przez mur.
Gdańsk, 14 sierpnia
Lech Wałęsa, Droga nadziei, Kraków 1990, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
O rozpoczęciu strajku dowiedziałam się o godzinie 7.00 w przychodni od Alinki Pienkowskiej. [...] Wybiegłam przed bramę i tam zobaczyłam czterech „znajomych” panów, którzy wysiadali z samochodu. Udałam się do domu, panowie za mną. Korzystając z zamieszania na przejściu przez jezdnię, skryłam się u znajomych. Przez okno widziałam, jak do czterech panów dołączyły jeszcze dwie panie: sześć osób, aby mnie schwytać!
Zdawałam sobie sprawę, że muszę dotrzeć do Stoczni. Znów dyrektor powiedziałby: „Wy o nią strajkujecie, a jej nie ma, lekceważy strajk”.
Gdańsk, 14 sierpnia
Gdańsk. Sierpień 1980. Rozmowy Komisji Rządowej z Międzyzakładowym Komitetem Strajkowym, Warszawa 1981, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Lech Wałęsa:
Przypominamy, że to jest strajk okupacyjny. Do godziny 16.00, jeśli nie będą załatwione te sprawy, wtedy zorganizujemy się, to znaczy powołamy straże robotnicze, zabezpieczymy żywność, ewentualnie coś do spania, zawiadomimy rodziny. I dlatego prosimy, aby nikt się nie rozchodził, o 16.00 będą konkretne sprawy: albo załatwione i idziemy do domu, albo siedzimy do skutku. [...]
Chcemy mieć związki zawodowe wybrane z sali. Ludzi odpowiednich, którzy rzeczywiście będą starać się bronić interesu nas wszystkich i będą o nas po prostu walczyć.
Gdańsk, 14 sierpnia
Gdańsk. Sierpień 1980. Rozmowy, oprac. A. Drzycimski, T. Skutnik, Gdańsk 1990, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Siedem postulatów wtedy było. Najpierw to było zabezpieczenie, żeby nas nie ruszano za strajk. Było zrównanie zasiłków do MSW i WP. Przyjęcie Walentynowicz i Wałęsy. I było utworzenie [w Stoczni] Wolnych Związków Zawodowych, postawienie pomnika i podwyżka płac o 2 tysiące. Utworzenie wolnych związków to był najważniejszy punkt nasz, przecież myśmy wiedzieli, że jeżeli tego nie będzie, to niczego nie będzie.
Gdańsk, 14 sierpnia
Jerzy Borowczak, Człowiek rodzi się i żyje wolnym, zapisał K. Wyszkowski, „Tygodnik Solidarność” nr 20, z 14 sierpnia 1981, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Tow. Stanisław Kania:
Sytuacja rozwija się w niedobrym, niebezpiecznym kierunku. Do istniejących ognisk strajkowych w Warszawie (jedna zajezdnia autobusowa, dwie tramwajowe i częściowo MPT) i łódzkim (strajkują małe zakłady w okolicach Łodzi) doszedł Gdańsk. [...]
Rej wodzą dwaj korowcy oraz zwolniony z pracy Wałęsa, związany z grupą Kuronia. [...]
Sytuacja jest trudna, bo mamy do czynienia z dużym napięciem, a nawet objawami nienawiści do władzy. Gdy partia nie ma zbyt mocnego gruntu, nawet słabszy przeciwnik jest groźny.
Tow. Mieczysław Jagielski:
Trzeba poinformować tow. Gierka o sytuacji i powiedzieć, że jego wcześniejszy powrót z urlopu jest pożądany.
Warszawa, 14 sierpnia
Tajne dokumenty Biura Politycznego. PZPR a „Solidarność” 1980–1981, oprac. Z. Włodek, Londyn 1992, [cyt. za:]
Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Rano poszedłem sprawdzić grupy ulotkowe. Podstawą grup w kolejkach była młodzież wyrzucona ze Stoczni Północnej: Janek Karandziej, Mietek Klamrowski i Leszek Zborowski z bratem. Dołączyłem Tomka Wojdakowskiego, którego poznałem przez Mariusza Muskata. Dwie ekipy miały się pojawić na Żabiance, jedna w Sopocie Wyścigach. Pojechałem na Wyścigi około piątej rano. Byli. Wsiedliśmy do kolejki. Ja z przodu, oni z tyłu. Rozpoczęli wręczanie ulotek — od Oliwy. Wysiadłem na przystanku Gdańsk Żabianka, gdzie miały być dwie ekipy. Jedna była, w drugiej zabrakło połowy, czyli jednego. Później się okazało, że Leszek zaspał. Przybiegł, gdy kolejka odjeżdżała. Rozdawał więc w następnej aż do przystanku Gdańsk Stocznia. Zastąpiłem Leszka. Rozdawałem ulotki. Ryzykowałem, ale już wszystko było przygotowane, nawet gdyby mnie zatrzymali, ciąg dalszy powinien się potoczyć według zaplanowanego scenariusza.
Gdańsk, 14 sierpnia
Edmund Szczesiak, Borusewicz. Jak runął mur, Warszawa 2005.
Od dwóch dni strajkuje transport miejski w Warszawie. Jednego dnia dwie zajezdnie, drugiego kolejne dwie. Byłem w nocy na mieście, by zobaczyć, jak to wygląda. Na ulicy Marszałkowskiej, od Wilczej do Ronda, stały porzucone tramwaje. To samo od strony Świętokrzyskiej do Ronda. Marszałkowska w stronę Świętokrzyskiej była zablokowana porzuconymi autobusami. Na Rondzie stał tłum gapiów i przyglądał się tej sytuacji. Nie zauważyłem ani jednego milicjanta. Dopiero po dwóch godzinach rozładowano korek. Tramwajarze i kierowcy autobusów otrzymali to, czego żądali: podwyżkę płac w wysokości 1000 i 1500 złotych.
Warszawa, 14 sierpnia
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979-1981, Warszawa 2004.
Na wszystkich kondygnacjach od strony rufy, oparci o barierki, stali stoczniowcy i patrzyli w stronę wydziału W-2. Wydali mi się jacyś podnieceni, dyskutowali. Wypadek czy co — pomyślałem sobie, po czym zabezpieczyłem narzędzia i dołączyłem do nich. Stąd właśnie widać było, jak masy stoczniowców maszerowały od strony rurowni w kierunku bramy głównej. Zrozumiałem, że musiało stać się coś bardzo ważnego, padały głosy — strajk, strajk. Ogarnęło mnie nagle jakieś dziwne uczucie, poczułem chłód na plecach.
Na wprost bramy stał stoczniowy sfatygowany wózek, a na nim właśnie on, szczupły, raczej niskiego wzrostu, odziany w stoczniowy drelich Andrzej [Kołodziej]. Ciągle powtarzał te same słowa: „Wszyscy stoczniowcy proszeni są pod główną bramę".
15 sierpnia
Karnawał z wyrokiem. Solidarność 1980–1981, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
W autobusie, którym jechałem do pracy, wszyscy już wiedzieli o strajku w Stoczni Gdańskiej, więc były jakieś dyskusje, co u nas, czy też strajkujemy. Wtrąciłem do rozmowy:
— No, jak to, nie wiecie? My też dzisiaj nie pracujemy, jest wszystko przygotowane i zaczynamy strajk.
— Skąd wiesz?
— Byłem dzisiaj w Stoczni Gdańskiej, rozmawiałem z ludźmi. Ja pracy nie zaczynam i wy też nie zaczynajcie.
Gdynia, 15 sierpnia
Alfred Znamierowski, Zaciskanie pięści. Rzecz o Solidarności Walczącej, Gdynia 1989, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
W zakładach pracy oraz w środowiskach miejskich notujemy atmosferę zdenerwowania i napięć społecznych. [...] Na aktualną sytuację i nastroje społeczne, prócz wieści przywożonych z różnych stron kraju, ujemny wpływ wywiera stan zaopatrzenia rynku w materiały i surowce do produkcji, a także zaopatrzenie rynku w podstawowe artykuły żywnościowe. Codziennie przed sklepami mięsnymi oraz spożywczymi, sprzedającymi mąkę, cukier, masło, od wczesnych godzin rannych ustawiają się tasiemcowe kolejki, co złośliwi obywatele porównują do kolejek przed mauzoleum Lenina.
Olsztyn, 15 sierpnia
Archiwum Akt Nowych, zespół KC PZPR, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
W sklepach spożywczych w większości miast tworzą się duże kolejki oczekujących na dostawy cukru już od wczesnych godzin rannych. Należy stwierdzić, że kolejki po cukier są większe niż w sklepach mięsnych. W Gostyninie miał miejsce wypadek wtargnięcia jednego z klientów za ladę i złamania palca ekspedientce, która usiłowała przeciwdziałać tej metodzie zaopatrzenia się w cukier.
Płock, 15 sierpnia
Archiwum Akt Nowych, zespół KC PZPR, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
„Idziemy przez Stocznię wezwać innych do strajku — zaproponowałem. — Potem zbierzemy się na placu przed bramą i tam przygotujemy nasze postulaty. Musimy pokazać na zewnątrz, że strajkujemy. To nasza szansa.” Ruszyłem, pozostali za mną. Kątem oka widziałem, jak robotnicy schodzili z budowanego obok statku. „Jest dobrze” — pomyślałem.
To już nie była milcząca masa. Przy każdej hali zatrzymywaliśmy się, wzywaliśmy gapiów, by dołączyli do nas. Pochód pęczniał [...]. Na placu było nas dwa, może trzy tysiące. Zatrzymałem wszystkich i na ich oczach zamknąłem główną bramę.
Gdynia, 15 sierpnia
Andrzej Kołodziej, Gdyńscy komunardzi. Sierpień 1980 w Stoczni Gdynia, Gdynia 2008, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Cały dzień, bez przerwy nawet na posiłek, stał ten Andrzej [Kołodziej] na wózku i tłumaczył w spokoju, że strajk wygramy [...]. Tak przestaliśmy do wieczora i przyznam, że miałem cichą nadzieję, że pójdziemy do domu, ale tak nie było, bo Andrzej powiedział o zmierzchu, że nie będziemy się rozchodzić.
Gdynia, 15 sierpnia
Sierpień 80 we wspomnieniach. Relacje z Wybrzeża, red. Marek Latoszek, Gdańsk 1991, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Ludzie boją się, zastanawiają, czy jechać na wakacje, czy zabierać dzieci z kolonii i robią zapasy. (Ja też — zapałki, świece, mydło...) Trwają też wizyty krewnych i znajomych u znanych im ludzi, którzy przeżyli wojnę — najchętniej oficerów AK — na narady: „Co robić w razie czego”. Na ogół ludzie sceptycznie słuchają uspokajających słów ludzi z tzw. podziemia intelektualnego (ROPCiO, KPN, KOR), że panują nad sytuacją [...]. A jednak wszyscy czekamy na czołgi sowieckie.
Warszawa, 15 sierpnia
Ludmiła Niedbalska, zbiór dzienników Archiwum Opozycji OK, sygn. AO II/28, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Władza rządząca w Polsce usiłuje przekonać społeczeństwo, że trudności gospodarcze mają charakter obiektywny, że jedyną drogą wyjścia z obecnego kryzysu jest rzetelna praca. Usiłuje uczynić całe społeczeństwo polskie współodpowiedzialnym za obecną sytuację w kraju. Nie możemy zgodzić się z taką oceną. Komuniści sprawują władzę w Polsce od 35 lat. Wzięli ją bez społecznego mandatu i nigdy nie starali się go uzyskać. Oni wytyczali i realizowali politykę społeczną i gospodarczą. Oni podejmowali decyzje — społeczeństwo było obiektem ich manipulacji i eksperymentów. Oni więc ponoszą pełną odpowiedzialność za obecny kryzys. [...] PZPR nigdy nie wykazywała się zrozumieniem polskiego interesu narodowego i polityczną mądrością. Musi je wykazać społeczeństwo polskie, strajkujący i opozycja demokratyczna.
15 sierpnia
Jan Kamiński, Polskie Lato. Kalendarium wydarzeń, „Zeszyty Historyczne” nr 60/1982.
„Komuna” — godz. 9.20. Zgasło światło. Wyszedłem przed budynek centrali. Spojrzałem wzdłuż ulicy i zobaczyłem grupę ludzi, która szła w stronę byłej pochylni. Zapachniało mi Grudniem 1970 roku. Ludzie w kombinezonach nerwowo coś wykrzykiwali i szli do bramy głównej. Poleciałem w kierunku budynku kadr, w którym pracowali moi koledzy. Szybko opowiedziałem, co jest grane. Wyszliśmy przed budynek. Na placu stała dość liczna grupa młodych ludzi. Ktoś stał na kupie piasku i przemawiał. Mówił o wykorzystywaniu klasy robotniczej, złej gospodarce i o tym, że Stocznia Gdańska strajkuje. Ludzi przybywało i wszyscy głośno wykrzykiwali podawane przez niego hasła.
W kadrach panika. Kadrowe w strachu, że przyjęły go do pracy dwa dni temu. Okazało się, że jest to pracownik wydziału K-3, lat 21. Zaszokowało mnie, że jeden młody, nikomu nieznany, tak może grać na uczuciach. Ludzie byli jak w transie, a on mówił bez przerwy to, o czym każdy słaby cicho myślał, a odważniejszy — głośno w czterech zaufanych ścianach. Po około dwóch godzinach było już bardzo dużo ludzi. Stali tak rozgrzani, że zdolni do wszystkiego. Poprosili o megafon — dostali go od straży przemysłowej.
Gdynia, 15 sierpnia
Andrzej Kołodziej, Gdyńscy komunardzi. Sierpień 1980 w stoczni Gdynia, Gdynia 2008.
Dochodzi godzina 15.00. W milczącym głośniku najpierw rozlegają się jakieś trzaski, potem stuki, przez które dochodzi gwar podniesionych głosów, po czym przebija głos Wałęsy: „Osiągnęliśmy porozumienie, mamy podpisy gwarantujące wykonanie naszych postulatów. Ogłaszam strajk w Stoczni Gdańskiej za zakończony...”.
Składamy sobie gratulacje, ściskamy się. Nie mogę powstrzymać łez.
Komentując wydarzenia z ostatnich godzin, idziemy w kierunku trzeciej bramy. Zbliżamy się i wciskamy w tłum, który falując ciśnie się do wyjścia. Okazuje się, że bramy są zamknięte.
Co się stało? — padają z różnych stron pytania. I oto słyszymy, że strajk w Stoczni został wprawdzie zakończony, ale właśnie rozpoczął się strajk solidarnościowy.
16 sierpnia
Karnawał z wyrokiem. Solidarność 1980–1981, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Gdzieś po godzinie 22.00 wszyscy obecni przedstawiciele zakładów zasiedli w Sali BHP i uchwalili, że tworzą Międzyzakładowy Komitet Strajkowy. Wybraliśmy Prezydium. Ktoś zaproponował, żeby przewodniczącym został przewodniczący Komitetu Strajkowego Stoczni. Wałęsa wyraził zgodę i podziękował. […]
Powołaliśmy komisję, która miała zebrać wszystkie postulaty z każdego zakładu i z nich wyłonić wspólne. W komisji byli ludzie wydelegowani przez zakłady, pierwszy raz ich widzieliśmy na oczy. Byłem bardzo zaniepokojony, że nie wiemy, kim są i co z tego zrobią. Okazało się, że byli świetni.
16 sierpnia
Karnawał z wyrokiem. Solidarność 1980–1981, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Postulaty zostały ułożone tak, by narzucały taktykę negocjacji. Od punktu najtrudniejszego do najłatwiejszego — i tak miały być dyskutowane. Nawet jeśli ze względów taktycznych omijałoby się punkt pierwszy, zostawiając go na potem, to jednak trzeba by wracać do niego jako głównego.
Wolne związki zawodowe to było maksimum, co mogliśmy osiągnąć. Gdy w nocy Tadeusz Szczudłowski z Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela dopisał jako postulat wolne wybory, ja, obudziwszy się rano, musiałem je po krótkiej dyskusji wykreślić. Zmieniłem także „zniesienie cenzury” na „ograniczenie cenzury”. Ważne wtedy było, by Sowieci nie mieli pretekstu do interwencji, jak w Czechosłowacji w 1968 roku.
16/17 sierpnia
Karnawał z wyrokiem. Solidarność 1980–1981, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Panowała ogólna radość, galimatias, Wałęsa przy mikrofonie. Dyrektor mówi: „Kończymy strajk”, a Lechu na to: „Tak, kończymy”. Poszło to od razu na cały zakład i dyrektor zaraz po tym zamknął radiowęzeł. Wszyscy wstali od stołu i wtedy wpadła na salę pani Henryka Krzywonos z MPK i skoczyła do Lecha z krzykiem: „Sprzedaliście nas! Teraz wszystkie małe zakłady jak pluskwy wyduszą!”. Wałęsa pyta, co robić. Mówię, że nie wiem, że to chyba koniec. Ręce mi już opadły. Więc Wałęsa ponownie chwycił mikrofon: „Kontynuujemy strajk solidarnościowy...”. Lecz radiowęzeł był już wyłączony. Wtedy kobiety — Ewa Ossowska, Alina Pienkowska i pani Ania [Walentynowicz] — pobiegły do bram, żeby zawracać ludzi do stoczni.
Gdańsk, 16 sierpnia
Potrzebna jest wytrwałość. Wywiad z B. Borusewiczem, „Przegląd Polityczny”, 1987, nr 9, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agniesza Dębska, Warszawa 2005.
Dochodzi godzina 15.00. W milczącym głośniku najpierw rozlegają się jakieś trzaski, potem stuki, przez które dochodzi gwar podniesionych głosów, po czym przebija głos Wałęsy: „Osiągnęliśmy porozumienie, mamy podpisy gwarantujące wykonanie naszych postulatów. Ogłaszam strajk w Stoczni Gdańskiej za zakończony...”.
Składamy sobie gratulacje, ściskamy się. Nie mogę powstrzymać łez.
Komentując wydarzenia z ostatnich godzin, idziemy w kierunku trzeciej bramy. Zbliżamy się i wciskamy w tłum, który falując ciśnie się do wyjścia. Okazuje się, że bramy są zamknięte.
Co się stało? — padają z różnych stron pytania. I oto słyszymy, że strajk w Stoczni został wprawdzie zakończony, ale właśnie rozpoczął się strajk solidarnościowy.
Gdańsk, 16 sierpnia
Sierpień ‘80 we wspomnieniach, red. Marek Latoszek, Gdańsk 1991, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Celem MKS jest koordynacja żądań i akcji strajkowej zakładów i przedsiębiorstw. [...] Opracowano tekst żądań i postulatów będących wspólną uchwałą komitetów strajkowych. Postanowiono kontynuować strajk do czasu spełnienia żądań i postulatów załóg. MKS jest upoważniony do prowadzenia rozmów z władzami centralnymi.
Gdańsk, 16 sierpnia
Archiwum Opozycji Ośrodka KARTA, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Dyrektor dąży do zakończenia strajku. [...] Walentynowicz przyjęta do pracy, Wałęsa też, jest zgoda na upamiętnienie ofiar Grudnia. I — po dłuższych targach — zgoda na podwyżkę, na 1500 złotych dla każdego. Wygląda na to, że za chwilę delegaci przegłosują zakończenie strajku. Siedzę przy Wałęsie, szarpię go za marynarkę i szepczę: „Przeciągaj! Przeciągaj!”. A on mi odpowiada, że nie jest w stanie.
Gdańsk, 16 sierpnia
Edmund Szczesiak, Borusewicz. Jak runął mur. Rozmowy z liderem opozycji demokratycznej, legendą Sierpnia ‘80 oraz podziemia „Solidarności”, pierwowzorem „Człowieka z żelaza”, Warszawa 2005, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Kilka minut po godzinie 14.00 uzyskałem połączenie telefoniczne z sekretariatem dyrektora Stoczni Gdańskiej. Sekretarka poinformowała mnie, że właśnie zostało podpisane porozumienie i wszyscy opuszczają Stocznię. Zadzwoniłem do znajomych mieszkających w pobliżu stoczni. [...] Znajoma jeszcze nic nie wiedziała, ale spojrzała przez okno i krzyknęła: „Co oni robią, oni naprawdę wychodzą!”. Nogi ugięły się pode mną. [...] Ogarnęła mnie wściekłość.
Nagle ożyły megafony. To dyrektor [...] informował o zakończeniu strajku w Gdańsku i wzywał do opuszczenia terenu zakładu. [...] Ludzie powoli zaczynali się rozchodzić. Usiłowałem ich powstrzymać.
Gdynia, 16 sierpnia
Andrzej Kołodziej, Gdyńscy komunardzi. Sierpień 1980 w Stoczni Gdynia, Gdynia 2008, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Stałem przy trzeciej bramie. Ci, którzy wychodzili, to byli starsi ludzie. Wyraźnie mieli dosyć. Uważali, że wygrali to, co chcieli. Przebrali się i pragnęli iść do domu na weekend, do rodziny, do dzieci. Wtedy było jasne, że zostaną w Stoczni zupełnie młodzi ludzie. [...] Sobota po południu to był strajk dwudziestolatków.
Gdańsk, 16 sierpnia
Kto tu wpuścił dziennikarzy. Według pomysłu Marka Millera. 25 lat później. Według pomysłu Janiny Jankowskiej i Marka Millera, Warszawa 2005, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Ta noc z soboty na niedzielę była jedną z trudniejszych. Pamiętano Grudzień ‘70, gdy zginęli ludzie. Stoczniowcy, którzy zostali, bali się, że też mogą zginąć. Radiowęzeł był w rękach dyrekcji. W sobotę bez przerwy nadawano komunikaty nakazujące opuszczenie Stoczni do godziny 18.00. Po tym czasie dyrektor nie bierze odpowiedzialności...
Gdańsk, 16/17 sierpnia
Edmund Szczesiak, Borusewicz. Jak runął mur. Rozmowy z liderem opozycji demokratycznej, legendą Sierpnia ‘80 oraz podziemia „Solidarności”, pierwowzorem „Człowieka z żelaza”, Warszawa 2005, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Trafiłem na kryzys. Pytam, gdzie Lech. Negocjuje z dyrekcją. A co się dzieje? Chcą kończyć strajk. Wchodzę na rozmowy, siadam koło Wałęsy. No i widzę, że sytuacja jest rzeczywiście niedobra. Strajk się niesamowicie rozwinął, dołączyła gdyńska Stocznia Komuny Paryskiej, stanęła komunikacja miejska w Gdańsku. Fala strajkowa rozszerza się. A Stocznia Gdańska kończy. Widzę, że część negocjatorów to nasi ludzie z komitetu strajkowego, ale widzę też wielu, których nie znam. Część z nich wyraźnie trzyma stronę dyrekcji. Okazało się, że dyrekcja wystąpiła z propozycją, żeby komitet poszerzyć o przedstawicieli wydziałów. Zadbała, aby w tej grupie znaleźli się ludzie jej sprzyjający. My nie mieliśmy dostępu do wszystkich wydziałów. Lech się zgodził i znalazł się w mniejszości. Dyrektor dąży do zakończenia strajku: Demokracja, głosujcie, wszystkie postulaty uwzględnione, załatwione. Walentynowicz przyjęta do pracy, Wałęsa też, jest zgoda na upamiętnienie ofiar Grudnia. I — po dłuższych targach — zgoda na podwyżkę, na tysiąc pięćset złotych dla każdego. Wygląda na to, że za chwilę delegaci przegłosują zakończenie strajku. Siedzę przy Wałęsie, szarpię go za marynarkę i szepczę: „Przeciągaj, przeciągaj!”. A on mi odpowiada, że nie jest w stanie. Nie da rady przeciągać…
Gdańsk, 16 sierpnia
Edmund Szczesiak, Borusewicz. Jak runął mur, Warszawa 2005.
W niedzielę zakłady nie pracowały. W związku z tym nie można było wykluczyć próby zajęcia Stoczni siłą. Bałem się też poniedziałku, bo wtedy wrócą ludzie, którzy wyszli ze Stoczni zadowoleni z podpisanego z Gniechem porozumienia, z uzyskanych podwyżek i innych postulatów stoczni. Co stanie się, jak oni zaczną pracować, to będzie kompromitacja. Co będzie, jak zaczną się bójki? Co robić: wpuszczać ich, nie wpuszczać? Zaproponowałem, żeby w niedzielę zrobić mszę na terenie Stoczni. Pojechałem do Gdańska, do Gdyni, kołatałem do różnych parafii. Nie tylko ja, kilku z nas rozjechało się po kościołach. Odmawiano albo piętrzono formalności. Tylko ksiądz prałat Hilary Jastak z Gdyni się zdecydował na tę mszę. […]
17 sierpnia
Karnawał z wyrokiem. Solidarność 1980–1981, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
W szybkim tempie na naszym wydziale zbito duży drewniany krzyż, ustawiono prowizorycznie na przyczepie ołtarz. [...] Kiedy przyszedł moment, w którym orkiestra dała sygnał rozpoczęcia mszy, wielka masa ludzka w kombinezonach roboczych powstała i zaczęła głośno śpiewać. Wrażenie było wielkie. Ściskało w gardle, a łzy same... Czy ktokolwiek z nas mógł się przedtem spodziewać, że dożyjemy takich czasów, takiego przeżycia na terenie naszej stoczni?
Gdynia, 17 sierpnia
Sierpień ‘80 we wspomnieniach, red. Marek Latoszek, Gdańsk 1991, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
I wtedy nadleciał helikopter i rozrzucił ulotki. Ale nikt się nawet nie schylił, żeby podnieść. Poczułem, co to znaczy jedność. Nikt nie miał pewności, czy ofiara eucharystyczna nie zostanie przerwana atakiem wrogich sił. Do stołu Pańskiego przystąpiły niezliczone rzesze ludzi. A mieliśmy tylko dwa tysiące komunikantów, więc trzeba było dzielić na pół, na ćwierć, na odrobinki i okruszki, by starczyło dla wszystkich.
Gdynia, 17 sierpnia
Krzysztof Wójcicki, Rozmowy z księdzem Hilarym Jastakiem, t. 2, Gdynia 1994, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Plac przed Stocznią był wypełniony przybyłymi na mszę mieszkańcami Gdyni. [...] Było kilka tysięcy osób. [...] Wokół prowizorycznego ołtarza polowego zebrali się prawie wszyscy strajkujący. Błyszczały instrumenty stoczniowej orkiestry. Nastrój uroczysty, w milczeniu oczekiwaliśmy czegoś ważnego. Z rozmieszczonych wokół licznych głośników popłynęły słowa kapłana. [...]
Nikt dotąd nie mówił w Polsce tak otwarcie i tak dobitnie o prawach zwykłych ludzi. [...] To niesamowite widzieć, jaką moc mają słowa. Zwarta masa ludzi przeistaczała się w jeden zespolony organizm. Powstająca pod wpływem chwili wspólnota — to rodziła się solidarność.
Gdynia, 17 sierpnia
Andrzej Kołodziej, Gdyńscy komunardzi. Sierpień 1980 w Stoczni Gdynia, Gdynia 2008, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Niedzielna msza święta rozładowała strach. Przyszły tłumy z miasta. To było olbrzymie wzmocnienie moralne dla tych, którzy zostali. Mamy poparcie, nie jesteśmy sami. Na bramie zawisł krzyż, święte obrazy, portret Papieża. To też istotne. [...] Bo ludzie się bali, że wjadą czołgi. To była forma obrony. [...]
Sytuacja szczególna, przecież nie wiadomo było, jak się to zakończy, czy tej nocy Stocznia nie zostanie zaatakowana. Po mszy zapanowała już inna atmosfera. [...] Od tego czasu non stop, wyjąwszy głębię nocy, pod bramą Stoczni stali ludzie.
Gdańsk, 17 sierpnia
Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
W końcowej części uroczystości zabrał głos Lech Wałęsa, uniesiony do góry przez kilku stoczniowców, i oznajmił, że strajk będzie kontynuowany do czasu, kiedy nie zostaną spełnione postulaty mniejszych zakładów pracy. [...] Nadmienił, że wszedł pierwszy i wyjdzie ostatni. Zebrany tłum odśpiewał mu Sto lat.
Gdańsk, 17 sierpnia
Meldunek w zbiorach Archiwum Urzędu Ochrony Państwa, [cyt. za:] Katarzyna Madoń-Mitzner, Dni Solidarności, „Karta” nr 30, 2000.
Wysiedliśmy z pociągu relacji Gliwice–Gdynia. Pierwszy kontakt z Gdynią robi szokujące wrażenie. Tłumy ludzi, nieczynne środki lokomocji, uporządkowane szeregiem stoją autobusy WPK, nie jeżdżą tramwaje. [...]
Przechodzimy z mężem koło Stoczni im. Komuny Paryskiej. Zawieszone flagi biało-czerwone. Jest wczesne popołudnie. Za bramą widać strajkujących robotników. Ubrani w kombinezony i ubrania robocze. Na rękawach opaski biało-czerwone. Przeważają ludzie młodzi. Z tej strony bramy i ogrodzenia najbliżsi: żony, matki, siostry i koledzy. Podają przyniesione paczki oraz rondle z obiadem.
Coś dławi w gardle.
Gdynia, 17 sierpnia
Domicela Pankiewicz, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13135, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
W poniedziałek 18 sierpnia tysiące ludzi, którzy wyszli ze strajku w sobotę, przyszły pod Stocznię. Powiedziałem wcześniej, by wszystkich wpuszczać. Przed siódmą podszedłem pod bramę i zobaczyłem tłum stojący w niewielkim oddaleniu. Zorientowałem się, że ci ludzie nie wchodzą, bo są wyszydzani przez strajkujących, muszą przechodzić przez „ścieżkę hańby” — z okrzykami „zdrajcy”, „łamistrajki” i innymi epitetami, okładani są zwiniętymi gazetami, czasem opluwani. Przerwałem to, otworzyliśmy bramy. Początkowo nie było wiadomo, co się stanie, to było wielkie ryzyko. Gdyby podjęli pracę, strajk zapewne załamałby się (radiowęzeł nadal był w rękach dyrekcji, która agitowała stoczniowców). A oni wszyscy dołączyli do strajku.
18 sierpnia
Karnawał z wyrokiem. Solidarność 1980–1981, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Widzę jak „pierwszy” [PZPR] jest prowadzony przez grupę ludzi. Idzie pośrodku, obok Kołodzieja. Minę ma nieciekawą, ręce w kieszeniach, teczka zawieszona na jednej ręce. Patrzy w dół. Podchodzą do wózka. Kołodziej wchodzi na wózek i przedstawia „pierwszego”:
— Słuchajcie robotnicy, stoczniowcy. Oto jest jeden z tych, którzy biorą wasze pieniądze, wy pracujecie na takich nierobów, a oni siedzą za biurkami i chcą wami zdalnie kierować.
W tym momencie wprowadza „pierwszego” na wózek.
— Robotnicy, co z tym człowiekiem należy zrobić? [...]
— Osądźcie sami.
Cały plac wybucha śmiechem i gwizdami. Ktoś podbiega bliżej wózka i pluje w stronę „pierwszego”, ktoś inny krzyczy: „Za bramę z nim nogami do przodu!”. Okrzyki: precz z nim, nie chcemy takich wśród nas, gwizdy i wyzwiska nie mają końca. „Pierwszy” zapytany, co ma do powiedzenia, nie odpowiada nic, wzrusza tylko ramionami.[...]
W końcu wśród wyzwisk, gwizdów i ogólnego zlekceważenia „pierwszy” zostaje wyprowadzony przez ludzi z warty robotniczej za bramę.
18 sierpnia
Karnawał z wyrokiem. Solidarność 1980–1981, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Szanowni obywatele! Rodacy! Wydarzenia ostatnich tygodni, a zwłaszcza ostatnich dni przejmują nas wszystkich głęboką troską. Przerwy w pracy licznych zakładów, występujące kolejno w różnych regionach, naruszają normalny bieg życia, dezorganizują produkcję, rodzą napięcia. [...]
Można zrozumieć atmosferę emocji i napięcia, jakiej mogą ulegać nawet najuczciwsi ludzie. Jest jednak naszym obowiązkiem stwierdzić z całą stanowczością, że żadne działania godzące w podstawy porządku politycznego i społecznego w Polsce nie mogą być tolerowane. [...]
Są granice, których nikomu przekroczyć nie wolno. Wyznacza je polska racja stanu. Poczucie odpowiedzialności za los Ojczyzny.
Warszawa, 18 sierpnia
Karnawał z wyrokiem. Solidarność 1980–1981, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Z daleka zobaczyłem biało-czerwone flagi. Dodałem gazu. To Stocznia Remontowa „Parnica”. Wielki, czarny napis na białej tablicy: „Strajk okupacyjny”. Za i przed bramą robotnicy. Stoję i patrzę, łzy płyną mi po twarzy.
W „Baltonie” poruszenie. „«Warski» stanął!” — krzyczą do mnie magazynierzy. Osłupiałem, nie mogłem wykrztusić słowa. Porwałem kogoś w ramiona i uściskałem. Radość.
Szczecin, 18 sierpnia
Krzysztof Jagielski, Zejście z trapu, „Karta” nr 62, 2010, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Możemy śmiało powiedzieć, że jesteśmy pierwszym autentycznym wolnym przedstawicielstwem rzesz pracowniczych w naszym kraju. Nakłada to na nas wielką odpowiedzialność wobec całego społeczeństwa. Naszym głównym celem jest utworzenie Wolnych Związków Zawodowych, niezależnych od PZPR i pracodawców, bowiem tylko wówczas prawa i interesy pracowników mogą być skutecznie bronione. Dopóki nie będziemy mieli Wolnych Związków Zawodowych, jedyną metodą obrony naszych interesów pozostanie strajk, a jest to najbardziej kosztowna społecznie forma pertraktacji. Tylko Wolne Związki Zawodowe potrafią zapewnić niezakłócone funkcjonowanie gospodarki narodowej i jednocześnie realizację postulatów pracowniczych. [...]
Oczekujemy więc na przyjazd władz centralnych. Każdy dzień zwłoki będzie dowodem, że władze nie chcą przyznać prawa do autentycznego przedstawicielstwa ludziom pracy w Polsce.
Gdańsk, 18 sierpnia
Jan Kamiński, Polskie Lato. Kalendarium wydarzeń, „Zeszyty Historyczne” nr 60/1982.
Zaraz po śniadaniu przystąpiliśmy do wyborów. Poleciłem wykonanie tablic z symbolami wszystkich wydziałów. Wszyscy mieli podzielić się na sektory i zgromadzić wokół symboli własnych wydziałów. Następnie wszystkie wydziały miały wydelegować swoich przedstawicieli proporcjonalnie do ilości zatrudnionych na danym wydziale. Szło nam jak po przysłowiowej grudzie. Lata bolszewizmu odzwyczaiły ludzi od samodzielnego myślenia. Zawsze „ktoś” podejmował decyzje za nich, a wybory były zwyczajną farsą. Teraz musieli uczyć się nowych reguł życia, bez podręczników. Trudna była ta pierwsza lekcja wymuszonej demokracji. […] Wszyscy żądali demokracji w państwie, lecz nikt nie wiedział, jak się to ma w praktyce. Ale uczyliśmy się pilnie i po kilku godzinach mieliśmy wybrany komitet strajkowy.
Gdynia, 18 sierpnia
Andrzej Kołodziej, Gdyńscy komunardzi. Sierpień 1980 w stoczni Gdynia, Gdynia 2008.
Podczas zebrań MKS-u w sali BHP od razu orientowałem się, że ludzie są nazbyt napompowani emocją, zbyt podekscytowani, aby można było przeprowadzić jakąś poważną dyskusję i podjąć wiążącą decyzję. To był taki swoisty ceremoniał: drzwi się otwierały, szedłem środkiem do stołu, na niewielkie podium, obracałem się gwałtownie w stronę sali, sekundę milczałem, mówiłem, że otwieram posiedzenie MKS i proponowałem odśpiewanie hymnu. Sala wstawała i chórem odśpiewywała hymn. Dosłownie ludzie, którzy dziesięć minut wcześniej przygotowywali ostre przemówienia w stylu „my im dołożymy”, teraz bez protestu przyjmowali decyzje po dyskusjach przeprowadzonych w niewielkich gronach.
19 sierpnia
Karnawał z wyrokiem. Solidarność 1980–1981, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Centralna Szwedzka Organizacja Robotników popiera polityczną i związkową walkę polskich robotników. Dyktatura komunistyczna paraliżuje wolę i możliwość przejęcia przez robotników odpowiedzialności za gospodarkę i produkcję. Doprowadziło to istniejący system do kryzysu. Wyrażamy naszą sympatię dla strajku, jego celów, jak również dla tych, którzy odważyli się podjąć walkę z totalitarnym państwem. Żądamy, aby polskie władze zaniechały wszelkich bezprawnych działań i rozpoczęły konstruktywne pertraktacje ze strajkującymi.
Sztokholm, 19 sierpnia
Kolekcja Elżbiety i Jakuba Święcickich, zbiory OK.
Te pertraktacje [17 zakładów] wyglądały mniej więcej tak:
Wicepremier Pyka: — Mówicie, że nie ma mięsa. Dobra, 60 ton dostaniecie, zaimportujemy!
— Panie premierze, a kiedy to mięso będzie?
— Muszę się ministra spytać: Andrzej, kiedy to mięso będzie? [do ministra Jedynaka]
— W ogóle go nie będzie, panie premierze.
— Dobra, siedź cicho! Jak z EWG zaimportujemy, to będzie.
[...] Powiedział: „Ja wiem, że u was jest ciężka sytuacja mieszkaniowa. Dobrze, 120 tysięcy rodzin dostanie mieszkania. Daję wam dwie fabryki domów. Jedną z wielkiej płyty, a drugą na takie ładne domki, indywidualne. Francuska licencja. Zadowoleni jesteście?”.
Gdańsk, 19 sierpnia
Wojciech Giełżyński, Lech Stefański, Gdańsk. Sierpień ‘80, Warszawa 1981, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Wjeżdżamy do Trójmiasta i to, co widzę, zapiera mi dech w piersiach. Ludzie na murach, w oknach, na bramach, sztandary, transparenty, kobiety pod zakładami przekazują coś swoim mężczyznom. Spokój, porządek, odwaga. Strajki na taką skalę i spokój. Coś niesamowitego, nowego, pięknego.
Gdańsk, 19 sierpnia
Regina Dąbrowska, zbiór dzienników Archiwum Opozycji OK, sygn. AO II/78, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Jesteśmy pierwszym autentycznym wolnym przedstawicielstwem rzesz pracowniczych w naszym kraju. Nakłada to na nas wielką odpowiedzialność wobec całego społeczeństwa. Naszym głównym celem jest utworzenie Wolnych Związków Zawodowych, niezależnych od PZPR i pracodawców, bowiem tylko wówczas prawa i interesy pracowników mogą być skutecznie bronione. [...]
Oczekujemy więc na przyjazd władz centralnych. Każdy dzień zwłoki będzie dowodem, że władze nie chcą przyznać prawa do autentycznego przedstawicielstwa ludziom pracy w Polsce. [...] Walczymy o słuszną sprawę i zwyciężymy. Z każdym dniem jest nas coraz więcej, a od władz zależy jedynie wielkość społecznych kosztów zwłoki.
Gdańsk, 19 sierpnia
Zapis wydarzeń. Gdańsk – Sierpień 1980. Dokumenty, oprac. Andrzej Drzycimski, Tadeusz Skutnik, Warszawa 2000, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Wszyscy — rządzeni i rządzący — kierować się musimy dobrem Polski. W obecnym położeniu powstrzymać się należy od jątrzenia i dzielenia społeczeństwa za pomocą nieprzemyślanych słów i obelżywych kwalifikacji. Dość już było za naszej pamięci zniesławiających kampanii nienawiści. Nauczmy się wszyscy wzajemnie szanować swoją godność.
[...] Historia nie wybaczy nikomu, kto sięgnąłby po inne rozwiązania niż droga takiego porozumienia. Apelujemy o wejście na tę drogę, apelujemy o rozwagę i wyobraźnię, w przekonaniu, że nie ma w tej chwili ważniejszej sprawy dla Polski.
Warszawa, 20 sierpnia
Karnawał z wyrokiem. Solidarność 1980–1981, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Pierwszy punkt naszych postulatów ma znaczenie kluczowe. Bez niezależnych związków zawodowych wszystkie inne postulaty mogą być przekreślone w przyszłości. Nie raz już tak bywało w krótkiej historii PRL-u. Oficjalne związki zawodowe nie tylko nie broniły i nie bronią naszych praw i interesów, ale przejawiają w stosunku do słusznej akcji strajkowej większą wrogość niż czynniki partyjno-rządowe. Najostrzej o akcji strajkowej wypowiedział się przewodniczący CRZZ Szydlak. [...] Nasz strajk określił jako przejaw wrogich sił i terror. Jego słowa są słowami groźby: „Nie oddamy władzy, nie podzielimy się władzą”.
Gdańsk, 20 sierpnia
Archiwum Opozycji Ośrodka KARTA, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Nie wolno nam godzić się na izolację Wybrzeża. Polska jest jedna. Winniśmy uznać i publicznie głosić, że żądania i potrzeby stoczniowców są potrzebami i żądaniami nas wszystkich, że oni nie są i na pewno nie będą sami. [...] Musimy organizować się dla obrony robotniczych postulatów i tych, którzy je głoszą.
Wrocław, 20 sierpnia
Katarzyna Madoń-Mitzner, Dni Solidarności, „Karta” nr 30, 2000.
U nas, w „Cegielskim”, czekano i rozmawiano o strajkujących, o napisach na murach, które były natychmiast usuwane. [...] Po zmianie, na murze biurowca, dużymi literami, napisałem kredą: „Chwała ludziom morza”. Gdy na drugi dzień przyjechałem do pracy, napis był zamazany cementem, ale tam, gdzie były litery, było grubiej i jeszcze można było go z trudem przeczytać.
Poznań, 20 sierpnia